Po
dłuższej przerwie znów przyszła kolej na powieść autorstwa Elżbiety Cherezińskiej.
Nie zawiodłam się. Jej „Sydonia. Słowo się rzekło” jest historią wciągającą,
intrygującą i zmuszającą do przemyśleń.. A przy okazji świetnie napisaną i
ukazującą kawał ważniej historii z perspektywy, której na co dzień raczej nie
spotykamy.
Z
wypowiedzi Cherezińskiej wynika, że legendy o Sydonii są bardzo powszechne na Pomorzu
i wciąż popularne. Ja się z tą postacią spotykam po raz pierwszy. I wcale się
nie dziwię, że Autorka od dawna chciała o niej pisać. To wielce intrygująca
osoba, nie tylko jak na swoje czasy. Przyznać trzeba, że jej losy nadają się na
wątek wybitnej powieści, ale są i świetnym materiałem na film, czy nawet
serial. Ciekawe, czy kiedyś doczekamy się dobrej ekranizacji.
Wracając
jednak do samej powieści. Podzielona jest na dwie części, poprzedzone
prologiem. Przyznaję, że prolog ten zupełnie mi się nie podobał, choć
rzeczywiście wyjaśnia pewne kwestie, które wypłynęły przy lekturze drugiej
części. Jest to jednak, moim zdaniem, najsłabszy fragment całości.
W
pierwszej części poznajemy życie Sydonii Bork począwszy od młodych lat, które
spędziła na książęcym dworze w Wołogoszczy (Wolgast) aż do chwili jej
aresztowania w wieku około siedemdziesięciu lat. Przyglądamy się dworskiemu
życiu, balom, polowaniom, intrygom. Nawet wśród dwórek księżnej i jej córek. To
barwna opowieść, pełna informacji o zwyczajach, o modzie, o edukacji. Wartka
akcja, nietuzinkowe postaci, intrygi, miłość, zauroczenie, próba „ratowania” honoru
rodziny. Do tego luterańskie spojrzenie na świat i pojawiające się co jakiś
czas w różnych miejscach na świecie procesy przeciwko… czarownicom.
Sydonia
w pewnym momencie musi opuścić dwór i już na niego nie powraca. Przez kilka
dekad tuła się po rodzinie. Najpierw z siostrą, którą się niejako opiekuje, później
sama. Wszystko to dlatego, że ich brat nie chciał ich spłacić i, mimo wyroków
książęcych, wciąż uchylał się od corocznych wypłat należnych siostrom kwot.
Życie ówczesnych kobiet nie było łatwe. Nawet tych ze szlacheckich rodów. Jeśli
nie znalazły sobie odpowiedniego męża, zdane były na łaskę szeroko pojętej
rodziny. A Sydonia, no cóż, łatwa w obejściu nie była. Nie chciała być potulną
niewiastą, podległą we wszystkim mężczyznom i przyjmującą los, jaki zgotował
jej brat. O, nie. Ona kochała czytać, uczyć się, poznawać świat. I znała prawo.
Wiedziała, jak się procesować. Właściwie całe jej życie to jeden proces po
drugim. I dlatego wciąż pozostawała skłócona z częścią rodziny. Nawet ci,
którzy jej początkowo sprzyjali, w końcu się od niej odwracali, gdyż chcieli chronić
dobre imię Borków.
Skąd
pomówienie o bycie czarownicą? To jasne. Wszak kobieta samodzielnie myśląca,
myśli niewłaściwie. A jeśli do tego wszystkiego zna się na ziołach, przyrządza
napary, maści i wyciągi… na pewno ma na swoich usługach jakiegoś diabła czy
innego czorta. I na pewno rzuca uroki. I przeklina. I…jątrzy, spiskuje, mści
się, w końcu na pewno zabija…
Nie
chcę zdradzić za wiele. To, co już napisałam to zaledwie wierzchołek góry
lodowej, w której monumentalności możecie się rozsmakować w czasie lektury.
Zapraszam.
W
drugiej części mamy nagłą zmianę perspektywy. Pojawia się narrator pierwszoosobowy.
Przemawia do nas sama Sydonia. I mówi o sprawach, które dotąd postrzegaliśmy zupełnie
inaczej. Wiele kwestii, których byliśmy niemal pewni w pierwszej części,
okazuje się innymi. Ciekawy twist. I perspektywa nad wyraz pomysłowa. Ponieważ Sydonia
opowiada nie tylko o swej przeszłości, ale również teraźniejszości. O celi, w
której jest przetrzymywana. O procesie inkwizycyjnym, który się przeciw niej
toczy, o torturach, którym jest poddawana. Tak, razem z nią idziemy na miejsce
kaźni, razem z nią jedziemy drabiniastym wozem i już, już widzimy stos, który
za chwilę zapłonie. Narrator trzecioosobowy nie oddałby tego tak poruszająco.
„Sydonia.
Słowo się rzekło” jest wyśmienitą historią, którą bardzo dobrze się czyta. Niekonieczne
szybko, ale bardzo dobrze. Cherezińska ukazała nietuzinkowych bohaterów, bardzo
ludzkich w ich zachowaniach, ale i bardzo różnorodnych. Co ciekawe, nie ocenia
ich. Przynajmniej w moim odbiorze.
Wartka
akcja przeplatana jest fragmentami dotyczącymi pism procesowych, warzenia piwa,
poszukiwania roślin leczniczych, czy wybierania odpowiednich strojów. Poznajemy
więc sporo kwestii, którymi na co dzień Sydonia i jej otoczenie się zajmowali.
Ten pejzaż codzienności odmalowała Cherezińska w detalach, i chwała jej za to.
Wyśmienicie się to czyta.
Niesamowite
wrażenie robiły na mnie również te fragmenty, w których Autorka, ustami swych
bohaterów, przypomina, że Księstwo Pomorskie nie należy do Rzeczpospolitej. Pomorze
jest neutralne i samorządne. A Polaków Pomorzanie nie lubią niemal w takim samym
stopniu jak mieszkańców Marchii Brandenburskiej. Tak, miasta, które nie raz
odwiedzamy, o których na co dzień myślimy jako o polskich, w tamtym czasie nie
tylko do Polski nie należały, ale wręcz były do niej wrogo nastawione.
Pomocne
w lekturze okazały się drzewo genealogiczne Gryfitów oraz mapa Pomorza datowana
na dekadę po śmierci Sydonii, a także daty wskazujące na czas, w którym dzieje
się akcja kolejnych rozdziałów.
Generalnie
lekturę gorąco polecam, jak wszystkie książki spod pióra Elżbiety
Cherezińskiej, z którymi się spotkałam. To pięknie opisany kawał historii.
Warto go poznać. I to w takim wydaniu właśnie.
Sydonia. Słowo się rzekło – Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 584
ISBN: 978-83-8702-750-1
Książkę
przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka:
http://www.zysk.com.pl/