Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 26 listopada 2020

Mopsik, który chciał zostać reniferem – Bella Swift

 

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2020
Tytuł oryginału: The Pug who wanted to be a Reindeer
Przekład (z j. angielskiego): Ewa Kleszcz
Oprawa: miękka
Liczba stron: 139
ISBN: 978-83-280-8043-0
 



 

 
Nie znamy wcześniejszych części książki, ale Ariunia już kazała zapisaś, że od Zająca będzie chciała je dostać. Peggy zrobiła u nas prawdziwą furorę, a na końcu recenzji będę miała i dla Was pewną niespodziankę związaną z tą powieścią. Przeczytajcie jednak najpierw, dlaczego ta książka zrobiła na nas tak wielkie wrażenie.
Okładka. Jest prześliczna, pozłacana, bardzo bożonarodzeniowa. I od razu wywołała masę pytań. Ale jak to, piesek reniferem? Ależ, mamo, to tylko opaska. A dlaczego ma listki na ogonku... I tak dalej. Zaintrygowane opowieścią, słuchały zatem, nastawiając uszy i nie mogąc się doczekać kolejnych ilustracji.
A tych jest wiele, naprawdę. Bardzo ładne i eleganckie. Zabawne, czasem nieco śmieszne, dodające całej książce wyjątkowości. Biało-czarne, co może nie zachwycać najmłodszych, ale czterolatkom już się bardzo podobało. Mnie również.
Co dalej? Od razu dowiadujemy się, że Peggy została zaadoptowana przez rodzinę Chloe w okolicy poprzedniego Bożego Narodzenia, tymczasem kolejne Święta właśnie się zbliżają. Niedługo minie zatem rok odkąd mopsik mieszka ze swoimi nowymi właścicielami, których bardzo kocha. Z racji wspomnień jest zdania, że Boże Narodzenie to najpiękniejszy czas w roku, pełen radości, szczęścia i rodzinnej bliskości. Nie pojmuje, co się właśnie dzieje wśród jego najbliższych. Chloe pokłóciła się z przyjaciółką, Ruby nie lubi swojej nauczycielki z przedszkola, Finn posprzeczał się z przyjacielem, a mama codziennie przychodzi do domu przygnębiona, ponieważ brakuje klientów w jej nowo otwartej kawiarni. Sami widzicie, że sytuacja nie jest zbyt przyjemna, a atmosfera mało świąteczna.
Peggy postanawia wziąć sprawy we własne łapki i... zostać reniferem. Renifery mają bowiem moc, a na dodatek są przecież blisko Świętego Mikołaja. Niestety wszystkie pomysły, które ma Peggy nie tylko nie przynoszą sukcesu, ale kończą się fiaskiem. Rodzina jest w rozsypce, a działania pieska jeszcze bardziej ją denerwują. Pewnego dnia Peggy, nie mają innego wyjścia, przynajmniej w jej mniemaniu, wykopuje tunel pod płotem i ucieka. Musi trafić do szkoły Chole, gdzie przebywają prawdziwe renifery. Niestety i to się nie udaje, postanawia zatem ruszyć na Biegun i tam naprawić sytuację swojej rodziny.
Spotka ją wiele różnych przygód, niektóre z nich będą zabawne, inne nieco przerażające. Na swej drodze napotka pomocnego wiewióra i starszą panią, która uratuje ją przed mrozem. Ale na swych króciutkich nóżkach, jak się można spodziewać, daleko nie zajdzie. Wciąż gnana wielką miłością, oddaniem i chęcią niesienia pomocy, nie podda się jednak. 
Tymczasem rodzina rozpocznie poszukiwania, które zakończą się w zupełnie dla niej niespodziewany sposób. Choć nie zostanie prawdziwym reniferem, Peggy pojedna wszystkich i sprawi, że Święta będą jednak bardzo szczęśliwym czasem. Bo reniferem można być w sercu,, nie potrzeba do tego prawdziwych rogów. Wystarczy opaska i... WIELKIE SERCE. Największym cudem jest bowiem miłość.
Książka napisana jest bardzo przyjemnym, przystępnym językiem. W zabawny i wzruszający sposób pokazuje otaczający świat oczami niewielkiego, bardzo sympatycznego pieska. Wydana została na dość grubym, lekko pożółkłym papierze i wydrukowana jest dużą czcionką, dzięki czemu te ponad sto stron pochłania się bardzo szybko. I na pewno jest to bardzo pomocne dla dzieci, które rozpoczynają samodzielną przygodę z lekturą. Gorąco polecamy, nie tylko na okołoświąteczny czas!
 
A teraz obiecana niespodzianka. Na fanpage'u rusza konkurs, w którym możecie wygrać egzemplarz powieści "Mopsik, który chciał zostać reniferem". Wystarczy polubić fanpage'a Dune Fairytales i fanpage'a Wydawnictwa Wilga, udostępnić informację o konkursie na swoim profilu oraz zgłosić chęć wzięcia udziału w konkursie.  Proste? To do dzieła. Konkurs trwa do 5 grudnia, losowanie zwycięzcy w Mikołajki (wysyłam jedynie na terenie Polski).


 





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga

poniedziałek, 23 listopada 2020

Klub fanów przygody – Cyril Lepeigneux

 


"Na arenach Lyonu" 
Wydawnictwo: Jedność
Kielce 2020
Tytuł oryginału: Dans les arenes de Lyon (Les Disciples Invisibles)
Przekład (z j. francuskiego): Katarzyna Sarek
Oprawa: miękka
Liczba stron: 132
Ilustrował: Alban Marilleau 
ISBN: 978-83-8144-235-0













"Na murach Orleanu" 
Wydawnictwo: Jedność
Kielce 2020
Tytuł oryginału: Sur les remparts d'Orleans
(Les Disciples Invisibles)
Przekład (z j. francuskiego): Katarzyna Sarek 
Oprawa: miękka
Liczba stron: 143
Ilustrował: Alban Marilleau
ISBN: 978-83-8144-236-7








 
 
 
 


"Na ulicach Paryża" 
Wydawnictwo: Jedność
Kielce 2020
Tytuł oryginału: Les Orphelins de aris
(Les Disciples Invisibles)
Przekład (z j. francuskiego): Katarzyna Sarek
Oprawa: miękka
Liczba stron: 140
Ilustrował: Alban Marilleau
ISBN: 978-83-8144-234-3
 
 
 
 
 
 
 
 
 "Na dworze cesarza Japonii" 
Wydawnictwo: Jedność
Kielce 2020
Tytuł oryginału: A la cour de l'Empereur du Japo (Les Disciples Invisibles)
Przekład (z j. francuskiego): Katarzyna Sarek
Oprawa: miękka
Liczba stron: 128
Ilustrował: Alban Marilleau
ISBN: 978-83-8144-237-4



 
 
 
 
 
 

Przedstawiam Wam dzisiaj cztery tytuły na raz, ponieważ tworzą bardzo interesującą serię dla dzieci. Myślę, że mogą spodobać się już spokojnie pięciolatkom, choć uczulam, że poruszają również dość dramatyczne tematy, więc warto pomyśleć o wrażliwości swojego dziecka, a nie patrzeć jedynie na wiek.
Nie ma jakiejś odgórnie ustalonej kolejności czytania. Trudno powiedzieć, żeby dzieci wyraźnie bardziej dziwiły się z powodu jednej podróży niż z innej. Dlatego możecie czytać dowolnie, choć doradzam jednak lekturę zgodnie z chronologią przedstawionych wydarzeń historycznych. Zatem najpierw Lyon, potem Orlean, następnie Paryż i na końcu Japonia. Pomoże to usystematyzować wiedzę i ukazać różne etapy życia Kościoła.
Poznajemy sympatyczną trójkę dzieci i ich psa. Dwóch chłopców i dziewczynkę. Dwójkę rodzeństwa i ich kuzyna. Młodych i głodnych przygody Francuzów. Oraz Płomienia, ich czerwonego setera irlandzkiego. Dość wyczerpująca i zabawna charakterystyka każdego z nich przedstawiona została na początku każdej z książeczek. Później dowiadujemy się jeszcze o istnieniu innych dzieci w rodzinie, ale tylko ta trójka bierze udział w... podróżach w czasie.
Jak to się dzieje, że udaje im się niepostrzeżenie wędrować poprzez czas nie wiadomo. Za każdym razem ma to miejsce to w innych okolicznościach. Nie jest im też do tego potrzebny żaden specjalny przedmiot. Po prostu nagle dzieci przenoszą się w przeszłość. Przeżywają tam mnóstwo, czasem naprawdę mrożących krew w żyłach, przygód. Poznają ciekawych ludzi, spotykają na swej drodze świętych Kościoła. Od razu ubrani są w odpowiednie stroje i mówią odpowiednim językiem, co dorosłego czytelnika mogłoby mocno drażnić, nie zapominajmy jednak, że to powieści dla dzieciaków i tak jest lepiej (na roztrząsanie problemów dotyczących podróży w czasie przyjdzie czas innym razem). W pewnym momencie, równie niespodziewanie, dzieci wracają do swego życia i odkrywają, że minęło zaledwie kilka godzin, choć w przeszłości byli nawet kilka dni. 
"Na murach Lyonu" to trudna historia polowań na pierwszych chrześcijan. Naszych młodych bohaterów nie ominie zatem ukrywanie się na cmentarzu i uciekanie przed żądnymi krwi Rzymianami. Igrzyska tuż tuż, a czym bardziej ucieszyć rzymską gawiedź jak nie pożeranymi przez lwa chrześcijanami? Przestrzegam zatem, że dzieciaki chcą zrozumieć, dlaczego tak było i dlaczego wiara w Jezusa oznaczała śmierć. Przygotujcie się zatem na mnóstwo dociekliwych pytań, a nawet na koszmary, jeśli zbyt wcześnie przeczytacie dzieciom tę książeczkę. Mimo wszystko warto poczekać, bo to bardzo ciekawa historia i napisana dla dzieci. Scen drastycznych raczej nie ma jak na standardy dorosłych czy nastolatków, ale za małe dziecko może to mocno przeżyć. Tyko nie myście,, że próbuję Was do książki zniechęcić. To naprawdę świetna opowieść, która sporo uczy i jest odpowiednia dla dzieci, jeśli się je przygotuje i jest gotowym na odpowiadanie na trudne pytania. Ale historia jest przednia i można z Jeanne, Francisem i Louisem przeżyć naprawdę świetną przygodę, a nawet się nieco pośmiać, choć humoru w tym tomie jest chyba najmniej.
"Na murach Orleanu" to czasy, w których żyła Joanna d'Arc. Nasi młodzi bohaterowie będą mogli spotkać ją osobiście, czy to nie wspaniałe? Na dodatek znajdą się w samym centrum spisku przeciwko niej i będzie im niełatwo połapać się, komu można wierzyć, a kto jest zdrajcą. Bogata galeria postaci dostarczy naprawdę niesamowitych emocji. Poza przygodą będzie tu też spora dawka świetnego humoru.
"Na ulicach Paryża" to z kolei XVII-wieczna Francja i zderzenie francuskiej biedy z bogactwem. Choć pięknie ubrane, dzieci trafiają do biednej dzielnicy i nie za bardzo potrafią sobie poradzić. Na dodatek znowu zostaną rozdzielone i to w bardzo dramatycznych okolicznościach. Na ich drodze stanie chłopiec-sierota oraz sam Wincenty a Paulo.  Walczyć przyjdzie im tym razem z... przemytnikami dzieci. Sami widzicie, że tematyka niełatwa, ale jakże ważna, nawet dzisiaj.
Ostatnia historia rozgrywa się również w XVII wieku, ale w Japonii. Intryga pośród mnichów, japoński honor, walczący zapaśnicy, roninowie i ninja to tylko część niesamowitych przygód naszych młodych bohaterów. Oraz spotkanie z zupełnie obcą kulturą, do której właśnie przenikają chrześcijańscy misjonarze. Bardzo to ciekawa opowieść, choć osobiście najmniej mi się podobała z wszystkich. Może właśnie dlatego, że jest bardzo odległa kulturowo. Dzieci jednak postrzegają świat zupełnie inaczej i historia ta może być zaczynem do zainteresowania się kulturami Wschodu i tym, jak bardzo kiedyś różne kraje różniły się od siebie. Z drugiej zaś strony ukazuje, że kultura kulturą, a jednak ludzie zawsze zazdoszczą nienawidzą, knują i... potrafią kochać i wybaczać, nawet najcięższe przewinienia. W tym tomie jest też naprawdę dużo humoru, można boki zrywać.
We wszystkich książkach poza znakomitym tekstem znajdziecie również przepiękne ilustracje autorstwa Albana Marilleau. Jest ich naprawdę dużo. Nie są barwne, ale ja się z tego cieszyłam. Można sobie sporo wyobrazić dzięki temu, a jednocześnie szata graficzna nie jest zbyt przytłaczająca. Widać też gołym okiem, że nie są to książeczki dla maluchów, ale trochę starszych dzieci. Ja obstawiam wiek 5-6 lat jako najwcześniejszy moment zapoznania się z serią, a o ile się nie mylę wydawnictwo podawało wiek 7 lat. 
Na końcu każdej ksiązki znajdziecie również niedługą biografię świętgo, który pojawia się na kartach powieści. Będą to Blandyna, Joanna d'Arc, Wincenty a Paulo i Franciszek Ksawery.
Książki czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Duża czcionka jest przyjemna i z pewnością będzie sporą pomocą dla czytelników rozpoczynających samodzielną przygodę z literaturą. Tu, niestety, zaczynają się schody. We wszystkich czterech książeczkach jest sporo błędów. Czasem to literówka, czasem znak przestankowy. W najgorszym wypadku brakuje imienia bohatera, który właśnie się przedstawia, co nawet mnie wprowadziło w konsternację i musiałam szukać na następnej stronie, jak chłopak ma na imię. Redakcja dała ciała na całej linii, a szkoda, bo to doskonała seria. Pozostaje mieć nadzieję, że ukaże się wersja poprawiona. Tymczasem to lektura raczej z pomocą dorosłego, który szybko zareaguje i nie da dziecku zauważyć błędów.

 

 




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Jedność

czwartek, 19 listopada 2020

Zimowa magia (pod redakcją Abi Elphinstone)

 

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2020
Tytuł oryginału: Winter Magic
Przekład (z j. angielskiego): Barbara Górecka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 382
ISBN: 978-83-280-8053-9
 


 

Chyba już Wam kiedyś wspominałam, że jestem Christmas freakiem. Wszystko, co bożonarodzeniowe budzi we mnie jakiegoś szalonego elfa i powoduje pikawkę. Jednym z moich największych życiowych marzeń jest mieć dom ozdobiony jak na amerykańskich filmach. Wiecie, choinka, kolejka, całe świąteczne miasteczko, na zewnątrz przystrojone lampkami chojny... Co roku coraz bliżej ziszczenia tego marzenia!
Tymczasem powróćmy do książek. Zaczynamy recenzje zimowo-świątecznych lektur dla dużych i małych czytelników. Na początek coś dla dzieci, ale nieco starszych, raczej już szkolnych, więc na razie przeczytałam jedynie ja. Moje Córeczki są jeszcze za małe. Dlaczego? Czytajcie dalej, wszystko wyjaśnię.
Przyznam szczerze, że okłada, którą widzicie powyżej nie oddaje rzeczywistości. Średnio mi się podoba. Na szczęście naprawdę wygląda dużo lepiej. Jest przepiękna. Byłam urzeczona, kiedy wyjmowałam ją z paczki. Od razu poczułam zapach świerków i drobiny mrozu na palcach. I tak już pozostało do końca lektury, bo od pierwszej do ostatniej strony jest doprawdy zimowo.
"Zimowa magia" to zbiór 10 opowiadań i jednego wiersza stworzony przez uznanych i popularnych autorów literatury dziecięcej, zebranych przez Abi Elphinstone, autorkę "Podniebnej pieśni". Teksty są bardzo różnorodne, napisane w różnych konwencjach, poruszające przeróżne tematy. Jedne podobały mi się bardziej, inne mniej, nie potrafię jednak powiedzieć, który jest moim faworytem. Wśród opowiadań znajdziecie baśnie, fantastykę, opowieści grozy (oczywiście odpowiednie dla dzieci), kryminał... Sami widzicie, że będzie się działo i trudno się przy takim wyborze nudzić.
W pierwszym opowiadaniu, "Noc na Lodowym Jarmarku" przenosimy się w czasie. Wszystko zaczyna się zwyczajnie i dość smutno, a potem główną bohaterkę czeka niesamowita przygoda, której skutki mogą zaważyć na czyimś życiu. Czy kawałek starego piernika może odmienić czyjeś losy? Czy zamarznięta Tamiza okaże się naprawdę bajkowym miejscem? I jak wydostać się z mroźnego XVIII-wiecznego Londynu do współczesności? Razem z przygodą i ściganym młodym chłopcem, Maya odkryje pewne tajemnice, które nie pozostaną bez wpływu na jej codzienne życie. Opowieść jest piękna i bardzo mądra, porusza temat pozostawienia ukochanej babci w domu opieki, niezrozumienia starszych ludzi, nadgorliwego dbania o chore dziecko. To nie tylko przygoda dla przygody, sztuka dla sztuki. To kawałek świetnej literatury, z którego młody czytelnik może się sporo nauczyć.
W "Magii zimowego przesilenia" razem z księżniczką Evelyn i jej przyjaciółką Samanthą odwiedzamy elfy ze Smalandu. Nie, nie, nie ma tu żadnego słodkiego elfiego brokatu, pyłu, czy czegoś tam. Jest... epidemia śmiertelnej choroby i, jak się okazuje, jedynie Samantha ma szansę ją pokonać. Musi jednak najpierw uwierzyć w siebie i co nieco pokombinować. Czy uda jej się uratować święto i całą elfią rasę? Możecie się domyślić, wszak to opowieść dla dzieci, ale znajdziecie w opowiadaniu niejedną niespodziankę.
"Głos pośród śniegu" jest częścią powieści "The Other Alice" i tym tekstem, który zrobił na mnie najsłabsze wrażenie. Do połowy zupełnie nie widziałam, o czym czytam, zasnęłam nawet kilka razy. Potem było lepiej, a zakończenie było całkiem dobre i zaskakujące, ale kiepskie wrażenie pozostało. Może Wam spodoba się bardziej.
"Zimne serce" jest tym opowiadaniem, przy lekturze którego zdałam sobie sprawę, że moje Dziewczynki poczekają na tę książkę jeszcze kilka dobrych lat. To naprawdę opowiadanie grozy i może zbyt młodego czytelnika przerazić. Jest piękne, nadaje całemu zbiorowi niesamowitego charakteru, to taki tekst z pazurem, ale naprawdę nie dla maluchów. Żyjący od niemal tysiąca lat pod ziemią, ludzie, którzy nie widzieli słońca i są od pokoleń przekonani, że takie życie to kara za radość... Naprawdę prejmujące wrażenie.
"Casse-Noisette" to opowieść o pierwszym wystawieniu na scenie "Dziadka do orzechów" Piotra Czajkowskiego. Dzisiaj to jeden z najbardziej znanych i cenionych baletów, ale początkowo nie spotkał się z pozytywnym odbiorem i o tym jest ta historia. Historia napisana przepięknie, z prawdziwie świątecznym klimatem godnym carskiego Petersburga. To także opowieść o spełnianiu się świątecznych marzeń, o miłości siostrzanej i pomocnej dłoni, która nieraz daje znacznie więcej, niż wskazywałby nominał banknotu. Daje nadzieję.
"Ktoś taki, jak królowa śniegu" to kolejna nieco przerażająca historia. O miłości i zniechęceniu. O poczuciu zawiedzenia, smutku, żalu, poczuciu winy. Kończy się dobrze, ale zanim dochodzimy do zakończenia, zdarzy się mnóstwo nieco magicznych, a na pewno smutnych rzeczy. Opowiadanie porusza również temat różnego radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby, w tym przypadku taty i tego, jak to wpływa na pozostałych członków rodziny. 
"Pokój z widokiem na góry" z kolei rozwesela i pokazuje, że nawet w złych momentach można doszukać się czegoś pięknego. To świetny kryminał dla starszaków, nawet ja czytałam go z wypiekami na twarzy. Czułam się jakbym oglądała zimową opowieść ze Scooby-Doo.
"Śnieg" to jednostronicowy wiersz. Bardzo ładny i klimatyczny, czyta się go z przyjemnością. I nostalgią, tęsknotą za Starym Misiem i... śniegiem.
"Wnętrze góry" jest przepisaną na nowo legendą o grajku,, który najpierw przepędza atakujące ludzi szczury, a potem (z powodu braku zapłaty za wykonaną usługę) zabiera z wioski dzieci. Wspaniała reinterpretacja tej, chyba dość mało u nas znanej, historii.
"Książka spełniająca życzenia" opowiada o dziewczynce i jej dwóch babciach. To doskonałe pokazanie dwubiegunowości świata, jak go często widzą dzieci. Ponadto ważna lekcja na temat tego, żeby uważać, czego naprawdę sobie życzymy. Czy kończy się dobrze? I tak i nie, ale na pewno potrafi sporo nauczyć. I naprawdę bardzo podobała mi się kreacja Babci Rower i Babci Auto. Rewelacyjny pomysł!
"Śnieżny smok" Abi Elphinstone jest opowieścią przerażającą. Czułam się trochę tak, jakbym czytała Dickensa (którego swoją drogą uwielbiam), choć z dużą dozą magii. Zanim w opowieści pojawia się tytułowy smok, widzimy okropne traktowanie dzieci w domu dziecka i serce rozpryskuje się z bólu na drobne kawałki. Jak strasznie jest pomyśleć,, że w niektórych domach dziecka naprawdę dzieci traktowane są jak nie tylko niepotrzebne, ale wręcz przeszkadzające dorosłym elementy wystroju... To opowiadanie to mistrzowskie połączenie prozy dickensowskiej z "Niekończącą się opowieścią". 
Cały zbiór czyta się wyśmienicie i jest to prawdziwa zimowa uczta czytelnicza. Czuć od tej książki mrozem, śniegiem i pachnącymi choinkami. Przed oczami migają kolorowe lampki, w uszach grają melodie ze świątecznych jarmarków. A jednak, przy całej tej magii, zauważamy drugiego człowieka. Zmarzniętego, niekochanego, zaniedbanego. Szukającego zrozumienia, próbującego zmierzyć się z problemami. Człowieka młodego, człowieka starego, nie ma znaczenia. Człowieka, który potrzebuje drugiego człowieka.
Wspominałam na początku i przypomnę, to nie jest książka dla małych dzieci. Są w niej ważne treści i piękne opowieści, ale niektóre sceny są naprawdę przerażające. Sam ich koncept może dziecko przestraszyć i zniechęcić do czytania. Dziesięć lat to chyba odpowiedni moment, choć pewnie są dzieci, które wcześniej zaczynają taką poważniejszą lekturę. Sami osądźcie. W każdym razie naprawdę warto posiadać "Zimową magię" w swojej biblioteczce. To piękna i mądra książka w bardzo zimowym klimacie. Szczególnie na nasze, bezśniegowe ostatnimi czasy, zimy.
 


 





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga

piątek, 6 listopada 2020

Przyrodnia siostra – Jennifer Donnelly

 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2020
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 395
ISBN: 978-83-8202-019-9
 
 
  


Bardzo lubiłam oglądać serial "Once Upon a Time". Pamiętam, jak wielkie wrażenie robiły na mnie pierwsze (choć nie tylko) odcinki. Opowiedziane na nowo baśnie pokazywały nowe oblicza znanych postaci. Drugie dno, trzecie dno, czwarte dno. Tłumaczyły, dlaczego złe macochy były złe, zwracały uwagę, że zło czasami nosimy w sobie. A przede wszystkim utwierdzały w przekonaniu, że każdy zasługuje na wysłuchanie, na wybaczenie, na drugą szansę. Na szczęście. Pokochałam Bellę i Rumpela. Uwielbiałam Reginę i Kiliana. Po prostu szalałam za Ruby. Jedną ze słabiej, moim zdaniem, zaprezentowanych postaci była Ella, czyli Kopciuszek, która pojawiła się dopiero w ostatnim sezonie. Z wielką radością zasiadłam zatem do najnowszej powieści Jennifer Donnelly, by i na tę klasyczną historię spojrzeć inaczej.
Cóż, Elli i tu wiele nie ma. Bo to nie książka o niej, ale o jej przyrodnich siostrach, przede wszystkim zaś o najmłodszej z nich, Isabelle. Jednej z tych "brzydkich sióstr królowej", które przez lata upokarzały biedną Ellę, wykorzystywały ją do ciężkich prac, wyśmiewały się z niej, same pławiąc się w bogactwach... A pewnego dnia postanowiły oszukać księcia i... Tak wiemy doskonale, co zrobiły. Tavi ucięła sobie piętę, Isabelle palce u stopy. Wszystko po to, by zmieścić się w maleńkim pantofelku, który tajemnicza dziewczyna zgubiła, uciekając z balu. Kłamstwo ma jednak, nomen omen, krótkie nóżki i prawda szybko wychodzi na jaw, choć towarzyszący księciu diuk upuszcza szklany bucik, który rozpryskuje się na drobne kawałki. W chwili, w której Ella wyrusza z księciem do zamku, zaczyna się nasza opowieść. Tam gdzie znana i kochana przez wielu baśń właściwie powinna się kończyć.
"Przyrodnia siostra" to nie bajka dla dzieci. To bardzo pogłębiony rys psychologiczny postaci. Próba wytłumaczenia, skąd bierze się zło. Gdzie się lęgnie i dlaczego wychodzi. Jak łatwo z przyjaciela uczynić wroga, kiedy w sercu pojawia się zazdrość. I jak łatwo zniszczyć tym komuś życie. Z pewnością czeka Was w czasie lektury niejedna niespodzianka, jeśli o te kwestie chodzi. 
Isabelle jest główną bohaterką tej opowieści i przyznam bez bicia, polubiłam ją. Nie mniej niż Felixa czy Tavi. Jest osobą bardzo nieszczęśliwą, nie umiejącą się odnaleźć w otaczającym ją świecie. Zupełnie do niego nie pasuje. I nawet nie bardo chce się dopasować. Ale kocha swoją matkę i dla niej jest zdolna na wiele poświęceń. A Maman z pewnością nie jest w tej powieści postacią pozytywną. Właściwie nie wiemy do końca dlaczego. Jest wspomniane jednym zdaniem, że poczuła (sic!) zazdrość i dlatego zaczęła źle traktować pasierbicę, ale jej postać jest drugoplanowa, może nawet trzecioplanowa i raczej słabo opisana.
Wracając do Isabelle. Kiedy czytałam "Przyrodnią siostrę" musiałam sobie co jakiś czas przypominać, że to jedna z tych złych dziewuch, które znęcały się nad Kopciuszkiem. Isabelle nie jest opisana w superlatywach, Autorka nie stara się jej wybielić, a jedynie poszukać przyczyn, dla których stała się ona tym, kim była. Mówi nam, że każdy zasługuje na usprawiedliwienie się, na poproszenie o wybaczenie, na drugą szansę. Nie na wybielenie, nie na zapomnienie o grzechach i błędach, ale na pojednanie i możliwość rozpoczęcia nowego życia. Każdy zasługuje na odnalezienie swojego szczęścia. 
Isabelle wciąż goni za niedoścignionym. Jest brzydka. Przynajmniej tak uważają wszyscy dookoła z Maman włącznie. Chciałaby być piękna, bo... wiadomo, pięknym jest łatwiej. Pięknym wszystko uchodzi na sucho. Pięknego wszyscy lubią, wszyscy kochają. Brzydki nie ma szans. Po prostu jest brzydki. Jeszce gorzej, jeśli jest dziewczyną na wydaniu. I ma matkę mającą wielkie aspiracje. Isabelle chce być śliczna, ale w głębi serca czuje, że to nie jest dla niej najważniejsze. Bo przecież była kiedyś szczęśliwa. Jeździła wówczas konno, wdrapywała się na drzewa, bawiła w piratów. Czytała mądre książki o dawnych generałach. Marzyła... wszystko to zostało jej odebrane. Kawałki serca pomalutku zostały wycięte. Teraz musi je odnaleźć. Tego żąda od niej, w zamian za piękno, baśniowa królowa.
Baśniowa królowa to jedna z moich ulubionych postaci w tej powieści. Kim jest? Znacie ją doskonale. To dobra wróżka, czarodziejska mama chrzestna (Fairy Godmother), czy jak ona się w bajce o Kopciuszku w polskiej wersji nazywała. Wydaje mi się jednak, że nie został wykorzystany cały jej potencjał. Z drugiej strony – w baśni również nie pojawia się tak znowu często.
Próba odszukania fragmentów swego serca jest niełatwa, wymagająca popatrzenia wgłąb siebie i często przyznania się do prawdy, której nie chce się znać, zaakceptować. Niezmiernie ważny jest również wątek przeznaczenia, które zostało napisane dla Isabelle przez trzy wiedźmy. Od tego zresztą rozpoczyna się powieść, od razu wprowadzając nas w świat magii i fantastyki, a jednocześnie zadając tak niezmiernie ważne egzystencjalne pytanie. Autorka wyśmienicie odmalowała również postaci Przeznaczenia i Szansy. To genialne charaktery toczące odwieczną walkę. Czy jest możliwe, że to jednostkowe decyzje i czyny każdego z nas mają większy wpływ na ścieżkę, którą namalowało nam przeznaczenie? Czy wystarczy, że dostaniemy szansę? A jak to było z Isabelle i Tavi? Nie mamy przecież wątpliwości, że przy niewielkiej szansie, którą od Baśniowej królowej otrzymała Ella, wykorzystała ją ona najlepiej jak to możliwe, całkowicie odwracając koleje swego losu.
Poza tematem szukania siebie jest też w powieści sporo o łamaniu stereotypów. Nawet pozytywne postaci podchodzą do życia bardzo stereotypowo. Zresztą nie powinno to zbytnio dziwić, wszak akcja toczy się we Francji końca XVII wieku, kiedy to o prawach kobiet do samostanowienia nie śniło się chyba nawet królowym. Czy głód serca ma szansę wygrać w walce z przypisanym miejscem w społeczeństwie? Czy prawdziwa pasja, wielki talent niespotykana inteligencja mogą znaczyć więcej niż śliczna buzia, czy jednak są jedynie przeszkodami, często pogardzanymi, wyśmiewanymi rzez innych, ukrywanymi przez tych, których "dotknęły"?
Powieść jest pięknie napisana. Elementy baśniowe czy fantastyczne przelatają się ze zwykłą opowieścią, którą można by zaklasyfikować jako obyczajówkę. Powiedziałabym że jest jednak lekturą bardziej skierowaną do młodego czytelnika, choć mogłaby spodobać się i starszym, ale pod warunkiem, że lubią takie fantastyczne klimaty (jak ja). No i ta cudowna okładka, która zapowiada prawdziwie baśniową ucztę. Z całego serca polecam!



 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka: