Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Krajewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Krajewski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 lipca 2013

Koniec świata w Breslau - Marek Krajewski



Wydawnictwo: Znak
Kraków 2011
Oprawa: twarda
Liczba stron: 305
ISBN: 978-83-240-1608-2


„Koniec świata w Breslau” to druga część serii opowiadającej o losach radcy kryminalnego Eberharda Mocka autorstwa wrocławskiego pisarza, Marka Krajewskiego.
Tym razem osią fabuły stanie się pierwsza żona Mocka, Piękna Sophie. W czasie, gdy będzie się musiał zmierzyć z jej zdrada, odejściem i nieszczęśliwym pozyciem małżeńskim, wrocławski radca kryminalny dostanie do rozwiązania nie lada zagadkę.… Ktoś morduje ludzi w bardzo dziwny sposób, a jako swój znak rozpoznawczy zostawia przy nich kartki z kalendarza, wskazujące datę przestępstwa. Czy ma to jakiś związek z prorokującym nadejście końca świata Aleksiejem von Orloffem?
Kolejna ciekawa zagadka kryminalna, nierozerwalnie związana z historią Wrocławia, w rozwiązaniu której cofniemy się  aż do średniowiecznego miasta. Znów spotkanie z nieprzeciętnie inteligentnym, pomysłowym i wiecznie skacowanym Mockiem, którego właściwie trudno lubić, choć nie sposób nie przyznać mu tytułu osobistości wybitnej.
Intrygi, podchody, morderstwa, przepowiednie, kasyna, wyśmienita, tłusta kuchnia początków dwudziestego stulecia… Nietuzinkowi bohaterowie, sarkazm i świetna podróż w przeszłość. Wędrówka ulicami przedwojennego Breslau, które to miasto z jakichś – dla mnie zupełnie niezrozumiałych powodów – jest nazywane w powieści Wrocławiem. Musze przyznać, że Mie to straszliwie denerwowało i burzyło trochę nastrój, który Krajewski oddaje używając starych, niemieckich nazw ulic, placów i instytucji. Dlaczego więc miasto nazywane jest Wrocławiem? Może to kolejna zagadka dla czytelnika?
Powieść jest ciekawa, choć może nie nazwałabym jej porywającą. Kiedy już czytałam, to się wciągałam, wystarczyło jednak odłożyć na chwilę „Koniec świata w Breslau” i jakoś nie ciągnęło specjalnie, by znów ja otworzyć. Szkoda trochę.
Eleganckie wydanie w twardej oprawie, znów ten dziwny, acz przykuwający uwagę system numerowania stron jedynie na tych „prawych”, piękny papier, intrygująca grafika na okładce. Do tego indeks nazw topograficznych, który umożliwia spojrzenie na mapie, gdzie dzieją się kolejne wydarzenia. Szczególnie jednak pomocny będzie dla mieszkańców dzisiejszego Wrocławia. Do tego wszystkiego niesamowity klimat lat dwudziestych (cofamy się bowiem w czasie względem części pierwszej, aż do roku 1927).
Wszystko bardo ładnie i naprawdę polecam, szczególnie osobom, które już zapoznały się z bohaterem, czytając „Śmierć w Breslau”. Co najbardziej mnie denerwowało (poza nazywaniem miasta Wrocławiem) to datowanie. Autor pomylił się w pewnym momencie cztery dni (sic!), co jest kolosalną pomyłką w tym wypadku i niestety błąd ten konsekwentnie popełniał aż do ostatniej strony powieści.

środa, 12 września 2012

Śmierć w Breslau - Marek Krajewski

Przypuszczam, że każdy z Was gdzieś kiedyś słyszało o tej książce. Od niej zaczęła się moda na Wrocław. Na Wrocław w fantastyce i fantastykę we Wrocławiu. Gdyż kryminały są zaliczane do ogólno pojętej fantastyki. „Śmierć w Breslau” natomiast to nie tylko kryminał, to kryminał genialny, mądry, bawiący się z czytelnikiem drobnymi niuansami, bogato osadzony w realiach czasu i, oczywiście, miejsca.
Rozpoczynamy naszą podróż od Drezna w 1950 roku, by za chwilkę cofnąć się do tytułowego Breslau. Mamy rok 1933. Breslau nie leży w granicach Polski – jest miastem niemieckim, a w Niemczech władze przejął właśnie Adolf Hitler. Zapowiada się ciekawie? Owszem, a jest tylko coraz lepiej.
Paskudne morderstwo nastoletniej baronówny odrywa zastępcę szefa Wydziału Kryminalnego Prezydium Policji, radcę Eberharda Mocka od fascynującej gry w szachy w niecodziennym towarzystwie i miejscu, które raczej z turniejami szachowymi się nie kojarzy. Dlaczego ktoś rozpruł młodej dziewczynie brzuch, zgwałcił, wpuścił jej w trzewia okropne skorpiony i na dodatek zabrał jej bieliznę? To tylko niektóre z zagadek, które przyjdzie rozwiązać panu radcy. Dołączą do tego problemy natury osobistej, nowy współpracownik i coraz trudniejsze stosunki z władzami, w których do głosu zaczynają coraz częściej i nachalniej dochodzić hitlerowcy.
Historia zbudowana została drobiazgowo i cały czas trzyma w napięciu, gwarantując czytelnikowi kilka niespodziewanych zwrotów akcji. Jej rozwiązanie na pewno Was zaskoczy. Ja tak bardzo nie mogłam się go doczekać, że kompletnie zawaliłam noc – po prostu musiałam doczytać do ostatniej strony.
Bohaterowie są intrygujący, realistyczni i… czasami trudno stwierdzić, czy pozytywni, czy nie. Bo czyż można dobrze mówić o mężczyźnie, który regularnie zdradza żonę, chadza do burdelu i nie omieszka skorzystać z każdej szansy na to, by się wybić, awansować, zająć lepsze stanowisko? A jednak… w jakiś sposób polubiłam tych ludzi, mimo, że z pewnością miałabym opory, by się z nimi przyjaźnić w realnym świecie. Krajewski nie pokazuje świata w dwóch kolorach – nikt nie jest do końca ani biały, ani czarny. Jak to w życiu bywa. Tym bardziej więc może się wydawać, że ta historia jest rzeczywistością, a nie tylko zmyśloną opowieścią autora.
Drobiazgowe pokazanie nam niemieckiego przedwojennego Breslau otwiera oczy. To nie tylko ulice i domy, restauracje, dworki, sklepiki i parki. To także panujący wówczas klimat – tak meteorologiczny, jak i ideowy. Wszakże wojna już niedługo, choć pewnie nikt się jej jeszcze wówczas nie spodziewał. Dziękuję również za spis ulic i placów na końcu książki – dzięki temu można z łatwością odnaleźć miejsca, o których czytamy na współczesnej mapie Wrocławia. To taki mały słowniczek – nazwa niemiecka użyta w powieści (zgodnie z tym, jak to wyglądało w 1933) i obecna. Świetny pomysł, który jeszcze bardziej pozwala zgłębić wiedzę o tym fantastycznym mieście.
Skorpiony? Karaluchy? Węże? Tak, trochę wszelakiego paskudztwa tu znajdziemy, niestety. A może stety… Skorpiony robią duże wrażenie i pomagają budować napięcie. Karaluchy pokazują, jak wyglądały ówczesne czynszowe kamienice w „peryferyjnym niemieckim mieście”. Wszystko to istotne jest więc dla budowania klimatu, dla oddania rzeczywistości i… dodania odrobiny orientalnego smaczku w mieście, które dla nas dzisiaj nie ma już w sobie chyba takiej magii.
Ponadto, książka jest cudownie wręcz wydana przez Wydawnictwo Znak. Twarda oprawa z ciekawą grafiką, a właściwie dwiema, ponieważ tylnia okładka pokazuje kolejną interesującą postać. Grube, eleganckie strony, dbałość o szczegóły w zdobieniach i coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam, a co mnie ujęło. Numeracja stron – numery są jedynie na stronach parzystych, ale… podwójne. Czyli np. na stronie 16 mamy numer 16/17. Taka mała ciekawostka, która zapada w pamięć.
Byłam tak pochłonięta lekturą, że zupełnie nie zwracałam uwagi na błędy. W każdym razie nic nie rzuciło mi się w oczy. Chyba, że w niemieckich nazwach, ale tego nie byłabym w stanie wyłapać, a jest ich tu – z oczywiste przyczyny – całkiem sporo.
Nie mogę się doczekać, kiedy w moje łapki wpadnie kolejny tom opowiadający o losach Eberharda Mocka.