Gdyby ktoś nie miał tej świadomości - "Gildia magów" to pierwszy tom
"Trylogii Czarnego Maga" autorstwa Trudi Canavan, którego preludium była
wcześniej przeze mnie opisywana "Uczennica Maga".
Sonea to zwyczajna dziewczyna - urodziła się w biedzie i tak spędziła całe dotychczasowe życie. Wychowuje ją wujostwo, które stara się zapewnić jej jak najlepsze warunki, co wcale nie jest łatwe w Kyralii, jeśli nie pochodzi się z potężnego Domu. Życie bylców jest właściwie liczone od jednej Czystki do kolejnej. Cóż to takiego ta Czystka? Ogólnie rzecz biorąc - wielkie przeganianie biednych przed bogatych, którym pomagają... Magowie z Gildii. Nic więc dziwnego, że ci ostatni nie są zbyt lubiani przez zwykłych ludzi.
Zamiast radości Sonea poczuje więc strach i złość, gdy odkryje, że nosi w sobie olbrzymi magiczny potencjał. Nie chce być magiem. Nie chce należeć do Gildii. Nie chce stać się jedną z tych, których z całego serca nienawidzi, którymi gardzi. Jednak jej moc jest olbrzymia i niebezpieczna, a przekonają się o tym nie tylko najbliżsi przyjaciele, jak Cery, czy Złodzieje, którzy obiecują jej pomoc, ale również dziesiątki przypadkowych osób, które znajdą się zbyt blisko dziewczyny.
Kto chce dobrze? Kto kogo zdradzi i dlaczego?Jaką decyzję podejmie ostatecznie Sonea i do czego zostanie zmuszona? Wiele ciężkich chwil, mnóstwo rozterek, a wszystko to w niesamowitym świecie pełnym magii.
NIe tak jednak wyobrażał sobie Gildię Jayan, kiedy ją wymyślił. Nie o takich magach marzyła Tessia. Mieli nieść pomoc słabszym, a nie jedynie dbać o własne interesy. Dla tych, którzy - jak ja - czytali wcześniej "Uczennicę Maga" to pewnego rodzaju uderzenie w głowę. Przebudzenie, uświadomienie, że chyba jednak myślimy w kategoriach utopii. A może nie? Może od początku wiedziałam, że Gildia nie może być idealna, bo po prostu... ludzie nie są, nawet jeśli mają w sobie magiczną moc.
To ciekawa historia, choć muszę przyznać, że tak naprawdę porwała mnie dopiero od połowy. Być może to kwestia właśnie tego, że już czytałam prequel i niektóre kwestie nie były dla mnie aż taką nowością. Myślę, że tak naprawdę ta opowieść rozkręci się na dobre dopiero w drugim tomie, do którego zajrzę już niebawem. Bardzo jestem ciekawa, jak Sonea poradzi sobie będąc uczennicą w szkole dla magów i jak potoczą się losy jej dotychczasowych przyjaciół.
Jeśli nie mieliście do czynienia z "Uczennicą Maga" to z pewnością ta powieść zaskoczy Was całkowicie. Jeśli czytaliście prequel - możecie czuć pewien niedosyt. Ale i tak warto przeczytać, ponieważ druga część jest naprawdę znakomita i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Nawet mając świadomość, że drugi tom nosi tytuł "Nowicjuszka" do niemal ostatniej chwili nie wiemy, jakimi przesłankami Sonea kierowała się wybierając Gildię (a ja Wam tego napewno nie zdradzę).
Bardzo podobały mi się opisy Gildii w sensie miejscowym. Lubię wiedzieć, jak wygląda otoczenie, w którym rozgrywa się akcja. Ponadto świetnym pomysłem było stworzenie organizacji Złodziei, którzy poniekąd są antagonistami magów z Gildii. To genialny pomysł na pokazanie różnych warstw kyraliańskiego społeczeństwa i zasad, którymi kierują się w życiu oraz na unaocznienie nam, że nie ma ludzi złych i dobrych jako grupy - każdy odpowiada za swoje własne zachowanie, za to kim i jaki jest. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej, ani zbiorowej oceny. O tym natomiast, niestety, często zapominamy.
Osobiście - straszliwie brakowało mi tu wątku sachakańskiego, ale zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu czytam w innej kolejności, niż Trudi Canavan opisywała swój świat. Pozostaje mi jedynie liczyć na to, że ten wątek pojawi się w drugim lub trzecim tomie, a mam prawo tak sądzić, zważywszy na jedną bardzo ciekawą scenę ukazującą Wielkiego Mistrza. Nic więcej nie zdradzę.
Szkoda jedynie, że znalazłam tak wiele błędów. Psuje to odbiór naprawdę rewelacyjnej powieści. No i oczywiście - wielki plus dla okładki, która dzisiaj jest już chyba klasyczna, choć nadal robi olbrzymie wrażenie. Znacznie bardziej mi się podoba, niż ta do "Uczennicy maga".
Sonea to zwyczajna dziewczyna - urodziła się w biedzie i tak spędziła całe dotychczasowe życie. Wychowuje ją wujostwo, które stara się zapewnić jej jak najlepsze warunki, co wcale nie jest łatwe w Kyralii, jeśli nie pochodzi się z potężnego Domu. Życie bylców jest właściwie liczone od jednej Czystki do kolejnej. Cóż to takiego ta Czystka? Ogólnie rzecz biorąc - wielkie przeganianie biednych przed bogatych, którym pomagają... Magowie z Gildii. Nic więc dziwnego, że ci ostatni nie są zbyt lubiani przez zwykłych ludzi.
Zamiast radości Sonea poczuje więc strach i złość, gdy odkryje, że nosi w sobie olbrzymi magiczny potencjał. Nie chce być magiem. Nie chce należeć do Gildii. Nie chce stać się jedną z tych, których z całego serca nienawidzi, którymi gardzi. Jednak jej moc jest olbrzymia i niebezpieczna, a przekonają się o tym nie tylko najbliżsi przyjaciele, jak Cery, czy Złodzieje, którzy obiecują jej pomoc, ale również dziesiątki przypadkowych osób, które znajdą się zbyt blisko dziewczyny.
Kto chce dobrze? Kto kogo zdradzi i dlaczego?Jaką decyzję podejmie ostatecznie Sonea i do czego zostanie zmuszona? Wiele ciężkich chwil, mnóstwo rozterek, a wszystko to w niesamowitym świecie pełnym magii.
NIe tak jednak wyobrażał sobie Gildię Jayan, kiedy ją wymyślił. Nie o takich magach marzyła Tessia. Mieli nieść pomoc słabszym, a nie jedynie dbać o własne interesy. Dla tych, którzy - jak ja - czytali wcześniej "Uczennicę Maga" to pewnego rodzaju uderzenie w głowę. Przebudzenie, uświadomienie, że chyba jednak myślimy w kategoriach utopii. A może nie? Może od początku wiedziałam, że Gildia nie może być idealna, bo po prostu... ludzie nie są, nawet jeśli mają w sobie magiczną moc.
To ciekawa historia, choć muszę przyznać, że tak naprawdę porwała mnie dopiero od połowy. Być może to kwestia właśnie tego, że już czytałam prequel i niektóre kwestie nie były dla mnie aż taką nowością. Myślę, że tak naprawdę ta opowieść rozkręci się na dobre dopiero w drugim tomie, do którego zajrzę już niebawem. Bardzo jestem ciekawa, jak Sonea poradzi sobie będąc uczennicą w szkole dla magów i jak potoczą się losy jej dotychczasowych przyjaciół.
Jeśli nie mieliście do czynienia z "Uczennicą Maga" to z pewnością ta powieść zaskoczy Was całkowicie. Jeśli czytaliście prequel - możecie czuć pewien niedosyt. Ale i tak warto przeczytać, ponieważ druga część jest naprawdę znakomita i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Nawet mając świadomość, że drugi tom nosi tytuł "Nowicjuszka" do niemal ostatniej chwili nie wiemy, jakimi przesłankami Sonea kierowała się wybierając Gildię (a ja Wam tego napewno nie zdradzę).
Bardzo podobały mi się opisy Gildii w sensie miejscowym. Lubię wiedzieć, jak wygląda otoczenie, w którym rozgrywa się akcja. Ponadto świetnym pomysłem było stworzenie organizacji Złodziei, którzy poniekąd są antagonistami magów z Gildii. To genialny pomysł na pokazanie różnych warstw kyraliańskiego społeczeństwa i zasad, którymi kierują się w życiu oraz na unaocznienie nam, że nie ma ludzi złych i dobrych jako grupy - każdy odpowiada za swoje własne zachowanie, za to kim i jaki jest. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej, ani zbiorowej oceny. O tym natomiast, niestety, często zapominamy.
Osobiście - straszliwie brakowało mi tu wątku sachakańskiego, ale zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu czytam w innej kolejności, niż Trudi Canavan opisywała swój świat. Pozostaje mi jedynie liczyć na to, że ten wątek pojawi się w drugim lub trzecim tomie, a mam prawo tak sądzić, zważywszy na jedną bardzo ciekawą scenę ukazującą Wielkiego Mistrza. Nic więcej nie zdradzę.
Szkoda jedynie, że znalazłam tak wiele błędów. Psuje to odbiór naprawdę rewelacyjnej powieści. No i oczywiście - wielki plus dla okładki, która dzisiaj jest już chyba klasyczna, choć nadal robi olbrzymie wrażenie. Znacznie bardziej mi się podoba, niż ta do "Uczennicy maga".
Przepraszam za łączniki zamiast myślników. Mój tablet nie do końca jeszcze przeze mnie został rozpoznany i program, którego używam do pisania nie rozróżnia tych dwóch znaków... Poprawię się jednak :)
OdpowiedzUsuń