Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

sobota, 8 grudnia 2012

Alienista - Caleb Carr

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2010
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 543
Przekład: Zuzanna Naczyńska
ISBN: 978-83-7510-647-3






Do przeczytania „Alienisty” zachęcił mnie jakiś czas temu artykuł przeczytany w gazecie. Następnie spojrzałam na opis na tylnej okładce i wiedziałam, że te książkę muszę mieć, muszę przeczytać.
Retro kryminał, zbrodnia, ciemne dzielnice Nowego Jorku, koniec dziewiętnastego wieku i straszliwa zbrodnia, która wstrząsa… niekoniecznie całym społeczeństwem. Tajemnice, straszliwy proceder, w którym młodzi chłopcy z imigranckich rodzin sprzedają swe ciała (a niektórzy nawet dusze), a do tego wszystkiego Theodore Roosevelt i tytułowy alienista, dr Laszlo Kreizler…
Zapowiadało się genialnie. Czegóż więcej trzeba osobie, która uwielbia kryminały, lubi mroczne opowieści, interesuje się dziewiętnastowiecznym społeczeństwem i z chęcią zagłębia się w ludzką psychikę? No właśnie, czego? Ponieważ, niestety, czegoś mi zabrakło i to dość znacznie.
Książkę podzieliłabym na dwie części. Pierwsza to taka, która czyta się z umiarkowanym zainteresowaniem. Dopóki się czyta, jest ok., ale jak się ja odłoży  wcale nie ma się wielkiej ochoty, by wrócić i kontynuować. Druga część, tak mniej więcej od połowy – znacznie lepsza, miałam ochotę czytać dalej i dowiedzieć się w końcu, kim jest ten morderca.
Bohaterowie są ciekawi, temat naprawdę zapowiadał się interesująco, prowadzone przez nich dyskusje są fascynujące. Najbardziej – czyż to nie oczywiste? – przypala mi do gustu postać doktora Kreizlera. Jest osobistością doprawdy nietuzinkową – prekursorem, zdolnym, inteligentnym, ambitnym, zawziętym, dzielnym człowiekiem, który dla dobra społeczeństwa stara się walczyć z ciemnota i wprowadzać w życie zdobycze nowoczesnej nauki, w tym przypadku psychologii. To dzięki niemu możemy obserwować cały proces tworzenia portretu osobowości zbrodniarza, którego ściganiem zajmuje się tajny zespół nadzorowany przez przyszłego prezydenta USA.
Na stronach „Alienisty” znajdziemy naprawdę niesamowitych bohaterów. Poza wymienionymi już będą to chociażby Sara Howard – pierwsza kobieta w Komendzie Głównej Policji w Nowym Jorku, czy też sam wielki finansista, J.P. Morgan. Jeśli do tego dodać łotrów spod ciemnej gwiazdy, podejrzanych księży i mafiosów, którzy prowadzą domy rozpusty – mamy nie lada ciekawe towarzystwo.
Akcja – poza kilkoma momentami – rozgrywa się w dzielnicach zamieszkanych przez imigrantów. Są to zabiedzone, walące się, zaniedbane czynszówki, które są najgorszymi miejscami do mieszkania w całym Nowym Jorku. W nich spotykamy ludzi, którzy maja tego pecha, że dotarli do Nowego Świata za późno – nawet, jeśli mają prace, zarobki są marne, a najgorsza jest wzgarda, którą spotykają na każdym kroku od tych, którzy postawili stopę na amerykańskiej ziemi wcześniej i zdążyli się już dorobić. Straszliwe warunki, brud, smród i ubóstwo, a tego porządku starają się – jak się zdaje – upilnować wszyscy w mieście. Dlaczego nie zależy im, żeby imigrantom działo się lepiej? Tego nie powiem, musicie sami przeczytać.
Carr kreśli niesamowity portret psychologiczny mordercy chłopięcych prostytutek, przyprawiając to wszystko indiańskimi zwyczajami z pogranicza oraz barwnymi postaciami. Czego zabrakło? Może jednak trochę więcej akcji. Trudno powiedzieć. Myślę, że powieść warto przeczytać, zebrała wszakże sporo pozytywnych opinii, ja jednak nie jestem do niej w stu procentach przekonana. Z pewnością nie zajrzę do „Anioła śmierci”, w którym autor ponoć rozwija niektóre watki zapoczątkowane w „Alieniście”, choć z drugiej strony… chętnie spotkałabym się ponownie z fascynującą i czarującą na swój sposób osobą doktora Laszlo Kreizlera.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się historia opisana przez Krajewskiego w „Śmierci w Breslau”.
Korekta – jak to w Rebisie – spisała się bardzo dobrze i nie mogę się do niczego przyczepić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz