Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grażyna Kamyszek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grażyna Kamyszek. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Zatrzymać iskry – Grażyna Kamyszek

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Warszawa 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 206
ISBN: 978-83-64426-16-2





"Zatrzymać iskry" to dalszy ciąg opowieści o życiu Renaty Sadzik-Parker. Tym razem jednak będzie nieco inaczej niż w powieści "Zobaczyć iskry" i to nie tylko dlatego, że zabraknie – z oczywistych względów – Martina. A i życie Renaty, można powiedzieć, wywróciło się do góry nogami, chociaż jak najbardziej w pozytywnym kierunku.
Tematyka drugiego tomu historii Renki jest zupełnie inna, niż wcześniej nam znanej opowieści. Niewiele tym razem Autorka poświęca przemyśleń emigracji zarobkowej – jest ona poniekąd którymś tam z kolei tłem. Wspomina się o niej od czasu do czasu, wszak gdyby nie ten społeczny problem, Renata nigdy pewnie nie znalazłaby się w Gelsenkirchen. 
W "Zatrzymać iskry" Renata jest już nie opiekunką seniorów, ale młodą żoną i matką bliźniaków, Ani i Martina. Między nią a Thomasem wszystko zdaje się układać. Uprawomocnia się orzeczenie o nabyciu spadku po Martinie, dzięki czemu Renata otrzymuje pewien "mająteczek". Zbyt różowo? Jak to w życiu bywa, wata cukrowa zostaje posolona litrami łez, a radosne krzyki nowonarodzonych bliźniaków przerywane są szlochem dorosłych i krzykiem pełnym żalu. Co się stanie? Nie napiszę, ale mogę Wam zdradzić, że będzie się działo całkiem sporo.
Tym razem większe znaczenie dla wydarzeń będzie miała babcia, seniorka rodu Sadzików, uparta starowinka, która od młodości ma pewne marzenia, z którymi dotąd się nie ujawniła. A jej koleżanki, "staruszeczki, moherowe panieneczki" dadzą nie raz popalić i Sadzikom i Parkerom. Niezmiernie ważną postacią powieści jest pani Edel, koleżanka Anny z domu seniora. Jej historia z pewnością Was wzruszy i zapadnie w pamięci jako pewien symbol tysięcy niemieckich i polskich kobiet, które przeżyły "wyzwolenie". Jej przyjaźń z babcią Sadzikową też okaże się w pewnym stopniu symboliczna. 
Co z pozostałymi bohaterami? Jednym wiedzie się lepiej, innym gorzej. Jedni przychodzą, inni odchodzą. Nad niektórymi uronicie łzy, innymi zupełnie się nie przejmiecie. Czy Renata znajdzie przyjaciół na niemieckiej ziemi? Czy może namówi męża do przeprowadzki do Polski? Jak zareaguje rodzina na pojawienie się w niej dwóch maluchów o ciemnej skórze? 
Mam wrażenie, że dalszy ciąg opowieści o Rence jest znacznie smutniejszy od pierwszego. Choć nadal pojawiają się tu radosne chwile, choć raz po raz któryś z bohaterów sypnie żarcikiem, jakoś tak nie było mi do śmiechu. Jedynie chyba w sytuacjach, gdy główne skrzypce grała babcia Sadzikowa. Ona rzeczywiście rozładowywała atmosferę, która co i rusz gęstniała.
Nad głowami Renki i Thomasa pojawiają się ciemne chmury. Czy znowu zabłysną na ich niebie promienie słońca? Czy ich dzieci będa się wychowywać pod niebem polskim, czy niemieckim, czy może...?
Ogólnie powieść bardzo mi się podobała i uważam, że trzyma poziom pierwszej części. Może właśnie dlatego, że Autorka nie powielała tematów, ale wskazała na zupełnie inne sprawy. Tak, jak to bywa w życiu – człowiek zakłada rodzinę, rodzą się dzieci – zmieniają się cele, priorytety, marzenia. Grażyna Kamyszek pokazała to idealnie.
Co mi się nie podobało? Te stany "podkurzenia" Renaty. Co to, u diabła, znaczy "podkurzenie"? Albo jest zdenerwowana, albo wkurzona, albo ma wybuch i wówczas już "podkurzenie" nie ma z tym wiele wspólnego. Niezgrabne jakieś to określenie po prostu, ale właściwie skoro pojawiało się w pierwszej części, to należało się trzymać nomenklatury. Jakoś denerwowało mnie nazywanie dzieci "czekoladkami". Rozumiem, że miało to być na żarty i z miłością, a jednak nie mogę sobie wyobrazić, by jakaś matka tak mówiła o własnych pociechach. Ale to już może moje czepianie się, bo powieść ciekawa i mądra, korekta całkiem dobra, więc czegoś uczepić się było trzeba...
Tak więc polecam wszystkim, którzy czytali "Zobaczyć iskry". Tym zaś, którzy jeszcze nie zapoznali się z pierwszą częścią przygód Renki – proponuję od razu zaopatrzyć się w oba tomy.




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
http://dzosefinn.blogspot.com/2014/12/2-przeczytam-tyle-ile-mam-wzrostu.html



Książka przeczytana w ramach Wyzwania: 
 

środa, 16 kwietnia 2014

Zobaczyć iskry – Grażyna Kamyszek

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Warszawa 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 225
ISBN: 978-83-64426-03-2






"Zobaczyć iskry" to powieść obyczajowa. Ostatnio niezbyt często miałam okazję trafiać na takie pozycje. Częściowo z mojej winy, ponieważ... trochę się ich boję. Nie lubię płytkich opowieści z gatunku "kobiety to czytają". Nie mam nic przeciwko debiutantom, sama marzę o tym, by dołączyć do ich grona. Kiedy jednak na półkach w księgarni widzę nowe powieści obyczajowe pisane przez debiutantki (debiutantów również, ale mniej), to jakoś nie mam specjalnej ochoty, by zabrać je do domu. Szczególnie, że obok zazwyczaj tyle fascynujących tytułów... Tym bardziej więc cieszy mnie, gdy mogę Wam napisać, że "Zobaczyć iskry" Grażyny Kamyszek to powieść, która mnie urzekła. 
Piękna polszczyzna, której używa Autorka jest olbrzymim plusem tej książki. Szczególnie, że Grażyna Kamyszek potrafi wyważyć słowa. Wie, kiedy być Mickiewiczem w spódnicy (czy może bardziej Szymborską), a kiedy bohaterka (narracja jest tu pierwszoosobowa) może trochę... "porzucać mięsem". Język w każdej sytuacji odpowiada nakreślonemu portretowi psychologicznemu bohatera, który się odzywa, nie bez znaczenia jest też konkretna sytuacja, panująca atmosfera. Niewielu współczesnych autorów zwraca na to tyle uwagi, co Autorka "Zobaczyć iskry".
O czym jest ta powieść? O pewnej kobiecie, młodej jeszcze, bo tuż przed trzydziestką. Nauczycielce niemieckiego. Kiedy jej szkoła ma zostać zburzona i przebudowana na jakiś hotel, centrum konferencyjne, czy inne ustrojstwo, na które pewien inwestor wyłożył z pewnością niemały majątek, Renata zostaje "na bruku". Wykształcenie i ładna buzia niewiele pomagają. Szansy na zatrudnienie nie ma, za to coraz łatwiej i częściej udaje jej się zajrzeć do kieliszka. Kiedy więc pewnego dnia jej mama przynosi wiadomość, że jest praca... Renata postanawia rzucić się na głęboką wodę. Może nie taką głęboką, bo tylko na pewien czas, tylko na próbę i to w zawodzie, o którym ani wcześniej nie myślała, ani – tym bardziej – nie marzyła. Zostaje opiekunką starszych ludzi. Jedzie do Niemiec...
Tu dopiero zacznie się prawdziwa historia. Jak odnajdzie się tam inteligentna kobieta z wyższym wykształceniem, która straciła ukochana pracę, zmuszona została do opuszczenia równie ukochanego miasta i na dodatek niedługo przed tym została zdradzona i zostawiona przez swego nie mniej ukochanego Adama? Czy przyzwyczai się do tego, że starszy pan imieniem Martin będzie do niej mówił Ryfka, jakby była jakąś żydowską dziewczyną? Jaka tajemnica kryje się pod tym imieniem i jak zakończy się ta opowieść sięgająca jeszcze przedwojennych lat? Czy Renata w końcu odnajdzie swoje prawdziwe ja? Czy w Niemczech znajdzie szczęście i... w końcu zobaczy iskry?
"Zobaczyć iskry" to jednak nie tylko opowieść o Renacie. To polskie społeczeństwo szukające lepszego jutra. Emigracja zarobkowa, która w XXI wieku na nowo staje się popularna. Choć nie z wyboru, a – jak to zwykle z emigracją bywa – z konieczności. To ciekawy obraz kobiet (bo akurat tu były w tej roli jedynie panie), które dla zarobku (czasem głównego, czasem, by dorobić do niewysokiej przecież emerytury), poświęcają czas, siły oraz kontakty z rodziną i jadą za zachodnią granicę, by pomagać starszym, zamożnym Niemcom.
Osobiście bardzo zainteresowała mnie opowieść o Maćku, koledze Renaty, młodym poloniście, który walczył z jeszcze większymi przeciwnościami losu, niż główna bohaterka. Trochę żałuję, że nie było o nim więcej. 
Zakończenie trochę mnie... właściwie to nie wiem. Nie chcę też za wiele Wam zdradzić. W każdym razie chyba jest dobre. Jak dłużej o tym myślę, tak mi się wydaje.
Książkę czytałam jednym tchem. Na dodatek wydawnictwo rzeczywiście postarało się z redakcją. Okładka również bardzo mi się podoba. Nie mam właściwie żadnych negatywnych odczuć w związku z tą książką, co nieczęsto się zdarza. Gorąco polecam ten niesamowity debiut, a Autorce życzę powodzenia, jeśli postanowi dalej pisać.




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro


Książka przeczytana w ramach Wyzwania: