Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

sobota, 26 października 2013

Coś na progu #8 bądź Władca umysłów z Marsa (Edgar Rice Burroughs)

Wydawnictwo: Dobre Historie
Wrocław 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 112
Tłumaczenie (z angielskiego): Radosław Pisula i Maciej Kluba
Tytuł oryginału: The Master Mind of Mars
Seria: Barsoom, cz. VI
ISSN (mimo wszystko to dwumiesięcznik): 2084-4565




To już drugi numer specjalny czasopisma "Coś na progu". Z poprzednim mieliśmy do czynienia ponad rok temu i skupiał się na kilku opowiadaniach, które można było zakwalifikować jako weird fiction (m.in. opowiadanie Franka Herberta pt. "Brakujące ogniwo"). 
Tym razem cały numer poświęcono tworzącemu w pierwszej połowie XX stulecia, Edgarowi Rice Burroughsowi, twórcy świata Barsoom oraz znanej wszystkim postaci Tarzana.
Nigdy jeszcze spis treści CNP nie był tak krótki, a czy jest to plusem, czy minusem niech każdy osądzi sam. początkowo byłam trochę... hmmmm... zawiedziona? Jedna powieść, cztery artykuły i komiks? Nie do końca tego się spodziewałam, choć przecież wydawnictwo Dobre Historie na swej stronie jasno dawało znać, że tak właśnie bezie wyglądał ten numer specjalny. Czy żałuję? Nie, zdecydowanie nie.
Zanim podzielę się z Wami tym, co mam do powiedzenia (czy też napisania) o powieści "Władca umysłów z Marsa", po krotce o towarzyszącej jej publicystyce zawartej w tym numerze.
Na dobry początek Radosław Pisula przybliża czytelnikowi twórczość Autora w świecie Barsoom. Bardzo udany artykuł wprowadza nas w świat pełen fantastycznych miejsc i postaci zamieszkujących Czerwoną Planetę, a także pozwala poznać Johna Cartera i Ulyssesa Paxtona. Następnie dostajemy pyszną wisienkę na torcie – czyli wywiad z Ergarem R. Burroughsem z roku 1926. Bardzo budujący tekst dla każdego, kto marzy o pianiu, kto pisze i szuka wydawcy, kto marzy, by i o nim kiedyś powiedziano "pisarz". Ponadto pomocne rady twórcy Barsoom i Tarzana, a wszystko to w przystępny i przyjemny sposób podane na srebrnej tacy. 
"Edgar Rice Burroughs z Marsa" Wojciecha Sawłowicza to biografia stylizowana na autobiografię. Przybrała ona formę listu, który został wysłany przez Burroughsa z... Marsa i ma na celu przedstawienie jego prawdziwego życiorysu, który ma wyjaśnić, kim był rzeczywiście i w czym mylą się jego oficjalne biografię. Bardzo dobrze przemyślany pomysł, na dodatek świetnie npisany, kreśli przed nami ciekawe i trochę nawet burzliwe losy tego niesamowitego człowieka, którego dzisiejsi fani fantastyki zdali się trochę zapomnieć (a szkoda). 
"Barsoom. Film, który miał nigdy nie powstać" opowiada o kolejach losu ekranizacji powieści o Marsie. Któż by się spodziewał, że tak wiele można na ten temat napisać? Choć z drugiej strony nie powinno to dziwić, zważywszy na to, że cykl marsjański powstawał własnie w czasie, kiedy kino zaczynało święcić swe pierwsze sukcesy. 
Na zakończenie jeszcze komiks o Tarzanie Daniela Grzeszkiewicza. Jako, że – niestety – nie jestem fanką tego twórcy, nie będę się tu rozpisywać. Nie rozumiem jego komiksów i to niekoniecznie jest jego wina, ale bardzo prawdopodobnie – moja.
Wracając jednak do głównej osi specjalnego numeru CNP, czyli powieści. "Władca umysłów z Marsa" powstał w roku 1928 i jest szóstym tekstem z cyklu marsjańskiego. Jak do tej pory to dopiero druga powieść Autora przetłumaczona i wydana w całości w Polsce, co tym bardziej sprawia, że warto ją nabyć i przeczytać. Szczególnie dla osób nie władających językiem angielskim (bądź też jakimkolwiek, na które przetłumaczono pozostałe utwory marsjańskie). "Władca..." nie opowiada jednak losów, znanego polskiemu widzowi z filmu, Johna Cartera, ale Ulyssesa Paxtona, na Barsoom znanego pod imieniem Vad Varo. On to opowiada swoją historię - w formie długiego listu do... samego Burroughsa. Powieść więc jest  w narracji pierwszoosobowej, rozgrywającą się akcję widzimy oczami głównego bohatera, co jest dość charakterystyczne dla tekstów tego gatunku powstających w początkach XX wieku. 
Dzięki Paxtonowi poznajemy niesamowity świat Barsoom i jednego z największych geniuszy naszego Układu Słonecznego – Rasa Thavasa. Niestety, choć kto wie, czy może nie jest to plus, nie dowiemy się, jak w ogóle Carter i Paxton dostali się na Barsoom (ani, w jaki tajemniczy sposób, udało się temu ostatniemu wysłać stamtąd list do Burroughsa). Autor pozostawia to naszym domysłom – być może z obawy, by zbyt wielu Jassomian nie udało się na Czerwoną Planetę. kto wie... W każdym razie przygód naszemu bohaterowi nie zabraknie, przyjdzie mu nie raz ryzykować życie, nadstawiać karku i bić się ze sworą przeciwników. Przy okazji pozna niesamowite tajemnice umysłu, znaczenie lojalności i przyjaźni, a przede wszystkim zdobędzie ostatecznie serce przecudnej i bardzo mądrej, Valli Dii. Nie zdradzam naprawdę za wiele, jako że takie pozytywne zakończenie romansowo-awanturniczej opowieści jest oczywiste w tej konwencji i tu nas Autor niczym nie zdziwi. Zresztą, gdyby tylko spróbował, z pewnością historia nie zyskałaby w owych czasach zbyt wielu fanów, pomijając fakt, że zakończenie w stylu odchodzącym od klasycznego "happy endu" raczej nie wchodziło wówczas w rachubę.
Choć "Władca umysłów z Marsa" ma już 85 lat i czasami widać to bardzo – opowieść jest wciągająca i napisana na miarę wielkiego autora. Pomysłowość, piękny język i styl nadają jej nieprzemijającej świeżości, choć może o upływie niemal wieku niektóre ze spostrzeżeń trąca lekko myszką. Nie sposób jednak nie ulec urokowi tej historii. Jedyny jej minus, w mojej subiektywnej opinii, to imiona Barsoomian. W pewnym momencie pojawiło się ich w jednej scenie tyle, że już do końca miałam niemały problem, by odróżnić, który z przyjaciół i pomocników Paxtona to Dar Tarus, a który Gor Hajus. 
Na zakończenie – coraz lepsza korekta, coraz mniej błędów to olbrzymi plus tego numeru. jak zwykle piękna szata graficzna, wygodne wydanie i magiczne, czarujące światy to dokładnie to, za co kocham CNP.
Numer zamówiony w pre-orderze wzbogacono także o ośmiostronicowy biało-czarny komiks Rafała Szłapy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz