Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2018
Ilustracje: Joanna Gębal
Oprawa: twarda
Liczba stron: 80
ISBN: 978-83-280-5190-4
Rewelacyjna książka dla dużych i małych, nie tylko fanów motoryzacji.
Tytułowy Ogóras to nietypowy, przynajmniej na pierwszy rzut oka, autobus. Stary model Jelcza rzeczywiście wygląda jak ogórek i ma z tego powodu niemało problemów. Na ulicy nowe samochody i autobusy wyśmiewają się z niego i właśnie w ten sposób otrzymał "niechlubne" imię. Często zastanawia się czy rzeczywiście jest takim starym gratem, właściwie nikomu niepotrzebnym. Cóż, może i by był, ale Ogóras jest naprawdę wyjątkowy. Jego właściciel otrzymał go po ojcu. To taki rodzinny spadek. Teraz jeżdżą razem na wycieczki. Często wożą dzieci albo ludzi starszych. Zresztą, jak to z wycieczkami bywa, pojawiają się różne osobistości. Razem z kierowcą jeździ w autobusie również przewodnik, który opowiada, co można zobaczyć przez szybę. Trasy biegną po Warszawie, Ogóras zna więc stolicą doskonale.
Różne ciekawe historie i perypetie, począwszy od czytania gazet i książek na parkingu samochodowym, poprzez spotkanie bardzo pewnego siebie autobusu, wystawę starych samochodów, odwiedziny koleżanki z Niemiec po wygraną w Totolotka. To wszystko znajdziecie w książce "Ogóras. Ale jazda!". Poza tym wiele rodzinnego ciepła i naprawdę ciekawie opowiedziana historia z perspektywy autobusu i samochodów. Wszyscy bohaterowie tej książki potrafią mówić. Również auta, ale tylko jeden Ogóras potrafi czytać. Stąd pewnego dnia, zamiast wyśmiewanym, staje się swego rodzaju bohaterem parkingu. Bo tylko dzięki niemu inne autobusy i samochody dowiadują się o tym, co je naprawdę interesuje.
A niespodzianek jeszcze co niemiara. Między innymi, co mogę chyba zdradzić, wspaniała pani Lena, która, choć jest człowiekiem, potrafi mówić w języku motoryzacji. To właśnie ona pomoże Ogórasowi w pewnej niezbyt miłej przygodzie.
Mocną stroną tej książki są również ilustracje. Historia historią, choć bardzo ciekawa, bez obrazków z pewnością wiele by straciła. Kreska przypomina mi takie stare plakaty z siermiężny lat. Plakaty, do których zawsze miałam duży sentyment. Tym przyjemniej więc oglądało mi się książkę w trakcie czytania.
Od razu zaznaczam, że w moim dziewczynkom tego jeszcze nie czytałam, sama jednak od deski do deski przerobiłam książkę bardzo szybko i okazało się, że jest doskonałym czytadłem również dla osób po trzydziestce.
Przyjaźń i miłość, problem starości, niedopasowania, tolerancji. Dużo ważnych tematów, dlatego dla starszych dzieciaków książka okaże się nie tylko ciekawą opowieścią, ale również bardzo ważną historią moralną. Nieraz uśmiechniemy się pod nosem, nieraz zakręci nam się łezka w oku, a zakończenie... jak to w bajkach będzie przyjemne.
Książka jest pięknie wydana, dopracowana w każdym najmniejszym szczególe, nie znalazłam tam ani jednego błędu i mogę ją z czystym sercem polecić wszystkim, zarówno dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, jak i nawet dla nastolatków (choć ci to mają czasem wybredne gusta). A dla dorosłych to moc wspomnień z dzieciństwa.
Tytułowy Ogóras to nietypowy, przynajmniej na pierwszy rzut oka, autobus. Stary model Jelcza rzeczywiście wygląda jak ogórek i ma z tego powodu niemało problemów. Na ulicy nowe samochody i autobusy wyśmiewają się z niego i właśnie w ten sposób otrzymał "niechlubne" imię. Często zastanawia się czy rzeczywiście jest takim starym gratem, właściwie nikomu niepotrzebnym. Cóż, może i by był, ale Ogóras jest naprawdę wyjątkowy. Jego właściciel otrzymał go po ojcu. To taki rodzinny spadek. Teraz jeżdżą razem na wycieczki. Często wożą dzieci albo ludzi starszych. Zresztą, jak to z wycieczkami bywa, pojawiają się różne osobistości. Razem z kierowcą jeździ w autobusie również przewodnik, który opowiada, co można zobaczyć przez szybę. Trasy biegną po Warszawie, Ogóras zna więc stolicą doskonale.
Różne ciekawe historie i perypetie, począwszy od czytania gazet i książek na parkingu samochodowym, poprzez spotkanie bardzo pewnego siebie autobusu, wystawę starych samochodów, odwiedziny koleżanki z Niemiec po wygraną w Totolotka. To wszystko znajdziecie w książce "Ogóras. Ale jazda!". Poza tym wiele rodzinnego ciepła i naprawdę ciekawie opowiedziana historia z perspektywy autobusu i samochodów. Wszyscy bohaterowie tej książki potrafią mówić. Również auta, ale tylko jeden Ogóras potrafi czytać. Stąd pewnego dnia, zamiast wyśmiewanym, staje się swego rodzaju bohaterem parkingu. Bo tylko dzięki niemu inne autobusy i samochody dowiadują się o tym, co je naprawdę interesuje.
A niespodzianek jeszcze co niemiara. Między innymi, co mogę chyba zdradzić, wspaniała pani Lena, która, choć jest człowiekiem, potrafi mówić w języku motoryzacji. To właśnie ona pomoże Ogórasowi w pewnej niezbyt miłej przygodzie.
Mocną stroną tej książki są również ilustracje. Historia historią, choć bardzo ciekawa, bez obrazków z pewnością wiele by straciła. Kreska przypomina mi takie stare plakaty z siermiężny lat. Plakaty, do których zawsze miałam duży sentyment. Tym przyjemniej więc oglądało mi się książkę w trakcie czytania.
Od razu zaznaczam, że w moim dziewczynkom tego jeszcze nie czytałam, sama jednak od deski do deski przerobiłam książkę bardzo szybko i okazało się, że jest doskonałym czytadłem również dla osób po trzydziestce.
Przyjaźń i miłość, problem starości, niedopasowania, tolerancji. Dużo ważnych tematów, dlatego dla starszych dzieciaków książka okaże się nie tylko ciekawą opowieścią, ale również bardzo ważną historią moralną. Nieraz uśmiechniemy się pod nosem, nieraz zakręci nam się łezka w oku, a zakończenie... jak to w bajkach będzie przyjemne.
Książka jest pięknie wydana, dopracowana w każdym najmniejszym szczególe, nie znalazłam tam ani jednego błędu i mogę ją z czystym sercem polecić wszystkim, zarówno dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, jak i nawet dla nastolatków (choć ci to mają czasem wybredne gusta). A dla dorosłych to moc wspomnień z dzieciństwa.
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga