Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

piątek, 10 sierpnia 2012

Nawiedzona wyspa - Algernon Blackwood


Tym razem zrecenzuję nie powieść, nie nawet zbiór opowiadań, ale jedno i to niedługie opowiadanie. Rzadkość u mnie, ale zrobiło naprawdę niesamowite wrażenie.
Siadłam sobie na tarasie. Jest około godziny osiemnastej, słońce jeszcze świeci zza chmurek, trochę wieje, ale bez przesady. Ogólnie – ciepły dzień, w miarę ciepłe późne popołudnie. Czytam. 
"Nawiedzona wyspa" ma zaledwie dziewięć stron formatu A5. Naprawdę niewiele. Brak tu jakichkolwiek dialogów – po prostu opis zdarzeń ich głównego bohatera. Wspomnienia z pewnego wyjazdu do domku letniskowego na jedną z wysepek na terytorium Kanady. Nie zapowiada się szczególnie ciekawie.
Blackwood tak jednak opowiada, że w pewnym momencie ten letni wietrzyk staje się tak przerażająco zimny, że – nie przerywając czytania – idę po bluzę. Siadam ponownie. Za chwilę zakładam kaptur. Nadal jest mi zimno. Odrywam się a moment od lektury – słońce nadal przyjemnie świeci, drzewa obok ruszają się pod delikatnym powiewem wieczornego wietrzyku. A ja mam ciarki na plecach, gęsią skórkę na nogach, a stopy… chyba w jakiś dziwny sposób zalazły się misce wypełnionej kostkami lodu. Tak właśnie działa proza Algernona Blackwooda!
Krótka opowieść studenta o tym, jak pewnego wieczoru do domku, który wynajmował włamali się… Indianie. Dziwne dźwięki, ciemność, burza… Wokół nieprzenikniona cisza, spokój i żywej duszy. I ten niesamowity paraliż, który odczuwa i który nie pozwala mu drgnąć, kiedy nieproszeni goście przechodzą od niego na mniej niż dwadzieścia centymetrów. Czego chcą? Czego poszukują i czym jest tajemnicze coś, które za sobą ciągną?
Kilka stron, a groza nie z tej Ziemi. Nie można się oderwać. Osobiście – słysząc najmniejsze szurnięcie gdzieś w domu (a w tej chwili kręci się po nim przynajmniej sześć osób, więc takie dźwięki to naprawdę nic niezwykłego), żołądek podchodził mi do gardła. Co by się stało, gdyby straszliwi Indianie pojawili się nagle na moim tarasie?!
Z pewnością będę chciała zajrzeć do prozy tego niesamowitego autora, który tak niewielkim tekstem potrafił wzbudzić we mnie tyle emocji. Szkoda, że – jak doczytałam – jedynie jeden zbiór opowiadań Brytyjczyka został przetłumaczony na język polski. Tym bardziej więc cieszy, że udało i się na niego trafić, dzięki dwumiesięcznikowi „Coś na progu”, gdzie pojawiło się zarówno opowiadanie, jak i artykuł o autorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz