Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 470
Ilustracje: Krzysztof Gawronkiewicz
ISBN: 978-83-7785-218-7
Macieja Parowskiego poznałam kilka lat temu – kiedy zaczęłam jeździć na konwenty fantastyczne i ogarniać jako tako polski fandom. Poznałam to chyba jednak za wielkie słowo. Spotkałam go, wysłuchałam kilka razy, zamieniłam parę słów. Dopiero z biegiem czasu zaczęło do mnie docierać, że to nie "autor jednej powieści", jak kiedyś o sobie powiedział, ale postać wyjątkowa i mająca naprawdę wiele do powiedzenia, szczególnie w temacie polskiej fantastyki. Pisarz, krytyk, felietonista, współtwórca komiksów, a przede wszystkim chyba redaktor pism takich jak "Fantastyka", "Nowa Fantastyka", czy "Czas Fantastyki" od ponad czterdziestu lat ma MOC kreowania polskiego rynku wydawniczego – tego, co czytamy: jakich autorów i jakie ich utwory. To postać nietuzinkowa i ważna... Dlaczego więc "Burza..." trafiła na moją półkę dopiero teraz, skoro pierwsze wydanie pojawiło się już niemal cztery lata temu? Otóż... w końcu zmądrzałam i mnie oświeciło. W końcu też nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja i zamówiłam sobie taki właśnie prezent. Czy jestem nim usatysfakcjonowana? Przeczytajcie, a się dowiecie.
Właściwie problem mam z tym, od czego zacząć. "Burza..." to nie po prostu kolejna książka, którą przeczytałam. To dzieło nadzwyczajne, bardzo złożone, zarówno w części fabularnej, jak i graficznej. wymagające sporego skupienia w czasie czytania, sporego obeznania w temacie dwudziestolecia międzywojennego i początków II wojny światowej. Nie chodzi jedynie o politykę, ale i kulturę, światopoglądy, ogólny styl życia. Ta złożoność i wielość tematów lektury nie ułatwia, ale sprawia, że każde zdanie, każda strona to prawdziwa uczta intelektualna.
Może więc troszkę o treści i bohaterach. Z samego tytułu można wywnioskować, że akcja rozgrywa się w Warszawie w roku 1940. Dotyczy... No właśnie. Tytuł też trochę przewrotny, choć nie do końca. Częściowo prawdziwy, częściowo nie. Jak cała powieść. Jak, zresztą, przystało na dobra historię alternatywną. By za wielkiego rąbka tajemnicy Wam nie uchylić, a jednak zachęcić: owszem, Warszawa, tak – rok 1940. Ucieczka? Jest, ale nie taka, jakiej się spodziewacie. Niemcy tryumfujący, podbijający kolejne europejskie państwa. ZSRR nacierający ze Wschodu. Polski brak na mapach... Zaraz, zaraz. To nie tak. Wielki jasnowidz, Ossowiecki, pomylił się w swych czarnych wizjach. Ku pokrzepieniu serc – Polska zwyciężyła. Ku pokrzepieniu? No dobrze, nie przesadzajmy. W każdym razie Hitler zdyskredytowany, właśnie udaje się na wygnanie na Elbę, a odprowadzają go tam polskie niszczyciele "Burza", "Grom" i "Błyskawica". Jakże denerwujące są ich nazwy dla ex-fuhrera. Wszakże to właśnie burze z piorunami i wielkie ulewy sprawiły, że Polacy zwyciężyli w tym starciu. Przeprowadzili swój własny Blietzkrieg i stały się prawdziwą potęgą. Elba... Dziękuje Autorowi za te Elbę, choć serce trochę smuci się, że w jakiś sposób porównał Hitlera do, jakże przeze mnie uwielbianego, Napoleona.
Pokrzepienie serc? chyba jednak niekoniecznie. Wszakże zwycięzcy nie mają pojęcia, co by się mogło stać, gdyby przegrali. Oni żyją w swoim świecie, swojej rzeczywistości i jedynie niektórzy z nich są w ogóle w stanie wyobrazić sobie inny scenariusz jesieni 1939 roku. I te scenariusze są bardzo ciekawe. Spostrzeżenia tych właśnie bohaterów to oczko puszczone przez Parowskiego do ważnego i zorientowanego czytelnika. A już jego porównanie Pałacu Nauki i Kultury w Warszawie – który, nota bene nigdy w tym świecie nie powstanie, jako że Stalin za chwilę, lada moment upadnie i nigdy jego wpływy nie dotrą do naszej stolicy – do jakiegoś monstrum będącego skrzyżowaniem "kremlowskich wież z nowojorskim drapaczem chmur i szopką krakowską"... Wisienka na torcie czekoladowym z kremem maślano-waniliowym. Pyszne!
To wielkie zwycięstwo nie było zasłużone. To zwykły zbieg okoliczności. Jakieś jedno maleńkie wydarzenie z czasów przed wojną, które pozwoliło na uzyskanie troszkę większych możliwości. Kilka drobnych zmian, które prawdopodobnie do niczego by nie doprowadziły, gdyby nie wystąpiły równocześnie. no i te deszcze. A jednak, trudno się nie cieszyć, kiedy się wygrywa wojnę, kiedy się staje potęga. Szczególnie, gdy ma się na uwadze to, że Polska swego czasu taką potęgą w Europie była. Szczególnie pamiętając o tych ponad stu dwudziestu latach pod zaborami. Och, jakże się cieszą Polacy. Jakże chce im się żyć.
Warszawa. Stolica zwycięzców. Jesteśmy świadkami kongresu, na który zjeżdżają się obywatele – i to nie byle jacy – różnych państw. Na kartach książki spotkamy Witolda Gombrowicza, Witkacego, Ilję Erenburga, George'a Orwells, Arthura Koestlera, Alberta Camus, Bernarda Montgomery'ego, Edwarda Rydza-Śmigłego, Stanisława Sosabowskiego i... och, wielu innych, np. Alfreda Hitchcocka, Karola Wojtyłę, Marlenę Dietrich, Ingrid Bergman, Andrzeja Wajdę i bohaterów "Kamieni na szaniec". Wielość postaci może na początku trochę męczyć, jednak po kilku pierwszych, krótkich rozdziałach, docenicie ją i to bardzo.
Parowski wykonał kawał naprawdę dobrej rzemieślniczej roboty, a do tego wykonał to w iście artystyczny sposób. Prawdziwe małe arcydzieło. Zresztą nie takie małe, bo książka jest całkiem dużych rozmiarów, na dodatek bardzo ciężka, w dosłownym tego słowa znaczeniu. 464 strony wspaniałej lektury, do tego dość wyczerpująca i inspirująca bibliografia. duża czcionka. Grafiki pochodzące z komiksu "Burza" autorstwa Parowskiego i Gawronkiewicza. Mapa... Świetny pomysł z tą mapą, choć to jednak nie do końca mapa ucieczki z Warszawy. Mimo wszystko jednak bardzo udany dodatek, z którym proponuje zapoznać się na samym początku lektury, który polecam mieć pod ręką przez cały czas czytania, a który okazuje się również bardzo dobrym przypomnieniem i uzupełnieniem po zakończeniu ostatniego zdania. Przyznaję, że "Burza...' jest dopracowana do najdrobniejszego szczegółu, z wielką pieczołowitością. Nie ma się chyba jednak co dziwić – samo pisanie autorowi zajęło dwadzieścia lat życia, można (i trzeba) było więc poświęcić czas i moce przerobowe, by dzieło to wyglądało zacnie.
Dla Parowskiego wygrana w wojnie to jednak przede wszystkim pretekst do pokazania różnych osobowości. Bo "Burza..." to nie powieść o tym, jak to Polacy wspaniale zwyciężali na frontach i jak bardzo na to sobie zasłużyli. Nie ma tu wielkiego bohaterstwa, brakuje tu pompatyczności, rozmów o prawdziwym patriotyzmie, rozlewu krwi za ojczyznę. Tego się nie spodziewajcie, gdyż sromotnie się zawiedziecie. Jeśli jednak macie ochotę poznać punkt widzenia ważnych dla dwudziestolecia międzywojennego postaci na temat tego, co się liczy, kiedy panuje pokój, jeśli chcecie dowiedzieć się, kim mogli stać się ludzie odgrywający ważką rolę w działaniach II wojny światowej (a którzy tej roli nie odegrali, bo historia nie dala im takiej szansy)... to jest właśnie powieść dla Was. Bo wygrana wojna z Niemcami oznacza nie tylko brak obozów zagłady, brak cyklonu B, powstania w getcie... Oznacza również brak "Kamieni na szaniec", "dzienników" Gombrowicza, "Popiołu i diamentu". Oczywiście przeliczanie dziel literatury na ludzkie życia wypada... delikatnie mówiąc okrutnie, a jednak coś w tym jest i to coś Parowski zauważa. Bo czy, skoro nie stracił w wojnie ojca, Karol Wojtyła zostanie kapłanem, a później wielkim polskim papieżem 9świętym po zaledwie 9 latach od śmierci)?
W tym wszystkich ważne jest także połączenie bohaterów rzeczywiście występujących w naszej historii i tych fikcyjnych, stworzonych przez Autora. Najważniejszym z nich jest Antoś Powstaniec. Postać tak nietuzinkowa i tak dramatyczna, jak żadna inna na stronach tej powieści. Więcej o nim nie mówię, gdyż musicie go poznać osobiście. Poza tym Parowski świetnie poradził sobie z delikatnymi "przebitkami" naszego świata. Są widoczne, odgrywają pewną rolę, ale są jednocześnie delikatne, w żaden sposób nie można ich nazwać nachalnymi. Mistrzowski precyzja i wielki talent.
Jest jeszcze jeden bohater, o którym nie sposób nie wspomnieć, nawet jeśli na sam koniec. To Warszawa. niezburzona, choć trochę gruzów można w niektórych dzielnicach znaleźć. buzująca życiem, pachnąca wiosną, zwycięska stolica, jakiej nie znamy.
Jeśli chodzi o samo wydanie. Oceniam je bardzo wysoko. Błędów przez większość powieści nie znajdowałam dużo, dopiero na ostatnich mniej więcej 60 stronach zaczęło się ich trochę pojawiać, co tym bardziej denerwowało, że wcześniej ich nie było. Zupełnie, jakby ktoś zasnął przy redakcji tekstu. Ostatecznie naliczyłam ich 9, co nie jest jakimś strasznym wynikiem, mimo to szkoda, bo zaburza moją super wysoką ocenę całości.
Dla tych zaś, którzy za historią nie przepadają, którzy historii alternatywnej nie lubią, którzy do kultury za wielką miłością nie pałają... "Burza..." to nie tylko dramat, obyczajówka i fantastyka. To także powieść akcji, w której znajdziecie spiski międzynarodowe, zakazaną miłość i seanse spirytualistyczne. Wszystko, co przełom lat '30 i '40 ubiegłego stulecia miał najlepszego.
Gorąco, naprawdę gorąco polecam!
Książka przeczytana w ramach Wyzwania
Książka przeczytana w ramach Wyzwania
Witam! Po takiej recenzji chętnie sięgnę po książkę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
eas
zapiski kulturalne
Cieszę się bardzo :)
OdpowiedzUsuń