Wydawnictwo: Jedność
Kielce 2020
Tytuł oryginału: Kommissar Maus löst jeden Fall
Alarmstufe Wut!
Przekład (z j. niemieckiego): Anna Taraska-Pietrzak
Ilustracje: Valeska Scholz
Oprawa: twarda
Liczba stron: 28
ISBN: 978-83-8144-357-9
Książki o emocjach zawsze bardzo chętnie czytamy. Wiadomo, każdy sobie z emocjami musi jakoś radzić, a dzieci dopiero się tego uczą. Dlatego często sięgamy po różne pozycje książkowe dotykające tej tematyki. Stąd też bardzo ucieszyłam się, kiedy otrzymałam najnowszy tom z serii o inspektorze Myszy.
Dla kogo jest ta książka? Wydaje mi się, że dla małych dzieci. Na pewno czterolatki są już na nią "za stare". Szczególnie, jeśli czytały już inne książki o emocjach.
Emilka i Paweł tak bardzo się pokłócili, że inspektor Mysz usłyszał ich kłótnię, spacerując w pobliżu ich mieszkania. Zagląda więc przez okno, by zorientować się, co też dzieje się w tym domu niedobrego.
Emilka wyzywa Pawła od głupich, Paweł leży pod łóżkiem. Mieli się pobawić, ale Emilka wpadła w szał, zaczęła krzyczeć, psuć zabawki... Inspektor prosi dziewczynkę, by wskazała jak bardzo jest zezłoszczona. Służy do tego specjalny wskaźnik złości. Okazuje się, że jest naprawdę źle. Do tego momentu książka jest jeszcze ok, ale dalej już mi się nie podoba. Po założeniu specjalnych okularów, inspektor Mysz zagląda do brzucha Emilki i widzi tam cztery krasnale, z których każdy odpowiada za inne uczucia. Oczywiście teraz rządzi Złośnik.
Być może dla maluchów jest to jakieś wytłumaczenie, ale dla starszaków już niekoniecznie. I nie chodzi mi o to, że nie uwierzą w krasnoludki, bo uwierzą. Jednak tłumaczenie różnych emocji i uczuć tym, że zależą od mieszkających w brzuchu krasnali totalnie do mnie nie przemawia. Nie do końca też podoba mi się tablica, na której inspektor Mysz pokazuje dzieciom, co wolno, a czego nie wolno, kiedy mają napad złości. To już akurat bardzo indywidualna sprawa, ja się nie zgadzam z tymi listami, ale być może dla innych są jak najbardziej właściwe. Nie wiem.
Całe tłumaczenie i uspokojenie kończy się walką na poduszki, po której cały pokój wręcz tonie w pierzu... Nie, bardzo nie dla mnie. Wiadomo, że każdy musi sobie znaleźć sposób na wyładowanie złych emocji, ale totalne niszczenie poduszek i bałaganienie nie jest dobrym sposobem, ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Nie podoba mi się takie rozwiązanie.
Nie przekonało mnie ani tłumaczenie pochodzenia różnych uczuć, ani – tym bardziej – przedstawienie sposobów, jak sobie z nimi poradzić. Wynika to w pewnej mierze ze sposobu wychowania, ale wydaje mi się, że wielu rodziców może mieć do tego podobne podejście.
Rysunki również niespecjalnie do mnie przemawiają, choć to już naprawdę kwestia gustu. Widziałam znacznie mniej, dla mnie, przyjemne ilustracje w książkach dziecięcych, które jednak polubiłam, co pozwoliło mi przyzwyczaić się również do ich szaty graficznej. Ot, choćby Pucio, do którego na początku trudno mi było przywyknąć.
Jak pewnie zauważyliście, uwielbiam książki wydawane przez Jedność, tym więc trudniej mi pisać tak niekorzystną recenzję, jednak ta pozycja naprawdę mi się nie spodobała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz