Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 30 kwietnia 2020

Czego mogą nas nauczyć Ojcowie Pustyni? – Ks. Marek Starowieyjski

Wydawnictwo: PETRUS
Kraków 2020
Oprawa: twarda
Liczba stron: 210
ISBN: 978-83-7720-578-5











Choć na Dune Fairytales nie znajdziecie na razie (tylko na razie, bo to wszystko jeszcze do nadrobienia) żadnych pozycji autorstwa księdza profesora Marka Starowieyskiego, to nie pierwsze moje z nim spotkanie. Książek napisanych przez niego przeczytałam już kilka, a nadto mam wielki zaszczyt być również jego studentką. To, kolejne już, spotkanie jest jednak wyjątkowe, bo dotyka tematu bardzo bliskiego memu sercu.
Kim byli Ojcowie Pustyni i czy w ogóle mogą nas czegoś nauczyć? Pustelnicy, ludzie, którzy porzucali domy, rodziny, urzędy... jednym słowem wszystko, co trzymało ich w miastach i wsiach i udawali się na pustynię, by być bliżej Boga. Ludzie, których doczesne szczątki zasypał piach pustyni, ale o których pamięć przetrwała, bagatela, nawet 1700 lat! W czym są nam podobni, czym się różnią? Jak to w ogóle możliwe, byśmy my – ludzie XXI wieku – mogli nauczyć się czegoś od nich? Odpowiedź jest prosta – bo byli wielkimi ludźmi. Ludźmi wielkimi w swej małości i pokorze. 
Ilu ich mogło być? Kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu? Całe setki! W samej książce księdza Starowieyskiego poznajemy pokrótce kilkudziesięciu. Niektórych znamy z imienia, innych nie. Bo nie imię jest najważniejsze, ale myśl, która po nich pozostała. Myśl, która nie tylko przetrwała wieki, ale wciąż niesie świeżą i aktualną prawdę.  Bo Prawda jest tylko jedna.
Nazywano ich abba, choć były wśród nich i kobiety, na które mówiono amma. Już bowiem za życia gromadzili się wokół nich ludzie, którzy chcieli ich słuchać, uczyć się od nich. Od tych zasłuchanych w Boga. To właśnie oni dali początek monastycyzmowi. Nie możemy zapalić świeczki na ich grobach, ale pozostawili nam po sobie coś znacznie ważniejszego. Swoje apoftegmaty. Nie tylko możemy je teraz przeczytać. Autor bowiem szeroko je komentuje, pokazując nam wyraźnie jak bardzo są aktualne, osadzając je we współczesności i z nią konfrontując. To wielki plus tej pozycji, ponieważ samo zebranie apoftegmatów, choć to i tak wielka i wyjątkowa praca, to jedno, ale i ukazanie ich w dzisiejszym świetle, pokazanie przez pryzmat tego, czym obecnie żyjemy, to coś znacznie więcej.
Ksiądz profesor już we wstępie zauważa jak ważną rolę w tej mrówczej pracy miała również siostra Małgorzata Borkowska OSB, którą być może znacie jako autorkę (recenzowanej przeze mnie swego czasu) powieści "Gar'Ingawi". To ona dokonała przekładu niezwykłego dzieła "Gerontikon", czyli "Księgi Starców". To właśnie zawarte tam sentencje stały się niejako bazą niniejszej książki.
O czym zatem mówią Ojcowie Pustyni? O problemach duchowych, z którymi boryka się chyba każdy wierzący. Opierając się na życiowej praktyce, a nie tylko wielkiej filozofii i teologii (niczego im nie ujmując), Ojcowie Pustyni szukali sposobów na pokonanie tych problemów. I te sposoby znajdowali. W większości prości ludzie, choć zdarzali się też tacy "na stanowiskach", często niepiśmienni, docierali do ludzkich serc i nakierowywali je na miłość Boga i miłość do Boga. I nadal to robią. Wobec każdego, kto zechce ich wysłuchać.
Abba Agaton powie nam o gniewie i przebaczeniu, abba Arseniusz o prostej wierze, abba Mios o posłuszeństwie, abba Pojmen o milczeniu i łagodności, abba Sisoes Wielki o szukaniu człowieka i Boga, abba Zenon o czystym sercu. W końcu najbardziej znany szerokim kręgom abba Antoni m.in. o codzienności, pokorze i konieczności wytchnienia. To tylko kilka przykładów z kilkudziesięciu omówionych apoftegmatów. Sami spójrzcie, jaka rozbieżność tematów, jakie ich bogactwo i jak bardzo są one współczesne!
Książkę czyta się bardzo przyjemnie i refleksyjnie. Język pozwala nam się nie zmęczyć, ale nie umniejsza wielkości głoszonych prawd. Idealnie wyważona jest też długość. Na tyle, by pokazać prawdę, by wskazać jej aktualność, ale nie przegadać. 
Minusem są, dość liczne niestety, błędy – głównie literówki. Mimo ich występowania i tak bardzo gorąco polecam tę budującą lekturę – szczególnie w tym trudnym dla nas wszystkich okresie pandemii.




 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS
https://www.wydawnictwopetrus.pl/

czwartek, 16 kwietnia 2020

Złoty kluczyk. Opowiastki, wiersze i scenki dla dzieci – Lucyna Szubel

Wydawnictwo: PETRUS
Kraków 2020
Oprawa: twarda
Liczba stron: 144
ISBN: 978-83-7720-566-2











Jak wiecie, od przynajmniej dwóch lat każda moja recenzja książki dla dzieci to właściwie wypadkowa trzech opinii – mojej i moich córek. Na ogół są one do siebie  podobne. Wygląda na to, że mamy podobny gust. Jednak nieraz nieznacznie się one różnią. Wynika to pewnie z  różnych temperamentów, ale i też z etapu  rozwoju, w jakim w danej chwili są Aria i Rebeka. Nigdy jeszcze nie pisałam recenzji książki, która spotkała się z tak rozbieżnymi "opiniami" i tak niesamowicie spolaryzowanym odbiorem. Wiem jednak z czego on wynika i wszystko Wam za chwilę wyjaśnię. Przedstawiam zatem "Złoty kluczyk. Opowiastki, wiersze i scenki dla dzieci".
Na początek kilka słów o autorce. Lucyna Szubel jest poetką, autorką licznych artykułów kulturalnych, recenzji oraz prozy poetyckiej. Urodzona w latach 30. ubiegłego wieku ma na swoim koncie zarówno tomiki poetyckie, jak i liczne antologie.
W recenzowanym tomiku, jak zresztą widać już po tytule, znajdziemy zarówno krótkie opowiastki, wierszyki oraz scenki dla dzieci.  
Po kolei zatem. Opowiastki są króciutkie. Naprawdę krótkie. Mieszczą się na stronie (a format książeczki jest niewielki), nieraz nawet na jej połowie. To ciekawe spojrzenie na świat. Zarówno rzeczywistość, jak i krainę bajek. Spotkamy tu bowiem i Kopciuszka i Królewnę Śnieżkę i tytułowy Złoty Kluczyk. Nie są jednak takie, jak znamy od lat. Nie takie, jak poznają na co dzień nasze dzieci. Patrzymy na nie innymi oczami. Dla mnie to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przyjemne, odświeżające. Moje Córki natomiast zupełnie nie były zainteresowane. Bajka, która nie ma nawet trony to nie dla nich. Na dodatek bez dialogów i bez rysunków. Myślę, że te opowiastki są idealne właśnie dla mam – żebyśmy odsapnęły od bajek codziennie czytanych naszym dzieciom i miały coś dla siebie. Jednocześnie coś ładnie napisanego, bo choć prozą to poetycko i bardzo refleksyjnego. 
Wierszyki zostały przyjęte z większym entuzjazmem ze strony dzieci. Natomiast mnie przypadły do gustu nieco mniej niż opowiastki. Nie przeczytałyśmy wszystkich, ale podobały się te wielkanocne. Pewnie dlatego, że wpadły akurat w okres przygotowań do Świąt. Wierszyki są różnej długości, ale mieszczą się na dwóch stronach, czyli idealnie dla kilkulatków i starszych dzieci. Niektóre są rymowane, większość to wiersze białe. Tu na uwagę zasługuje ich układ. Niektóre mają bardzo ciekawe kształty, np. choinki czy strumyka, co pięknie komponuje się z tekstem i dodaje mu polotu (którego, swoją drogą, samym wierszykom wcale nie brakuje).
Najbardziej spodobały nam się scenki do inscenizacji. To gotowe scenariusze różnych przedstawień i będziemy z nich pewnie, nie raz i nie dwa, korzystały. Są oczywiście jasełka, ale też i scenki na okres wielkanocny, na lato. Są religijne i świeckie. Z ludźmi, aniołami, diabłami i zwierzakami. Co kto lubi. Jedynym zastrzeżeniem, jakie mogę zgłosić to błędy jeśli chodzi o zapis obsady w tych scenkach, ponieważ nie zawsze występujące w niej głosy pokrywają się z listą osób występujących zamieszczoną na początku każdej scenki. Trzeba się dokładnie wczytać w tekst zanim rozdzieli się role.
Książeczka jest bardzo ciekawą pozycją  zupełnie inną od wszystkich, jakie dotychczas spotkałam na rynku. Jest jednak bardzo zróżnicowana i wydaje mi się, że ten jej podział na gatunki to również podział na grupy wiekowe. Scenki dla dzieci przedszkolnych, wierszyki dla wczesnoszkolnych, a opowiastki to już dla nastolatków i dorosłych. Czy to źle czy dobrze, oceńcie sami. Ja polecam, choć warto najpierw zapoznać się z nią samemu, a dopiero potem czytać dzieciaczkom, szczególnie tym najmłodszym, bo można je zrazić do naprawdę przyjemnej lektury, jeśli zaproponuje się im – szczególnie opowiastki – za wcześnie.



 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS
https://www.wydawnictwopetrus.pl/

wtorek, 7 kwietnia 2020

W stawie – Emily Bone

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2020
Tytuł oryginału: Ponds
Przekład (z j. angielskiego): Patrycja Zarawska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 32
Ilustracje: Lucye Rioland
ISBN: 978-83-280-7305-0





Pół roku po rozpoczęciu, bardzo zresztą udanej, serii "Młodzi przyrodnicy", pojawia się kolejny tytuł (pomiędzy były jeszcze cztery, ale na razie ich nie posiadamy) od Wydawnictwa Wilga. Tym razem dzieciaki mogą się dowiedzieć, co też dzieje się w stawie. A dzieje się, dzieje, całkiem sporo.
Podobnie jak wcześniejsze tytuły, i ten jest autorstwa Emily Bone, ilustracje natomiast wykonała Lucye Rioland. Jest to książeczka, którą spokojnie możecie oceniać po okładce, bo środek jest również wyśmienity i piękny.
Krótkie zdania, w których zawarta jest naprawdę spora porcja wiedzy. Fachowe słownictwo podano w ciekawy i przystępny dla młodego czytelnika sposób. Jednak tak, by zapoznał się w różnymi terminami i mógł sięgnąć po bardziej dojrzałe pozycje już ze  swoistym bagażem wiedzy. 
Duża czcionka z pewnością będzie przydatna dla dzieci, które właśnie uczą się czytać. W połączeniu z niedługimi zdaniami, będzie ciekawą alternatywą dla klasycznych elementarzy. 
Szata graficzna, jak już wspomniałam, jest przepiękna. Ilość szczegółów, drobiazgowość, jest doprawdy powalająca. Jestem całkowicie zakochana w ważkach (choć to nic dziwnego, bo kocham je od dziecka) i dziękuję, że poświęcono im aż dwie strony. Ale nawet strona, na której nad powierzchnią wody latają larwy jętek jest przeurocza. To doprawdy kunszt artystyczny, tak przedstawić przyrodę w książeczce dla dzieci.
Choć tekstu jest niewiele, bo i stron mało i zdań na nich również, to książka pełna jest ciekawostek. Ładnie przestawiono choćby cykl życia żaby, moje córeczki zachwyciły się sposobem, w jaki poluje pająk topik. Przy tym tytule nie było już żadnych strachów, jak w niektórych miejscach poprzednich. Choć, oczywiście, może to wynikać z tego, że dzieciaki mają już cztery lata i nieco więcej wiedzą o świecie.  
Książeczka skupia się głównie na faunie, jednak przemycono w niej kilka informacji dotyczących flory. Zwracam na to uwagę, bo jeśli Wasze pociechy interesują się bardziej roślinkami, to mogą czuć się nieco zawiedzione. To raczej pozycja dla małych zoologów niż botaników.
Książka jest przeznaczona nicy dla dzieci od szóstego roku życia, może czterolatki są nią jednak zainteresowane i lubią ją oglądać. Przeczytałyśmy całość i były zainteresowane treścią, myślę więc, że spokojnie można ją dawać czterolatkom, choć oczywiście same jej , bez Waszej pomocy, nie przeczytają.
Dla nas jest to pozycja szczególnie ciekawa, jako że w naszej okolicy mnóstwo jest stawów i niech tylko skończy się kwarantanna, jedziemy na wycieczkę przyrodniczą do naszego rezerwatu przyrody. Teraz mamy z czego się uczyć o tym, co możemy wkrótce (oby wkrótce!) zobaczyć.
Gorąco polecam!






Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga
-