Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

wtorek, 10 maja 2022

Dlaczego pan A. wymyślił chorobę Alzheimera?

 

 
 
 
 

Moje kolejne spotkanie z Anną Sakowicz bardzo różni się od wcześniejszych. Po "Jaśminowej sadze" przyszedł czas na „Listy do A.”: książkę, która znajduje się na międzynarodowej liście „Białych kruków 2020”, posiada rekomendację Polskiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera i została przetłumaczona na hiszpański i rosyjski. Powieść zupełnie inną gatunkowo, językowo, tematycznie.

Kim jest tytułowy A. nie jest żadną wielką tajemnicą, ponieważ już na okładce widzimy zdanie „Mieszka z nami Alzheimer”. Forma listów też nikogo nie zaskoczy. Listy nie są długie, każdy z nich opisuje jeden dzień z życia rodziny. Rodziny dotąd spokojnie mieszkającej w układzie 2+2. Gdy wprowadza się do nich babcia Tosia wszystko się zmienia, gdyż wraz z nią zamieszkuje jeszcze tajemniczy, chyba zły, raczej złośliwy Pan A., który zmienia babcię i burzy rodzinną harmonię. A autorką listów, narratorką powieści, jest uczennica podstawówki, Anielka.

Najpierw listy pisze codziennie, potem coraz rzadziej. Problem pojawia się, kiedy babcia przenosi się do domu opieki. Jak teraz podrzucać listy pod jej drzwi? Dziewczynka jest jednak sprytna i z tym też sobie radzi.

Zanim jednak do tego dojdzie, poznajemy lepiej rodzinę. Samą babcię Tosię, rodziców Anielki, jej siostrę, Patrycję, oraz ich dziadka. W kolejnych listach dostrzegamy, że z babcią Tosią jest coraz gorzej. Anielka opowiada Panu A. mnóstwo różnych historii z życia ich rodziny. Początkowo wydają się jej one nieco śmieszne, czasem wprawiają w zakłopotanie, jednak w pewnym momencie dziewczynka zaczyna się bać. Bo babcia wychodzi sama z domu i nie potrafi do niego wrócić. Bo trzeba jej zakładać pieluchy. Bo być może będzie musiała wkrótce być karmiona specjalną rurką. Bo dziadek zaczyna mówić o żegnaniu się. Bo pada stwierdzenie o odchodzeniu do nieba, w którym babci nie będzie można odwiedzać. Wszystkie te etapy są dla dziecka wyjątkowo trudne do zrozumienia.

Anielka obserwuje również zachowania pozostałych domowników. Mamy w szczególności. Mamy, która ma zapłakane oczy, chodzi smutna i stara się mieć oczy wokoło głowy, by Pan A. nie zrobił babci kolejnego „psikusa”. A jednocześnie udaje początkowo, że nic strasznego się nie dzieje. Sama nie rozumie, samej jej jest trudno, co Anielka widzi, a jednak udaje przed dziećmi silną, pewną siebie, taką jak zwykle. Dziadek na początku zdaje się być również silny i pocieszający, to on jednak jako pierwszy przestaje udawać, że z babcią wszystko jest w porządku. To on powoli i delikatnie wyjaśnia wnuczce, że Pan A. to naprawdę straszna choroba, na która nie ma lekarstwa.

I to piękne, dziecięce zapalenie się Anielki, że w takim razie babcia musi jedynie trochę poczekać, a ona zostanie lekarzem i wymyśli lek na jej chorobę. Jakież to niewinne, pełne nadziei. Nawet, gdy wiemy, że niemożliwe. Nawet, gdy sama Anielka jest nieco przestraszona tą wizją, bo jest przecież „dopiero w szkole podstawowej”.

Ważną rolę w tym przeżywaniu odchodzenia babci pełni również Patrycja. Nastoletnia uczennica liceum, którą Anielka na co dzień raczej drażni swą dziecinnością, staje w obliczu choroby babci na wysokości zadania. Widzi terapeutyczny sens pisania listów do Pana A. W typowy dla młodzieży, a jednak pełen miłości (choć i złośliwości czasami w formie) sposób przybliża młodszej siostrze aspekty choroby Alzheimera. I radzi jej, by zapamiętała jak najwięcej tych szczęśliwych momentów, by babcia w jej sercu zawsze pozostała taka, jaką była przed chorobą.

To książka w wielu miejscach bardzo wzruszająca. Wzruszenia w tym przypadku nie wolno jednak mylić z tkliwością. Choroba Alzheimera to choroba całej rodziny. Bo tak naprawdę cierpią najbardziej ci, którzy zostają, którzy obserwują zaniki pamięci, którzy są nierozpoznawani, myleni z innymi, którym przyszło się opiekować chorą, często już nieporadną, najbliższą, ukochaną osobą. Nie brakuje jednak w powieści i humoru. Można się uśmiechnąć przez łzy, a można i śmiechem wybuchnąć. Ot, prawdziwe życie.

„Listy do A.” to książka uniwersalna. Mówi nie tylko o chorobie Alzheimera, ale o chorowaniu w ogóle. O śmierci, o żegnaniu się z bliskim. O starości, przemijaniu, bezradności starszych ludzi. O radzeniu sobie z chorobą osób bliskich, o autoterapii. Anna Sakowicz napisała tę książkę, gdyż sama – jako dorosła osoba – zmaga się z taką sytuacją. Jej mama choruje na Alzheimera i Autorka przyznaje, że boi się zmian, jakie zajdą w jej mamie. Pisanie było dla niej swoistą autoterapią i takąż obdarzyła swoją narratorkę.

„Listy do A.” zaliczane są do literatury dziecięcej, choć ja uważam, że to książka tak samo dla dzieci, jak i dla dorosłych. Dla tych, którzy mają wśród bliskich kogoś chorego (niekoniecznie tylko na Alzheimera), jak i dla tych, którzy się z takimi sytuacjami nie spotkali. To po prostu pięknie napisana, bardzo spostrzegawcza, delikatna, mądra opowieść o życiu i radzeniu sobie z odchodzeniem. Prawda zaś jest taka, że każdego z nas pewnego dnia czeka śmierć bliskiej osoby. Warto się do tego przygotować.

Przygotowując się do wywiadu z Anną Sakowicz czytałam kilka recenzji „Listów do A.”. Były bardzo różne. To, co zapamiętałam jako najważniejszy argument in minus to trudność ze znalezieniem grupy odbiorców. Ja takiego problemu nie widzę. Drugim były ilustracje. Moim zdaniem – znakomite wręcz, idealnie pasujące tak do samego tematu, jak i do języka, w jakim powieść została napisana. Język obrazu i język słowa pięknie się przeplatają. Ilustracje Ewy Beniak-Haremskiej są delikatne, nienachalne, bardzo sugestywne. Poświęciłam im niemało czasu, zastanawiając się, które z nich mogłyby wyjść spod ręki Anielki, a które byłyby autorstwa babci Tosi, czy może nawet Patrycji.

Jeśli miałabym się już czegoś uczepić, tak na siłę, by laurka nie ociekała za bardzo ochami, achami i brokatem… wolałabym czcionkę nieco większą i lepiej wpasowaną w kratkę (bo książka jest wydana na papierze w kratkę, niczym w szkolnym zeszycie). Większa ulga dla oczu. Myślę jednak, że to tylko szczegół, który w żadnym razie nie odbiera tej pozycji wartości.

Wcale nie dziwi mnie, że „Listy do A.’ zostały dostrzeżone i docenione, nie tylko na polskim rynku wydawniczym. Mam nadzieję, że czytelnicy również będą tę książkę bardzo cenili. Ja z całego serca polecam.

 

 

 

Listy do A. – Anna Sakowicz

Wydawnictwo: Poradnia K

Warszawa 2019

Oprawa: twarda

Liczba stron: 140

Ilustracje: Ewa Beniak-Haremska

ISBN: 978-83-66005-60-0

 

 

 

 

Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Poradnia K


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz