Wydawnictwo: Dwie Siostry
Warszawa 2019
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Ilustracje: Rita Kaczmarska
ISBN: 978-83-8150-037-1
To zdecydowanie jedna z najciekawszych książek dziecięcych, jakie w ostatnim czasie trafiły w moje ręce. Choć nie mogę narzekać, bo rzeczywiście sporo wybitnych pozycji miałam już okazję przeczytać. Czy "Awaria w elektrowni" jest wybitna? Niezupełnie, choć i tak zachwyciła mnie – zarówno samym pomysłem, jak i jego wykonaniem.
Wbrew pozorom, którym i ja w pierwszej chwili uległam, nie jest to książka o elektrowni. Zupełnie nie. To niesamowita opowieść o tym, co dzieje się w mieście, kiedy nagle gasną wszystkie światła. Dla naszych pradziadów to może i była codzienność, ale dla nas, a tym bardziej dla naszych maluchów... Toż to istny armagedon. Zero lamp, zero lodówek, tramwajów, telewizji. Zero Internetu! Wyładowane komórki! Naprawdę nie wiemy wówczas, co z sobą począć. Tymczasem cały świat wokoło budzi się w zdziwieniu, że nagle... jest jak dawniej... I o tym właśnie jest ta historia – o nocnym życiu różnych zwierząt, począwszy od ćmy, a na raku skończywszy (choć chronologia ich pojawiania się na kartach książki jest zupełnie inna).
Poetyckość (sic! w dzisiejszych czasach niektórzy wciąż potrafią tak pisać) tekstów została pięknie uzupełniona ilustracjami. Duet Oziewicz-Kaczmarska to związek idealny. Oglądane przez nas obrazy są tajemnicze, nieco mroczne, a jednocześnie pełne życia. Już na pierwszych stronach widzimy, że dzieje się coś niesamowitego. Ta sama scena, ten sam widok, a jednak... zupełnie inny, kiedy wyłączyć prąd. Nagle nie tylko przestajemy coś widzieć, ale zaczynamy dostrzegać zupełnie inne rzeczy, zauważać innych ludzi. I gwiazdy na niebie. To, czego mi chyba najbardziej brakuje, bo choć mieszkam na wsi, to jest tu jasno jak w centrum dużego miasta. Czasami chciałoby się taką godzinną awarię, by móc popatrzyć w gwiazdy.
Choć początkowo ludzie nie są tą sytuacją zachwyceni, główni bohaterowie podchodzą do tematu zgoła inaczej. Bo nie są nimi, jak już wspomniałam, ludzie, ale zwierzęta. I tak poznajemy ich liczne zwyczaje, jednocześnie uświadamiając sobie, w jak różny sposób można patrzyć na otaczający nasz świat. Bo to, co dla człowieka wydaje się katastrofą, dla zwierzęcia może być prawdziwym zrządzeniem losu. I nie mówimy tu o jakichś wielkich kataklizmach. Wiadomo, że każdy z nas uważa swą pracę za ważną i wiele złego mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy nie wykonali jej na czas, bo nagle nie ma prądu. Ale przecież poza pacą jest jeszcze życie. ŻYCIE nie tylko nasze. O tym na co dzień zapominamy. Warto natomiast czasami sobie o tym przypomnieć. I uświadomić najmłodszych, że nie jesteśmy pępkiem świata.
Perspektywa zaproponowana przez Tinę Oziewicz jest wyjątkowa i niesamowicie ciekawa. Niezbyt długie, a jednak treściwe, mądre i piękne opisy przyrody "po ciemku" chwytają za serce. A ilustracje Rity Kaczmarskiej na długo zapadają w pamięć. Trudno oderwać od nich wzrok. Ważny jest tu każdy detal, a przede wszystkim... każdy odcień. Ogląda się je jak wyśmienity album malarski.
Bo świat bez prądu wygląda zgoła inaczej od tego, który oglądamy na co dzień.
Aria i Rebeka z zainteresowaniem książkę obejrzały. Czytałyśmy na trzy albo cztery raty. Wydaje mi się, że jest to jednak pozycja dla dzieci trochę starszych, jak zresztą proponuje samo wydawnictwo. Wrócimy do niej na wiosnę, jak Dziewczynki nieco podrosną. Myślę, że wówczas wywoła u nich tak wielki zachwyt, jak u mnie.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dwie Siostry
http://www.wydawnictwodwiesiostry.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz