Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

poniedziałek, 28 września 2015

Wakacje – Stanley Middleton

Wydawnictwo: Wiatr od Morza
Gdańsk 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron: 281
Tytuł oryginału: Holiday
Przełożył (z angielskiego): Bartosz Lewandowski
ISBN: 978-83-936653-8-9
 
 
 
 
 
Nad tytułem powieści znajduje się informacja mówiąca o tym, że tytuł ten otrzymał Nagrodę Bookera, czyli najważniejsze brytyjskie wyróżnienie literackie. Szukacie więc informacji na ten temat. Co znajdziecie? Booker Anno Domini... 1974! 41 lat minęło zanim powieść doczekała się tłumaczenia na język polski i wydania w kraju nad Wisłą. Premiera dzisiaj. Dlaczego trwało to tak długo? Nie sposób powiedzieć? Kto się odważył? Wydawnictwo Wiatr od Morza. Czy warto było znów podejmować ryzyko? Jak zwykle, ponieważ pan Michał Alenowicz ma niesamowite wyczucie do wyśmienitych książek z najwyższej półki. Do rzeczy zatem.
Edwin Fisher wybiera się na tytułowe wakacje. Nie leci do ciepłych krajów, ani nawet do Europy. Wsiada w samochód i jedzie na wschodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii. Do średniej jakości kurortu, do którego jeździł na wakacje, kiedy był jeszcze dzieckiem. Dlaczego tam? Może dlatego, że poszukuje odpowiedzi na ważne życiowe pytania. A może po prostu stara się uciec przed teraźniejszością. Nagłe rozstanie z żoną jest jednym z powodów podjęcia takiej właśnie decyzji. Chwila spokoju, oddechu, plaża, morze, nieznani ludzie, znane miejsca, z którymi wiążą się wspomnienia. Plan, jeśli w ogóle jakiś istniał, spala jednak na panewce, kiedy w jednym z barów Edwin spotyka... swego teścia. Rozpoczyna się prawdziwa wędrówka.
"Wakacje" to nieco sentymentalna, bardzo subtelna podróż po ludzkim życiu. Wspomnieniach, uczuciach, marzeniach. Także o tym, co się z nimi dzieje, kiedy napotykają na prozę życia. Niektóre wspomnienia uskrzydlają, inne powoli zabijają. I to właśnie one – zarówno te pierwsze, jak i te drugie – są najważniejsze w tej powieści. Akcja teraźniejsza (dla Fishera) jest raczej powolna i nieco smętna. Choć pojawiają się w niej ciekawsze akcje, a nawet elementy brytyjskiego humoru to jednak to, co dzieje się w głowie Edwina jest tu zdecydowanie najważniejsze. Wspomnienia dotyczące jego relacji z rodzicami, a w szczególności z ojcem. Chwila, w której poznał Meg. Wygrana w walce o jej rękę. W końcu związek obfitujący we wzloty i upadki, w gorące wyznania miłości i straszliwe małżeńskie burze. W końcu radość z oczekiwania dziecka, a następnie ból po śmierci dwuletniego synka. 
Niezwykle dynamiczne przedstawienie przeszłości to wielki plus tej opowieści. Opowieści, w której – choć bez wątpienia głównym bohaterem jest Edwin – ważne jest całe opisywane środowisko brytyjskiej klasy średniej ówczesnych czasów. Ze wszelkimi jej wadami i zaletami. 
"Wakacje" to historia poszukiwania siebie i próby odpowiedzi na pytanie "czego ja naprawdę pragnę?". Dzięki ciągłemu krążeniu między teraźniejszością a przeszłością Middleton uzyskał ciekawy efekt, a jednocześnie, w bardzo poetyckim stylu, ukazał złożoność ludzkich uczuć. 
Jak skończy się ta opowieść? Czy teściowie Fishera osiągną swój cel i sprawią, że powróci do Meg? A może to ona powinna wrócić do męża? Czy ta historia ma jakąkolwiek szanse na happy end? Przekonajcie się sami, choć zauważę w tym miejscu, że to nie efekt jest tu najważniejszy, ale cała droga, która musi przejść Edwin.
Książka robi spore wrażenie, choć nie czyta się jej specjalnie szybko. Niewielka ilość błędów, na które się natknęłam, z pewnością została już poprawiona w ostatecznej korekcie (otrzymałam egzemplarz recenzencki, który i tak jest bardzo rzetelnie wydany).
Czy polecam? Owszem, bo to powieść, która zasługuje na przeczytanie. Choć zaznaczam – do łatwych nie należy. Zresztą nie powinno to dziwić, Bookera nie dostają książki lekkie i przyjemne, a ambitne i wybitne. "Wakacje" do tej kategorii należą.







Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza

poniedziałek, 21 września 2015

Pretty Little Liars. Kłamczuchy – Sara Shepard

Wydawnictwo: Otwarte
Kraków 2011
Tom 1. cyklu
Oprawa: miękka
Liczba stron: 282
Tytuł oryginału: Pretty Little Liars
Przekład (z angielskiego): Mateusz Borowski
ISBN: 978-83-7515-168-8





Jako wielkiej fance serialu Pretty Little Liars bardzo trudno będzie mi recenzować książki z tej serii. Po pierwsze dlatego, że się różnią (serial nie jest ich ekranizacją, a mniej lub bardziej dosłownym nawiązaniem do nich). Po drugie nawet jeśli akcja i bohaterowie się pokrywają, trudno jest nieraz uniknąć porównań. Po trzecie w końcu – mam wielkie oczekiwania w stosunku do powieści Sary Shepard i trochę się obawiam, czy te książki są w stanie tym oczekiwaniom sprostać.
Wróćmy jednak do tematu, czyli do pierwszego tomu serii (składającej się na dzień dzisiejszy z aż 18 książek).
Niewielkie miasteczko Rosewood w pobliżu Filadelfii. Piękne domy z wielkimi ogrodami, farmy, prywatna szkoła. I pięć nastolatek: Hanna, Aria, Emily, Spencer i Alison. Ich przyjaźń ma przetrwać aż do grobowej deski. Dzielą się ze sobą największymi sekretami – swoimi i cudzymi. Te tajemnice je łączą. Jak to bywa wśród młodzieży – dziewczyny się lubią, ale czasem sprzeczają. Szczególnie, że rola przywódczyni grupy należy bezdyskusyjnie do Alison, co nie wszystkim przyjaciółkom się podoba. 
Wakacje. Dziewczyny urządzają imprezę we własnym gronie. Wszystko zapowiada wspaniałą noc, pełną kolejnych zwierzeń. Spencer pokłóci się jednak z Alison, a ta, obrażona, wyjdzie do ogrodu. Już nie wróci. Następnego dnia policja rozpocznie poszukiwania. Dawne przyjaciółki, pogrążone w smutku, próbują sobie poradzić z nową sytuacją. Ich drogi się powoli rozchodzą. Mija kilka lat.
Policja odnajduje ciało Alison. Sprawa jest poniekąd wyjaśniona. Teraz poszukiwania nastolatki zmieniają się w poszukiwania jej mordercy. Co na to tytułowe kłamczuchy? Czy mają jakieś podejrzenia? Czy jest im źle? A może cieszą się, że Alison już nigdy więcej nie będzie miała nad nimi władzy i nikt nie pozna ich najskrytszych tajemnic, które dzieliły jedynie z nią? 
Książka Shepard to wyśmienity kryminał połączony w powieścią obyczajową traktującą o współczesnej młodzieży. Lekkość narracji idealnie komponuje się z tym gatunkiem, choć przyznaję, że w niektórych momentach miałam wrażenie, iż język jest zbyt prosty. Szczególnie w przypadku rozmów dorosłych. Wypowiedzi Ezry są raczej na poziomie polskiego gimnazjalisty, a nie nauczyciela wykładającego literaturę angielską w prywatnym liceum. Czy to wina autorki czy tłumacza, nie jestem jednak w stanie orzec, ponieważ do oryginału nie sięgałam.
Akcja powieści wciąga od samego początku, a kiedy kończycie ostatnie zdanie, nie możecie się opanować, by nie chwycić kolejnego tomu. Czyta się bardzo szybko, przeskakując z rozdziału na rozdział. A każdy z nich opowiedziany jest z perspektywy innej dziewczyny. I jak i one – każdy jest inny. Spencer to dość spokojna, bardzo ambitna osóbka, dla której wyniki w nauce są niezmiernie ważne, choćby dlatego, że chce udowodnić rodzicom, iż jest lepsza od starszej siostry. Szkoda jedynie, że ma takiego pecha w dobieraniu sobie partnerów. Hanna jest lekkoduchem. Dla niej najważniejsza jest opinia otoczenia. Z grubej świnki, po śmierci Alison, przeistoczyła się w jedną z najpiękniejszych dziewczyn w Rosewood. Dlaczego więc jej chłopak nie potrafi tego docenić? Aria jest wolnym ptakiem, artystką, która całkowicie źle ulokowała swe uczucia. Na dodatek o mieszkańcach rodzinnego miasteczka ma raczej złe zdanie i stroni od nich, rozpamiętując jak to cudownie mieszkało się na Islandii. Emily natomiast próbuje zrozumieć, kim naprawdę jest i czego pragnie w życiu. 
W takim momencie zastaje je pogrzeb Alison i... pierwsze smsy od tajemniczego A. Kim jest ta osoba, która zna ich sekrety? Skąd wie o "sprawie Jenny"? Dlaczego szantażuje dziewczyny? Może być każdym, może być wszędzie. Wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko wie. Czy zrujnuje życia czterech nastolatek?
"Pretty Little Liars. Kłamczuchy" to fascynująca opowieść o przyjaźni, nienawiści, lojalności. O marzeniach i szukaniu siebie, a także o tym, jak trudno jest utrzymać powierzoną tajemnicę. W czasie lektury poczujecie zazdrość, strach, niedowierzanie. Będziecie się zastanawiać, czy bohaterkom powieści rzeczywiście należy się taka kara za to, co kiedyś przeskrobały. I z pewnością nie odłożycie książki na półkę póki nie skończycie jej czytać.
Czy ludzie się zmieniają? Sprawdźcie sami.
Od pierwszych stron wiadomo już, że serial różni się od powieści. A im dalej w las, tym więcej drzew. Robi się coraz mroczniej i coraz mniej przewidywalnie. Jeśli więc znacie serial i obawiacie się "powtórki", to bez obaw możecie sięgać po książkę.
Ciekawostką jest coś, co można by chyba nazwać lokowaniem produktów. Bohaterowie powieści Shepard nie noszą białych bluzeczek i czerwonych sukienek. Zakładają spodnie od Versacego i sandałki od Jimmy Choo, noszą torebki Birkin i marynarki od Armaniego. Dziewczyny i chłopcy. Nie ma znaczenia. Każdy ma na sobie same firmowe ciuchy, a każdy, kto go spotka, jest w stanie od pierwszego rzutu okiem ocenić, od jakiego projektanta wyszło to małe dzieło sztuki i ile kosztowało. Oto świat bogatej, nieco rozpieszczonej młodzieży z amerykańskiej wyższej klasy średniej i ich codzienne problemy.
Na koniec słów kilka o wydaniu. Bardzo klasyczna i elegancka okładka pięknie prezentuje się na półce i jest o niebo lepsza od wydań zagranicznych. Dodatkowo świetnie zrobiona korekta. Nic dodać, nic ując. Poza tymi kilkoma zdaniami, które wydawały się zbyt infantylne w ustach dorosłych – nie mam żadnych zastrzeżeń. Idę czytać kolejne tomy.




Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

czwartek, 17 września 2015

Stawka większa niż kłamstwo – Maciej Replewicz

Wydawnictwo: Fronda
Warszawa 2015
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-64095-93-1






"Inspiracje były różne: angielska książka szpiegowska, artykuł w tygodniku »Stolica«, książeczka z popularnego cyklu »Biblioteka Żółtego Tygrysa«, powieść Dold-Mychajłyka. Plus dużo fikcji. Wszystko podlane sosem o słusznym ideologicznie smaku. Z tak różnych składników w literackiej kuchni firmowanej pseudonimem »Andrzej Zbych« powstał pierwszy i zarazem ostatni superbohater PRL – Hans Kloss."
Czy i Wy słyszeliście zawsze, że "Stawka większa niż życie" to po prostu bajka dla dorosłych? Że to absolutna i stuprocentowa fikcja, wymysł filmowców? Opowiastki wpisane w tło II wojny światowej? Jeśli tak, możecie się bardzo zdziwić. Otóż wielu bohaterów tego serialu wszechczasów istniało naprawdę, a i miejsce miało sporo wydarzeń, które oglądaliście na ekranie telewizora. Nawet tych najbardziej nieprawdopodobnych...
Maciej Replewicz prowadzi swoiste reporterskie śledztwo, w którym stara się wykazać – co mu się zresztą udaje – że "Stawka większa niż życie" w dużej mierze czerpała z rzeczywistych historii, łącząc różne wątki, urozmaicając je nieco i, oczywiście, przystosowując do odpowiedniej linii politycznej. Co więcej, olbrzymie znaczenie miała nie tylko dla filmowców, ale również dla władz PRL. Jak to możliwe? Ot, proste – należy stworzyć bohatera, którego rzesze telewidzów polubią, o którym będą rozmawiać w pracy, domu i na urodzinach u cioci, który będzie w pewnym stopniu symbolem, a jednocześnie będzie osobą, która zawsze przechytrzy wroga i zwycięży. Jednym słowem – superbohatera na miarę tych największych. Miłego, przystojnego, młodego Polaka, który pokaże, że Polska nie zawsze dostaje po dupie, ale potrafi również na wielu frontach odnosić, całkiem spektakularne, zwycięstwa. Ot, przepis na Klossa gotowy. I nikomu nie przeszkadza nawet, że paraduje on w znienawidzonym, niemieckim mundurze.
Tu nazwisko okrutnego nazisty, tam nazwisko oprawcy, tu imię zdrajcy i oto mamy złych Niemców. Tu historia dzielnego partyzanta, tam opowieść o pokonaniu niemieckiego patrolu, tu kilka słów o sowieckiej pomocy i oto gotowe sceny przedstawiające dzielnych Polaków i niosących im wyzwolenie sąsiadów ze Wschodu. Odrealnienie w postaci pominięcia sprawy żydowskiej, zero słów o obozach koncentracyjnych, jakieś pojedyncze łapanki. Owszem, Niemcy są źli, ale lepiej nie poruszać niektórych kwestii. Po co drażnić sąsiadów? Po co znów przypominać widzom, że przed dwudziestu laty było naprawdę strasznie? Dość już tej okrutnej i wszechobecnej martyrologii. Tak właśnie powstawały kolejne opowieści o dzielnym kapitanie Klossie. Najpierw w formie spektakli Teatru Telewizji, a później serialu, którego emisja rozpoczęła się w 1968 roku.
Replewicz nie ogranicza się jednak tylko do odnalezienia pierwowzorów postaci i prawdziwych wydarzeń. idzie dalej. Opowiada o fenomenie klossomanii. O próbach kontynuacji serialu, o jego kolejnych wznowieniach w kraju i zagranicą. O książkach i komiksach. O różnicach między nimi i powodach, dla których te różnice się pojawiły, często w wyniku zmiany obsady na stanowiskach władzy. Historia to niezmiernie ciekawa. Przedstawia również późniejsze nawiązania do powieści o J-23 w popkulturze PRL i III RP, dochodząc w końcu do, niezbyt pochlebnie przyjętego, filmu "Stawka większa niż śmierć" z 2012 roku.
Autor sięga do wielu źródeł. Przeprowadza wywiady, zapoznaje się ze scenariuszami oraz z protokołami spotkań kolaudacyjnych. Analizuje wiele wypowiedzi, felietonów, artykułów prasowych. W końcu przedstawia biogramy twórców Klossa. Bo przecież choć "bzdur historycznych jest tam całe masy, nieprawdopodobieństw otchłanie" to "rzecz chwyta ogromnie, cała Polska to ogląda". Do dziś, choć minęło już przecież niemal 50 lat od pierwszej emisji "Stawki...".
Książka jest wydana bardzo dobrze, nie znalazłam błędów. Urozmaicają ją fotografie jej "bohaterów". Po okładce w ogóle nie widać, że książkę czytałam, co również jest wielkim plusem. Z czystym sercem mogę polecić.




Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Fronda

środa, 16 września 2015

Stawka większa niż życie – quiz

Oglądaliście serial "Stawka większa niż życie"? Pamiętacie losy bohaterów, a przede wszystkim to, o czym rozmawiali?

W ramach promocji książki Macieja Replewicza wydawnictwo zorganizowało Quiz – kultowe cytaty ze "Stawki większej niż życie". 

 
Recenzja ksiązki "Stawka większa niż kłamstwo" M. Replewicza pojawi się na Dune Fairytales już za chwilę. Zapraszam do czytania i sprawdzenia swej wiedzy.
 
 


poniedziałek, 14 września 2015

Jezus z Nazaretu. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania – Joseph Ratzinger (Benedykt XVI)

Oprawa: twarda
Liczba stron: 327
Tytuł oryginału: Jesus von Nazareth, Teil 2. 
Vom Einzug in Jerusalem bis zur Auferstehung
Przekład (z niemieckiego): o. Wiesław Szymona OP
ISBN: 978-83-7660-222-6





Druga część "Jezusa z Nazaretu" autorstwa papieża Benedykta XVI – jak zresztą wyraźnie wskazuje podtytuł – traktuje o ostatnich ośmiu dniach Jezusa, czyli okresie pomiędzy Niedzielą Palmową a Niedzielą Zmartwychwstania Pańskiego. 
Książka jest dogłębną, naprawdę drobiazgową analizą "krok po kroku" tych kilku dób. Benedykt XVI analizuje i interpretuje słowa i gesty samego Jezusa, ale często sięga również po wypowiedzi i czyny otaczających Go ludzi – apostołów, uczonych w Piśmie, w końcu i Jego katów. Wszystko to zaś rozważa na tle ówczesnych przepisów, zwyczajów i światopoglądu. Zestawia swoje wnioski z tymi, które już wcześniej pojawiły się u Ojców Kościoła i późniejszych komentatorów, biblistów, naukowców. Dzięki temu "Jezus z Nazaretu" jest dziełem o szerokich horyzontach, dziełem światłym, naprawdę wybitnym. 
Choć książka napisana jest językiem naukowym, czyta się ją niemal z wypiekami na policzkach. Myślę jednak, że dla osób nie obeznanych ze specyficznym słownictwem teologicznym może to być ciężki orzech do zgryzienia. 
Porywająca historia ostatnich dni Chrystusa na ziemi, jego całkowitego oddania się człowiekowi, zawierzenia Bogu, okrutnej śmierci za grzechy całej ludzkości to jednak coś znacznie więcej niż tylko opowieść. To próba znalezienia odpowiedzi na pytania, które wciąż mamy, mimo upływu od tamtych wydarzeń aż dwóch tysięcy lat. To również niesamowite świadectwo wiary papieża.
Jest to pozycja, która z pewnością każdego czytelnika zmusza do przystanięcia i zastanowienia się nad treścią jego wiary. Czynnik ten może trochę spowolnić proces czytania, jednak warto delektować się dziełem papieża Benedykta.
Dzisiaj krótko i zwięźle, ponieważ "Jezus z Nazaretu. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania" to nie jest książka, o której się pisze – to książka, którą po prostu należy przeczytać. Szczególnie jeśli uważa się za chrześcijanina.
Dodatkowym atutem jest piękne wydanie, w eleganckiej, twardej oprawie. Nie mam żadnych uwag co do błędów.



Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Jedność


Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

piątek, 4 września 2015

Plan Andersa – Piotr Langenfeld

Wydawnictwo: WARBOOK
Ustroń 2015
3. tom serii
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-6452-329-8






Po bardzo pozytywnie przeze mnie ocenionych dwóch wcześniejszych tomach cyklu przychodzi czas na zakończenie. Chociaż, czy na pewno "Plan Andersa" to ostatnie słowo Langenfelda? To jeszcze nie jest pewne. Cieszycie się? Ja nie jestem przekonana, czy kolejna powieść z cyklu by mnie zadowoliła, ponieważ... no właśnie, "Plan Andersa" nie powalił mnie na kolana, nie przyspieszył pulsu, nie sprawił, że rzuciłam wszystko i całkowicie zatopiłam się w lekturze. Wręcz przeciwnie. Rozpoczęłam czytanie w maju, przerywałam wielokrotnie, by znów wrócić, pomęczyć się chwilę i sięgnąć po coś innego. Szkoda, bo miałam wielkie oczekiwania. Co się stało?
Mamy jesień 1945 roku. Radziecka ofensywa napotyka na coraz to nowe przeciwności. Armia Czerwona coraz wolniej idzie na podbój Europy, ponosi coraz większe straty. Stalin zaczyna odczuwać lęk. Czyżby wokół niego zawiązano jakiś spisek? Czyżby najbliżsi współpracownicy chcieli zdradzić? Zdrada to mocne słowo, budzące prawdziwą grozę. Jak poradzi z nim sobie człowiek, który chciał podbić cały świat i któremu, początkowo, całkiem dobrze szło?
W "Planie Andersa" mniej niż w poprzednich tomach serii znajdziemy scen, w których znaczenie ma dyplomacja. Langenfeld skupia się tym razem przede wszystkim na linii ognia. Przeskakuje z Bawarii do Danii, Francji, by żołnierze znaleźli się na Śląsku. Te ciągłe przeskoki bywają bardzo męczące. Przyznać tu jednak należy, że dla wielkich miłośników militariów, broni, strategii walki sceny z pierwszej linii ognia z pewnością będą tym, co najbardziej im się w tej powieści spodoba. Autor wciąż wspaniale opisuje bitwy i zachwyca znajomością broni. Mnie to jednak nie wystarczyło.
Jak wspominałam we wcześniejszych recenzjach, Langenfeld nie stworzył przekonujących bohaterów, do których czytelnik mógłby się przywiązać. Ogrom postaci występujących w jego cyklu jest przeogromny, czasami mogą się nawet zacząć mylić. Najbliższy polubienia jest Jan Węgliński, ale i on pozostaje daleko w tyle, jeśli porównywać go do bohaterów innych powieści. Najlepiej Langenfeldowi wychodzi przedstawienie postaci historycznych i w tym aspekcie chylę czoło. 
Śmiały plan Andersa w końcu staje się rzeczywistością. Czy Rosjan uda się zmylić i pobić? Zaczyna się prawdziwa walka nerwów, chociaż... ja tych nerwów nie czułam. Starałam się wyobrazić sobie, co musieli czuć dowódcy znający cały misternie ułożony plan, ale jednak mi nie wyszło. Szkoda.
Powieść czytałam długo, czytałam wolno, nie miałam specjalnej ochoty do niej powracać. Akcja, choć z pozoru gnała, to właściwie była ślimacza. Nie znalazłam tu punktu zaczepienia – ani postaci, ani jakiegoś specjalnie interesującego motywu, który chciałabym lepiej poznać. Najbliżej temu były wydarzenia rozgrywające się w Meksyku, ale to jednak trochę za mało. Po prostu zabrakło wielkiego "wow!", na które liczyłam po lekturze poprzednich dwóch tomów cyklu. 
Z książką warto się zapoznać, by zakończyć serię. Może Wam się spodobać. Widziałam bardzo pochlebne opinie w Internecie, wiele osób bardzo chwali "Plan Andersa". Nie odradzam więc, ponieważ może po prostu miałam za wielkie oczekiwania.
Wydanie, jak na WarBooka przystało, bardzo ładne, bez większych zarzutów, z klasyczną, pasującą do serii okładką, dobrą redakcją. Nie mam uwag krytycznych.




Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu WARBOOK