Wydawnictwo: Marginesy
Warszawa 2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 362
Sięgając po tę książkę miałam bardzo wysokie oczekiwania i nie zawiodłam się. Ałbena Grabowska znów okazała się prawdziwą mistrzynią, która naprawdę potrafi porwać czytelnika, zarówno treścią, jak i formą.
Cztery kobiety. Każda z nich samotnie wychowuje córkę. Każda z nich nosi w sobie wiele bólu. A jednak stara się kochać, na ile potrafi. Czy ta miłość wystarczy jej córce? Czy poczucie bycia niekochanym przez matkę położy się cieniem na życiu którejś z nich? Gdzie się w tej rodzinie podziali mężczyźni? Czy Lila ma rację podejrzewając, że z tajemniczą śmiercią jej ojca miały coś wspólnego matka, babka i prababka?
Początek powieści to mnóstwo pytań. Właściwie na wszystkie chyba otrzymujemy ostatecznie odpowiedzi, choć nijak się ich nie spodziewamy. Historie Marii, Sabiny, Magdaleny i Pauliny zwanej Lilą są zagmatwane, niesamowite, trochę nieprawdopodobne, a jednocześnie tak bardzo realne, tak bardzo możliwe... Czy któraś z nich jest prawdziwa? Pozostaje jedynie się nad tym zastanawiać. Niezależnie jednak od tego, czy Autorka wymyśliła je w całości czy zaczerpnęła z opowieści o prawdziwych losach jakichś kobiet, warto się w te historie zagłębić, bo każda nas czegoś uczy.
Maria, dziewczyna z dobrego domu, wychodzi za mąż z miłości. Mamy początek XX wieku, Polska pod zaborami, kobiety nie mają zbyt wielu praw. Ślub z miłości wśród dobrze sytuowanych rodzin jest przywilejem i wielkim szczęściem. Szczęściem, które w przypadku Marii trwa zaledwie miesiąc. Po tym czasie jej mąż zostaje oskarżony o zdradę i skazany na Sybir. Z miłości i poczucia obowiązku ona podąża za nim. Jej życie odmieni się w sposób, jakiego nie mogła podejrzewać. Kiedy, wraz z mężem i córeczką, powróci do wolnej Polski, będzie już zupełnie inną osobą. Naznaczoną biedą, samotnością, niezrozumieniem, cierpieniem, śmiercią bliskich. A przyjdzie jej pożyć jeszcze długie lata i doczekać się wnuczki i prawnuczki.
Sabina jest obiecującą skrzypaczką. Na jej koncerty przychodzą tłumy melomanów. Ma przed sobą świetlaną przyszłość. Niczego od nie oczekiwano poza tym, żeby grała. I wówczas, kiedy jest u szczytu niesamowitej kariery, Niemcy rozpoczynają swą drogę ku zdobyciu dla siebie większej przestrzeni życiowej. Wojna, a w szczególności przeżycia w obozie naznaczą ją, jak wszystkich więźniów, do końca życia. Z obozu wyjdzie inną kobietą. Z poczuciem straty, beznadziei, winy za to, co zrobiła, by odzyskać wolność. Zawsze już będzie sobie zadawała pytania o to, czy należało wówczas za wszelką cenę przeżyć, czy może zachować honor. Próbować w tym piekle znaleźć choćby namiastkę normalności, czy poddać się. Kochać czy nienawidzić. W którym momencie jej długiego życia pojawi się Magdalena? Czy to dziecko obozowe, efekt straszliwych eksperymentów medycznych przeprowadzanych na więźniarkach? Dziecko poczęte w wyniku gwałtu? Czy może owoc miłości?
Magdalena żyje w cieniu matki i babki, które przeżyły piekło. Piekło, o którym raczej nie chciały opowiadać. Jednak sposób, w jaki okazują uczucia różni się mocno od tego, jaki można uznać za standardowy. Polska pod jarzmem Związku Radzieckiego jawi się szarym kawałkiem świata, w którym nie ma przyszłości. Burzliwy związek z Jankiem nie ułatwia tego życia. Czy Magda zdecyduje się na wyjazd z ukochanym? Czy wyruszą do jego wuja do Paryża, czy może do ciotki jej przyjaciółki, do USA? A może zostaną, kiedy Magda zrozumie, że jest w ciąży?
W końcu Lila. Urodzona dokładnie w tej chwili, w której jakiś kierowca potrącił śmiertelnie jej ojca. Próbująca od dziecka zrozumieć, czy jest pogrobowcem, czy nie. Żyjąca w cieniu trzech przodkiń. A kiedy babka i prababka umierają, starająca się jakoś zapełnić tę wyrwę. Została psychologiem, bo miała nadzieję, że w ten sposób będzie umiała zdiagnozować samą siebie i sobie pomóc. Co się zmieni w jej życiu, kiedy na zdjęciu USG zobaczy małego człowieka, który rozwija się w jej ciele? Czy i tej małej istotce przyjdzie żyć bez ojca?
"Matki i córki" to niesamowita opowieść o losach niezwykłych, a jednocześnie zwyczajnych kobiet, do których los się nie uśmiechał. A przede wszystkim o trudnych relacjach międzypokoleniowych. O rodzinnych tajemnicach i wielkiej sile macierzyństwa, które jest w stanie wszystko pokonać. Wszystko to z Historią przez duże H w tle (zupełnie jak w "Stuleciu Winnych").
Lila poznaje kolejne szczegóły z życia swoich przodków powoli.W różnej kolejności. A my możemy śledzić historie tych czterech kobiet niemalże równolegle. W odróżnieniu od "Doktora Bogumiła" (najnowszej powieści Ałbeny Grabowskiej), w "Matkach i córkach" mamy raczej krótkie rozdziały, co pozwala na szybkie przechodzenie od jednej postaci do drugiej. Dzięki tej konstrukcji powieści wciąż czytamy dalej, bo chcemy poznać dalsze losy jednej z bohaterek, a zanim nam się to uda, niejako po drodze, poznajemy życie innych. I tak w kółko. Aż do ostatniej strony, która utwierdza nas w przekonaniu, że powieść jest doskonale zaplanowana, przemyślana i zrealizowana. Przy tym wszystkim jeszcze świetnie napisana – z polotem, lekko, inteligentnie, pięknie językowo.
Czy polubicie bohaterki "Matek i córek"? Trudno orzec. To nie jest powieść, w której łatwo się z bohaterami utożsamić. Właściwie trudno je polubić. Może Marię. Marię właściwie lubiłam. Sabiny było mi żal. Magda wywoływała raczej litość. Natomiast Lili nie lubiłam i nie lubię. Rozumiem, że nie miała łatwo, ale... tak naprawdę z nich wszystkich ona miała najłatwiej, a jej charakter i osobowość są raczej nieprzyjemne. W pierwszej chwili taka ocena głównych bohaterek może się wydawać niepochlebna, ale po dłuższym przemyśleniu pewnie dostrzeżecie, że to wielki plus. Każda z kobiet budzi inne emocje. Są prawdziwe do bólu. To nie papierowe księżniczki, superbohaterki, z którymi chcielibyśmy się porównywać, ale kobiety z krwi i kości, których postawa wynika z wielu trudnych doświadczeń.
Życząc Wam przyjemnej lektury, gorąco zachęcam do sięgnięcia po "Matki i córki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz