Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ałbena Grabowska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ałbena Grabowska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 września 2020

Matki i córki – Ałbena Grabowska

 

Wydawnictwo: Marginesy
Warszawa 2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 362
ISBN: 978-83-66335-28-8
 
 





 

Sięgając po tę książkę miałam bardzo wysokie oczekiwania i nie zawiodłam się. Ałbena Grabowska znów okazała się prawdziwą mistrzynią, która naprawdę potrafi porwać czytelnika, zarówno treścią, jak i formą.
Cztery kobiety. Każda z nich samotnie wychowuje córkę. Każda z nich nosi w sobie wiele bólu. A jednak stara się kochać, na ile potrafi. Czy ta miłość wystarczy jej córce? Czy poczucie bycia niekochanym przez matkę położy się cieniem na życiu którejś z nich? Gdzie się w tej rodzinie podziali mężczyźni? Czy Lila ma rację podejrzewając, że z tajemniczą śmiercią jej ojca miały coś wspólnego matka, babka i prababka?
Początek powieści to mnóstwo pytań. Właściwie na wszystkie chyba otrzymujemy ostatecznie odpowiedzi, choć nijak się ich nie spodziewamy. Historie Marii, Sabiny, Magdaleny i Pauliny zwanej Lilą są zagmatwane, niesamowite, trochę nieprawdopodobne, a jednocześnie tak bardzo realne, tak bardzo możliwe... Czy któraś z nich jest prawdziwa? Pozostaje jedynie się nad tym zastanawiać. Niezależnie jednak od tego, czy Autorka wymyśliła je w całości czy zaczerpnęła z opowieści o prawdziwych losach jakichś kobiet, warto się w te historie zagłębić, bo każda nas czegoś uczy.
Maria, dziewczyna z dobrego domu, wychodzi za mąż z miłości. Mamy początek XX wieku, Polska pod zaborami, kobiety nie mają zbyt wielu praw. Ślub z miłości wśród dobrze sytuowanych rodzin jest przywilejem i wielkim szczęściem. Szczęściem, które w przypadku Marii trwa zaledwie miesiąc. Po tym czasie jej mąż zostaje oskarżony o zdradę i skazany na Sybir. Z miłości i poczucia obowiązku ona podąża za nim. Jej życie odmieni się w sposób, jakiego nie mogła podejrzewać. Kiedy, wraz z mężem i córeczką, powróci do wolnej Polski, będzie już zupełnie inną osobą. Naznaczoną biedą, samotnością, niezrozumieniem, cierpieniem, śmiercią bliskich. A przyjdzie jej pożyć jeszcze długie lata i doczekać się wnuczki i prawnuczki.
Sabina jest obiecującą skrzypaczką. Na jej koncerty przychodzą tłumy melomanów. Ma przed sobą świetlaną przyszłość. Niczego od nie oczekiwano poza tym, żeby grała. I wówczas, kiedy jest u szczytu niesamowitej kariery, Niemcy rozpoczynają swą drogę ku zdobyciu dla siebie większej przestrzeni życiowej. Wojna, a w szczególności przeżycia w obozie naznaczą ją, jak wszystkich więźniów, do końca życia. Z obozu wyjdzie inną kobietą. Z poczuciem straty, beznadziei, winy za to, co zrobiła, by odzyskać wolność. Zawsze już będzie sobie zadawała pytania o to, czy należało wówczas za wszelką cenę przeżyć, czy może zachować honor. Próbować w tym piekle znaleźć choćby namiastkę normalności, czy poddać się. Kochać czy nienawidzić. W którym momencie jej długiego życia pojawi się Magdalena? Czy to dziecko obozowe, efekt straszliwych eksperymentów medycznych przeprowadzanych na więźniarkach? Dziecko poczęte w wyniku gwałtu? Czy może owoc miłości?
Magdalena żyje w cieniu matki i babki, które przeżyły piekło. Piekło, o którym raczej nie chciały opowiadać. Jednak sposób, w jaki okazują uczucia różni się mocno od tego, jaki można uznać za standardowy. Polska pod jarzmem Związku Radzieckiego jawi się szarym kawałkiem świata, w którym nie ma przyszłości. Burzliwy związek z Jankiem nie ułatwia tego życia. Czy Magda zdecyduje się na wyjazd z ukochanym? Czy wyruszą do jego wuja do Paryża, czy może do ciotki jej przyjaciółki, do USA? A może zostaną, kiedy Magda zrozumie, że jest w ciąży?
W końcu Lila. Urodzona dokładnie w tej chwili, w której jakiś kierowca potrącił śmiertelnie jej ojca. Próbująca od dziecka zrozumieć, czy jest pogrobowcem, czy nie. Żyjąca w cieniu trzech przodkiń. A kiedy babka i prababka umierają, starająca się jakoś zapełnić tę wyrwę. Została psychologiem, bo miała nadzieję, że w ten sposób będzie umiała zdiagnozować samą siebie i sobie pomóc. Co się zmieni w jej życiu, kiedy na zdjęciu USG zobaczy małego człowieka, który rozwija się w jej ciele? Czy i tej małej istotce przyjdzie żyć bez ojca?
"Matki i córki" to niesamowita opowieść o losach niezwykłych, a jednocześnie zwyczajnych kobiet, do których los się nie uśmiechał. A przede wszystkim o trudnych relacjach międzypokoleniowych. O rodzinnych tajemnicach i wielkiej sile macierzyństwa, które jest w stanie wszystko pokonać. Wszystko to z Historią przez duże H w tle (zupełnie jak w "Stuleciu Winnych"). 
Lila poznaje kolejne szczegóły z życia swoich przodków powoli.W różnej kolejności. A my możemy śledzić historie tych czterech kobiet niemalże równolegle. W odróżnieniu od "Doktora Bogumiła" (najnowszej powieści Ałbeny Grabowskiej), w "Matkach i córkach" mamy raczej krótkie rozdziały, co pozwala na szybkie przechodzenie od jednej postaci do drugiej. Dzięki tej konstrukcji powieści wciąż czytamy dalej, bo chcemy poznać dalsze losy jednej z bohaterek, a zanim nam się to uda, niejako po drodze, poznajemy życie innych. I tak w kółko. Aż do ostatniej strony, która utwierdza nas w przekonaniu, że powieść jest doskonale zaplanowana, przemyślana i zrealizowana. Przy tym wszystkim jeszcze świetnie napisana – z polotem, lekko, inteligentnie, pięknie językowo.
Czy polubicie bohaterki "Matek i córek"? Trudno orzec. To nie jest powieść, w której łatwo się z bohaterami utożsamić. Właściwie trudno je polubić. Może Marię. Marię właściwie lubiłam. Sabiny było mi żal. Magda wywoływała raczej litość. Natomiast Lili nie lubiłam i nie lubię. Rozumiem, że nie miała łatwo, ale... tak naprawdę z nich wszystkich ona miała najłatwiej, a jej charakter i osobowość są raczej nieprzyjemne. W pierwszej chwili taka ocena głównych bohaterek może się wydawać niepochlebna, ale po dłuższym przemyśleniu pewnie dostrzeżecie, że to wielki plus. Każda z kobiet budzi inne emocje. Są prawdziwe do bólu. To nie papierowe księżniczki, superbohaterki, z którymi chcielibyśmy się porównywać, ale kobiety z krwi i kości, których postawa wynika z wielu trudnych doświadczeń.
Życząc Wam przyjemnej lektury, gorąco zachęcam do sięgnięcia po "Matki i córki".


 
 
 

czwartek, 27 sierpnia 2020

Doktor Bogumił – Ałbena Grabowska

 

Wydawnictwo: Marginesy
Warszawa 2020
Trylogia: Uczniowie Hippokratesa, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 512
ISBN: 978-83-66500-63-1
 



Twórczość Ałbeny Grabowskiej poznałam, kiedy napisała drugi tom "Stulecia Winnych". Wówczas też miałam przyjemność i zaszczyt przeprowadzić z nią wywiad (możecie go znaleźć tu). Od tego czasu śledzę jej literackie poczynania, kilkakrotnie udało nam się również spotkać i porozmawiać. Oczywiście oglądam serial na podstawie jej bestsellerowej sagi i, choć podoba mi się, zdecydowanie wolę wersję książkową. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko dotarła do mnie wieść, że Ałbena Grabowska zaczyna kolejny cykl, od razu chciałam się z nim zapoznać. Zatem przedstawiam Wam "Doktora Bogumiła", książkę bardzo ważną dla samej autorki, traktującą o lekarzach,bo i ona jest z wykształcenia i wieloletniej praktyki lekarzem. 
Autorka świetnie poradziła sobie oddając klimat XIX-wiecznej Polski (tak, wiem, że Polski nie było wówczas na mapach). Pięknie opisała nie tylko światek medyczny, ale i inne grupy społeczne. Jednak klimat wyczuwalny jest nie tylko na poziomie fabuły, charakterystyk bohaterów, czy opisów miejsc, ale również w języku i kompozycji powieści. Rozdziały są długie, mają około 50-60 stron. Cała powieść ma 500 stron i zaledwie siedem rozdziałów. Choć nie do końca. Ponieważ pomiędzy nimi są jeszcze "krótsze" przerywniki, o których za chwilę. Poczułam się trochę jak przy lekturze "Ziemi obiecanej" Reymonta, którą kończę, a która niesamowicie mi się podoba. Do tego dochodzą jeszcze opisy, czego w danym rozdziale czytelnik się dowie. Rewelacja, jak w starych powieściach z XIX i początków XX stulecia! To naprawdę nadaje klimat lekturze. Niby drobiazg. a tak wiele zmienia.
Język samej powieści nie jest sztucznie archaizowany, ale bardzo literacki, ładny. To nie jest współczesne romansidło pisane przez grafomankę, ale literatura z wyższej półki, którą należy smakować. Wspomniałam o przerywnikach. Ciekawym elementem kompozycyjnym powieści jest to, że pomiędzy rozdziałami mówiącymi o perypetiach głównych bohaterów możemy poczytać o realnych lekarzach, którzy kładli podwaliny pod nowoczesną medycynę. Takich pionierów w tej dziedzinie. Zarówno takich, którzy w swoim czasie zostali uznani, jak i takich, którzy zakończyli życie jako przegrani, czasem z poczuciem, że to oni przysporzyli pacjentom cierpienia, albo przyczyniali się do śmierci dziesiątek ludzi działaniem, które miało ich uleczyć.
Przejdźmy do głównej części powieści, czyli do opowieści o tytułowym doktorze Bogumile i jego otoczeniu. Bogumił Korzyński pochodził ze wsi, "cudem" otrzymał spadek po zmarłej ciotce, co pozwoliło mu na kształcenie się na Uniwersytecie Wileńskim. Tam właśnie został lekarzem. Niestety, z Wilna musiał uciekać (dlaczego, nie zdradzę, żeby nie psuć Wam przyjemności czytania) i w ten oto sposób zastajemy go w Warszawie. Właściwie poznajemy go w Krakowie,do którego udał się na pokazową sekcję zwłok. Tak, tak! Pokazowe sekcje zwłok dla lekarzy w tamtych czasach to mogło być naprawdę coś! Smród, brud, robaki podgryzające wnętrzności, latające wokoło muchy, krew i fragmenty ludzkich tkanek na ubraniach i butach lekarzy...Brrr! Poczujecie się jak w prawdziwej mordowni!
Po powrocie do domu Bogumił zostaje po raz trzeci ojcem (znowu dziewczynki!) i otrzymuje pracę w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Wydawałoby się, że spełnia się właśnie większość jego marzeń, ale... przed nim jeszcze wiele trudności, jak to w życiu. Będzie musiał poradzić sobie z nowymi współpracownikami, irytującą rodziną żony, bratem-nierobem, który pakuje się ciągle w nowe problemy, pewną staruszką, której tożsamości nie mogę teraz zdradzić... Czekają go nowe badania, nowe odkrycia, kilku ciekawych pacjentów i spotkania z równie intrygującymi lekarzami. Bogumił skrywa wiele tajemnic ze swej przeszłości, spróbuje również zrozumieć, co powodowało niedoszłym teściem jego żony, że spowodował wielki skandal, w którym oczernił Domicelę i niemalże zniszczył jej reputację, co w ostateczności doprowadziło do jej ślubu z Bogumiłem.
Jeśli sądzicie, że to wiele, to pomyślcie, że to jedynie wierzchołek góry lodowej. W "Doktorze Bogumile" akcja jest wartka, jest w niej mnóstwo zwrotów akcji. Niektórych tajemnic czytelnik może się domyślić wcześniej niż bohaterowie, ale to wcale nie psuje lektury. 
Bohaterami powieści są nie tylko lekarze. Niezmiernie ważnymi osobami są członkowie rodziny Domiceli oraz brat Bogumiła. A wielu z nich jest niejednoznacznych, trudnych do rozgryzienia. Tym ciekawsi są, bardziej realni. Niektórzy chcą walczyć o dobro pacjenta, są idealistami, widzą swoją pracę jako posługę. Inni myślą jedynie o wygodzie i łatwo zarobionych pieniądzach. Niektórzy uczynili więcej zła niż dobra, inni całe swe życie poświęcają niosąc pomoc bardziej potrzebującym. Mają różne zainteresowania, różne, bardzo ciekawe, historie do opowiedzenia... albo przemilczenia.
Niesamowite jest to, na jaki opór napotykali lekarze, którzy chcieli unowocześnić medycynę. Można by pomyśleć, że każdy chciałby, aby jego pacjenci nie cierpieli  i przeżywali ciężkie choroby i operacje bez bólu, a potem żyli "długo i szczęśliwie". Mycie rąk jest dla nas czynnością codzienną. Teraz, w dobie pandemii jest czymś wykonywanym kilkadziesiąt razy dziennie. Aż trudno sobie wyobrazić i uwierzyć, że w połowie XIX wieku lekarze nie myli rąk nawet wtedy, kiedy odchodzili od stołu sekcyjnego i szli badać żywych i chorych pacjentów! Włosy stają dęba, kiedy się o tym pomyśli. Ileż zarazków. Ileż chorób wywołanych brakiem higieny. Niby tak niewiele potrzeba, trochę wody i mydła, ale... tak naprawdę trzeba najpierw totalnie zmienić sposób myślenia, a na to wielu, nawet najwybitniejszych, uczniów Hippokratesa nie było gotowych.
Ciężko tu pisać więcej o fabule, gdyż to powieść wielowątkowa. Poza tym nie chcę za wiele zdradzać, bo roi się w niej od tajemnic, zagadek, zwrotów akcji, pojawiają się ludzie, których nikt by się nie spodziewał, a przeszłość każdego w końcu doścignie.
Warto jeszcze nadmienić, że to nie tylko książka o medycynie. Znajdziecie tu przyjaźń, miłość ("bo każdy chce być kochany"), oddanie, lojalność, zrozumienie, dzielenie wspólnych pasji. Będą walki bokserskie, meliny, a nawet dość widowiskowy napad na pociąg.
Jednym słowem to doskonała lektura, którą mogę polecić każdemu, kto lubi mądre książki, w których wartka akcja łączy się z bogatym panteonem bohaterów oraz wiedzą naukową, z której na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Wszystko to ubrane w bardzo klimatyczne opisy, język i konstrukcję tekstu.
Przyznam jednak, że ostatnie akapity mnie zawiodły. Wolałabym jednak inne zakończenie. Natomiast z wielką niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu.

 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Marginesy:


wtorek, 10 października 2017

Ostatnia chowa klucz – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Zwierciadło
Warszawa 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 307
ISBN: 978-83-65456-86-1








Pierwsza w dorobku Ałbeny Grabowskiej powieść kryminalna zapowiadała się od samego początku na prawdziwą perełkę. Czy rzeczywiście sprostała wymaganiom i spełniła oczekiwania?
Kto zna Pretty Little Liars ("Słodkie kłamstewka" vel "Kłamczuchy") ten z pewnością będzie miał takie same przemyślenie co do początku powieści. Cztery nastolatki zbierają się na opuszczonym strychu. Jedna z nich ma przystąpić do "paczki", ale czeka ją najpierw swoista inicjacja. Po zakończonym spotkaniu, które jest dość przerażające, następuje... porwanie. Która z dziewczyn zaginie i co się z nią później stanie? Tutaj już wszystko jest inaczej niż w PLL. 
Polska, nienazwana miejscowość w okolicy Warszawy. Można by się pokusić o jej znalezienie, bo często padają nazwy ulic i ich umiejscowienie względem siebie. Nie ma to jednak większego znaczenia. Jesteśmy w pobliżu Wisły, mamy początek XXI stulecia. Główne bohaterki na początku powieści mają szesnaście lat. Oznacza to, że jestem od nich niewiele starsza, może rok, może trzy. W każdym razie pozwoliło mi to na dodatkowe poczucie bliskości i ułatwiło wczucie się w klimat. Całkiem dobrze jeszcze pamiętam to, co czuły licealistki na początku millenium.
Historia opowiedziana jest z perspektywy jednej z uczestniczek feralnego spotkania, Marzeny.  Dzięki temu głębiej wchodzimy w jej umysł i serce, a jednocześnie nie wiemy wszystkiego, a jedynie to, co ona sama odkryje. Prywatne śledztwo prowadzi z różnymi skutkami, czasem wie (przynajmniej tak się nam i jej wydaje) więcej od policji, innym razem jakby przestaje się interesować przestępcą i skupia na własnym życiu, miłości, związku. Uważam jednak, że takie spojrzenie na sprawę jest bardzo dobre i narrator wszechwiedzący mógłby nam jedynie popsuć odbiór całej opowieści.
Każdy rozdział ma swoisty prolog i epilog. Prolog to słowa porywacza, epilog – kogoś, kto go zna i postanawia naprawić wyrządzone przez niego zło. Do samego końca nie wiemy, kim te postaci są. Odkryjemy to dopiero na dwóch ostatnich stronach.
Ałbena Grabowska, poza wyśmienitą akcją, daje nam również niesamowitą galerię barwnych postaci, z których każda, nawet najbardziej niepozorna, ma w tej historii do odegrania niebagatelną rolę. Niezapomniani na długo jeszcze pozostaną Świętszy Paweł, Pikuś, Mimoza i Adamsowa. Bo Marzena ma takie zboczenie – niemalże wszystkim w swym otoczeniu nadaje jakieś przezwiska.
W powieści codzienne przeżycia nastolatki – zakochanie, niezrozumienie się z rodzicami, szkoła, nauczyciele – przenikają się z iście kryminalną intrygą, w której samym środku znajduje się Marzena. Czy nastoletnia miłość okaże się silniejsza od przyjaźni? Czy może jednak to przyjaźń i lojalność zwyciężą? I jak cała ta historia wpłynie na dalsze życie, wchodzących w dorosłość, bohaterów?
Kto porwał i dlaczego? Kim była tajemnicza osoba, która postanowiła pokrzyżować porywaczowi szyki? Tego dowiemy się dopiero na dwóch ostatnich stronach. Stronach... zamkniętych w kopercie, którą należy rozciąć dopiero w ostatniej chwili. Ciekawy pomysł, który dodaje powieści smaczku i jeszcze bardziej trzyma w napięciu. Bo nie można poznać zakończenia od razu. no chyba, że postanowisz na początku otworzyć kopertę. Ale wówczas cała intryga i czytanie nie mają już większego sensu. Szkoda sobie psuć te kilka(naście w moim wykonaniu) godzin wyśmienitej lektury.
Sprawcę wykryłam dość szybko. A potem z 10 razy zmieniałam zdanie, by w końcu... przekonać się, że trafiłam, a Autorka nieźle potrafi zakręcić, by kryminał można było uznać za naprawdę udany. Bardzo spodobało mi się również to, że zakończenie jest współczesne  – ten przeskok o mniej więcej 15 lat wiele daje. Pozwala bowiem poznać dalsze losy wszystkich bohaterów i dopiero naprawdę na samiutkim końcu rozwiązać zagadkę. Dzięki niemu możemy przeczytać jak tamte tragiczne wydarzenia wpłynęły na kształtowanie się ich charakterów i losy ich wszystkich.
Znalazłam, niestety, kilka błędów logicznych i mam wrażenie, że w niektórych miejscach nastąpiło jakieś zagięcie czasoprzestrzeni. Poza tym żadnych krytycznych uwag. Należy zatem mieć nadzieję, że to nie ostatni kryminał Ałbeny Grabowskiej.




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zwierciadło

sobota, 8 kwietnia 2017

Alicja w krainie czasów. Czas odzyskany – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Zwierciadło
Warszawa 2017
Cykl: Alicja w krainie czasów
Tom III
Oprawa: miękka
Liczba stron: 305
ISBN: 978-83-65456-52-6








Trzeci, długo przeze mnie wyczekiwany, tom trylogii "Alicja w krainie czasów" dotarł do mnie, kiedy Dziewczynki ząbkowały, a na domiar złego właśnie nastąpiła zmiana czasu na letni. Może właśnie dlatego było mi tak ciężko i ta historia usatysfakcjonowała mnie mniej od poprzednich. Może byłam zbyt zmęczona i dlatego w pewnym momencie pogubiłam się już w kryminalnej intrydze. A może... coś jednak nie do końca wyszło.
Zakończenie trylogii to powieść sensacyjno-szpiegowska. W połowie dzieje się w czasie II wojny światowej, druga część akcji rozgrywa się po dwóch dekadach od zakończenia działań wojennych. Alicja, wciąż piękna, "młoda", potrafi nadal zakręcić wokół palca wielu mężczyzn. Przyciąga ich, wykorzystuje jak przystało na szpiega i robi swoje. Robi swoje bardzo dobrze, jest świetną agentką – szanowaną, cenną, wykorzystywaną w wielu delikatnych akcjach, w których poza doskonałym warsztatem niezmiernie przydaje się również wdzięk osobisty. I, oczywiście, wciąż pracuje w szpitalu, gdzie również przysługuje się dobrej sprawie.
Wciąż jednak jest samotna po śmierci ukochanego Daniela. Czy jeszcze kiedyś pokocha, czy na zawsze pozostanie wdową, przy której wiernie stać będzie jedynie "młodszy braciszek", Franek? Cóż, kilku mężczyzn się przy niej pojawia, ale czy któryś zawładnie sercem kobiety, której czas się nie ima? Musicie się przekonać sami. 
Bogata galeria nowych postaci w niczym nie ustępuje tym, które poznaliśmy i pokochaliśmy wcześniej. Są bohaterowie pozytywni i negatywni, są i tacy, co do których niemalże do ostatniej strony nie potrafimy się zdecydować. I ci są najciekawsi, to rzecz oczywista. 
Wzrusza w tej powieści wątek Kodorowa (choć wcale nie piszę, że Alicja wraca na "stare śmieci"), bawią próby znalezienia jej jakiegoś mężczyzny, na które to wpada rodzina Franka, wstrząsa praca w szpitalu dziecięcym w okupowanym Paryżu, powoduje przyspieszone bicie serca scena na pewnym moście. Wiele emocji towarzyszy najnowszym przygodom naszej Alicji vel Aliny. Wszystko to zaś opisane z polotem, ciepłem i pewną dozą dobrego humoru (tam, gdzie to możliwe, bo trudno żartować sobie na wojnie). 
Zachwycił mnie wątek bułgarski i aż żałuję, że nie było go więcej. Szkoda również, że historie dzieci ze szpitala nie zostały pociągnięte dalej, choćby w jakichś wspomnieniach czy niespodziewanych spotkaniach po latach. Aż chciałoby się przeczytać jeszcze jeden tom, w którym Autorka rozwinęłaby te tematy. Bardzo podobał mi się również epilog. Naprawdę rewelacyjny pomysł.
Podsumowując zatem – zakończenie trylogii jest ciekawe, ale trzeba je czytać naprawdę uważnie, bo można się pogubić. I, niestety, jest nieco słabsze od poprzednich tomów. Nie trzyma już tak w napięciu, choć to właśnie ta powieść ma wątki sensacyjne i jest osadzona w najciekawszym okresie. Liczyłam na coś trochę bardziej porywającego, bo można się tego było spodziewać po dwóch wcześniejszych tomach. Choć nadal polecam, bo Autorka ładnie pozamykała wszystkie wątki. I czekam na kolejną jej powieść.





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zwierciadło

sobota, 8 października 2016

Alicja w krainie czasów. Czas opowiedziany – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Zwierciadło
Warszawa 2016
Cykl: Alicja w krainie czasów
Tom II
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 377
ISBN: 978-83-65456-23-6








Mówią, że drugi tom cyklu jest zawsze najsłabszy. Ałbena Grabowska udowadnia, że nie warto używać takich określeń jak "zawsze". "Czas opowiedziany" nie tylko w niczym nie ustępuje pierwszemu tomowi "Alicji w krainie czasów", on jest po prostu jeszcze lepszy. 
Alicja, po wybuchu, w którym próbowała zakończyć swe życie, zostaje wysłana do Wiednia, do kliniki neurologicznej. To tam naprawdę zacznie się prawdziwa przygoda dorastającej panny. Niegościnność i bariera językowa nie tylko jej nie zniechęcą, ale spowodują, że znajdzie w sobie siłę, by walczyć. O co? O dalsze życie. O osiągnięcie czegoś. O spełnienie marzeń, odnalezienie prawdziwej siebie. A pomoże jej w tym nie kto inny, jak Sigmund Freud we własnej osobie. To pod jego wpływem, za jego namową i za jego wstawiennictwem Alicja Księgopolska – kobieta, Polka – rozpocznie studia medyczne na wiedeńskim uniwersytecie i nie raz, nie dwa pokaże zaborcom, że nie warto z nią zadzierać.
Wiedeń okaże się dla Alicji na długi czas dość łaskawym miejscem i bezpieczną przystanią, choć niestety wszystko pewnego dnia ulegnie zmianie. Jakiej? Tego nie napiszę. Dość zdradzić, że jej status społeczny zmieni się diametralnie, kiedy Europę ogarnie wojenna zawierucha. Zanim to jednak nastąpi Alicja przeżyje zawód miłosny, utratę kilku bliskich osób i niemalże całkowite zerwanie więzów z tymi, których przez długie lata miała za swych rodziców.
Więcej z fabuły nie zdradzę. Napiszę jedynie, że "Czas opowiedziany" toczy się na przestrzeni około czterech dekad i pięknie pokazuje ówczesną Europę zachodnią – Austrię i Francję (to z Wiednia Alicja zawędruje do Paryża, choć po drodze odwiedzi jeszcze kilka innych miejsc).
Drugi tom cyklu to opowieść o sile intelektu i dobrym sercu. O przyjaźniach, miłościach, zdradach. To wspaniale zilustrowana "wielka historia" widziana oczami zwykłej (choć naprawdę niezwykłej) kobiety. To w końcu opowieść... szpiegowska. Tak, dobrze przeczytaliście. 
Na stronicach książki znajdziecie całą plejadę ciekawych postaci, zarówno fikcyjnych, jak i rzeczywistych. Oprócz Freuda największy wpływ na życie Alicji będzie miała... Coco Chanel, choć i Alicja dla niej będzie bardzo ważną osobą. Poza tym wspaniała ciotka Kundzia, tajemnicza Emily, kochający Franek, zakochany Jacob i... Alina, o której więcej ani słowa.
Autorka wspaniale snuje swą opowieść, raz zwalniając, innym razem przyspieszając akcję. Choć przyznam, że ostatnie 30 stron powieści przeleciało zbyt szybko. Chyba jednak wolałabym się bardziej rozkoszować latami '30. Miałam wrażenie, że wszystko jest takie w pośpiechu, jakby to miał być jakiś epilog do całości, a nie końcówka drugiego tomu. Z drugiej jednak strony, przygotowywałam się na wielkie "bum" na zakończenie i... dostałam je. Dorównuje wybuchowi kończącemu pierwszy tom, choć jest zupełnie innego rodzaju. I to jest naprawdę cudowne.
Wyśmienite są nawiązania do literatury światowej opisywanych czasów. Bohaterowie, nie tylko Alicja, czytają książki i można niemalże poczuć ówczesny klimat, to, co ludzi zajmowało, fascynowało, co było w literaturze swoistą nowością. Zresztą aspekty społeczno-obyczajowe są w tej powieści bardzo ważne i przeplatają się z historiami różnych osób. Bo "Czas opowiedziany" to już nie tylko opowieść o Alicji, to wiele równoległych historii i to jest chyba największy plus tej powieści. Płynne przechodzenie od jednej do drugiej opowieści, a wszystkie pięknie połączone niesamowitą obecnością naszej rodaczki.
Podobają mi się również uśmiechy do czytelników, którzy Autorkę znają trochę lepiej. Na stronicach powieści pojawiają się Alina (imię jej córki), Franek (synek Autorki i bardzo ważna osoba w całej tej historii; Pani Ałbeno – czy możemy liczyć na książeczkę o prawdziwym Franku?), Bułgaria (stamtąd pochodzi rodzina Grabowskiej). To tylko niektóre takie "perskie oczka", które puszcza do nas, a które udało mi się odnaleźć. 
Jednym słowem – nie mogę się doczekać zakończenia cyklu. Jeśli Ałbena Grabowska nie zawiedzie – a wątpię, by miało to miejsce – "Czas odzyskany" może się okazać jeszcze ciekawszy. Przynajmniej takie mam wrażenie po zakończeniu lektury drugiego tomu. Zatem pozostaje mi jedynie czekać z cierpliwością (a o to w tej sytuacji trudno) na tom trzeci.




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zwierciadło

czwartek, 9 czerwca 2016

Alicja w krainie czasów. Czas zaklęty – Ałbena Grabowska


Wydawnictwo: Zwierciadło
Warszawa 2016
Cykl: Alicja w krainie czasów
Tom I
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 333
ISBN: 978-83-64776-95-3








W końcu doczekałam się kolejnej sagi spod pióra Ałbeny Grabowskiej. Niezmiernie jestem szczęśliwa i już nie mogę się doczekać drugiego tomu tej fascynująco zapowiadającej się trylogii.
Koniec XIX stulecia. Polska pod zaborami. Prawdopodobnie jakieś okolice Warszawy, choć nie wiadomo, gdzie dokładnie znajduje się majątek Kodorów, w którym mieszka hrabia Księgopolski z małżonką. Ale zaraz, zaraz, to nie jego rodowe ziemie, lecz jej. On tam "jedynie nastał", kiedy został jej poślubiony. Czy to ważne? Niekoniecznie, choć może i tak.
Powieść napisana jest w bardzo ciekawy sposób, początkowo trochę niechronologicznie, co sprawia, że czyta się ją z jeszcze większym zainteresowaniem. Bo już prolog wywołuje u czytelnika napięcie i wielką ciekawość. Jak do tego doszło, co się właściwie wydarzyło? Dowiemy się za chwilę. A później... później przeczytamy, co miało miejsce jeszcze wcześniej, co doprowadziło do tych wszystkich nieszczęsnych wydarzeń. Dalej już po kolei śledzimy losy hrabiego Jana i Elżbietki. I oczywiście Natalki, bohaterki prologu, która w życiu tytułowej Alicji odegra niebagatelną rolę.
Romans szlachcica i podkuchennej może i nie wyszedłby na jaw, gdyby nie jego owoc. Dzieciątko ma jednak tego pecha, że – nie dość, że jest bękartem – ma się urodzić w tym samym czasie, co prawowity dziedzic majątku. Wszystko jednak układa się zupełnie niespodziewanie dla każdego z bohaterów, a to za sprawą... magii, w którą głęboko wierzyła Natka i która sprowadzi jeszcze na wszystkich całe mnóstwo nieszczęść, łez, żałoby i... dość, bym nie napisała zbyt wiele. 
Mijają lata, Alicja dorasta, próbuje zrozumieć, dlaczego rodzice nie kochają jej tak, jakby tego chciała. Niezwykłe dziecko, które po prostu pochłania wiedzę, ma wiele zdolności i jednocześnie jest po prostu dzieckiem. A niełatwo być dzieckiem w XIX wieku, szczególnie dziewczynką. Nie mówiąc już o dziewczynce, która marzy o nauce, a nie o balach, o mądrych książkach, a nie adoratorach i w końcu o zrozumieniu świata, a nie o modnych i drogich sukniach. 
Poza fascynującą fabułą i wyrazistymi postaciami, Ałbena Grabowska wskazała wiele przywar ówczesnej szlachty. Choć warto zauważyć, że spora ich część jest aktualna nawet dzisiaj i to nie tylko wśród wyżej urodzonych. Swoista dulskość jest tu na porządku dziennym. Bogaci ludzie z towarzystwa boją się skandalu (którym może być nawet wyjście z teatru po antrakcie) chyba bardziej niż własnej śmierci, a wiejska ludność, choć paniczne obawia się działania diabelskich mocy, nie ma większych oporów, by brać udział w dziadach i chadzać po zioła do szeptuchy. Taka wiejska religijność... Panu Bogu świeczkę, a diabłowi ogarek. Nie dziwi zatem, że Natalia wierzyła w magię i to do diabła wznosiła gorące prośby o to, by Jan ją kochał, a ich dziecko było niezwykłe.
Początkowo łatwo wyrobić sobie zdanie, kto jest kim, kto jest dobry, a kto zły, kogo polubimy, a do kogo nie będziemy pałali sympatią. Z każdą kolejną stroną jednak dochodzimy do wniosku, że bohaterowie tej powieści są ludźmi – każdy ma swe wady i zalety, ukształtowało ich życie i różne doświadczenia, że świat nie jest jedynie biało-czarny, ale ma wiele odcieni szarości. 
Znakomite zakończenie sprawia, że z ciarkami na plecach odkładamy książkę i żałujemy, że nie możemy natychmiast chwycić za kolejny tom. Na niego, niestety, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
"Alicja w krainie czasów. Czas zaklęty" to opowieść o miłości i trudnym dorastaniu. O szukaniu siebie i akceptacji. O trudnym losie kobiet w dziewiętnastowiecznej Polsce pod zaborami. O pięknie bajek i baśni, o magii przemieszanej z codziennością. To w końcu rewelacyjnie opisani bohaterowie, ciekawy sposób wyjaśniania kolejnych wydarzeń (zarówno poprzez retrospekcje autorskie, jak i wspomnienia bohaterów). To tajemnice, które prowadzą do grobu. I Alicja, której nie można nie pokochać.
W tle dziewiętnastowieczna Warszawa z "wynalazkiem pana Bella", "wynalazkiem ana Edisona", brukowanymi ulicami, gazowymi latarniami i seansami spirytystycznymi. Tło zaiste wyśmienite.
Dużymi plusami powieści, gdyby komuś było jeszcze mało, są nieprzewidywalność (a niełatwo mnie zaskoczyć) i wspaniała okładka, na której zdjęcie samej Autorki jako Alicji. Chyba dwa błędy w całej książce to wystarczająco mało, by powiedzieć, że korekta i redakcja spisały się na medal. Nic dodać, nic ująć. Czytać, czytać, czytać.





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zwierciadło




wtorek, 17 maja 2016

Lot nisko nad Ziemią – Ałbena Grabowska

Wydawnictwo: Zwierciadło
Warszawa 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 335
ISBN: 978-83-63014-83-4






Trudna, wymagająca, niesztampowa, wprowadzająca w nieco ponury nastrój – taka jest powieść Ałbeny Grabowskiej zatytułowana "Lot nisko nad Ziemią". 
Weronika zawsze miała pod górkę. Nie dlatego, że jej rodzice byli szczególnie wymagający i oczekiwali od niej nie wiadomo jakich osiągnięć. Wręcz przeciwnie. Jak się jednak okazuje – życie bez wychylania się również może być trudne. Bo Weronika w pewien sposób chciała dopasować się do świata, w którym ludzie cenią swoje osiągnięcia i do czegoś w życiu dążą.
Gdy wreszcie zdawało się, że znalazła szczęście i uwolniła się spod wpływu nieco toksycznych rodziców... zdarzył się wypadek, który znisczył, i tak nadwątloną, psychike młodej kobiety. Mąż zmarł, dzieci nie mieli, choć długo sie o nie starali. Kolejne bolesne doświadczenia.
Czy odnajdzie spokój w rozmowach z coraz to nowymi lokatorami wynajmującymi od niej mieszkanie? Czy będzie potrafiła zdystansować się od ich prywatnych spraw? Szukanie bratniej duszy czy kogoś potrzebującego wsparcia i opieki stanie się dla Weroniki drogą do szczęścia. Czy jednak lokatorzy są rzeczywiście zdolni sprawić, że kobieta podniesie sie po tragedii i wróci do zdrowia psychicznego?
Powieść czytałam powoli, co chwilę zatrzymując się na którymś fragmencie. Postać głównej bohaterki – z jednej strony budzi zainteresowanie, z drugiej zaś listość. Weronika nie jest papierowa, każda z nas mogłaby się znaleźć na jej miejscu. I to powód, dla którego, w moim odczuciu, jest tym bardziej bohaterką tragiczną. Jej świat – świat żalu, bólu, złudzeń – tak bardzo jest inny od tego, który dziś jest kreowany przez szeroko pojęte media. To nie kobieta sukcesu, nie piękna i zdolna, ambitna bizneswoman, to nawet nie ikoniczna matka-Polka. Na pierwszy rzut oka zdaje się być bezbarwna, choć jej umysł jest bogaty i, na swój specyficzny sposób, piękny. 
Autorka stworzyła postać nietuzinkową. Udało jej się ukazać psychikę kobiety całkowicie zatraconej w swym własnym świecie, kobiety zagubionej, nie potrafiącej poradzić sobie z bólem spowodowanym stratą. Kobiety, która wbrew temu, czego nas dzisiaj uczą – nie potrafi zamknąć rozdziału i zacząć życia od nowa. Ba, ona tego nawet nie chce. Ten ból zdaje sie ją napędzać, być jedyną pożywką na kolejne lata. I to jest naprawdę niesamowite. Bo tak, owszem, są wśród nas ludzie, którzy wolą cierpieć, dla których własne cierpienie ma nieocenioną wartość, których cierpienie wręcz definiuje. I żadne starania, leczenia, terapie, czy inne działania otoczenia nie są w stanie tego zmienić. Jednak nikt dzisiaj, poza Ałbeną Grbowską, nie ma chyba odwagi o nich pisać. Mainstream popłynął w zupełnie odwrotnym kierunku.
Żeby nie było za kolorowo, mam uwagi co do redakcji tekstu. Znalazłam za dużo błędów jak na tak dobre wydawnictwo. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedy, pewnego dnia, ukaże się kolejne wydanie powieści, błędy te zostaną poprawione. Poza tym polecam powieść każdemu, kto szuka książki mądrej i wyjątkowej, a nie przeszkadza mu, że jest ona trochę, no cóż, dołująca...