Bractwo Drugiej (a może
zgodnie z jego nomenklaturą, Pierwszej?) Drogi i łowcy wampirów to tylko
niektóre przeciwności, z którymi muszą się borykać nasi bohaterowie.
Kraków, prywatne liceum
dla dziewcząt, klasa maturalna. W ławce siedzi Monika – księżniczka żyjąca od
tysiąca dwustu lat. Przy tablicy stoi Stanisława Kruszewska – lektorka francuskiego,
która ma na swoim koncie ponad cztery stulecia doświadczeń. Na następnej lekcji
będą mieć informatykę z jej kuzynką, Katarzyną, która wcześniej pracowała nad
supertajnym projektem dla CBŚ (i nadal posługuje się swoim starym
identyfikatorem, nie wspominając już o dojściach, jakie ma w służbach
specjalnych). Kolejną godzinę spędzą, ucząc się od zagranicznego nauczyciela
nauk przyrodniczych, którym jest nie kto inny, jak nasz poczciwy mistrz Michał
Sędziwój z Sanoka – alchemik, który stworzył kamień filozoficzny i dał moc przedłużania
życia między innymi Stasi (nie mówiąc już o tym, że zastąpił na tym stanowisku
szalonego profesora, który chciał zatruć swe uczennice wirusem czarnej ospy po
to tylko, by otrzymać za to pieniądze od Światowej Organizacji Zdrowia – za zlokalizowanie
ryzyka). Oj, oj – któż to jeszcze przybędzie do tej naszej byłej stolicy?
Młody Węgier Laszlo chce
w końcu zabić swego pierwszego wampira – tak, jak robili to jego przodkowie.
Śledzi księżniczkę Stiepanowic już od jakiegoś czasu, jednak ciągle mu się wymyka.
Tym razem nie popuści i stanie się prawdziwym pogromcą. Początkowo sam, później
z pomocą starego Arminiusa Vamblery (prototyp Abrahama van Helsinga, sic!),
który ma już na swoim koncie kilka krwiopijczych potworów (i, niestety, dwie tragiczne
pomyłki).
Rzez w tym, że nasza
śliczna blondyneczka nie zdaje sobie prawy z czyhającego niebezpieczeństwa, a
zamachy, z których cudem chyba uchodzi z życiem zdają się nie być skierowane
przeciwko niej. To jednak nie wszystko – ktoś szalony poluje na Sędziwoja. I to
nie byle kto, ale stare Bractwo, które od wieków stara się zdobyć tajemnicę
czerwonej tynktury i wiecznego niemal życia. Mają swoje sposoby, które nie są ani
delikatne, ani dyskretne. Choćby walki na miecze w centrum Krakowa.
Nie zapomnijmy jeszcze o
niesamowitym Golemie (kto nie wie, co to za ustrojstwo, niech doczyta, bo
naprawdę warto) i ożywającej w podziemiach muzeum archeologicznego (sic!) mumii
Mefer-Neczer Tota.
To także rewelacyjnie
pokazane śledztwo – rany, że też policjanci w Polsce ukazywani są zawsze jako
przygłupy. Jeśli by tak prowadzono wszystkie śledztwa i dochodzenia, to chyba
mielibyśmy puste więzienia i zerowy problem z opłacaniem życia więźniom. W każdym
razie – można się przy tych scenach naprawdę szczerze uśmiać i trzeba oddać
autorowi, że pomysł miał genialny.
W „Księżniczce” więcej
jest scen takich, jakie znamy z filmów akcji – tu wybuch w podziemiach Krakowa,
tu walka na miecze i szable (mistrz nie znosi mieczy, polska szabelka jest dla
niego oznaką patriotyzmu i przywiązania do tradycji, nie mówiąc już o tym, że
okazuje się znacznie bardziej skuteczna), w końcu strzelanina, która naprawdę
trzyma w napięciu i do końca nie jest pewne, która strona zwycięży. Porwanie
Moniki przez łowców wampirów, którzy zamierzają ją zabić też, jakby przeniesione
z dużego ekranu. Mniej takich okazji do szukania, jak w „Kuzynkach” (chociaż
wątek dotyczący starej biblioteki rabina jest naprawdę wyśmienity). W każdym
razie czy to dobrze, czy źle – trudno powiedzieć. Ja się cieszę, że nie jest to
po prostu kalka pierwszego tomu – trochę inny styl pozwala się nie znudzić.
Zakończenie to
prawdziwy majstersztyk – trzyma w napięciu właściwie do ostatniego zdania, a to
już naprawdę niesamowite, zważywszy, że… Nie powiem, ale to ostatnie jest
raczej sielskie, niż tragiczne – przynajmniej dla tych, którzy pozostali przy
życiu.
Mniej literówek – muszę
przyznać, ale nadal przynajmniej kilkanaście znalazłam. Na szczęście korekta
nie przespała już kropek na końcach zdań. Jak w „Kuzynkach” – świetne
ilustracje, które są naprawę ciekawym dodatkiem do całości. Piękna okładka –
naprawdę na półce prezentuje się doskonale, chociaż osobiście do czytania wolę
te w miękkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz