Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 19 marca 2020

Uległość – Michel Houellebecq

Wydawnictwo: Wydawnictwo WAB
Warszawa 2015
Tytuł oryginału: Soumission
Przekład (z j. francuskiego): Beata Geppert
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 285
ISBN: 978-83-2802120-4





 
 

Czy zdarza Wam się czytać takie książki, o których nie potraficie powiedzieć, czy się Wam podobały, czy nie? Czytacie z zainteresowaniem, chcecie wiedzieć, co będzie dalej, ale wciąż nie umiecie otwarcie przyznać, że ta książka się "podoba"? Tak mniej więcej miałam w czasie lektury "Uległości". 
Warto chyba zacząć od samego początku, czyli od oczekiwań. Na podstawie notki na tylnej okładce miałam pewne wyobrażenie, o czym ta powieść jest. Jak się okazało – myliłam się. Właściwie przypuszczałam, że "Uległość" będzie w pewnym stopniu przypominała "Meczet Notre Dame rok 2048" Eleny Czudinowej (recenzję możecie znaleźć na Dune Fairytales). Jednak wspólnego mają one właściwie tylko to, że w pewnym momencie do władzy dochodzą muzułmanie i rzecz dzieje się we Francji.
Druga sprawa – główny bohater jest wykładowcą francuskiej literatury. Specjalizuje się w twórczości Jorisa-Karla Huysmansa. Oczywiście nie ogranicza się do tego pisarza, a w całej powieści mnóstwo jest odniesień do różnych francuskojęzycznych dzieł literackich. Czy to problem? Zależy dla kogo. Jak się okazało, mimo całej humanistycznej edukacji i zamiłowania do książek, niewiele wiem o francuskiej literaturze. Owszem, zaczytywałam się swego czasu w "Nędznikach" Hugo, kocham "Królów przeklętych" Druona, jak każdy pobieżnie znam powieści Dumasa. Pewnie zetknęłam się jeszcze z kilkoma autorami (choćby z Bernanosem), coś z leekcji z czasów liceum pamiętam o poetach. Niewiele tego, szczególnie, że – jak wynika z przypisów w "Uległości" – większość twórczości Huysmansa nie została nigdy na polski przełożona. Zupełnie więc nie potrafiłam się odnaleźć w tych odwołaniach. To jest utrudnienie da wszystkich, którzy z literaturą francuską nie są specjalnie obeznani. Swoją drogą zrobiłam sobie smaka na Huysmansa i chyba po niego niedługo sięgnę.
Tyle tytułem, niezbyt zachęcającego, wstępu. Teraz będzie lepiej, jako że powieść jest naprawdę ciekawa. Z trudem odkładałam ją późnym wieczorem i z chęcią sięgałam po nią kolejnego dnia. I dość szybko ją przeczytałam, choć nie jest to przecież lektura łatwa w odbiorze. Przyznam też, że robiłam sobie przerwy na... wygooglanie pewnych spraw, o których miałam niewielkie pojęcie.
Pewnym problemem było dla mnie ogarnięcie francuskiej sceny politycznej, jako że nie mam na ten temat zielonego pojęcia. "Uległość" bowiem jest w dość dużym stopniu powieścią polityczną. Przejęcie władzy przez muzułmanów odbywa się w majestacie prawa (nie sposób nie porównywać tej sytuacji z przejęciem władzy przez Hitlera), a zwycięstwo w wyborach jest wynikiem długotrwałej, zsynchronizowanej, ciężkiej pracy Bractwa Muzułmańskiego. Pracy naprawdę od podstaw. Podziw należy się autorowi za taką konstrukcję, bo właściwie przez większą część fabuły obserwujemy jak powoli muzułmanie przejmują kolejne ważne "stołki", aż do tego najwyższego urzędzu. I, co może nas tu i teraz dziwić, wybór nie spotyka się z większym odzewem, nie ma żadnego buntu, wszscy przechodzą z tym do porządku dziennego i właściwie się cieszą. Poza katolikami, ale tych we Francji Houellebecqa jak na lekarstwo. Główny bohater, Francois, odżegnuje się od pomysłu, że mógłby być jednym z nich, jakby to była zaraza jakaś, czy co. 
Smutny ten obraz przedstawiony w powieści, smutny. Cała francuska kultura, historia sprowadzone właściwie do oportunizmu pod płaszykiem demokracji i zasad republikańskich. Jeśli tylko opłaca ci się, przechodzisz na islam. Dostajesz znacznie wyższą pensję, ładny dom czy mieszkanie, możesz sobie wziąć kilka żon. Oczywiście wszystko to pod warunkiem, że jesteś mężczyzną. Kobieta, jak wiadomo, nie ma większego znaczenia wśród wyznawców islamu. I choć Franccois boleśnie odczuwa zniknięcie kobiet z niektórych stref życia i przyodzianie ich w typowe muzułmańskie stroje, to właściwie większego sprzeciwu nie przejawia. W końcu sam jest raczej zdecydowanym piewcą patriarchatu. Kobieta może być albo kurą domową albo dziwką (jego słowa). Nie ma kobiet pomiędzy. Przynajmniej nie w teorii, bo przecież takie kobiety w życiu Francois są, zna je, utrzymuje z nimi kontakt, choćby na uczelni. Kiedy jednak przychodzi do filozofowania i przyczepiania ludziom etykieteek, to dla kobiet są wyznaczone jedynie te dwa miejsca.
Straszliwie drażniły mnie okołoseksualne rozważania bohatera. Facet po czterdziestce, może pod pięćdziesiątkę (nie pamiętam dokładnie, choć można sobie było wyliczyć jego przybliżony wiek), który dotąd całkowicie skupił się na karierze naukowej i sypianiu ze studentkami. Już sam fakt, że nie jest to w żaden sposób potępiane, ale zdaje się normalne w opisywanym społeczeństwie pokazuje, jak słaba jest jego kondycja. Teraz nagle traci pracę (w końcu przejście na islam wymaga pewnego przemyślenia, a wykładowcy muszą być tego wyznania), traci "dostęp" do studentek, szuka jakiegoś zamiennika. Wciąż rozmyśla o seksie, wciąż o nim nam opowiada. Aż do znudzenia. Rozumiem, że taki ma charakter i już, ale wszystko ma swoje granice. W pewnych momentach było to już mocno niesmaczne.
Mam wrażenie, że Autorowi chodziło o ukazanie zderzenia duchowości  z oportunizmem. We Francji, jaką on widzi wygrywa ten ostatni. Na duchowość nie ma miejsca. Liczy się tylko to, co się opłaca, z czym łatwiej i wygodniej żyć. Duchowość temu raczej przeszkadza. Choć trudno nie zauważyć, że Francois w pewnym stopniu szuka swojej duchowości, to te poszukiwania są bardzo powierzchowne i kończą się niesamowicie szybko. Jeśli coś nie jest łatwe, wymaga poświęcenia i czasu, nie jest warte kontynuowania. Ważne są szybkie efekty. 
Książka jest w pewnym stopniu fascynująca. Myślę, że warto się z nią zapoznać. Daje do myślenia. Czy jesteśmy już blisko tej zapaści, którą pokazuje Houellebecq? Mam nadzieję, że nie. Koronawiruus zdecydowanie nam wystarczy...
 

 
 


 
Książkę przeczytałam w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz