Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyd. W.A.B.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyd. W.A.B.. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 31 lipca 2014

Ciemno, prawie noc – Joanna Bator

Wydawnictwo: W.A.B.
  Warszawa 2013
Liczba stron:525
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-280-0839-7








Wałbrzych. Miasto, którego szczerze nie lubię. Zimno i ciemno. Paskudnie. Jednym słowem zapowiada się niezbyt optymistycznie. Zresztą nie jestem ignorantką. wiem przecież, że za tę powieść Bator otrzymała Nike (a dla tych, co nie wiedzą – napisali to na okładce całkiem sporą czcionką). Wiem też, jakie książki mają szansę na tę nagrodę. Ciężkie. Trudne. Inne...
Wałbrzych. Listopad. Zimno, na ulicach już śnieżnie. Stare domy, biedne dzielnice tego i tak niezbyt bogatego miasta, które już dawno przestało się rozwijać. Zaginione dzieci. Tajemnice sprzed lat. Poniemieckie noże... Ciemno, prawie noc, a wokoło czai się zło. Gdzie się nie obejrzysz – w każdej chwili możesz natknąć się na kotołaka.
Wałbrzych, miasto, jakich wiele. Symbol. Do niego po latach wraca Alicja Tabor (zwróćcie uwagę na jej nazwisko, sic!) – teraz dziennikarka największej polskiej gazety, mieszkająca w Warszawie kobieta około czterdziestki. Nazywana przez współpracowników pancernikiem. Niczego się nie lęka. Nic nie jest jest straszne. Przyjechała, by napisać artykuł o zaginionych dzieciach. Czy ktoś się spodziewał, że odnajdzie prawdę o sobie i swojej rodzinie? Alicja Pancernik po przyjeździe do rodzinnego miasta i poniemieckiego domu, w którym przed laty zdarzyła się niejedna tragedia, przemienia się w Alicję-Wielbłądkę. Tak kiedyś nazywała ją starsza siostra. Ewa nie żyje od dawna, a jej tajemnicze samobójstwo cieniem kładzie się na całym życiu Alicji.
"Ciemno, prawie noc" to niesamowita galeria barwnych postaci. Choć barwy ich w większości ograniczają się do różnych odcieni szarości i chyba jedynie czerwone Relaksy jednej z kociar, rude włosy Celestyny i kanarkowy płaszczyk po nastoletniej Ewie są dowodem na to, że w Wałbrzychu kolory mają jeszcze prawo istnieć. Nie sposób wymazać z pamięci pana Alberta nigdy niezdejmującego z głowy zdartej, zniszczonej pilotki (gdzieś w połowie powieści dowiemy się, dlaczego ją nosi). Trudno zapomnieć o straszliwym Adalbercie i jego matce, Gertrud, która wszystkim wydawała się silna, a najbardziej bała się własnego dziecka. Po prostu nie da się wciąż (skończyłam jakiś tydzień temu) nie myśleć o Annie Lipiec – matce Alicji i Ewy, albo o ich ojcu – wiecznym marzycielu, którzy wierzył, że odnajdzie wielkie skarby ukryte w podziemiach zamku Książ i dzięki temu zapewni szczęście swej rodzinie. Czy można zapomnieć o okrutnym losie, który spotkał...? Nie, rozpędziłam się, a chcę, byście odkrywali te postaci powolutku, tak jak przedstawia je Bator, tak jak poznawałam je ja.
"Ciemno, prawie noc" to powieść wielowątkowa. Choć nawet to słowo nie oddaje całej złożoności fabuły. Zaginięcie "niepotrzebnej nikomu" Andżeliki, ukochanego wnusia – Patryka i sierotki Kalinki to tylko jeden z wątków tej niesamowitej historii, która uwięzi Was w mrocznym, pełnym czającego się zła i wydobywającej się ze szpar ektoplazmy świecie. Opowieść o pojawieniu się samozwańczych proroków – Jana Kołka i Jerzego Łabędzia jest kolejną i trzeba przyznać, bardzo dobrze oddającą realia polskiej zaściankowości. Świat pełen nienawiści i zawiści, kompletnego braku tolerancji, obrzucania się błotem, obrażania cudzych uczuć, nienawiści rasowej i kulturowej, bluzgi. Tak, bluzgi to odpowiednie słowo choćby dlatego, że trzykrotnie użyła go Autorka w tytułach rozdziałów. I choć te rozdziały są niesamowite, choć mówią wiele prawdy, choć w dużej mierze są głosem nowoczesnego społeczeństwa XXI wieku (są to zapisy "rozmów" na czacie) to muszę przyznać, że moim zdaniem były najsłabszą częścią książki. Męczyłam się przy lekturze tych kilkudziesięciu stron. Męczyłam straszliwie, a jednak nie mogłam sobie darować czytania dalej, bo przecież tak wiele się dzisiaj dzieje w świecie wirtualnym. Prawda w oczy kole...
Zestawienie kociar (najwspanialzych i najczystszych dusz w ludzkich ciałach) i kotołaków, Matki Boskiej Bolesnej i kazirodztwa, gwałtów na dzieciach, przemocy domowej. Silnej, nowoczesnej kobiety i wystraszonego dziecka, którym niegdyś była. Wszystko to wplata Autorka w opowieść o istocie dobra i istocie zła. W tym świecie pełnym szarości znajduje się miejsce dla wszystkich. Kiedyć wystarczało go nawet dla barwnych i roztańczonych Cyganów. Dzisiaj i oni się zdegradowali i mieszkają w ruderach biednej dzielnicy, co jakiś czas biorąc udział w miejskich burdach. Jak zauważa pan Albert – o Cyganach nikt nie mówi, nikt nie pamięta, nikt nie pyta, gdzie się podziali. Nikt nie stawia pomników tym, którzy ich w czasie wojny ratowali. Żydom pozostał przynajmniej głos, Cyganie nie mają już niczego.
Mnóstwo trudnych tematów podjęła Bator w tej powieści. Ujęła je w ramy, próbowała okiełznać, choć przecież zło czai się zawsze za rogiem. A może... może siedzi pod podłogą? W każdym razie okiełznać je nie jest łatwo. Czy Autorce się udało? Przeczytajcie i przekonajcie się sami.
Okrutność w warstwie fabularnej łączy się tu z magią języka. Bo język, jakim posługuje się Autorka zasługuje na wielką pochwałę. Choć nie przypadły mi do gustu te słowa-zdania, których na początku całkiem sporo (na szczęście dalej jest ich coraz mniej), to trzeba przyznać, że pomysł miała Bator rewelacyjny. Czyż nie mówimy tak właśnie? Czy może jednak słyszycie w swoich wypowiedziach wyraźne pauzy? W każdym razie, pomijając ten zabieg – posługuje się językiem pięknym i naprawdę literackim. To nie jakiś tam pisarz, to prawdziwy "Pisarz". Natomiast słowotwórstwo w postaci języka kociar to po prostu majstersztyk. Wielkie gratulacje. Choćby i za to należałoby powieść nagrodzić. A że treściowo książka jest naprawdę głęboka i porusza niezmiernie ważne tematy – Nike wcale nie dziwi. 
Wydanie? Kilka małych literówek, które nie zwracają szczególnej uwagi. Można by je właściwie pominąć milczeniem. Klimatyczna okładka, od której wieje chłodem wałbrzyskiej później jesieni. Szczególnie w porównaniu z wcześniejszą wersją – ta okładka robi bardzo dobre wrażenie. Nie napiszę, że pozytywne, wszak jest ono (i ma być) raczej depresyjne i trochę straszne, jak cała powieść. W każdym razie wydawnictwo spisało się naprawdę dobrze.
Autorka sama przyznaje, że po lekturze jej powieści można sobie strzelić w łeb. Można... Choć lepiej, byście tego nie robili. Nie chcę Was mieć na sumieniu – wszak polecam tę książkę. Lojalnie jednak uprzedzam, że za skutki lektury nie ponoszę odpowiedzialności .
Nie byłam przekonana do tej książki. Nie byłam pewna, czy chcę ją przeczytać. Obawiałam się trochę, że mi się nie spodoba, a przecież wypada, by książki, które zyskały tak ważną nagrodę... Ble, ble, ble. Pożyczyłam, przeczytałam, nigdy nie będę żałowała. Choć na razie po wcześniejsze powieści Bator nie sięgam. Mam kaca po "Ciemno, prawie noc" i długo się z niego nie wyleczę.

wtorek, 8 lipca 2014

Marynarka – Mirosław Tomaszewski

Wydawnictwo: W.A.B.
Warszawa 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-7747-974-2



Z pewnością ci, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o Grudniu, powinni wybrać inne książki. Mnie o wiele bardziej interesowało to, w jaki sposób historia determinuje indywidualny los człowieka. Smutny, jeden z dwóch moich głównych bohaterów za wszelką cenę stara się o historii zapomnieć. To dlatego swój zespół muzyczny nazwał Amnezja. Nie udaje mu się jednak uciec od przeszłości, podobnie jak Karolowi, drugiej kluczowej postaci powieści. Podobne obciążenie spotyka każdego z nas osobno i naród, jako całość, głęboko dotknięty dramatami historii. Chętniej jednak nazwałbym moją powieść psychologiczną, punkrockową, obyczajową albo kryminalną.

Psychologiczną, obyczajową i kryminalną – owszem, bez zastrzeżeń. Choć z punkrockową już mam problem, ale to chyba dobrze, bo to nie moje klimaty. Właściwie to "Marynarka" jest, najogólniej i najdokładniej mówiąc, powieścią genialną w każdym względzie. I wstrząsającą na swój własny sposób, choć może nie taki, jakiego można by się początkowo spodziewać.
Czy można powiedzieć, ze historia jest tutaj tłem? Nie, historia, a przede wszystkim Grudzień '70 to przyczyna, swego rodzaju punkt zapalny. Dokładnie tak, jak napisał sam Autor – determinuje losy bohaterów. Choć minęło już ponad 30 lat (akcja rozgrywa się w 2005 roku), w niektórych duszach i sercach Grudzień na Wybrzeżu zagnieździł się już na zawsze. Niektórzy pamiętają i wciąż przeżywają, rozdrapując rany. Inni pragną zapomnieć, wymazać tamte dni, a szczególnie 17 dzień ostatniego miesiąca roku, z pamięci. Zapomnieć chce między innymi Adam. Dlatego zespół punkrockowy, którego kiedyś był liderem, nazwał Amnezja. Smutek zaś po stracie ojca nie tylko wyspiewywał w pisanych przez siebie tekstach, ale wpisał go w siebie, jakby chciał go wyryć i pokazać wszystkim. Dlatego nosił ksywkę Smutny. Dzisiaj nie śpiewa, zmienia prace jak rękawiczki, bo albo sam nie może nigdzie usiedzieć spokojnie, albo go wyrzucają. Jest niepokornym, nie najmłodszym, byłym punkiem. Smutnym, samotnym, a czasami wręcz żałosnym. Mimo wszystko jednak, czytelnik w końcu go polubi...
Ludzkie losy determinuje jednak nie tylko historia (czy też Historia), ale także inni ludzie. W przypadku Adama są to przede wszystkim Nina – piękna, atrakcyjna dziennikarka, której marzy się prawdziwa kariera, Karol Jarczewski – skrywający kilka mrocznych tajemnic rekin biznesu należący do trójmiejskiej elity oraz Witek – karierowicz i zięć Karola, który pragnie dla siebie władzy, a dla teścia upokorzenia. Od "niewinnego" wywiadu, który Nina będzie próbowała przeprowadzić ze Smutnym aż do szokującej i odkrywającej wielką tajemnice Karola książki Grudniu. Od informacji o śmierci papieża Jana Pawła II do obchodów 35-lecia Wypadków Grudniowych. Poprzez wzloty i upadki, zaprzeczenie, walkę, poddanie się, zawiść, chęć osiągnięcia sukcesu, nadzieję... Od Smutnego do Adama. We wszystko to zaś wplątane jest Trójmiasto, ludzie, którzy jeszcze pamiętają (i tak różne ich postawy wobec tamtych wydarzeń) i tajemnicza tytułowa marynarka z dziurą na plecach.
Choć jestem fascynatką historii i bardzo się nią interesuję, muszę ze wstydem przyznać, że Grudzień '70 to dla mnie jedynie data w podręczniku. Ani szczególnie nie był omawiany w szkole, ani w domu (choć o różnych wydarzeniach historycznych, czasem zaciekle, dyskutowaliśmy). Taka swego rodzaju biała plama. Ogólne pojęcie, co się stało i dlaczego. Nic więcej. Dzięki "Marynarce" to się zmieniło. I choć sam Tomaszewski nie uważa swojej powieści za historyczną, nie mogę się z nim zgodzić. Bardzo umiejętnie i ładnie wplótł zeznania i opowieści uczestników tamtych wydarzeń w akcję dziejącą się teraz (czyli w roku 2005). Pięknie wkomponował w całość te odległe wydarzenia. Na dodatek jeszcze dodał do tego, tak przecież dla Polaków ważną datę, jak 2 kwietnia 2005 roku. Wówczas właściwie wszystko w powieści nabiera prawdziwego rozpędu.
Niby wiadomo, co się wydarzyło 17 grudnia 1970 roku. Czarny czwartek... Możecie więc zastanawiać się, czym się tu ekscytować, skoro wiadomo, jak to się skończy. Otóż mylicie się i to bardzo. Czytałam powieść z wypiekami na twarzy i cały czas nie miałam pojęcia, jak zakończą się historie Niny i Adama, Karola i Witka oraz Magdy. Im dalej brnęłam w powieść, tym więcej wiedziałam o Historii przez duże H, ale jednocześnie tym bardziej ciekawa byłam tego, co się wydarzy w historiach z roku 2005... Prawdziwy majstersztyk.