Poznań 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 342
Tytuł oryginału: Nightflyers & Other Stories
Przekład (z j. angielskiego): Michał Jakuszewski i Darosław J. Toruń
ISBN: 978-83-8116-412-2
Jestem wielką fanką serialu "Game of Thrones". I choć na Worldconie 2014 w Londynie kilka godzin staliśmy z mężem w kolejce po autograf G. R. R. Martina (dostaliśmy go w pierwszym tomie Sagi lodu i ognia), to... żadnej jego książki dotychczas nie zdołałam przeczytać. Ciągle nie ma czasu, bo wiadomo, krótkie te księgi nie są, a na dodatek wciąż brakuje im zakończenia. Dlatego też tym chętniej sięgnęłam po "Żeglarzy nocy" jako tekst zupełnie oderwany od świata Westeros. Zresztą zawsze lubiłam sci-fi bardziej od fantasy, nie powinno więc to nikogo dziwić. Czy jestem zadowolona z możliwości zapoznania się z tym tomem?
"Żeglarze nocy i inne opowiadania" to sześć niezwiązanych (kilka pojawiających się nazw planet i ludów je zamieszkujących powtarza się w niektórych tekstach, ale powiązania te są znikome i naprawdę subtelne, ledwie zauważalne) ze sobą tekstów pochodzących z lat 1973-1981. Nie jest to więc w żadnym razie nowość na rynku, nawet u nas. Wydanie związane jest raczej z pojawieniem się na platformie Netflix serialu, który ponoć (piszę ponoć, bo go nie widziałam) powstał na podstawie tytułowej powieści. Powieść to zresztą dość krótka i to nie tylko jak na standardy Martina. Cała książka to nieco ponad 300 stron, a tytułowi "Żeglarze..." to zaledwie 120 stron. Powieść bardzo ciekawa, choć nie aż tak mroczna jak ją reklamują. O wielkim potencjale filmowym, ale czy serialowym? Nie bardzo mogę sobie wyobrazić, co też będzie się działo przez kilka(naście/dziesiąt) odcinków. Z drugiej jednak strony serial Haven miał bodaj pięć sezonów, a powstał na podstawie opowiadania Kinga. Sezonów rewelacyjnych i naprawdę godnych polecenia. Pożyjemy zatem i zobaczymy, tymczasem wróćmy do wydanej nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka książki.
Tytułowi "Żeglarze nocy" to wciągająca historia o eksploracji kosmosu, która to jednak eksploracja zdaje się być jedynie swoistą scenografią do pokazania pewnych zachowań bohaterów. Z drugiej strony bez niej sama opowieść byłaby zdecydowanie mniej ekscytująca. Otóż na niemalże bezzałogowym statku kosmicznym podróżuje zespół naukowców. Ich celem jest odnalezienie tajemniczych wolkrynów, przemierzających kosmos przez miliony lat i pojawiających się w mitach i legendach licznych ras. Jednak to nie spotkanie z kolejnymi obcymi uczynił Martin osią powieści, ale samą podróż. Podróż obfitującą w straszliwe i niewyjaśnione wydarzenia. Niczym na jakimś nawiedzonym statku. Śmierć zbierze obfity plon, a winnym okaże się ktoś, kogo nikt nie mógł o to podejrzewać. Czy ktokolwiek z załogi przeżyje i czy wolkryni w ogóle istnieją? Tego, rzecz jasna, Wam nie zdradzę. Mogę natomiast napisać, że czyta się to naprawdę dobrze.
"Skrzynka obejścia" trochę mnie znużyła. Pomysł na to, by do ciężkiej fizycznej pracy wykorzystywać ciała umarłych kontrolowane przez wyspecjalizowanych Operatorów jest w rzeczy samej intrygujący. Czy dobry, czy moralny, to już zupełnie inna kwestia. I o tym warto sobie pomyśleć. Tym bardziej więc opowiadanie jest ciekawe, bo zmusza do zastanowienia się nad pewnymi ważkimi kwestiami. Natomiast warstwa fabularna jest bardzo przewidywalna i właściwie w ogóle mnie nie wciągnęła. To zdecydowanie najsłabszy tekst tego zbioru.
"Weekend w strefie wojny" trzyma w napięciu aż do samego końca. Jest wstrząsającą opowieścią o tym, do czego człowiek jest w stanie się posunąć by rozładować własne napięcie i dostarczyć sobie oraz innym rozrywki. Jednocześnie, jak wskazuje pierwszoosobowy narrator, sposób zaproponowany w tej historii doprowadził do tego, że od dawna ludzkość nie zna już prawdziwej wojny... Czy jednak cel uświęca środki? Fantastyczna opowieść o bardzo głębokim przesłaniu, przerażająca zdecydowanie bardziej od tytułowych "Żeglarzy nocy". I najkrótsza w całym zbiorze.
"Nie wolno zabijać człowieka" to opowiadanie, które spodobało mi się najbardziej. Chciałabym napisać, że jest genialne, ale... zakończenie totalnie mnie rozczarowało. Wystarczyło by kilka zdań więcej, może nawet jedno słowo, kto wie, ale niestety czegoś na końcu zabrakło Na szczęście od samego początku aż do przedostatniego akapitu jest to wyśmienicie napisany, mądry, przemyślany tekst, charakteryzujący się dobrze zarysowanymi postaciami, wartką akcją, doskonale skonstruowanym światem przedstawionym. Mówiący o sile wiary i religii. Zarówno w kontekście tego, jak potrafią nieść dobro, jak i... totalne zniszczenie. Miasto Stalowych Aniołów, ludzi wierzących w Bakkalona, blade dzieciątko z mieczem kontra włochate (zdaje się, że misio-podobne) "zwierzęta" zwane Jaenshijczykami toczą nierówną walkę o ziemię. Walkę, która czytelnikowi na długo zapadnie w pamięć. Choćby już dla tego jednego opowiadania warto zakupić "Żeglarzy nocy...".
"Wszystkie barwy pierścienia gwiezdnego" zaskakują teologicznym wymiarem. Nicość zdaje się być czymś znacznie gorszym niż piekło, a jednocześnie jest na wyciągnięcie ręki. Czy naukowcom na stacji badawczej uda się rozwikłać tajemnicę Nicości? A może chociaż zadanie, dla którego się tu znaleźli okaże się sukcesem? Byłby to wielki krok dla ludzkości. Jednocześnie być może naprawił by to, co zepsuło się w związku dwojga głównych bohaterów, którzy z racji bliskości Nicości oddalają się od siebie i już nie potrafią się zrozumieć. I nie, nie jest to żadna love story w kosmosie. Miłość wszak jest normalną rzeczą wśród ludzi i nie można jej ograniczyć tylko do Ziemi. Zaskakujące, powiedziałabym wręcz szokujące i bardzo mocne zakończenie wbiło mnie w fotel. Tego się nie spodziewałam. Naprawdę świetna historia.
Na koniec Martin proponuje nam opowiadanie "Pieśń dla Lyanny" – nieco przerażającą i trochę mroczną, a trochę obrzydliwą historię o... śmierci? Samotności? Potrzebie bliskości? Niezrozumieniu? Bólu? O wszystkim tym i znacznie więcej. Rewelacyjna opowieść telepaty z jego podróży na planetę, której mieszkańcy po ukończeniu czterdziestu lat oddają swe życie obrzydliwemu pasożytowi. Oddają nie tylko dobrowolnie, ale właściwie całe życie marzą o tej chwili, czekają na nią i są szczęśliwi, kiedy w końcu się zbliża. Czy Greeshka zagraża w jakiś sposób ludzkości? Czy ludzie potrafią pojąć Shkeenów? Co odkryje para kochających się telepatów zatrudnionych do zbadania sprawy? Opowiadanie o naprawdę głębokim przesłaniu. O tym, jak wiele jesteśmy w stanie uczynić, by nie czuć bólu samotności i niezrozumienia. Tylko zakończenie trochę rozczarowujące.
Ludzkość w kosmosie, stosunki międzyludzkie oraz pomiędzy ludźmi a obcymi rasami. Zdolności psioniczne, walka na umysły, wiara. Napięcie, w większości wartka akcja, sporo głębokich przemyśleń, ciekawi bohaterowie, intrygujące rozwiązania. Tematy, o których można później rozmawiać godzinami. Jeśli to jest to, czego szukacie w literaturze to "Żeglarze nocy..." są książką idealną dla Was. Na dodatek naprawdę ładnie wydaną i nawet w przyzwoitej cenie. Jeśli poszukujecie wielkich intryg, zdrad, smoków w kosmosie czy innych tego typu akcentów – lepiej chyba zainwestować w coś innego. "Żeglarze nocy i inne opowiadania" można najkrócej scharakteryzować jako dobre, stare, klasyczne sf. Takie, jakie ja bardzo lubię.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz