Porywające zakończenie
trylogii „Kuzynki Kruszewskie”! Pilipiuk ciągle zaskakuje – akcją, postaciami,
piękną literaturą. Nie ma tu mowy o nudzie, nie ma czasu na niepotrzebne
dłużyzny – nawet dla żyjącej od dwunastu stuleci Moniki.
Nasi bohaterowie
wyprowadzają się z Krakowa. Miasto pojawia się jeszcze w kilku sytuacjach,
jednak zdecydowana większość akcji
rozgrywa się w… Kruszewicach Nowych. Stasia postanowiła bowiem odbudować
starą posiadłość (projekt wykonał sam Sędziwój) i przywrócić jej dawny blask.
Pojawi się w związku z tym całe mnóstwo nowych problemów, gdyż „pozostałością”
po znajdującym się tu od dziesięcioleci PGRze są… ludzie, którzy ani myślą o
pracy w ogóle, a już w szczególności dla dziedziczki. Obraz żalu i rozpaczy –
bimberek, który spowodował u nich zdiagnozowany alkoholizm sprawił, że żyją z
dnia na dzień, zadowalając się rentą i nie robią absolutnie nic. Nie spodoba im
się taka nagła i niespodziewana zmiana.
Na budowę przyjadą
także Ukraińcy, którzy są świetnie obeznani z ludowymi mitami i legendami o
wampirach, żmijach i całym tym ustrojstwie, z którymi człowiek musi dzielić
otaczający go świat.
Znów pojawią się poszukiwacze
czerwonej tynktury z Bractwa Drugiej Drogi. Laszlo i Arminius wyjadą do
Trodheim, gdzie będą próbowali wytropić i unieszkodliwić Architekta, którego podejrzewają
o bycie pasożytem, a w życiu Moniki pojawi się przystojny student ASP, Paweł.
Nie dla wszystkich ta
historia zakończy się pozytywnie, nie wszyscy przeżyją. Dwór Kruszewice Nowe
stanie szybko, jednak i na niego będą czyhać niespokojne duchy. Budynki bowiem
również bywają przeklęte.
Rewelacyjnie poprowadzona
akcja. Wspaniałe i nietuzinkowe postaci, z którymi nie sposób się nie związać
emocjonalnie. Poszukiwanie porwanego przyjaciela, trudy budowy, tortury i
planowanie agroturystyki to tylko część tego, co Was czeka, gdy sięgniecie po „Dziedziczki”.
Mnie osobiście zauroczył ten dwór, w którym pichcono pyszności kuchni
ukraińskiej i gruzińskiej, a nikt do końca nie był tym, na kogo wyglądał.
Świetnie napisana powieść, pełna zaskakujących zwrotów akcji, której
zakończenia nie sposób przewidzieć.
Podobnie, jak „Księżniczka”
– piękne wydanie. Twarda oprawa, stylizowane inicjały, ładne ilustracje i w ogóle
całe opracowanie graficzne, tasiemkowa elegancka zakładka. Tylko czytać i
czerpać z tego nieograniczoną radość. Gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz