Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

wtorek, 4 grudnia 2012

Lew i lilie - Maurice Druon

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2011
Cykl: Tom VI
Oprawa: twarda
Liczba stron: 400
Przekład: Adriana Celińska
ISBN: 978-83-7515-160-2






Genialna szósta część cyklu o królach przeklętych skupia się tym razem na postaci nietuzinkowej, barwnej, specyficznej, brutalnej i chamskiej, a jednocześnie takiej, której nie sposób jakoś nie polubić, czyli na Robercie d’Artois.
Zmiany frontów, spiskowanie, a nawet morderstwo- nic nie jest obce temu olbrzymowi ubierającemu się w czerwień, kiedy może dzięki nim osiągnąć sukces. Odebranie ziemi, którą uważa za swoją jest celem, a cel przecież w jego mniemaniu utwierdza środki. Dlatego posunie się do najgorszego, by tylko go osiągnąć.
Dzięki temu osadzi na tronie Francji – przekupstwem, szantażem, podstępem – Filipa II Walezjusza, by – gdy tylko popadnie w królewską niełaskę – odwrócić się od niego. Zdrada stanu? Czemuż nie, skoro król angielski może mu dać upragnione Artois…
Nie uczy się Dostojny Pan Robert na cudzych błędach, ani nawet na swoich. A przecież każdy wie, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Natomiast znalezienie się u szczytu może bardzo łatwo i szybko zakończyć się bolesnym upadkiem. Tym boleśniejszym, im wyżej się zaszło. Najlepszym przykładem jest przecież lord Mortimer, który w „Lwie i liliach” nie jest już tym wspaniałym rycerzem, który z porywu serca przeciwstawia się swemu władcy. Staje się apodyktyczny, chce wszystkim sam kierować i nie dopuszcza swoich przeciwników do słowa. Zapłaci za to słono.
Jak bardzo autor przywiązany był do tego wielmoża, pokazują ostatnie słowa przed epilogiem. Co mówią i w jakiej chwili – nie zdradzę. Pisnę jednak słówko, że są wzruszające.
No i epilog w końcu. „Lew i lilie” to powieść skierowana na wielkich bohaterów – na postaci historyczne, które zmieniły oblicze czternastowiecznej Europy, to w końcu wybuch wojny stuletniej, epidemia dżumy… Nie ma tu miejsca na Marie de Cressay, ani Guccia Baglioniego. Raz tylko pojawia się wzmianka o Spinello Tolomeim. Jednak w epilogu dowiadujemy się, jakie były dalsze ich losy po tym, jak zostawiliśmy ich w poprzednim tomie. Właściwie poznajemy losy Jana, znanego w Siennie pod imieniem Gannino, który nagle w wieku ponad czterdziestu lat dowiaduje się, że jest rzekomo Janem I Pogrobowcem i to jemu należy się francuska korona, o którą od lat toczą się walki pomiędzy potomkiem Filipa VI Walezjusza a Edwardem III, królem Anglii.
Jak się potoczy ta historia? Choćby dla niej warto byłoby przeczytać „Lwa i lilie”. Jednak z drugiej strony – gdyby tego epilogu zabrakło – historia nadal byłaby pasjonująca, jak sama postać Dostojnego Pana Roberta.
Miałam oczywiście cały czas świadomość, że jest jeszcze jeden tom, stał w końcu na półce i czekał. Jednak wrażenie jest nieodparte, że dla Druona to miał być tom zamykający serię. Z resztą pisał kolejne części właściwie co roku, a pomiędzy tym, a ostatnim minęło… siedemnaście lat! Widać wyraźnie, że chciał w „Lwie i liliach” zamknąć wszystkie ważne wątki, co musie udało. Ciekawe więc, o czym i o kim będzie „Kiedy król gubi swój kraj”. Już nie mogę się doczekać.
Jeśli chodzi o stronę korektorską – sześć błędów, które jakoś specjalnie nie raziły. Jak zwykle rewelacyjna praca na okładce i świetnie wykonane noty historyczne, biograficzne i drzewa genealogiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz