Poznań 2019
Oprawa: twarda
Liczba stron: 120
Ilustracje: Eliza Piotrowska
ISBN: 978-83-8065-303-0
Poznanianka Stulecia, żołnierz AK, dama Order Uśmiechu, patronka szkół. Urodziła się i umarła w Poznaniu, ale znaczną część życia spędziła w Ugandzie. Na misji. Lecząc trąd i... ludzkie dusze.
Pamiętam jak była u nas na rekolekcjach w szkole. Wówczas nikt z nas nie zdawał sobie sprawy z tego, że za kilkanaście lat doktor Wanda Błeńska będzie kandydatką na ołtarze. Tymczasem lada chwila rozpocznie się jej proces beatyfikacyjny.
Poznańskie wydawnictwo Święty Wojciech wydało niedawno książkę znanej i lubianej przez wielu (również przez nas) Elizy Piotrowskiej, zatytułowaną "Dokta. Opowieść o Wandzie Błeńskiej". Książkę dla dzieci, z której jednak każdy dorosły, dotychczas nie znający zbyt dobrze (czy w ogóle) życiorysu polskiej matki trędowatych dowie się o niej naprawdę dużo.
Cała historia przekazana jest w postaci pamiętnika spisywanego przez dziewczynkę imieniem Taitika. Na początku opowieści jest jeszcze mała, na końcu już dorosła. Zdecydowana większość jej wpisów pochodzi jednak z przełomu lat 70 i 80 ubiegłego stulecia, a więc z czasów jej dorastania. Taitika mieszka w Bulubie, w Ugandzie, w samym centrum Afryki. To tam Wanda Błeńska przez lata mieszkała i pomagała ludziom. Wybitna lekarka, która od dzieciństwa wiedziała, że chce leczyć i uczyć o Bogu. Że chce nieść pomoc, ciału i duchowi. Choć nie od razu jej marzenia się spełniały, bo w tamtych czasach na misje nie wysyłano świeckich. Gdy jednak dotarła na miejsce, ludzie ją pokochali. Leczyła trąd, nie zakładając nawet rękawiczek. Była biała, kochała biel, a przyszło jej żyć pośród czarnoskórych mieszkańców Czarnego Lądu. I kochała ich z całego serca. W szpitalu, który powstał między innymi dzięki jej staraniom, wyleczyła również mamę Taitiki.
Wanda Błeńska na kartach książki to jednak nie tylko wyśmienity lekarz i misjonarka. To po prostu, mówiąc dzisiejszym językiem, fajna babka. Lubi się śmiać, jeździ na motorze, zdobywa szczyty gór, uwielbia budyń czekoladowy. I ma całe mnóstwo ciekawych historii do opowiedzenia. Niektóre z nich są zabawne, inne smutne, przerażające. Jak te z czasów, kiedy walczyła w szeregach Armii Krajowej. Na dodatek wciąż spotykają ją arcyciekawe przygody, jak choćby wówczas, gdy chciał ją zjeść hipopotam, albo gdy na drzewie koło jej domu na dłuższy czas zamieszkał lampart.
Cała historia Dokty opowiedziana jest z perspektywy dziecka, co pomaga dzieciakom lepiej ją zrozumieć. Jednocześnie jest to zapierająca dech w piersiach opowieść, która uczy o człowieczeństwie, o misjach, o spełnianiu marzeń, o przygodach, o pokorze i cierpliwości, o Miłości, otwartości i tolerancji. Jeśli zaś boicie się jakichś przerażających scen z odpadającymi kończynami – trąd jest kilka razy wspomniany, ale właściwie jest o nim niewiele. Nie ma się też co temu dziwić – w końcu to wspomnienia dziecka, które w szpitalu pośród trędowatych nie przebywało. Wiedziało jedynie, że mama była chora, na czym z grubsza ta choroba polega, że w Europie już jej nie ma i że leczy się ją w leprozorium. To chyba jedyne fakty dotyczące trądu, jakie się w "Dokcie..." znalazły.
Eliza Piotrowska książkę nie tylko napisała, ale również przepięknie ją zilustrowała. Obrazy są żywe, niemalże wyskakują ze stronic. Podobają się i dorosłym i dzieciom. Nawet przedszkolaki były zainteresowane przekolorową szatą graficzną.
Książkę wydano na dobrej jakości papierze kredowym, w twardej oprawie. Jest szyta, a nie tylko klejona więc strony z niej nie wypadają, mimo że sporo ją eksploatowałam.
Myślę, że jest to pozycja, z którą powinno zapoznać się każde dziecko w trakcie nauczania wczesnoszkolnego. Młodsze dzieci też są nią zainteresowane, ale myślę, że nie w pełni są w stanie objąć całokształt osobowości wielkiej poznanianki. Zdecydowanie pozycja must have dla każdego młodego katolika, a także każdego małego poznaniaka, niezależnie od wyznawanej wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz