Lublin 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 347
Ilustracje: Piotr Dismas Zdanowicz
ISBN: 978-83-7574-905-2
Nie ma co się powtarzać, jak bardzo lubię prozę Pilipiuka. Ani o tym, że Fabryka słów wydaje jego książki w eleganckiej, naprawdę fantastycznej szacie graficznej, w pięknych okładkach i często z tasiemkową zakładką. Nie ma się co powtarzać, przechodzę więc szybko do meritum, szczególnie, że jest ono smaczne, jak piernik z kremem, porywająca, jak sylwestrowe tany i magiczna jak latający zaprzęg Świętego Mikołaja.
"Carska manierka" to zbiór ośmiu opowiadań. można by powiedzieć, że niewiele, zazwyczaj było więcej. Nie narzekam jednak. po pierwsze dlatego, że są rewelacyjne, po drugie dlatego, że aż pięć z nich jest o Robercie Stormie – moim ulubionym Pilipiukowym bohaterze. Już samo to sprawić b mogło, by "Carska manierka" stała się moim ulubionym zbiorem opowiadań. Jednak, gdy dodać do tego naprawę wysoki poziom i świetnie dopracowane teksty, to ona jest najlepszym zbiorem Pilipiuka, jaki miałam w rękach (a nie czytałam jeszcze tylko "Czerwonej gorączki"). Dodajmy do tego jeszcze tylko najpiękniejszą okładkę, jaką (to moje zdanie, możecie się z nim nie zgadzać) Fabryka słów wypuściła i macie już idealny prezent dla mnie. Z tym, że już go dostałam, musicie więc pomyśleć o czymś innym.
Skoro tym razem zaczęłam od ogółów to dokończę o nich, zanim przejdę do konkretnych tekstów. Bardzo dobra korekta, choć tego można się było spodziewać. jak zwykle w Fabryce – wygodna wielkość, trwała oprawa, na grzbiecie której nie widać śladów po czytaniu, idealna czcionka, papier w kolorze śmietany (dobrze się czyta przy sztucznym oświetleniu, ponieważ światło nie odbija się za mocno od kartek i oczy nie bolą). jedynie ilustracje nie powaliły mnie, tym razem, na kolana. Cóż, nie można mieć wszystkiego, a przecież książkę tę zamówiłam sobie ze względu na teksty literackie, a nie ich graficzną oprawę.
Zaczynamy więc od pierwszej sprawy, którą zajął się Robert Storm, jeszcze zanim wybrał kierunek studiów i stal się słynnym poszukiwaczem historycznych zagadek. Opowiadanie ma tytuł "Manierka" i nikogo chyba nie zdziwi, że traktuje o poszukiwaniu carskiej manierki. Choć nie do końca. Pilipiuk potrafi opowiadać długo i treściwie, daje nam pewne wskazówki choćby i samym tytułem), a jednak snuje opowieść o czymś innym, pokrewnym, bliskim, już prawie, ale jeszcze nie. aż dochodzi do tej manierki, do tej tajemnicy, która zawarł w tytule i daje nam jej smakować, jak wisienkę na pysznym torcie. Poza historyczną zagadką spotkamy tu bandziorów-łowców skarbów, poszukiwanie złota niczym w USA, prorocze sny o dawno nieżyjącym carskim oficerze... Pyszności. No i sama postać Roberta, który jest tu narratorem pierwszoosobowym, ze wszystkimi jego dygresjami i życiowymi przemyśleniami, rozterkami miłosnymi i całym tym przeciekawym, genialnym w każdym calu bagażem tego bohatera, który wybiera się na swe pierwsze poszukiwania po to, by ocalić przed zburzeniem pewną starą warszawską kamienicę.
"Czarne parasole" trzymają w napięciu do ostatnich zdań. Mamy tu niebanalną tajemnice, którą przyjdzie rozwiązać Robertowi w ramach pomocy koledze-policjantowi. Dlaczego młody i utalentowany fotograf został pobity przez starego Żyda (i to na dodatek nietypowym narzędziem)? Gdzie odkrył przedwojenne fotografie Bełżca? Jaki sekret kryją w sobie te zdjęcia i dlaczego Robert chciałby się z nim zamienić, choćby na chwile, choćby na kilka minut? przyznaję, że nie udało mi się w żaden sposób dojść do wniosków, które okazały się rozwiązaniem tej zagadki kryminalnej. Pilipiuk znów mnie całkowicie zaskoczył.
"Na dnie mogiły" przeraża... Nadal czuję na plecach delikatne mrowienie, kiedy wspominam (a przeczytałam tydzień temu) o bractwie zwanym domem Czterech Liści i ich magicznych poszukiwaniach. Czarne moce zapolowały na biednego Roberta i postawiły go w takiej sytuacji, że cokolwiek by nie uczynił – byłoby źle. Jaka więc drogę wybierze i czy uda mu się jednocześnie odkryć historyczną prawdę z nutką czarnoksięstwa, a jednocześnie wybrnąć z tarapatów bez większego uszczerbku na zdrowiu i honorze?
Dlaczego za posiadanie tytułowego albumu grozi śmierć? Kto ściga ich kolejnych właścicieli i kto ich eliminuje? Czy Robert znajdzie w sobie odwagę, by postawić się policji i postawić wszystko na jedną kartę, byleby tylko ocalić ów album? Tajemnice, jakie kryją znajdujące się w nim zdjęcia, mogłyby wstrząsnąć naszym światem. Może więc ci, którzy starają się utrzymać jego istnienie w tajemnicy maja swoje racje. Kolejne opowiadanie, które trzyma w napięciu do samego końca, który jest równie zaskakujący, co ostatnia śnieżna Wielkanoc. Jedno z lepszych opowiadań suspensu.
Ostatnie strony z Robertem to opowiadanie pod tytułem "Miód umarłych". Jak dobrze, że Stormowie są wielką rodziną i w swych szeregach mają człowieka od wszystkiego. Nie, nie jednego. po prostu każdy zawód niemalże ma tu swego przedstawiciela. Znajdzie się więc i pszczelarz, który wprowadzi Roberta – i przy okazji nas – w arkana tajemnic dotyczących... trzmieli i miodu 9czy raczej syropu), który wytwarzają. Co to ma wspólnego z zagadkami historii, rozkopywanymi grobami powstańców styczniowych i wielkim skarbem? Przeczytajcie i dowiedzcie się sami.
W "Śmierci pełnej tajemnic" spotykamy ponownie doktora Skórzewskiego. Żyje w Warszawie, nie został mu już nikt. Sandro zginął. czy jednak na pewno? Po kilku latach nagle przychodzi wiadomość, że krewniak żyje, choć ciężko powiedzieć, żeby miał się dobrze w sowieckiej Rosji. Skórzewski jak to Skórzewski – rzuca wszystko, pakuje się w kolejne tarapaty i pędzi do wroga, by spotkać i oswobodzić jednego ocalałego z rodziny. Nie przyjdzie mu to łatwo, napotka wiele niebezpieczeństw i spojrzy śmierci prosto w oczy. Choć nie tylko on. Największą bowiem tajemnicę pozna Sandro... Przy tym wszystkim będziemy będziemy mogli uczestniczyć w zjeździe sekty chłystów i przeżyć... śmierć Lenina.
"Tajemnica Góry Bólu" to moim zdaniem najsłabsze opowiadanie tego zbioru. dobre, ale nie tak dobre, jak pozostałe. Wydawac by się mogło, że będzie rewelacyjne – w końcu taki piękny temat, jak poszukiwanie Arki Noego, do tego Pilipiuk, Paweł Skórzewski i Sandro... A jednak. trochę przydługawe opisy podróży, trochę nudnawe kilka stron. Poza tym – całkiem ciekawy pomysł, dobra realizacja. Mogło być lepiej, ale przecież nikt nie może zawsze dawać z siebie dwustu procent normy.
Kończymy ten zbiór genialnym opowiadaniem pod tytułem "Rehabilitacja Kolumba". jak to możliwe, że nazwisko tego znanego żeglarza jest największym światowym przekleństwem? I skoro wszyscy maja go za wcielenie demona, który zrujnował Ziemię i sprawił, że wysycha, a życie na niej powoli ginie... czy można go zrehabilitować? Takie zadanie dostaje biedny Marek. Nagroda? Ręka ukochanej dziewczyny, jest więc o co walczyć. Odkrycia, których dokona mogą wstrząsnąć całym znanym światem, tak jak przed wiekami wstrząsnął jego posadami niechlubny Columcus. Czy uda mu się i na jakie przeciwności napotka. Naprawdę bardzo dobrze napisane steampunkowe opowiadanie. I te aeroplany... rozmarzyłam się. Gorąco polecam.
Andrzej Pilipiuk na Dune Fairytales:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz