Poznań 2018
Oprawa: twarda z obwolutą
Tytuł oryginału: Bleak house
Przełożył (z angielskiego): Tadeusz Jan Dehnel
Ilustracje: H. K. Browne
Liczba stron: 650
ISBN: 978-83-8116-184-8
Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazały się właśnie dwa tomy "Samotni" Charlesa Dickensa. Wznowienie najlepszej ponoć powieści brytyjskiego autora skusiło mnie na tyle, że nawet nie zwróciłam uwagi na liczbę stron, na których przeczytanie się porwałam. A liczba to niebagatelna. Czy żałuję, że podjęłam się tego wyzwania, czy też jestem z tego powodu bardzo ukontentowana? Przeczytajcie kilka słów na temat mojego spotkania z lekturą sprzed półtora wieku.
Powieść napisana jest z olbrzymim rozmachem i nie mam tu na myśli jedynie jej długości liczonej w stronach. Mnogość poruszonych tematów, bogactwo opisów, szeroka gama postaci, ciekawa – choć, trzeba to przyznać, niezbyt wartka – akcja. Wszystko doskonale przemyślane, wszystko na swoim miejscu, każde słowo wyważone, każde zdarzenie dokładnie zaplanowane. Nie można mieć wątpliwości, że "Samotnia" jest dziełem stworzonym przez prawdziwego mistrza. Jej kunszt uderza od pierwszych stron, chociaż początki lektury napawały mnie strachem i były trudne. Zanim "wkręciłam" się w akcję, zanim poznałam chociaż kilkoro głównych postaci, męczyłam się przez około 20-30 stron, próbując pojąć, o czym w ogóle czytam. Wiadomo – język osiemnastowiecznego pisarza i specyficzny styl Dickensa w pierwszej chwili przytłaczają. Jednak im dalej w las, tym lepiej.
Spośród wielu wątków poruszonych w powieści do głównych należy proces Jarndyce przeciwko Jarndyce toczący się od lat przed sądem kanclerskim. Dickens opowieść tę oparł o rzeczywisty proces, ciągnący się bez mała trzy dekady i przynoszący stale nowe koszty, a nie dający perspektyw na rychłe zakończenie. Stronami tego niechlubnego procederu są również główni bohaterowie powieści – znajdujące się pod kuratelą sądu kuzynostwo, Ada i Ryszard, ich opiekun, pan John Jarndyce, i jeszcze kilka ważnych postaci. By nie zdradzić za wiele, choć właściwie to dość trudne, napiszę jedynie, że proces przynosi wciąż to samo – od lat wielu adwokatów sprzecza się o koszty, strony w postępowaniu spadkowym popadają w biedę, obłęd, umierają i przekazują swe niechlubne dziedzictwo potomkom. Sąd kanclerski totalnie nie radzi sobie z całą sprawą. I to jedna z dwóch głównych osi powieści, a przynajmniej pierwszego tomu.
Drugim jest życie w tytułowej Samotni, domu pana Johna, do którego sprowadzają się młodzi ludzie – Ada, Ryszard i, przydzielona im (a właściwie Adzie) do pomocy, Estera Summerson, sierota nie znająca prawdy o swoim pochodzeniu. I to właśnie Estera jest jednym z narratorów całej historii. Swoje przeżycia i spostrzeżenia przekazuje nam w pierwszej osobie, co jest bardzo ciekawym zabiegiem. Dickens, piszący w połowie XIX wieku, oddał znaczną część narracji nie tylko młodej dziewczynie, ale komuś ubogiemu, sierocie, która na dodatek od razu zaskarbia sobie ciepłe uczucia czytelnika.
Drugi narrator, trzecioosobowy, wszechwiedzący, przekazuje nam pozostałe części historii – opisuje toczący się proces, wątek kryminalny, w którym co prawda trup nie ściele się jakoś specjalnie gęsto, ale przyjdzie nam zobaczyć przynajmniej kilka pogrzebów osób umarłych w nie do końca jasnych okolicznościach, w końcu ukazuje nam angielskich bogaczy i biedaków, mieszkańców dworu Chesney Wold, ubogiego zaułka Tom-Sam-Jeden, adwokatów z kilku londyńskich kancelarii... Naprawdę nie sposób tutaj wymienić nawet połowy istotnych wątków tej powieści.
Dickens porusza całe mnóstwo ważnych tematów, precyzyjnie ilustrując angielskie społeczeństwo połowy XIX stulecia. Ukazuje szczegóły, o których prawdopodobnie wielu czytelników jemu współczesnych nie miało pojęcia. Jego powieść to dogłębna analiza ówczesnego społeczeństwa, a poniekąd, dzięki pewnym przerysowaniom (np. ciągle znudzona lady Dedlock) również satyra na nie (a na pewno na sąd kanclerski).
Niektórych mogą denerwować długie, na pozór niczego nie wnoszące, opisy. Trzeba się do nich przyzwyczaić, ponieważ jest ich naprawdę sporo. To coś, czego w nam współczesnej literaturze brakuje. Coś, co jest często wyśmiewane i wyszydzane, nawet przez żyjących dzisiaj autorów (sama kilkakrotnie takie opinie słyszałam od nagradzanej wielokrotnie autorki, przez co bardzo ją "znielubiłam" i nie mam ochoty czytać tego, co napisała). Jednak opisy te i w ogóle język, jakim napisana jest "Samotnia" to arcydzieło, prawdziwa perła literatury, nijak nieprzypominająca wydawanej obecnie w tonach makulaturowej papki. To literatura, którą się smakuje powoli, docenia dopiero po chwili, której aromat zostaje na długo w powietrzu. Ja jestem zachwycona, choć ręce bardzo mnie bolą, bo trzymanie przez wiele godzin tak grubego tomiszcza powoduje, że ramiona omdlewają, a między palcami robią się odciski. Warto jednak trochę pocierpieć dla takiego dzieła.
Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej. Czy Estera pozna swoją matkę, czy choćby dowie się, kim ona jest? A co z jej ojcem? Kim właścwie jest dla niej pan Jarndyce? Czy Ada i Ryszard znajdą wspólne szczęście, czy młody mężczyzna zostanie kolejną "ofiarą" tragicznego procesu przed sądem kanclerskim? I w końcu – gdzie w tym wszystkim znajduje się miejsce dla małego zamiatacza ulic, Jo? Odpowiedzi już wkrótce, tymczasem powolutku zabieram się do lektury dalszych stronic "Samotni".
Książka została wydana w przepięknej szacie graficznej, w twardej, eleganckiej oprawie z ładną obwolutą. Wisienką na tym pysznym torcie są oryginalne ilustracje z pierwszego brytyjskiego wydania. Również do redakcji i korekty do ok. 500 strony nie mam zastrzeżeń. Niestety potem robi się gorzej, zupełnie jakby ktoś się zmęczył i zaczął przysypiać. Pozostaje mieć nadzieję, że w drugim tomie się to nie powtórzy.
Polecam z całego serca!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz