Wydawnictwo:
Wydawnictwo Otwarte
Kraków
2011
Cykl:
Tom VI
Oprawa:
twarda
Liczba
stron: 400
Przekład:
Adriana Celińska
ISBN:
978-83-7515-160-2
Genialna
szósta część cyklu o królach przeklętych skupia się tym razem na postaci
nietuzinkowej, barwnej, specyficznej, brutalnej i chamskiej, a jednocześnie
takiej, której nie sposób jakoś nie polubić, czyli na Robercie d’Artois.
Zmiany
frontów, spiskowanie, a nawet morderstwo- nic nie jest obce temu olbrzymowi ubierającemu
się w czerwień, kiedy może dzięki nim osiągnąć sukces. Odebranie ziemi, którą
uważa za swoją jest celem, a cel przecież w jego mniemaniu utwierdza środki.
Dlatego posunie się do najgorszego, by tylko go osiągnąć.
Dzięki
temu osadzi na tronie Francji – przekupstwem, szantażem, podstępem – Filipa II
Walezjusza, by – gdy tylko popadnie w królewską niełaskę – odwrócić się od
niego. Zdrada stanu? Czemuż nie, skoro król angielski może mu dać upragnione Artois…
Nie
uczy się Dostojny Pan Robert na cudzych błędach, ani nawet na swoich. A
przecież każdy wie, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje
absolutnie. Natomiast znalezienie się u szczytu może bardzo łatwo i szybko
zakończyć się bolesnym upadkiem. Tym boleśniejszym, im wyżej się zaszło.
Najlepszym przykładem jest przecież lord Mortimer, który w „Lwie i liliach” nie
jest już tym wspaniałym rycerzem, który z porywu serca przeciwstawia się swemu
władcy. Staje się apodyktyczny, chce wszystkim sam kierować i nie dopuszcza swoich
przeciwników do słowa. Zapłaci za to słono.
Jak
bardzo autor przywiązany był do tego wielmoża, pokazują ostatnie słowa przed
epilogiem. Co mówią i w jakiej chwili – nie zdradzę. Pisnę jednak słówko, że są
wzruszające.
No
i epilog w końcu. „Lew i lilie” to powieść skierowana na wielkich bohaterów –
na postaci historyczne, które zmieniły oblicze czternastowiecznej Europy, to w
końcu wybuch wojny stuletniej, epidemia dżumy… Nie ma tu miejsca na Marie de
Cressay, ani Guccia Baglioniego. Raz tylko pojawia się wzmianka o Spinello Tolomeim.
Jednak w epilogu dowiadujemy się, jakie były dalsze ich losy po tym, jak zostawiliśmy
ich w poprzednim tomie. Właściwie poznajemy losy Jana, znanego w Siennie pod
imieniem Gannino, który nagle w wieku ponad czterdziestu lat dowiaduje się, że
jest rzekomo Janem I Pogrobowcem i to jemu należy się francuska korona, o którą
od lat toczą się walki pomiędzy potomkiem Filipa VI Walezjusza a Edwardem III,
królem Anglii.
Jak
się potoczy ta historia? Choćby dla niej warto byłoby przeczytać „Lwa i lilie”.
Jednak z drugiej strony – gdyby tego epilogu zabrakło – historia nadal byłaby
pasjonująca, jak sama postać Dostojnego Pana Roberta.
Miałam
oczywiście cały czas świadomość, że jest jeszcze jeden tom, stał w końcu na
półce i czekał. Jednak wrażenie jest nieodparte, że dla Druona to miał być tom
zamykający serię. Z resztą pisał kolejne części właściwie co roku, a pomiędzy
tym, a ostatnim minęło… siedemnaście lat! Widać wyraźnie, że chciał w „Lwie i
liliach” zamknąć wszystkie ważne wątki, co musie udało. Ciekawe więc, o czym i
o kim będzie „Kiedy król gubi swój kraj”. Już nie mogę się doczekać.
Jeśli
chodzi o stronę korektorską – sześć błędów, które jakoś specjalnie nie raziły.
Jak zwykle rewelacyjna praca na okładce i świetnie wykonane noty historyczne,
biograficzne i drzewa genealogiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz