Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maurice Druon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maurice Druon. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 grudnia 2012

Kiedy król gubi swój kraj - Maurice Druon

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2011
Cykl: Tom VII (ostatni)
Oprawa: twarda
Liczba stron: 341
Przekład: Adriana Celińska
ISBN: 978-83-7515-161-9




Wiecie doskonale, że przy poprzednich sześciu tomach piałam z zachwytu. Mogło się to nawet wydawać dziwne i nienaturalne – a jednak, każda z tych książek była wyśmienita, niesamowita, genialnie napisana i powodów do zachwytu było wiele. Tym razem – niestety, ich nie będzie.
Druon napisał wspaniałą sagę i w szóstym tomie zakończył wszystkie wątki, nie zostawiając czytelnikowi żadnego niedosytu. Rzadko kiedy udaje się przy tak rozbudowanej fabule nie zapomnieć o którymś bohaterze – jemu się udało. Tak powinno zostać – "Królowie przeklęci" winni byli się zakończyć na powieści "Lew i lilie". Cóż podkusiło autora, by po siedemnastu latach napisał kontynuację? Nie mam pojęcia. Nie wyszła jednak i pozostawia pewien niesmak, jak niezbyt udany deser po naprawdę wyśmienitym daniu głównym.
Początkowo zapowiada się ciekawie – nowy typ narracji, interesujące podejście do tematu. Trochę bawi, trochę rozczula, jednak po kilkunastu stronach zaczyna nużyć i czekamy, aż opowieść dobiegnie końca i znów napotkamy wartką akcję znaną nam z poprzednich części. Czekamy, czekamy, strony lecą, a tu nic... I tak już niemal do końca.
Mnogość informacji powala – nawet dobre akademickie podręczniki do historii były bardziej zrozumiałe. Gdy bowiem w jednej scenie spotykamy czterech królów i niestety przynajmniej dwóch z nich nosi to samo imię... zaczynamy się lekko gubić. Każdy z nich przecież nosił po kilka tytułów i autor, by nas nie znudzić (sic!) używa ich zamiennie, co jedynie potęguje zamieszanie.
Opowieść snuta przed kardynała de Perigord jest po części jego wspomnieniami, po części zasłyszaną przez niego historią. Z pewnością miało to ubarwić narrację, niestety tylko ją skomplikowało. Powtarzanie tego, co gdzieś od kogoś usłyszał, nie wychodzi mu najlepiej i jest nienaturalne. Ploteczki, plotki, zasłyszane informacje... Każdy natomiast przedstawia historię tak, by najlepiej w niej wypaść, co sprawia, że opowieść jest wielokrotnie subiektywna.
Niestety, nie spotykamy na kartach ostatniego tomu znanych nam bohaterów – zmarli wszakże wszyscy w poprzedniej części. Nie jesteśmy do nikogo przywiązani, a mnogość nowych bohaterów mąci w głowie.
Genialne – temu nie można zaprzeczyć – jest zakończenie, czyli opis wielkiej bitwy pod Poitiers i to jest moim zdaniem jedyny wielki plus tej powieści. Poza nielicznymi błędami i naprawdę świetną korektą.
Czytałam z wysiłkiem i dotarłam do końca właściwie tylko z szacunku dla autora i dlatego, że głupio byłoby zostawić te niewiele stron nieprzeczytanych, skoro zmierzyłam się z całą sagą. Przykro mi, jednak nie polecę z serca tej książki. Oczywiście, warto ją przeczytać dlatego, że jednak jest częścią całości (bardzo luźno nawiązującą, moim zdaniem). Ciekawy jest początek – jakieś pierwsze kilkanaście stron, kiedy ujmuje narracja i zakończenie. Środek spokojnie możnaby wyrzucić, wtedy jednak powstałaby co najwyżej nowelka, a z pewnością nie o to chodziło.

wtorek, 4 grudnia 2012

Lew i lilie - Maurice Druon

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2011
Cykl: Tom VI
Oprawa: twarda
Liczba stron: 400
Przekład: Adriana Celińska
ISBN: 978-83-7515-160-2






Genialna szósta część cyklu o królach przeklętych skupia się tym razem na postaci nietuzinkowej, barwnej, specyficznej, brutalnej i chamskiej, a jednocześnie takiej, której nie sposób jakoś nie polubić, czyli na Robercie d’Artois.
Zmiany frontów, spiskowanie, a nawet morderstwo- nic nie jest obce temu olbrzymowi ubierającemu się w czerwień, kiedy może dzięki nim osiągnąć sukces. Odebranie ziemi, którą uważa za swoją jest celem, a cel przecież w jego mniemaniu utwierdza środki. Dlatego posunie się do najgorszego, by tylko go osiągnąć.
Dzięki temu osadzi na tronie Francji – przekupstwem, szantażem, podstępem – Filipa II Walezjusza, by – gdy tylko popadnie w królewską niełaskę – odwrócić się od niego. Zdrada stanu? Czemuż nie, skoro król angielski może mu dać upragnione Artois…
Nie uczy się Dostojny Pan Robert na cudzych błędach, ani nawet na swoich. A przecież każdy wie, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Natomiast znalezienie się u szczytu może bardzo łatwo i szybko zakończyć się bolesnym upadkiem. Tym boleśniejszym, im wyżej się zaszło. Najlepszym przykładem jest przecież lord Mortimer, który w „Lwie i liliach” nie jest już tym wspaniałym rycerzem, który z porywu serca przeciwstawia się swemu władcy. Staje się apodyktyczny, chce wszystkim sam kierować i nie dopuszcza swoich przeciwników do słowa. Zapłaci za to słono.
Jak bardzo autor przywiązany był do tego wielmoża, pokazują ostatnie słowa przed epilogiem. Co mówią i w jakiej chwili – nie zdradzę. Pisnę jednak słówko, że są wzruszające.
No i epilog w końcu. „Lew i lilie” to powieść skierowana na wielkich bohaterów – na postaci historyczne, które zmieniły oblicze czternastowiecznej Europy, to w końcu wybuch wojny stuletniej, epidemia dżumy… Nie ma tu miejsca na Marie de Cressay, ani Guccia Baglioniego. Raz tylko pojawia się wzmianka o Spinello Tolomeim. Jednak w epilogu dowiadujemy się, jakie były dalsze ich losy po tym, jak zostawiliśmy ich w poprzednim tomie. Właściwie poznajemy losy Jana, znanego w Siennie pod imieniem Gannino, który nagle w wieku ponad czterdziestu lat dowiaduje się, że jest rzekomo Janem I Pogrobowcem i to jemu należy się francuska korona, o którą od lat toczą się walki pomiędzy potomkiem Filipa VI Walezjusza a Edwardem III, królem Anglii.
Jak się potoczy ta historia? Choćby dla niej warto byłoby przeczytać „Lwa i lilie”. Jednak z drugiej strony – gdyby tego epilogu zabrakło – historia nadal byłaby pasjonująca, jak sama postać Dostojnego Pana Roberta.
Miałam oczywiście cały czas świadomość, że jest jeszcze jeden tom, stał w końcu na półce i czekał. Jednak wrażenie jest nieodparte, że dla Druona to miał być tom zamykający serię. Z resztą pisał kolejne części właściwie co roku, a pomiędzy tym, a ostatnim minęło… siedemnaście lat! Widać wyraźnie, że chciał w „Lwie i liliach” zamknąć wszystkie ważne wątki, co musie udało. Ciekawe więc, o czym i o kim będzie „Kiedy król gubi swój kraj”. Już nie mogę się doczekać.
Jeśli chodzi o stronę korektorską – sześć błędów, które jakoś specjalnie nie raziły. Jak zwykle rewelacyjna praca na okładce i świetnie wykonane noty historyczne, biograficzne i drzewa genealogiczne.

środa, 17 października 2012

Wilczyca z Francji - Maurice Druon

Cóż, możecie być znudzeni moim pianiem zachwytów nad kolejnymi tomami cyklu „Królowie przeklęci”. Nawet się Wam nie dziwię. Trochę przynajmniej. W końcu ileż razy można czytać, że to doskonałe powieści, wybitny autor, fascynujące postaci i porywająca fabuła? Gdzieś tam w głębi serca chyba chciałabym napisać, że piąty tom nie sprostał wyzwaniu, że jest znacznie słabszy od poprzednich, że nawet Druon stracił już polot. Chciałabym? Może… Jednak tego nie napiszę, ponieważ musiałabym skłamać, a tego nie lubię. Szczególnie w kwestii książek.
„Wilczyca z Francji” w niczym zatem nie ustępuje poprzednim czterem tomom serii. Jest tak samo zachwycająca, inteligentna i wciągająca. Na dodatek autor zastosował bardzo ciekawy chwyt, by czytelnik nie miał szans się znudzić. Otóż nadal spora część akcji rozgrywa się na dworze francuskim, jednak mniej więcej jedna trzecia powieści przenosi nas do Londynu, na dwór króla Edwarda, małżonka Izabeli (która jest córką Króla z żelaza).
Dzieje się, oj dzieje. Izabela od szesnastu lat żyje w nieudanym małżeństwie. Choć starała się być przykładną żoną i dała swemu królowi czwórkę dzieci – nie może powiedzieć, że czuje się spełniona. Jej zacny małżonek zdecydowanie bowiem woli w łóżku towarzystwo mężczyzn. Poniżana, odtrącona, szykanowana przez nowego królewskiego faworyta, chce wydostać się z Anglii, gdzie niewiele jej już pozostało poza dziećmi. Królewski kochanek powoli otrzymuje wszystkie jej dobra – ziemie, klejnoty, nawet jej ukochane woluminy.
Izabela znajduje więc sposób, by – wykorzystując polityczną sytuację po śmierci swego brata – króla Francji, Filipa Długiego – dostać się na dwór francuski. Tam natomiast czeka już na nią wierny sługa Roger Mortimer – jeden z największych antagonistów jej małżonka, człowiek, któremu pomogła w ucieczce z londyńskiej Tower, wieży, z której przecież nie ma ucieczki.
„Wilczyca z Francji” to przede wszystkim powieść o miłości – pięknej, czystej, wiernej, ale także odtrąconej i wzgardzonej. Wielka polityka jest tu jedynie przyczyną takich, a nie innych kroków, czasami wymówką, by móc o czymś powiedzieć, by móc pokazać światu prawdziwe ja. Oczywiście – mamy tu wielkie intrygi pałacowe, do których przywykliśmy w powieściach Druona, jednak zdaje się, że są tym razem zdecydowanie drugoplanowe. To uczucia Izabeli są najważniejsze. Później także Guccia, który jednak pojawia się dopiero w drugiej połowie tomu.
W dzisiejszym świecie być może postępowanie władców byłoby odmienne. Być może Edward pozwoliłby Izabeli odejść i znaleźć szczęście, które on znalazł w ramionach Hugo Despencera. Być może Izabela nie gardziłaby małżonkiem tak bardzo tylko dlatego, że woli mężczyzn. Być może… Jednak powieść dzieje się wtedy i tam. A wtedy i tam… nie było litości dla takich królów. Wtedy i tam nie było litości dla takich faworytów. Wtedy i tam… pokazuje nam w niesamowity sposób Maurice Druon, opisując czasy, w których za zdradę zamęczano winnego na śmierć w straszliwych katuszach. Czasy, kiedy złożony przed Bogiem ślub miłości i wierności był najważniejszy. Czasy okrutne, ale mające w sobie pewną prostotę życia i przez to chyba właśnie urzekające. Gdzie zasady były znacznie prostsze, a ludzie bardziej biali i czarni, a mniej szarzy.
Dreszcz przechodzi po plecach w czasie kaźni królewskiego faworyta. Niesmak budzi scena śmierci zdetronizowanego Edwarda. Śmieszy z pewnością jego epistografia do koronowanych głów i papieża, w której żali się, że żona nie chce do niego wrócić, choć przecież on ją miłuje i za nią tęskni. Chwilę głębokiego przemyślenia i zastanowienia się nad ludzką duszą powoduje długie umieranie Karola Walezjusza. Wreszcie nadzieją napawa powrót Guccia do Paryża i jego spotkanie z synem, który przecież nie jest jego dzieckiem. Aż świerzbi ręka, by sięgnąć po kolejny tom i dowiedzieć się, czy Guccio kiedykolwiek pozna bolesną prawdę, która na zawsze rozłączyła go z ukochaną kobietą.
Czytało mi się „Wilczycę z Francji” tym lepiej, że sporą część powieści miałam okazję przeczytać właśnie w samolocie do Paryża i w drodze powrotnej. Czytałam więc często o miejscach, które miałam lada chwila zobaczyć, lub które przed chwila widziałam. Tym głębszy odbiór, tym bardziej rzeczywista historia. Na bieżąco niemal chadzałam ścieżkami bohaterów. Mogę gorąco polecić nie tylko samą powieść, ale także taki sposób czytania. Przyjdzie mi poważnie się zastanowić, jaką książkę zabiorę ze sobą w podróż do Londynu.
O edycji i szacie graficznej nie mogę za wiele nowego powiedzieć. Jak poprzednie cztery tomy – mało błędów (chyba nawet jeszcze mnie, niż poprzednio), okładka elektryzuje i muszę przyznać, że wprost uwielbiam na nią patrzyć.
Druon jest pisarzem wybitnym i z pewnością w obecnej chwili jednym z moich ulubionych. Kiedy zaś skończę „Królów przeklętych” w formie książkowej, obejrzę z miłą chęcią serial.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Prawo mężczyzn - Maurice Druon


 
Muszę przyznać, że liczyłam się z tym, iż czwarty tom będzie średni. Tak to już zazwyczaj jest, że każdy kolejny jest nieco słabszy. Przeliczyłam się – na szczęście. Nie tylko tom czwarty nie jest kiepski, jest nawet chyba lepszy od drugiego i trzeciego Tak genialny , jak pierwszy, który przecież ma tę przewagę, że zaskakuje zawsze świeżością.
Ktoś mógłby zarzucić Druonowi, że przecież nie on napisał Historię. że losy potomków Filipa IV Pięknego zostały przypieczętowane wieki temu, a on jedynie z tego korzysta. Nie o fabułę tu jednak chodzi, a przynajmniej nie tylko. Historia jest monumentalna i temu nikt nie zaprzeczy. Autor genialnie potrafi to wykorzystać i chwała mu za to. Natomiast sposób, w jaki pisze jest już prawdziwym majstersztykiem.
Kłótnik nie żyje i na tronie francuskim nie zasiada nikt. Jego potomek jeszcze się nie urodził. Czy zatem władać w imieniu nienarodzonego dziecka powinna królowa? Co, jeśli nie ma na to ochoty i spędza cały czas opłakując ukochanego małżonka? Zakusy na władzę mają również inni – brat Kłótnika, Filip V Długi i brat Filipa Pięknego, Karol Walezjusz. Któremu z nich uda się zostać regentem?
Do tego wszystkiego mamy jeszcze konklawe, które trwa już od lat i nadal nie wybrało papieża. Tym razem się uda, a niemałe znaczenie będzie tu miał podstęp, spisek i… Guccio Baglioni.
No właśnie, co się dzieje u Lombarda? Czy uda mu się uchronić ukochaną Marię przed jej rodziną? Poniekąd, ale niezbadane są ścieżki przeznaczenia, które zawiedzie piękną kobietę, która właśnie została matką na królewski dwór.
Wszystko się zazębia, historie się ze sobą przecinają, a bohaterowie coraz bardziej toną w oceanach walki – tak tej na miecze, jak i tej na przebiegłość, spiski i trucizny.
Do końca jeszcze trzy tomy, więc nadal nie wiem, jak się ta historia zakończy. Na razie jestem bardzo ciekawa zmian, które mają zapanować w Kościele. To taki mój konik, a przemyślenia nowego papieża – nie zdradzę, kto nim został, z resztą łatwo to nawet w sieci znaleźć – są naprawdę fascynujące.
Dlaczego taki tytuł? Ponieważ średniowieczna Francja chce jeszcze bardziej ograniczyć prawo kobiet do posiadania głosu w jakiejkolwiek kwestii. Wszakże kobieta została stworzona, by służyć mężczyźnie, piastować dzieci i być piękną, a nie po to, by zasiadać na tronie i podejmować decyzje. Trzeba więc zapisać to prawo, by przypadkiem żadna z niewiast nie zapałała chęcią pozyskania zbyt wielkiej władzy. niemożliwością jest przecież, by białogłowa wydawała rozkazy i rządziła tak wielkim i silnym królestwem, choćby dlatego, że co miesiąc ma te złe dni, gdy jej mózg nie byłby w stanie sobie z tym poradzić, nieprawdaż???
Książeczka, jak cała seria – poręczna, zgrabna, z bardzo ładną okładką – chyba nawet najładniejszą ze wszystkich. Pomocne drzewa genealogiczne i notki biograficzne z tyłu. Pod każdym względem godna polecenia.

środa, 30 maja 2012

Trucizna królewska - Maurice Druon

Napisać o trzecim tomie nie jest łatwo, kiedy nie można powiedzieć czegoś dokładnie odwrotnego, niż o poprzednich. Właśnie w tym sęk – „Trucizna królewska” Maurice’a Druona z cyklu „Królowie przeklęci” jest tak samo genialna, jak jej poprzedniczki.
Po straszliwej podróży z Neapolu – burze, zatonięcie znacznej części bagażu, choroby morskie i wszelkie tragedie, które się na wodzie przydarzają – Klemencja w końcu dobija do wybrzeży Francji, by po niedługim czasie spotkać swego przyszłego małżonka. Ludwik X jest szczerze oczarowany jej postacią – piękną, młodą kobietą pełną wdzięku, w której nie tylko płynie błękitna krew Andegawenów – niemalże tę krew widać. Pobożna, czuła i otwarta – taka bowiem jest przyszła królowa największego katolickiego królestwa w średniowieczu.
To jednak nie tylko powieść o związku młodych małżonków, w którym to Klemencja – dzięki delikatności i pobożności – wiedzie prym. Ludwik pod jej skrzydłami łagodnieje, staje się przyjemniejszy w obyciu, zdolny nawet do ludzkich odruchów, wydaje się, że kocha swą żonę. To także historia miłości dzielnego Guccia, Lombarda zakochanego w szlachciance. Ich miłość zostanie wystawiona na prawdziwą próbę i trudno powiedzieć, jakie będzie zakończenie tej „przygód” (w końcu przed nami jeszcze cztery tomy sagi).
Na dworze nadal nie ma spokoju – owszem, król wziął ślub, nowa małżonka została koronowana. Jednak co z następcą tronu? Kto, w razie śmierci władcy, zasiądzie na tronie? Jego wuj Walezjusz, czy może młodszy brat Filip (któremu udało się wyrwać z twierdzy żonę i przebaczyć jej – szczerze chyba, ponieważ niedługo po tym Blanka zachodzi w ciążę)? Co z córeczką króla i jego poprzedniej żony? Czy jest rzeczywiście królewskim dzieckiem, czy może bękartem?
Pojawiają się też templariusze, którzy nadal żyją nadzieją odbudowania zakonu i zemsty na potomkach Filipa Pięknego. Bunt we Flandrii i w księstwie Artois będą niejednokrotnie spędzać sen z powiek nie tylko króla i jego najbliższych. Jakby tego było mało – nadal nie wybrano papieża. Co prawda Ludwik X mniej się już tym faktem przejmuje, ale nadal mamy pustkę na tronie namiestnika świętego Piotra.
Wszystko to prowadzi do niesamowicie porywających akcji, których nie sposób przewidzieć. Jedno maleńkie zdarzenie, jedna pomyłka może wstrząsnąć całym krajem, a może i światem.
Druon w fascynujący sposób przybliża nam średniowieczną Francę, pokazując również ciekawe różnice pomiędzy dworem francuskim a neapolitańskim, z którego przybywa Klemencja. Dzięki jej pojawieniu się, muśniemy trochę innego świata oczami damy. Z resztą ciekawych kobiet jest tu znacznie więcej – Mahaut Burgundzka także nie powiedziała swojego ostatniego słowa i zamierza walczyć o ziemie, które uznaje za swoje – za wszelką cenę. Jak daleko się posunie, gdy król odmówi jej pomocy?
Druon w swej sadze zaskakuje właściwie non stop. Poza tym - być może wspominałam już –  jest prawdziwym mistrzem powieści historycznej. Wszystkim znane są takie powieści, w strych bohater osadzony jest w dawnych realiach, które gdzieniegdzie spotykamy, które dają nam o sobie znać, żebyśmy nie zapomnieli, że jednak ta, czy owa postać nie chadza w jeansach i wytartym podkoszulku, a w średniowiecznej szacie. Jednak mało jest takich utworów, w których główni bohaterowie tworzę Historię przez duże H. Takich, którzy są postaciami znanymi z lekcji w szkole. To naprawdę rzadkość – świadczy o olbrzymim kunszcie pisarza, jeśli mu się taki zabieg powiedzie, a Druonomwi z całą pewnością się udało.
Cóż więcej mogę rzec? Naliczyłam DWA błędy (to chyba najmniej ze wszystkich książek, z jakimi miałam w tym roku do czynienia).
POLECAM GORĄCO!

wtorek, 7 lutego 2012

Zamordowana królowa - Maurice Druon



Po śmierci Króla z żelaza, władzę w państwie przejmuje jego syn. Francja nie jest już jednak taka sama. Pod rządami Ludwika X, zwanego Kłótnikiem, panuje głód i nędza. Stronnictwa walczą ze sobą, a na młodego władcę próbują wywierać wpływ jego wuj, Dostojny Pan Karol Walezjusz i Pan Enguerrand Marigny, doradca Filipa Pięknego, który na szczyty władzy wspiął się dzięki swojej ciężkiej pracy i zaufaniu starego króla.
Kto zwycięży ten pojedynek i kogo ostatecznie posłucha młody król, zupełnie nie nadający się do rządzenia tak rozległymi ziemiami? Co stanie się z jego uwięzioną małżonką, Małgorzatą Burgundzką? Czy Ludwik pozbędzie się niechlubnej sławy rogacza i znajdzie na europejskich dworach odpowiednią kandydatkę na nową małżonkę?
To pasjonująca i porywająca historia pełna intryg, spisków, manipulacji i planów w planach. Każdy stara się wykorzystać panujący we Francji – i w Europie – chaos i uszczknąć coś dla siebie. Szantaż i przekupstwo są powszechniejszego od chleba, którego brakuje w kraju, sfabrykowane dowody w postępowaniach sądowych – ważniejsze od prawdziwych wyznań winy.
W zawierusze tej towarzyszymy młodemu Gucciowi w podróży na dwór w Neapolu oraz do Awinionu. Zakochany Lombard coraz bardziej zapętla się w dworskie intrygi, bierze nawet udział w rozmowach z kandydatami na tron Piotrowy. Konklawe nie potrafi bowiem wybrać następcy zmarłego papieża, a ten jest niezbędny Ludwikowi X, by mógł unieważnić swoje małżeństwo z Małgorzatą.
Knowania królewskiego wuja mają mu zapewnić nieograniczoną władzę i napchanie własnych kieszeni złotem, skarbami i wpływami. Będzie więc próbował zeswatać Ludwika ze swoją krewniaczką. Z kolei Enguerrandowi zależy na odwleczeniu wyboru papieża, wie bowiem, że w dniu, w którym nowy namiestnik Chrystusa zostanie wybrany – on może stracić całą władzę.
Jak się w tym całym bałaganie, gdzie nie można ufać nawet rodzonemu bratu odnajdzie Guccio, który przecież marzy jedynie o tym, by znaleźć się w ramionach pięknej Marii de Cressay? Czy konklawe w końcu coś postanowi, a Lombardom uda się utargować podpisanie przez króla ustaw, które powrócą do starych, uświęconych tradycją praw z czasów Ludwika Świętego – prawa do bicia przez możnych własnej monety i wywoływania wojen między sobą? Wszystkiego tego dowiemy się czytając „Zamordowaną królową.” Jednak nie na tym koniec, gdyż cykl Druona oferuje nam jeszcze kolejnych pięć tomów, także historia toczy się dalej, a kończąc tom drugi czujemy głód wiedzy. Co się wydarzy w kolejnych latach? Czy rzeczywiście przekleństwo rzucone na stosie przez wielkiego mistrza templariuszy spełni się i sięgnie do trzynastego pokolenia tego zacnego królewskiego rodu?
„Zamordowana królowa” jest równie genialna, jak „Król z żelaza”. Jedyny minus, jaki przychodzi mi do głowy to tytuł, ponieważ łatwo się z niego domyślić, że Małgorzata nie pozostanie długo przy życiu. Poza tym – Druon pięknie prowadzi narrację, doskonale pokazuje świat w średniowiecznym imperium, umiejętnie kreśli charakterystykę bohaterów, których jest wielu, a każdy z nich inny i autentyczny, niczym z krwi i kości.

wtorek, 31 stycznia 2012

Król z żelaza - Maurice Druon



Pewnego dnia, w połowie zeszłego roku wypatrzyłam „Króla z żelaza” i kolejne dwie części. Od razu pomyślałam, że chciałabym przeczytać. Później napotkałam kolejne dwie i okazało się, że jest ich łącznie siedem, a seria nie jest żadną nowością. Pierwsza część ma już blisko 60 lat!
W listopadzie zakupiłam sześć tomów, wciąż brakowało mi pierwszego i ostatecznie dorobiłam się go w zeszłym tygodniu. Cóż mogę powiedzieć? Kompletnie nie rozumiem, jak to się stało, że wcześniej nie trafiłam na powieści Druona.
Tytułowym królem z żelaza jest Filip Piękny, człowiek, który przez niemal trzydzieści lat dzierżył w dłoniach berło Francji. Ten sam, który osadził papieża w Awinionie (tzw. „niewola awiniońska”) i zniszczył zakon templariuszy, które to wydarzenie w ostatnich latach było dość często przypominane.
Ostatni rok procesu zakonników z Zakonu Ubogich Rycerzy Świątyni.Po odwołaniu zeznać, do złożenia których przyczyniły się lata tortur, Wielki mistrz Jakub de Molay, skazany na stos, rzuca przekleństwo na króla Filipa, papieża i strażnika pieczęci, Nogareta. Wróży im śmierć zanim rok minie. Być może nikt by się nie przejął słowami umierającego w płomieniach staruszka, gdyby nie nagła i niespodziewana śmierć papieża Klemensa, a niedługo po nim i Nogareta. Czy królowie z rodu Filipa Pięknego rzeczywiście są przeklęci?
Jak się okazuje również bycie książęcą bądź królewską małżonką nie jest łatwe. W czasie, gdy kobiety królewskiej krwi wchodziły w związki małżeńskie dla sojuszy i zyskiwały tym samym nowe ziemie dla swego kraju, nie było mowy o miłości. Mężowie nie zawsze natomiast spełniali się w roli głowy rodziny, czy wzorowych kochanków. Synowe króla nie były zadowolone ze swoich związków i przyszło im drogo zapłacić za rogi, które przyprawiły swym mężom. Królewska córka, choć wierna małżonkowi, królowi Anglii, także nie należy do szczęśliwych. Wszystko to powoduje, że kobiety tak samo, jak mężczyźni knują i intrygują, kto wie – może po prostu z nudów, gdyż, nie ma co ukrywać, kobiety w średniowieczu nie miały za dużo ciekawych zajęć.
Bazując na wzmiankach w średniowiecznych kronikach, które jedynie podawały fakty, Druon stworzył przepiękną opowieść, godną najwyższych półek w naszych bibliotekach. Jego bohaterowie są przekonywujący i prawdziwi, każdy inny, każdy pasuje do swego miejsca w, feudalnym przecież jeszcze, społeczeństwie. Nie można autorowi niczego właściwie zarzucić. Król przemawia i zachowuje się po królewsku. Zdradzeni książęta nie chcą widzieć swych żon, a kochankowie księżniczek zostają straszliwie potraktowani przez katów i tłum, który… raduje się każdym kolejnym pokazem sztuk katowskich, każdym stosem, każdym toporem i każdą szubienicą. Panienki z wiosek są niewinne, bankierzy skąpi i przeliczający wszystko na zysk, choć niekoniecznie tylko finansowy. Mamy tu zróżnicowanie klasowe, społeczne i językowe. Historia opowiedziana jest pięknie i nie razi – jak u niektórych autorów – znajomość przyszłości, która ma nastąpić po przedstawionych w powieści zdarzeniach.
Powieść mnie pochłonęła, wessała niemalże na swe stronice, nie pozwalając o sobie zapomnieć na długie godziny pracy, kiedy myślałam niemalże jedynie o tym, że chciałabym kontynuować lekturę. To historia pełna intryg – nie tylko dworskich – i namiętności odczuwanej do drugiego człowieka, pieniędzy, władzy. To walka o tron, o poklask i szacunek, ale i o wolność myśli i czynów, o ojcowiznę, o utrzymanie się we Francji, która jest prawdziwym pierwszoplanowym bohaterem „Króla z żelaza”.
Gorąco polecam. Osobiście – czytam już kolejny tom i cały czas czuję się, jakby autor rzeczywiście potrafił przenosić czytelnika w czasie.