Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

poniedziałek, 18 października 2021

Jaśminowa saga. Czas goryczy – Anna Sakowicz

 

Wydawnictwo: Poradnia K
Warszawa 2021
Jaśminowa saga, tom 3
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 552
ISBN: 978-83-66555-67-9

 

 

Z niecierpliwością czekałam na zakończenie opowieści o gdańskim rodzie Jaśmińskich. I samym Gdańsku, bo ta saga jest również o samym mieście, nie sposób tego nie dostrzec. W subtelny sposób prowadzi nas Anna Sakowicz jego uliczkami, zaułkami, poprzez port, pomiędzy kamienicami, przez biedniejsze i bogatsze dzielnice. I przez kolejne dekady burzliwego wieku dwudziestego.

Akcja tego tomu rozpoczyna się od wydarzeń marcowych 1968 roku. Dla Jaśmińskich będzie to ważny rok, przepełniony bólem i radością. W pewnym stopniu zakończy się jakiś etap, będzie to taki czas graniczny. Szczególnie dla Stasi i Katarzyny. A jak sobie z nagonką na Żydów poradzą Joseph i Hania? Komu ta sytuacja polityczna wywróci życie do góry nogami? Ktoś odejdzie, ktoś powróci, ktoś umrze i ktoś się narodzi. Odwieczne koło życia. Pewnych prawidłowości nie da się ominąć, szczególnie w tak burzliwej historii, jaka jest udziałem mieszkańców Gdańska w ubiegłym stuleciu. 

Przemiany polityczne, gospodarcze, społeczne niepokoje nie są tu tylko tłem dla wydarzeń na łonie rodziny. Nie sposób od nich uciec, gdy jest się w samym ich środku. Nawet ci, którzy starają się robić tylko swoje, nie angażować się politycznie, nie brać udziału w strajkach, nie wygłaszają wszem wobec swoich opinii – nie są bezpieczni. Bo kiedy Polak strzela do Polaka to kto może czuć się bezpiecznie? Dlaczego, mimo że od zakończenia wojny minęły już przeszło dwie dekady, wciąż na ulicach czai się śmierć? Dlaczego wciąż bieda, wciąż strach, wciąż podzielone rodziny? Anna Sakowicz w piękny, wzruszający, i jakże prawdziwy, sposób odmalowuje życie tamtych pokoleń. Nienachalnie pokazując szczegóły, wtrącając cytaty z ówczesnej prasy, umieszczając co jakiś czas dyskusje pomiędzy bohaterami. A przecież całej panoramy i tak nie mogła ukazać, bo wiele jeszcze innych kwestii dzieliło ówczesne społeczeństwo. Tym bardziej więc wyraźnie ukazuje nam, jak trudny to był czas. Czas goryczy dla tych, którzy liczyli, że po wojnie nastanie pokój, sytuacja się ustabilizuje i w końcu będzie czuć prawdziwą wolność.

Strajk na wybrzeżu, powstanie "Solidarności", stan wojenny. Te momenty poznaczyły karty gdańskiej historii. Zaznaczyła je rozlana krew. Także krew Jaśmińskich. Co kilka lat Stasia wyjmowała pudełeczko z suszonymi płatkami jaśminu i rzucała je na trumny kolejnych członków rodziny, którzy umarli. Niektórzy naturalnie, inni tragicznie. Śmierć niektórych była przypadkiem (choć ponoć przypadków nie ma), innych wynikiem wydarzeń historycznych. Pamiętajmy jednak, że choć jedni umierali, rodzili się kolejni. Rosły następne pokolenia i one inaczej już widziały otaczający je świat. Świetnym przykładem jest tutaj Hania, która, choć przecież urodzona na początku wojny i pamiętająca strach i biedę tamtych dni bez rodziców, nie przejmuje się specjalnie niczym. Jako nastolatka zostaje mamą i korzysta z tego, że jej mąż marynarz, przysyła dolary i zagraniczne paczki. najważniejsze dla niej są, źle pojmowana, wolność, ustawienie się, korzystanie z tego, co dostaje "od życia". Jest zupełnie różna od starszej siostry. Nie chce się uczyć, bo i po co, skoro mąż daje jej wszystko? A jednak czuje się zawsze od Izy gorsza. I to właśnie to poczucie pcha ją ku dalszemu hulańczemu trybowi życia. Bo różne są przesłanki do działań bohaterów sagi Sakowicz. Bo każdy  nas jest inny. Nie ma dwóch jednostek, które by w każdej sytuacji zachowały się tak samo. 

Doskonałym przykładem są tutaj także ucieczki z komunistycznego kraju. Nie chcę Wam za wiele zdradzić, więc nie napiszę, kto wyjechał i dlaczego. Były to jednak dwie osoby i każdy z tych wyjazdów oceniam (oceniamy?) zupełnie inaczej. Bo sam wyjazd to jedno, ale znaczenie ma przecież powód i stosunki rodzinne tej osoby. Inaczej patrzymy na ucieczkę człowieka, który ma małżonka, dzieci, zobowiązania, a inaczej na młodą osobę, która nie widzi dla siebie szans w państwie  wyrzucającym ze swych granic ludzi tylko dlatego (i to zaledwie dwie dekady po zakończeniu wojny), że są Żydami.

Koniec PRLu też nie dla wszystkich okazał się czasem łaskawym. Odnalezienie się w nowej rzeczywistości bywało trudne. Szczególnie, jeśli z tą zmianą w parze szły znaczne zmiany w życiu rodzinnym. Musiało też dojść do pewnych rozliczeń z przeszłością i to jest chyba coś, czego mi najbardziej w tej powieści zabrakło (poza niezakończonymi wątkami Antosi i Heli, które nagle zupełnie znikają, jakby przestały być częścią rodziny). Rozliczenie społeczne z upadłym systemem było dla wielu rodzin kluczowym elementem, rzutującym na kolejne dekady życia dwóch, trzech pokoleń. Mam wrażenie, że nikogo na kartach książki to w żaden sposób nie dotknęło. 

Pięknie natomiast podsumowany był w pewnym momencie okres PRLu. To, jak różnie postrzegali go ludzie, którzy go przeżyli jako dorośli i jak zapamiętały go dzieci. Od lat o tym myślę, bo sama jestem jednym z tych dzieci schyłkowego etapu Polski Ludowej. Pamiętam ją zupełnie inaczej niż moi rodzice. I tu, po raz pierwszy, spotkałam się ze stwierdzeniem niemalże wyjętym z moich ust po tych długich przemyśleniach. Bardzo to celna uwaga, bo pokazuje, że nie trzeba być człowiekiem o lewicowym albo prawicowym poglądzie na świat, by zupełnie inaczej go widzieć, a potem wspominać.

Na końcu, niestety, miałam wrażenie, że zaczął się jakiś maraton, a kolejne rozdziały są tylko po to, by móc pokazać odwieczny cykl życia – w tym samym roku odchodzi ktoś i ktoś się rodzi. Rodzina kurczy się u korzeni, ale rozrasta na gałęziach. Oczywiście dzieje się to zawsze w momencie jakichś ważniejszych wydarzeń historycznych.

"Czas goryczy" to liczne dramaty: rodziców tracących dzieci, niespodziewane powroty i, mniej lub bardziej legalne, wyjazdy. To obraz społeczno-polityczny zmieniającego się Gdańska. Miasta, które zawsze chciało być europejskie, wolne. Którego mieszkańcy czuli się gdańszczanami, ale wciąż musieli komuś udowadniać swoją lojalność. To bunt przeciwko opresji władzy. To próba pokazania, jak wielką rolę w codziennym życiu rodzin i społeczności odgrywają kobiety. To perspektywa wielu osób z różnych środowisk, w różnym wieku, z różnym wykształceniem i bagażem doświadczeń. To w końcu miłość do grobowej deski, miłość od pierwszego wejrzenia – ale romantyzm romantyzmem, a życie to nie tylko buziaki i kwiatki, ale zwykła, jakże trudna nieraz, doświadczająca bólem, stresem, strachem, biedą, brakiem zrozumienia i zaufania, codzienność. I na koniec, choć przecież ważna od pierwszych stron "Czasu grzechu", miłość do książek, wszak Jaśmińscy to rodzina introligatorów.

Okazuje się, że od sztambuchów Stasi rozpoczęła się cała jej wielka historia z Josephem, ale i dzięki nim być może zakończy się strach przed klątwą, w wyniku której co pokolenie umierają w rodzinie młodzi chłopcy.

Moim ulubionym bohaterem nadal jest Joseph. Wprawdzie to saga o rodzie Jaśmińskich, ale jakoś najbardziej poruszały mnie losy Hirshów. Oboje, Joseph i Hanka, są tak złożonymi osobowościami, kryją w obie tyle mroku, a jednak kibicuje się im, pragnie się, by znaleźli szczęście, albo choćby ukojenie i spokój ducha.

Wielokrotnie w czasie lektury płakałam. Czasem ze wzruszenia, nieraz ze smutku, innym razem po prostu dlatego, że ta czy inna sytuacja przypominała mi jakąś moją rodzinną historię. Jak choćby wtedy,, gdy uświadomiłam sobie, że ksiądz Piotr Jaśmiński urodził się w tym samym roku, co mój ukochany dziadek. Ale takich momentów było sporo. Śmierć kolejnych członków rodziny to jednak nie jedyny powód do łez. Przekonacie się sami, czytając "Czas goryczy".

Dodatkowym plusem powieści jest drzewo genealogiczne znajdujące się na końcu książki. Niestety są na nim błędy, których z łatwością można było uniknąć. W ogóle w książce jest wiele błędów, nie chodzi mi tylko o literówki czy błędy gramatyczne. Mylenie imion bohaterów, godzin, gdy scena jest opisywana na następnej stronie, wieku bohaterów, dat. Redakcja się tym razem, niestety nie popisała. Mimo tego, bardzo polecam lekturę, ponieważ wciąga niczym wir i pokazuje nam świat, którego już nie ma, ale który bardzo mocno tkwi w świadomości wielu ludzi, i który jest naszym dziedzictwem.

Na marginesie niejako zapytam, czy i Waszym zdaniem na okładce książki jest Hanka, czy tylko i się tak wydaje?

 

 





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Poradnia K


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz