Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

piątek, 24 września 2021

Maryla, Debora i Harry Potter z Mickiewiczem – Magdalena Mosiężna o swojej trylogii i nie tylko

Dzień dobry.

 

1. Kiedy zaczęła Pani pisać?

Od momentu, gdy w miarę dobrze opanowałam czytanie i pisanie. Już w pierwszych klasach podstawówki tworzyłam wierszyki o zwierzętach, zjawiskach przyrody. Potem przerzuciłam się na prozę i w liceum stworzyłam pierwszą powieść do szuflady. Nie będzie więc przesady w stwierdzeniu, że pisanie jest niejako wpisane w mój los. Oczywiście zdarzały się okresy, gdy niczego nie tworzyłam, ale w głowie gromadziłam pomysły, snułam wątki. Chyba nie mogłabym żyć zupełnie bez tego.


2. Co jest, Pani zdaniem, największym atutem książek Pani autorstwa?

Myślę, że wiarygodne sylwetki bohaterów, zwłaszcza pod względem psychologicznym. Nie są czarni ani biali, zmieniają się na lepsze lub na gorsze, nie pozwalają się łatwo zaszufladkować. Za mocną stronę moich powieści uważam też tło historyczne, ale w tym sensie, że nie jest ono dominujące, przytłaczające. Nawet jeśli ktoś nie lubi wojny czy PRL, może spokojnie sięgnąć po „Marylę i Deborę” oraz kolejne części. Bo w gruncie rzeczy poruszają tematy uniwersalne, bliskie każdemu czytelnikowi.

 

3.  Jak to się stało, że prawnik stał się pisarzem?

W zasadzie kolejność była taka, że najpierw pisałam, a potem podjęłam decyzję o studiach prawniczych. Zawsze byłam bardziej rozważna niż romantyczna i wiedziałam, że muszę mieć konkretny zawód. Wybrałam prawo, bo mimo wszystkich paragrafów i kodeksów, w jego centrum stoją ludzkie sprawy. Zresztą, obecnie wielu pisarzy ma wykształcenie prawnicze, nie czuję się wyjątkiem.

 

4. Kiedy znajduje Pani czas na pisanie? Czy ma Pani jakiś system? Pisze Pani systematycznie, czy kiedy ma „natchnienie”?

Gdy byłam studentką, pisałam głównie podczas wakacji i w luźniejszych okresach roku akademickiego. Wtedy też czekałam na natchnienie, a gdy nie przychodziło, po prostu odkładałam pracę nad książką. Teraz brakuje mi wolnego czasu i nie mogę sobie pozwolić na taką swobodę. Piszę wieczorami po pracy oraz w weekendy. Gdy mam totalną blokadę, wtedy próbuję przynajmniej czytać literaturę tematyczną, analizować źródła, robić notatki – to też jest ważna część mojej pracy.

 

5.  Co jest największym paliwem, które napędza Panią do pisania?

Satysfakcja i zadowolenie, które płynie z samego tylko faktu, że udało mi się coś stworzyć. Pisanie dodaje kolorów memu życiu i jest stałą w zmiennej rzeczywistości. Jeśli w danym dniu udaje mi się napisać choćby stronę, od razu czuję, że to był dobry dzień. Nawet gdy w innych dziedzinach nie wszystko szło po mojej myśli.

 

6.  Co Panią inspiruje? Powoduje, że siada Pani i pisze?

Początkowo był to instynkt, konieczność przelania myśli na papier. Wraz z rozwojem akcji pojawiła się kwestia ambicjonalna, pragnienie dokończenia opowieści i zaprezentowania jej światu. Teraz myślę też o tym w kategorii zobowiązania, jakie mam wobec czytelników – wiem, że czekają na kolejne tomy, nie chcę ich zawieść.


7.  Skąd wziął się pomysł napisania historii o Maryli i Deborze?

Tutaj nałożyło się kilka czynników: zainteresowanie dwudziestoleciem i wojną, liczne lektury z tych okresów, chęć stworzenia własnej opowieści. A potem natknęłam się na nazwisko Gregorowicz i to było jak iskra, która rozpaliła płomień. Pojawił się Aleksander, a w ślad za nim dwie kobiety. Jedna z nich była Żydówką, co od razu wyznaczyło koleje jej losu. Druga postać miała różnić się od pierwszej jak tylko się dało. Nadałam im imiona, stworzyłam życiorysy, osadziłam w konkretnych rodzinach. A miejscem akcji od początku, bez chwili zawahania z mojej strony stała się Warszawa.

 

8. Jak długo pracowała Pani nad dwoma tomami powieści i ile z tego czasu poświęciła Pani badaniom, a ile rzeczywiście pisaniu?

Obie te czynności nierozerwalnie łączą się ze sobą. Wydaje mi się, że jednak więcej czasu pochłonęły badania. W przypadku pierwszego tomu, zgromadziłam wiele informacji, zanim w ogóle odważyłam się napisać kilka zdań. Chciałam mieć wszystko z góry przygotowane. Potem zauważyłam, że pracuje się lepiej, gdy pisanie i gromadzenie materiału przebiega w miarę równolegle. Jeśli brakuje mi odpowiednich informacji, to uzupełniam je na bieżąco lub przechodzę do tworzenia innego fragmentu, w którym mam lepszą orientację. Wszystko zależy od tego, czy w dany dzień lepiej wychodzi mi pisanie czy analiza źródeł. Bo jeśli to pierwsze, szkoda sobie przerywać, trzeba korzystać z weny i stworzyć jak najwięcej tekstu.

 

9.  Czy możemy się spodziewać trzeciego tomu, czy to już, niestety, koniec? Czy historia Alicji doczeka się jakiejś klamry? Chyba jedynie tego mi zabrakło w drugim tomie.

Założyłam, że powstanie trylogia i zamierzam trzymać się tego planu. Dlatego zakończenie drugiego tomu jest otwarte, a wiele wątków niedokończonych. W trzeciej części, zgodnie z tradycją, Alicja otrzyma dla siebie prolog. Na pewno wyjaśni się wiele spraw związanych z jej przeszłością oraz stosunkiem do córki. Nie obiecuję, że wszystkie, bo Alicja jest tajemnicza i skryta. Mam wątpliwości, czy chciałaby się tak zupełnie odsłonić przed czytelnikami – a przede wszystkim przed Marylą.

 

10.  Wielkim atutem Pani powieści jest nieocenianie bohaterów. Tak przedstawia Pani ich losy, że każdy z czytelników sam musi się zastanowić nad tym, czy postąpili dobrze, czy źle, jak sam by postąpił w podobnej sytuacji. Musi albo i nie musi, może przecież zostawić bohaterów bez oceny. Wydaje mi się to jednak trudne – tak pokazać człowieka, żeby czytelnik nie wiedział, czy Pani zdaniem jest on pozytywny czy nie. Jak się to Pani udało? Było trudno?

Nie, przychodziło mi to zupełnie naturalnie. Od początku byłam głęboko przekonana, że nie mam prawa oceniać. Że muszę ostrożnie stąpać po tym gruncie, nie wysuwać pochopnych wniosków. W trakcie pisana i zagłębiania się w wojnę i PRL tylko utwierdzałam się w tym przekonaniu. Zresztą dzisiaj też rzadko zdarzają się osoby, które da się jednoznacznie określić jako pozytywne lub negatywne. Przecież każdy z nas pełni różne role i różnie się z nich wywiązuje. Można być świetnym pracownikiem i duszą towarzystwa, ale zawodzić jako małżonek czy rodzic. Czy na odwrót. Oczywiście, najprościej sporządzić jakiś bilans podsumowujący całokształt, sumę pozytywów i negatywów danej jednostki, jednak to nie oddaje w pełni złożoności charakteru. Wolę, by czytelnicy sami podjęli się oceny bohaterów niż przyjmowali narzucone przez autora opinie.

 

11. W ogóle napisanie powieści o czasach wojennych, o powstaniu warszawskim, w taki sposób, by nikt nie zarzucił autorowi zbędnej martyrologii, której wielu czytelników ma już dosyć, nie jest chyba łatwe. Pani się to udało. Pani powieści to barwne opowieści o życiu, o zwyczajnych ludziach uwikłanych w trudną historię, o ich dojrzewaniu. Czy pisząc, zastanawia się Pani, co by zrobiła w danej sytuacji, czy bohaterowie powieści są zupełnie od takich osobistych rozterek oderwani?

Oczywiście, że się nad tym zastanawiałam. Ale w większości przypadków odpowiedź jest jedna – nie wiem. Mogę snuć hipotetyczne rozważania, natomiast rzeczywiste zagrożenie i konieczność dramatycznego wyboru to zupełnie inna sprawa. I właśnie z mojej niewiedzy wynika zrozumienie dla bohaterów powieści. Ich decyzje, podejmowane z niskich bądź szlachetnych pobudek, nie są moimi decyzjami. Nie mają też stanowić przestrogi ani wzorca dla czytelnika. Mogą wzbudzać skrajne reakcje, od zachwytu do potępienia, ale z pewną ostrożną świadomością, że tak naprawdę nie mamy pewności co do swojego zachowania w podobnej sytuacji. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – to zdanie nigdy nie straci na aktualności.

 

12. Jeszcze jedno pytanie o postaci pojawiające się na kartach powieści. Czy miała Pani na nich pomysł od razu? Jakąś charakterystykę? Czy żyli własnym życiem, rozwijali się, dojrzewali wraz z kolejnymi stronami?

Jeśli chodzi o Deborę, w moich wyobrażeniach praktycznie od razu była uformowana, ukształtowana. Miałam plan na nią i konsekwentnie go realizowałam. Natomiast Maryli pozwoliłam swobodnie się rozwijać, wiedząc, że dostanie więcej czasu na dojrzewanie. Czasami wręcz dawałam jej się zaskoczyć, zrobić coś niezgodnego z moim pomysłem – najważniejsze, by współgrało z jej charakterem. Co do innych bohaterów, każdy z nich ma pewne cechy, z którymi „urodził się” w mojej głowie, ale wraz z rozwojem akcji uwidaczniają się też inne wady i zalety. Mijają lata, rozgrywają się dramatyczne wydarzenia, to nie może zostać bez wpływu na charaktery postaci.

 


13. Bardzo jestem Pani wdzięczna za to, że po zakończeniu wojny nie przeskoczyła Pani od razu do lat 50., jak robi wielu autorów. Ciągle brakuje mi w literaturze pięknej dobrych pozycji przedstawiających początki PRLu. Dlaczego postanowiła Pani o tym pisać? Czy może i Pani odczuwa takie braki na polskim rynku wydawniczym?

O, tak! Pierwsze lata Polski Ludowej to w literaturze niemalże ciemne wieki. Ludzie, którzy przetrwali wojnę i po latach wydali własne wspomnienia, często nie chcą wracać do tego okresu. Opisują go w kilku zdaniach, przeskakując do 1956 lub późniejszych lat. Rozumiem to. Natomiast zastanawia mnie, czemu współcześni twórcy rzadko nawiązują do pierwszych lat stalinizmu. Może po prostu spisaliśmy ten okres na straty? Bo Stalin, narzucony siłą komunizm, prześladowania akowców, bieda… To oczywiście prawda, ale czy cała? Ja dostrzegam odbudowę Warszawy, państwa oraz trud odbudowy życia jednostek, w aspekcie materialnym i duchowym. Praca nad drugim tomem była dla mnie bardziej fascynująca, bo miałam wrażenie, że odkrywam nowe obszary, że moja powieść może stać się punktem odniesienia.

 

14.  Czy mogłaby Pani zdradzić, jaka jest Pani ulubiona saga stworzona przez innego autora? Może być książkowa albo filmowa.

Myślę, że na każdym etapie życia miałam ulubione książki i filmy, które z czasem się zmieniały. Może więc powiem o cyklu, który zrobił na mnie wrażenie w ostatnich latach. Mam na myśli „Owoc granatu” Marii Paszyńskiej. Nie tylko piszę powieści historyczno-obyczajowe, ale także uwielbiam je czytać. W sadze Paszyńskiej jest wszystko co lubię: ciekawe epizody z mało u nas znanej historii Iranu, wyraziste postaci, wciągająca fabuła. Pamiętam, że czytałam „Owoc granatu” w trakcie pobytu w szpitalu i ta lektura bardzo podbudowała mnie psychiczne, pomogła szybciej stanąć na nogi.

 

15.  Pani ulubiona książka z dzieciństwa to…

„Ania z Zielonego Wzgórza” i kolejne jej tomy oraz cykl książek o Harrym Potterze. Proszę nie kazać mi wybierać między nimi ;-)

 


16.  Przez przypadek do akwarium w Pani domu trafi złota rybka i jest bardzo chętna, by spełnić… jedno życzenie, specyficzne, polegające na tym, że może Pani zjeść obiad z wybraną przez siebie osobą i spędzić z nią całe popołudnie. Może to być ktoś znany, ceniony, ktokolwiek. Rybka jest magiczna, więc może to być nawet ktoś z zamierzchłej przeszłości, o kim piszą w podręcznikach do historii. Z kim zatem chciałaby Pani zjeść obiad?

Z Adamem Mickiewiczem. I nie chodzi tu o niego jako autora naszych narodowych arcydzieł, tylko po prostu jako człowieka. Chciałabym zapytać o romans z Marylą Wereszczakówną, czy to naprawdę była wielka miłość, czy literacka kreacja? Co go powstrzymało przed udziałem w powstaniu listopadowym? Czy przeczuwał, jakie znaczenie będą miały dla Polaków jego utwory? Chętnie opowiedziałabym mu też o naszych czasach, ciekawa jego opinii.

 

17.  Co myśli Pani o współczesnej polskiej literaturze? Jak widzi jej rozwój w najbliższych latach? Będzie dobrze, czy nie?

O polską literaturę jestem spokojna. Czasami, gdy sięgam po zagraniczne pozycje, szumnie zapowiadane jako bestsellery, po przeczytaniu czuję zażenowanie. Bo okazuje się, że było wiele hałasu o nic. A u nas wydaje się naprawdę wiele wartościowych książek. Tylko że nie zawsze mają szansę przebić się do głównego nurtu i do świadomości czytelników.

Dziękuję bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz