Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

środa, 25 lutego 2015

Tropiciel – Vladimir Wolff

Wydawnictwo: WARBOOK
Ustroń 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron: 317
ISBN: 978-83-64523-24-3










Wszystko zaczyna się dość niewinnie. Francuska ambasada w Moskwie, raut trwa w najlepsze. Leje się wino, ważne osobistości dyskutują, wokół nich kręcą się ponętne towarzyszki. To świat wyższych sfer, politycznej śmietanki towarzyskiej. Rafał Kostrzewa trafił tu trochę przez przypadek, w zastępstwie przełożonego, w ostatniej niemal chwili został poinformowany o tym, że ma się pojawić na przyjęciu. Oczywiście, to zaszczyt dla niego, możliwość wybicia się ponad przeciętność. Szansa. Szkoda, że nie dożyje wschodu słońca...
Akcja powieści w większości dzieje się na terenie III RP, choć i do Rosji się na jakiś czas przeniesiecie. Polski dyplomata zamordowany (a wcześniej torturowany) na terenie sąsiedniego państwa, z którym stosunki polityczne nie układają się najlepiej to nie jest to, o czym marzą funkcjonariusze ABW. Współpraca z Rosjanami też nie jest ich największym marzeniem, szczególnie zważywszy na to, że mają już niezbyt miłe doświadczenia w tej kwestii. Cóż, tym razem nie będzie łatwiej i przyjemniej. Czy komisarz Kropotkin nie chce pomóc, czy nie potrafi, dowiecie się w trakcie lektury. 
Śmierć Rafała nikogo specjalnie nie obeszła. Śmierć dyplomaty to zupełnie inna sprawa. Nagle na scenie pojawia się dodatkowa osoba – Matt Pulaski, były wojskowy US Army. Właściwie nie jest spokrewniony z denatem, choć losy ich rodzin gdzieś w przeszłości były bardzo połączone. Dlaczego właściwie przylatuje i po co polskim funkcjonariuszom ten konsultant? Początkowo jest to niejasne, szybko jednak odkrywamy, że to Matt będzie grał pierwsze skrzypce i bez niego śledztwo utknęłoby w martwym punkcie na samym początku i prawdopodobnie (a nawet z pewnością) trafiło do spraw niezamkniętych (po angielsku nazywanych "cold cases").
Powieść trzyma w napięciu od trzeciej do ostatniej strony, a na końcu robi się już naprawdę gorąco. Chociaż trzeba przyznać, że Autor początkowo buduje to napięcie powoli. Zaczyna od nie najlepszej sytuacji politycznej między sąsiednimi krajami, od zabójstwa samotnego dyplomaty, po którego ciało zgłasza się jedynie polski rząd, bo bliskich brak. Od niezbyt udanej współpracy pomiędzy mundurowymi dwóch państw. Kreśli przed nami szkic politycznej powieści, która nagle – niczym za pojawieniem się magicznej różdżki, którą w tym przypadku jest Matt – zmienia się w sensacyjno-kryminalną pogoń za cynglami rosyjskiej mafii i tajemnicą głębokiej PRL, która mogłaby wstrząsnąć opinią publiczną niejednego państwa. 
Fantastyczne połączenie polityki i historii z barwnymi opisami pogoni niczym z najlepszych amerykańskich produkcjach filmowych (a przecież tylko na trasie Jelenia Góra – Kowary), strzelaniny, zabójcze ostrza, tajne dokumenty, świetnie wyszkoleni ludzie, a na szczycie tego przepysznego i wybuchowego tortu... bomba atomowa. Po prostu majstersztyk.
Autor genialnie wykreował głównego bohatera. Postać Matta jest realistyczna, pełnokrwista, intrygująca. Jego przeszłość, przeszkolenie, doświadczenia, jakie nabywał przez lata to tylko wierzchołek góry lodowej. Już trochę mniej przekonywała mnie Oliwia, za to rewelacyjnie spisały się osoby "grające na dwa fronty". Ten zdradził, tamten zakombinował, ten znowu okazał się kimś zupełnie innym. Powstające dzięki temu zwroty akcji były znakomite i zaskakujące. Przyznaję, że co chwilę byłam zaskakiwana, tak samą akcją, jak i tymi bohaterami właśnie.
Nie mam pojęcia ile prawdy jest w tej tajnej akcji przeprowadzanej za czasów Gierka, która stała się główną osią powieści. Chętnie bym się jednak dowiedziała czegoś więcej na ten temat. Albo... przeczytała kolejną powieść, w której przedstawiono tamte czasy i zdarzenia. Oczywiście pióra Wolffa.
Fantastycznym wręcz pomysłem było również stworzenie tropiciela, który... tropił innego tropiciela. W pewnej chwili zgłupiałam, a panowie robili między sobą naprawdę niezłe podchody. Może i Wy zapytacie pod koniec, kto tak właściwie był tytułowym tropicielem...
Autor posługuje się żywym, bardzo przystępnym językiem, który wpada w ucho, czy oko. Sprawia to, że czytanie jest naprawdę czystą przyjemnością. Jeśli dodać do tego bardzo udaną korektę, to otrzymujemy książkę najwyższej klasy. I jeszcze ta wspaniała okładka, której wszystkich zalet nie jesteście w stanie dojrzeć na zdjęciu powyżej.
Jeśli mam się czepiać, to znalazłam jeden błąd, którego pewnie większość i tak nie zauważy...





Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu WARBOOK




Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

Abecadło wolnych dzieci – Or-Ot (Artur Oppman)

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2015
Opraca: twarda
Liczba stron: 28
Ilustracje: Andrzej Graniak
ISBN: 978-83-7785-566-9








W 1926 roku Artur Oppman (pseudonim Or-Ot) napisał wierszowaną historię Polski. Kolejne wydanie "Abecadła wolnych dzieci" pojawiło się właśnie na rynku. Czy młodopolska poezja jest w stanie nadal zauroczyć i przekazać ważne, patriotyczne wartości? Jak odbiera współczesny czytelnik tę wierszowaną historię, w której – z logicznych powodów – ani słowem nie wspomina się o bohaterach walczących o Westerplatte i Monte Cassino?
Jako dorosły człowiek i dosyć dojrzały czytelnik przyznaję, że "Abecadło..." zrobiło na mnie wrażenie. Nie potrafię powiedzieć, jak będą je odbierać dzieci, choć myślę, że niedługie wiersze powinny im się spodobać. Zarówno młode pokolenie, jak i czytelnicy starsi docenią rytmikę i przyjemny ton poezji Oppmana. Niebagatelną rolę odgrywa również aspekt edukacyjny, który był przecież głównym powodem do stworzenia tego niedużego "elementarza o polskich dziejach". Na stronach "Abecadła..." przewiną się m.in. król Władysław Łokietek, Napoleon Bonaparte, książę Józef Poniatowski, Jan Henryk Dąbrowski. Są też wiersze o ułanach, o polskim Białym Orle i o bitwie pod Racławicami. Jakby tego było mało, nawet o Raszynie Oppman wspomina (pod literą J, sprawdźcie sami). Przyznam bez bicia, że choć historia jest moją pasją od małego, to znalazłam w "Abecadle..." fragmenty, które wzbudziły we mnie zainteresowanie. Zanim zacznę czytać te wiersze dzieciom, najpierw dokładnie się im przyjrzę i uzupełnię swoją wiedzę, szczególnie że Poeta przynajmniej raz doradza, by dopytać o szczegóły historyczne... mamę. 
Każdy wiersz ma trochę inną rytmikę, choć wszystkie są czterozwrotkowcami. Spodobała mi się ta różnorodność. Dzięki niej nie ma monotonności, a to jest dość istotne, jeśli zamierza się z tą książką zapoznawać dzieci, co przecież jest chyba głównym założeniem. 
Przypadła mi do gustu również oprawa graficzna książki. Współczesne ilustracje wykonane przez Andrzeja Graniaka będą znacznie bliższe młodemu pokoleniu niż te wykonane dawniej przez Bogdana Nowakowskiego (choć mam do nich słabość – chyba dlatego, że pamiętam je z z dzieciństwa), co może dodatkowo zachęcić je do lektury i poznawania polskiej historii. Mam tylko jedno zastrzeżenie – dlaczego przy haśle Warszawa przedstawiono koszmarny Stadion Narodowy zamiast choćby Łazienek, czy pomnika Syrenki? Nie pojmę do końca życia.
Książka jest pięknie wydana, w twardej oprawie, na grubym kartach. Naprawdę warto ją mieć i się z nią zapoznać.
Dzisiaj krótko, ponieważ trudno mi napisać więcej o 24-stronicowej pozycji.






Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zysk i S-ka

sobota, 21 lutego 2015

August Nacht – Joanna Pypłacz

Wydawnictwo: Bellona
Warszawa 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron:267
ISBN: 978-83-11-13565-9





"Gotycka powieść fantasy", "mroczny klimat", "realia i mity XVIII-wiecznej Hiszpanii" to określenia, które widzimy na okładce. Jak mają się do tego, co na kartach swej powieści proponuje nam Joanna Pypłacz?
Zacznę od tytułu ˜– podoba mi się jego przewrotność. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć (jak i ja pomyślałam), że chodzi o sierpniową noc (z niemieckiego). Tymczasem tytuł to imię i nazwisko jednego z głównych bohaterów. Właściwie, kiedy wziąć pod uwagę, że tak właśnie Autorka zatytułowała powieść, należałoby chyba napisać, że głównego bohatera. Nie do końca się z tym jednak zgadzam. Moim zdaniem jest przynajmniej czworo pierwszoplanowych bohaterów, a są nimi: August Nacht, Cesar markiz de Viciosa, Blanka Morales hrabina de Aciago oraz Iduna, która łączy wszystkie wątki i postaci.
O czym? O miłości i pragnieniu zemsty. O okrucieństwie i cienkiej linii pomiędzy życiem i śmiercią, tym, co realne i tym, co nadprzyrodzone. W końcu o zbrodniach małych i dużych. A wszystko to w realiach XVIII-wiecznej Hiszpanii. Rzeczywiście przyznać trzeba, że nad tymi realiami Autorka musiała popracować i wypadły bardzo dobrze. 
Poznajemy bohaterów powoli. Najpierw jednego, później drugiego i tak po kolei zapoznajemy się z ich życiorysami i tym, w jakiej sytuacji znajdują się na początku akcji powieści. W pierwszej chwili trochę trudno się może połapać, kto jest kim, szczególnie zanim poznamy wszystkie zależności pomiędzy postaciami, szybko jednak zaczynamy pojmować całą sytuację. Na dodatek, w moim przypadku, fakt, że nie mogłam znaleźć od razu tego, co łączy poszczególne postaci, było właśnie tym elementem, który na początku całkowicie wciągnął mnie w lekturę. Chciałam czytać dalej i dalej, by w końcu zrozumieć, co połączy Blankę z Augustem, czy Cesara z Ausenciem i jaką w tym wszystkim rolę odegra Iduna.
Jeśli chodzi o fabułę – jest porywająca, pełna zaskakujących zwrotów akcji, niespodziewanych wydarzeń z przeszłości i związków między bohaterami, których nie sposób na początku się domyślić. Akcja jest dość szybka i nie pozwala czytelnikowi się znudzić. Kiedy na chwilę musiałam odłożyć powieść (wiadomo, życie to nie tylko czytanie), wciąż myślałam o tym, co będzie się działo dalej i wymyślałam kolejne wymówki, by zamiast robić, co do mnie należy – czytać.  
Czy jednak można stwierdzić, że odczuwałam mroczny klimat? Chyba nie do końca. Owszem, były takie momenty, gdzie rzeczywiście wcale się nie dziwię, że któryś z bohaterów myślał, iż postradał zmysły. Sama bym pewnie oszalała, gdybym widziała tak niestworzone istoty. Jednak jako czytelnik nie odczuwałam tego mrożącego krew w żyłach strachu. Czegoś najwidoczniej zabrakło w opisach duchów i innych mitycznych postaci, które snuły się po  Kantabrii. 
W kwestii budowania postaci, Autorce należą się wyrazy uznania. Bohaterowie są prawdziwi aż do bólu, a każdy z nich inny. Co bardzo mnie urzekło – początkowo daje nam ona do zrozumienia, kto będzie dobry, a kto zły, by gdzieś w połowie okazało się, że wszystko to było pięknie skonstruowanym podstępem.  Ten, którego żałowaliśmy i nad którym się litowaliśmy może okazać się najgorszy, a ten, którego od początku potępialiśmy, choć otrzymał straszliwą karę, wywoła u nas swoistą litość. Tak, można śmiało rzec, że począwszy od tytułu, na ostatniej stronie powieści kończąc – "August Nacht" jest napisany przewrotnie i zgodnie z zasadą, by nie oceniać książek po okładce, a ludzi po pierwszym wrażeniu, jakie wywołali.
Jeśli więc lubicie historie o duchach, wątek miłosny i odrobinę elementów z powieści płaszcza i szpady, jest to książka dla Was. Dodatkowym jej atutem jest to, że Autorka zamieściła trochę zwrotów w języku hiszpańskim i niemieckim, zgodnie z krajami pochodzenia bohaterów. Dodaje im to autentyczności, gdy np. przeklinają (czy mówią cokolwiek w bardzo emocjonalnych sytuacjach) w swoim rodzimym języku. Bardzo spodobały mi się również łacińskie i hiszpańskie tytuły rozdziałów.
Kolejne plusy to dobra korekta i naprawdę urzekająca okładka. 
Największe minusy tej powieści to nieścisłości i zaprzeczenia, których znalazłam całkiem sporo i pojawiające się co i rusz  problemy z czasoprzestrzenią. Choćby taka sytuacja: Cesar nagle zauważa istnienie gotyckiej wieży w majątku hrabiego de Viciosa. Nigdy wcześniej jej nie widział i nawet nie wiedział o jej istnieniu. Patrzy na nią i go ona przeraża. Kilka minut później myśli o tym, jakie straszliwe opowieści na temat tejże wieży słyszał już wielokrotnie. Być może się czepiam, jednak takich sytuacji było za wiele jak na powieść zredagowaną i wydaną. Również poczucie czasu gdzieś się zapodziewało. Coś się działo, potem było kolejne zdarzenie, a z pozycji innego bohatera wynikało, że kolejność była np. odwrotna. Straszliwie utrudniało to zrozumienie niektórych zdarzeń i ich przyczynowości i skutkowości.
Ogólnie rzecz ujmując – "August Nacht" jest naprawdę wyjątkową powieścią. Mimo denerwujących nieścisłości, które umknęły redakcji, jest fantastyczną powieścią, której akcja wciąga całkowicie, a bohaterowie zapadają w pamięć (jestem przekonana, że na długo). Choć jest czymś nowym, czego nie potrafię przyrównać do żadnej dotąd przeczytanej książki, to jednak uważałabym z nazywaniem tej historii gotycką powieścią fantasy.  
 















czwartek, 19 lutego 2015

Babie lato – Danuta Pytlak

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2015
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 559
ISBN: 978-83-7785-561-4





Zaczyna się niby zwyczajnie. Dochodząca powoli czterdziestki Michalina jest silną kobietą, która od dziecka sporo się wycierpiała. Na gruzach młodzieńczych lat zbudowała jednak szczęście. Jest zamężna, osiągnęła sukcesy w pracy, ma przyjaciół. Wszystko zaczęło się walić, kiedy ukochany wpadł w sidła hazardu i przegrał wszystkie ich wspólne oszczędności. Kiedy kazała mu się wyprowadzić, myślała, że to koniec przykrości i bólu. Nawet nie spodziewała się, że tak naprawdę to dopiero początek, który udowodni, że po każdym deszczu nastaje słońce, po każdym upadku można się podnieść.
Poznajemy Michalinę mniej więcej pół roku po tym, jak odszedł od niej Paweł. Wciąż nie może spać, jest przemęczona, przepracowana, dokuczają jej straszliwe bóle głowy. Jak dobrze, że u swego boku ma Agę, przyjaciółkę, jakich mało. Jak sama kiedyś stwierdzi, gdyby nie Aga, to prawdopodobnie nie dożyłaby Bożego Narodzenia, choć w chwili, kiedy Aga "zmusza" ją do wizyty u lekarza właśnie zaczyna się lato. Kiedy zaś wziąć pod uwagę, jak ważne wydarzenia będą miały miejsce w Wigilię... Zaraz, zaraz, chyba się rozpędziłam.
Ciężka choroba, na pozór prosta operacja, która kończy się śpiączką i spotkanie z Aniołem Stróżem to jedynie początek niesamowitej "przygody" Michasi. Wszystko w jej życiu zostanie wywrócone do góry nogami. Na nowo odkryje rodzinną miłość i przywiązanie, odzyska ojca, pozna prawdziwą historię jego nieszczęśliwej miłości i powód, dla którego jej własna matka zostawiła swoje kilkuletnie dziecko i zniknęła. Zanim to jednak nastąpi, spotka Marcelinę – uzdolnioną plastycznie, zabiedzoną dziewczynę, z która łączy ją znacznie więcej, niż mogłaby przypuszczać. Paweł, choć nie są już razem, przysporzy jej jeszcze wiele kłopotów, z policyjnymi przeszukaniami mieszkania i prześladującą ją mafią na czele. 
Kim dla Michasi będą Elżunia, Jan, Marcelina, Waldek, Stefan i Ludmiła? Jak wiele będzie zawdzięczała Adze i czy bliscy uwierzą jej w spotkanie z Michaeszem?
Powieść wciąga od pierwszej strony i nie chce wypuścić nas ze swych objęć. Choć są delikatne i ciepłe, są również mocne i zdecydowane. Czytasz, czytasz, czytasz i wciąż nie możesz przestać. Mija sto stron, kolejne pięćdziesiąt, znowu sto... Czasem powoli, nastrojowo, romantycznie, innym razem niczym w dobrym filmie akcji. Brakuje chyba tylko strzelaniny i pogoni samochodowej na jakiejś autostradzie. Zważywszy jednak na stan polskich dróg (szczególnie wiejskich) – dobrze, że Autorka podarowała sobie takie spektakularne pościgi i skończyła na jednym ważnym trupie. 
Opowieść poznajemy dzięki pierwszoosobowej narracji Michaliny, co dodaje całości bardzo emocjonalnego wydźwięku oraz bliskości z główną bohaterką.
Powieść całkowicie mnie ujęła. Od samego początku, do ostatniego zdania kibicowałam Michalinie w jej życiowych bitwach i cieszyłam się, kiedy coś jej się udawało. Choć przecież nie jest idealna, jest zwyczajną kobieta, kilka lat starszą ode mnie. Może właśnie dlatego, że Autorka pokazała również jej wady, dlatego, że jest trochę podobna do mnie, dlatego w końcu, że jesteśmy niemal rówieśnicami (choć właściwie to jestem bardziej rówieśnicą Marceliny). Nie wiem, w każdym razie bardzo polubiłam tę Michasię.
Wzruszałam się, denerwowałam, kipiałam ze złości, płakałam, cieszyłam się.. Mnóstwo różnych uczuć targało mną w czasie lektury. I choć niektórych wydarzeń i powiązań się domyśliłam, często byłam zaskakiwana, co akurat bardzo sobie w książkach cenię. Na dodatek zupełnie nie spodziewałam się tak rozbudowanej historii Michaesza i tego swoistego nawrócenia Michasi, gdy leżała w szpitalu. Żałuję trochę, że później tak niewiele o nim było, zupełnie jakby Michasia, w pogoni za szczęściem, zapomniała o Aniele Stróżu, który przecież wciąż był przy niej i czuwał.
Ucieczka bizneswoman z miasta na wieś jest ostatnio dość popularnym motywem w literaturze. Czytałam już kilka książek, w których się on pojawił, żadna z nich jednak nie ujęła mnie tak mocno za serce, jak "Babie lato". Nie jest to bowiem powieść, którą można postawić w księgarni na półkę opatrzoną napisem "Literatura kobieca". To bardzo mądra, ważna, inteligentna i doskonale napisana historia. Widać, że nic tu się nie działo z przypadku, Autorka dobrze sobie wszystko przemyślała i zaplanowała – tak, by czytelnik nie miał się czego uczepić i na co narzekać (choć w kilku momentach wydawało mi się, że zgubiła się trochę z liczeniem czasu, ale to maleńki szczegół).
To rewelacyjnie napisana, z polotem, delikatnym poczuciem humoru, sentymentalna opowieść, którą naprawdę warto przeczytać. Na dodatek Wydawnictwo postarało się, by w ręce czytelników dotarła książka bez błędów, co kiedyś było oczywistością, dzisiaj (niestety) jest powodem do pochwały.
Minusy? Jeden... Napis na okładce ściera się przy każdym dotyku. Z racji tego, że trzymałam (nieświadoma tego) książkę właśnie w tym miejscu, litery ze słowa lato nie są już czerwone.





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zysk i S-ka



środa, 18 lutego 2015

Malowany człowiek. Niech cię mrok pochłonie... (2) – Peter V. Brett

Wydawnictwo: Fabryka słów
Lublin 2009
Cykl Demoniczny, tom I
Malowany człowiek, Księga II
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: The Painted Man
Przekład (z angielskiego): Marcin Mortka
Ilustracje: Dominik Broniek
ISBN: 978-83-7574-050-9
 
 
 
 
Chciałoby się napisać, że to doskonała kontynuacja pierwszego tomu. Jednak gwoli poprawności tak nie napiszę, jako że to żadna kontynuacja. Wyjaśniłam już w poprzedniej recenzji, że "Malowany człowiek" został przez Fabrykę słów sztucznie podzielony na dwa tomy. Teraz więc mam za sobą lekturę po prostu... dalszych rozdziałów pierwszego tomu powieści "Painted Man". Nie zaprzeczę jednak, że czyta się je wyśmienicie. 
Mija kilka lat. Arlen jest Posłańcem i często bywa w Krasji, jedynym miejscu na świecie, w którym ludzie podejmują wojnę z otchłańcami. Ma więc szansę wykazać się odwagą i zręcznością w walce z demonami, które atakują co noc i zbierają całkiem pokaźne żniwo. Nie zaprzestaje też poszukiwań legendarnych run wojennych. Mocno wierzy, że uda mu się je odnaleźć i wykorzystać w celu... wybawienia ludzi. Jedno wydarzenie pociągnie za sobą cały szereg udręk i bólu, a Arlen przestanie być tym samym człowiekiem, którego poznaliśmy wcześniej.
Leesha wciąż przebywa w Angiers, gdzie osiąga wiele jako Zielarka. Jest ceniona, rozpoznawalna, szanowana. Nadal samotna. Choć obiecała, że pewnego dnia powróci do Zakątka Drwali, wciąż nie potrafi tego zrobić, znajdując całe mnóstwo powodów i wykrętów, dla których bardziej potrzebna jest w mieście. Czy jest ktoś albo coś, co sprawi, że zmieni zdanie?
Rojera życie nadal nie rozpieszcza. Choć na pierwszy rzut oka zdawać się może, że wiedzie mu się całkiem dobrze, to myli się czytelnik, który tak myśli. Zdrady, śmierć i ból staną się dla niego niemal chlebem powszednim.
Wiele się wydarzy, zanim bohaterowie spotkają się w jednym miejscu i zaczną wzajemnie poznawać. Czy polubią się od razu? Och, toż to nie bajka dla dzieci, a oni są tak od siebie różni. Szczególnie Arlen, który czasem sam zastanawia się nad tym, ile człowieka w nim zostało.
Samotny jeździec, Naznaczony oraz Zielarka i minstrel. Co się stanie, kiedy ta trójka zjednoczy swe siły i stanie przeciw otchłańcom? Jakie tajemne moce, o których nikomu się nie śniło, posiadają?
W drugiej księdze "Malowanego człowieka" sporo napatrzymy się na walki z otchłańcami. Napatrzymy to słowo idealnie pasujące do sytuacji, bowiem Brett tak plastycznie opisuje te chwile, że właściwie widzimy atakujące, wrzeszczące, bijące i gryzące demony oraz stawiających im czoło ludzi. 
W powieści pojawią się też nowi bohaterowie, szczególnie podczas pobytu Arlena w Krasji. To niesamowite miasto kryje w swych zakamarkach wiele obłudy i kłamstwa, a także tradycje i zwyczaje, których człowiek "spoza" nie jest w stanie pojąć. Choć pozornie przyjęty jako dobry wojownik, Arlen na zawsze pozostanie dla Krasjan obcym, chin. 
Brett buduje świat ostrożnie, dawkując nam przyjemność. Choć początkowo wydawało się, że rzucił nas na głęboką wodę, teraz zaczynamy rozumieć, że to był jedynie przedsmak tego, co się dzieje dalej. Krasja okazuje się niesamowitym światem, zupełnie nieprzystającym do tych miejsc, które czytelnik już poznał. Cały jej społeczny ustrój, zbudowany na kastach, nierówności ludzi i conocnej walce z otchłańcami z jednej strony zachwyca, a z drugiej przeraża. Z pewnością Wam się to spodoba.
Runy wojenne, Wybawiciel, pewna włócznia, która jest w stanie zabić otchłańce. Wszystko to jest jedynie początkiem zdarzeń, które doprowadzą do pojawienia się na świecie Naznaczonego, czyli tytułowego Malowanego człowieka. A i jego pojawienie się to dopiero zaczyn, który wzrastać będzie każdego dnia, aż do niesamowitego, tajemniczego i porywającego zakończenia pierwszego tomu cyklu. Nowe miasto, dużo scen na pustyni, śmierć czyhająca tak ze strony demonów, jak i niechętnych naszym bohaterom ludzi. Jakby tego było mało, w Zakątku Drwali wybucha epidemia, która kończy się śmiercią wielu mieszkańców. Czy Zielarki są w stanie zatrzymać rozprzestrzeniająca się chorobę, a zdziesiątkowana ludność okolicy stawić czoło wychodzącym co noc otchłańcom?
Księga II "Malowanego człowieka" to fascynująca podróż przez świat przejmujący grozą, pełen piekielnego zła, które jest udziałem nie tylko otchłańców, ale również zawistnych ludzi. Przekonajcie się sami, jak wygląda ten nowy etap w życiu Arlena, Leeshy i Rojera oraz kim jest Shar'Dama Ka. Zdecydowanie warto.
Cała lektura była wyśmienita, a zakończenie wbiło mnie w fotel. Dosłownie – siedziałam z otwartymi ustami i widziałam te... Nie, nie zdradzę, co widziałam. Grunt, że ten widok zrobił na mnie wielkie wrażenie i przypomniał pewną scenę z "Diuny", a to już wystarczający powód, by sięgnąć po powieść.
Książka jest, oczywiście, świetnie przetłumaczona i wydana i nie mam żadnych zastrzeżeń w tych kwestiach. Znów też urzekają ilustracje Dominika Brońka.
Zapytano mnie ostatnio, czy "Malowany człowiek" jest książką dobrą dla dwunastolatka. Po lekturze pierwszej księgi nie miałam co do tego wątpliwości. Teraz jednak się nad tym zastanawiam. Druga księga jest znacznie bardziej brutalna. Decyzję pozostawiam rodzicom.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

piątek, 13 lutego 2015

"Menorah" Brunona Wioski już dostępna

Kochani, obiecałam, że dam znać, kiedy "Menorah" ukaże się drukiem. 
Śpieszę więc powiadomić Was, że dzisiaj dotarła do mnie świeżutka i pachną książka. 
Oto dane:
Druk: SOWA Sp. z o.o.
Oprawa: miękka
Liczba stron: 197
ISBN: 978-83937756-2-0

wtorek, 10 lutego 2015

Ziemią wypełnisz jej usta – Katarzyna Uznańska

Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza RW2010
Poznań 2013
Format pdf
Liczba stron: 209
ISBN: 978-83-7949-039-4







Zabieranie się do pisania tej recenzji wygląda mniej więcej tak, jak początki czytania samej książki. Jest ciężko...
Niedługą lekturę zaplanowałam sobie na podróż na trasie Warszawa-Poznań. Byłam przekonana, że uda mi się powieść zacząć i skończyć w Polskim Busie, zanim jeszcze dojadę na miejsce. Cóż, "przemęczyłam" 40 stron i poszłam spać, bo zaistniała poważna groźba, że telefon, na którym czytałam ebooka, spadnie na podłogę, jako że wciąż przysypiałam... O co chodzi? Kto jest kim? 
On słyszy głosy z rzeki i składa jej ofiary z ludzi. Wydłubane oczy zatapia w szkle i trzyma jako trofea. Ona śpi w dzień, a po nocach grasuje po mieście, podrywając dziewczyny i wypijając z nich krew. On chce ją zaciukać, ona chce się z nim przespać. Rzecz dzieje się w Krakowie i doprawdy mogłaby się tutaj zakończyć. Dotarłam na miejsce zniesmaczona, znudzona i z myślą, że straciłam kilka godzin życia na spanie.
Droga powrotna była kiepska – pogoda nie dopisywała, na dodatek autobus miał awarię, a ja... pogrążona w lekturze, jak głupia, cieszyłam się, że mamy jechać prawie godzinę dłużej. Kompletna odmiana, jakby ktoś podał mi zupełnie nową książkę, a przecież to wciąż ta sama powieść. Po fatalnym początku, wciąga w wir wydarzeń, podróży po czasie, przestrzeni i ludzkim umyślę. Uwodzi pięknym językiem, intryguje fabułą, skupia myśli na nietuzinkowych bohaterach. Zaskaująca zmiana!
Ich pierwsze spotkanie nie było zbyt fortunne. Nie ma się co dziwić, kiedy zważyć na kierujące nimi pragnienia i potrzeby. Jednak, kiedy Ina zaczyna snuć swoją historię, zarówno Łowca, jak i czytelnik, zostają nią zauroczeni. Przenoszą się do zamierzchłych czasów, gdzieś daleko na Wschodzie, który oglądają nawet nie jej oczyma, a oczyma jej mistrza. Poznają okrutną boginię, która kocha cielesne uciechy i wykorzystuje w tym celu młode i niewinne dziewczęta. Jej ofiarą padł zarówno mistrz, jak i później Ina i jej brat. Czy w końcu nadejdzie kres tej wielowiekowej historii pełnej żalu, chęci zemsty i nienawiści, a także miłości i tęsknoty? Czy grudka ziemi z grobu dawno już nieżyjącego rabina przyniesie Inie wieczny spokój? I jak to wszystko wpłynie na Łowcę i jego dary dla Rzeki?
Jeśli jesteście ciekawi, co to znaczy być estrią i żyć wiecznie, to z pewnością ta historia przypadnie Wam do gustu. Postaci, które wykreowała Uznańska są ciekawe, choć czasami trochę denerwujące. Szczególnie Ina, kiedy zważyć, jak wiele lat doświadczenia ma za sobą, a czasem zachowuje się jak zwykła naiwna dziewczyna. Łowca natomiast zaskakuje na całej linii, a jego przemyślenia, wspomnienia i to, jak doszedł do tego miejsca w życiu, w którym go spotykamy – to prawdziwy (i szokujący) majstersztyk.
Zakończenie spowodowało, że mój mózg dosłownie wybuchł. Ciekawa jestem, czy będziecie mieli podobnie.
"Ziemią wypełnisz jej usta" to połączenie sensacji, urban fantasy, horroru i powieści psychologicznej. Nie brak tu również elementów dotykających moralności. Dodatkowo Autorka zgrabnie wplotła w fabułę ciekawe historyczne czasy, za co należy jej się ukłon. Opowieść trzyma w napięciu i nie raz powoduje, że na plecach pojawiają się ciarki. Nie sposób się od niej oderwać, kiedy już przekroczy się tę magiczną barierę około 40. strony. 
Co kryją w sobie szalone umysły bohaterów i jaka jest cena nieśmiertelności? Przekonajcie się sami.
Ebook jest bardzo ładnie zredagowany, znalazłam dwa błędy, czyli niewiele. Polecam!







Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

środa, 4 lutego 2015

Szukaj mnie wśród lawendy. Zofia – Agnieszka Lingas-Łoniewska

Wydawnictwo: Novae Res
Gdynia 2015 
2. tom trylogii
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 223
ISBN: 978-83-7942-518-1
 
 
 
 
 
 
 
Doczekałam się dalszych losów sióstr Skotnickich. Premiera lada moment, może więc uda mi się zachęcić Was do sięgnięcia po drugi tom trylogii, która zawiedzie Was do Warszawy, Wrocławia, Trpanj oraz Frankfurtu nad Menem.
Tym razem o drugiej bliźniaczce – zielonookiej i rudej Zosi, która wiedzie ustabilizowane życie u boku męża i dwójki dzieci. Oczywiście Autorka nie zapomniała o Zuzce i Gabi, jednak – jak zresztą głosi sam tytuł powieści – główne skrzypce zagra tym razem młodsza bliźniaczka.
Szesnaście lat spokoju, bezpieczeństwa, stabilizacji. Dom, kochający małżonek, syn, a zaraz potem córka. Spełnienie marzeń. Praca, która sprawia radość. Siostry, na które można zawsze liczyć. Czegóż chcieć więcej? Może jedynie odkrycia, dlaczego facet, którego kochała, który kiedyś za nią szalał na zabój tak nagle odszedł, wyjechał, porzucił? Czy można po tylu latach nadal marzyć o jego miękkich wargach, o cieple jego ciała, o zapachu jego włosów? Cóż, najwidoczniej można i Zosia jakoś nie potrafi zapomnieć. Kiedy więc on nagle i niespodziewanie odezwie się po latach i zaproponuje spotkanie...
Jaką tajemnicę skrywają maile wymieniane przez Adama i Maksa, od których Autorka zaczyna swą najnowszą powieść? Czy Zofia Faber stała się jedynie marionetką i gra rolę, która napisali dla niej ci dwaj mężczyźni, niegdyś bliscy przyjaciele? Czy siostry pozwolą Maksowi Krallowi na to, by znów skrzywdził ich kochaną Zośkę? Co na to powie Adam?
Autorka świetnie radzi sobie z narracją, wprowadzając czytelnika w wykreowaną przez siebie intrygę miłosną. Prostym językiem opowiada historię sióstr i ich młodzieńczych porywów serca. Książkę przeczytałam w zaledwie kilka godzin i nie mogłam się od niej oderwać. Choć przyznaję, że nie jet to literatura wybitna, jednak czyta się ją szybko i przyjemnie, jest idealna na zimowe popołudnia i wieczory, kiedy marzymy o cieple i miłości. Wszak Walentynki już za parę dni. 
Świetnym pomysłem było rozpoczęcie powieści od wymiany mailowej, jaką przez szesnaście lat prowadzili ze sobą Maks i Adam. Daje to przedsmak pewnej intrygi, z istnienia której nie zdają sobie sprawy bohaterki, a którą czytelnik przeczuwa i na rozwiązanie której czeka z wypiekami na twarzy. Również umieszczenie na końcu krótkiego fragmentu trzeciego tomu dodaje całości smaczku, jest taką wisienką na torcie. 
Bardzo podobało mi się to, że w końcu Autorka uchyliła rąbka tajemnicy skrywanej przez najmłodszą z sióstr. Nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się, co takiego zaszło między Gabi a Iwem. 
Są momenty lepsze i słabsze. Niektóre wątki są całkowicie przewidywalne, co jest akurat swego rodzaju domeną romansów. Jednak Agnieszce Lingas-Łoniewskiej udało się wprowadzić kilka zaskakujących scen, które bardzo przypadły mi do gustu i wzruszyły mnie. Powód, dla którego Maks porzucił Zosię po prostu wbił mnie w kanapę tak głęboko, że niemalże znalazłam się pod nią. Natomiast sekret Adama wydał mi się nieco... zbyt oczywisty. Wiele wskazywało na takie rozwiązanie, choć oczywiście jedynie z punktu widzenia czytelnika, a nie samych bohaterów. Oni z pewnością się tego nie spodziewali.
Autorka znów pokazała, czym jest siła uczucia. Udowodniła, że o prawdziwą miłość zawsze warto walczyć. Choć osobiście nie potrafię sobie wyobrazić, że po szesnastu latach można tak kogoś kochać, ani że można jednocześnie kochać dwóch mężczyzn. Mam też pewne opory, by uznać zachowania bohaterów za właściwe moralnie, jednak... to tylko powieść. Wszak i Anna Karenina zbyt święta nie była.
Powieść bardzo mi się podobała, choć jest za krótka jak na moje preferencje. Teraz trzeba czekać do czerwca na zakończenie trylogii i rozwikłanie problemu Gabrieli. Nie mogę się wprost doczekać.
Jako że czytałam egzemplarz recenzencki, przed korektą, nie mogę się wypowiadać na ten temat. Pozostaje jedynie wierzyć, że wszystkie błędy (a przynajmniej ich większość), które znalazłam nie szukając, zostaną poprawione i książka trafi na półki w księgarniach w wersji "de luxe".
 
 
 
 
 
 



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
 

Lekarz, matka, pisarz oraz nowa polska saga, czyli Ałbena Grabowska o sobie słów kilka

Witam.

1.  Kiedy zaczęła Pani pisać?
Moja pierwsza książka powstała w 2011 roku z potrzeby przekazania moim dzieciom wspomnień o drugiej ojczyźnie – Bułgarii. Wcześniej także pisałam, ale głównie w celach zarobkowych. To były teksty do popularnych czasopism, listy, porady, krótkie opowiadania. Takie „pisanie od zawsze” pewnego dnia przerodziło się w pasję.   
2.  Co jest ich największym atutem książek Pani autorstwa?
Dobrze przedstawione postacie kobiet.
3.  Jak to się stało, że lekarz neurolog-epileptolog stał się pisarzem?
Widocznie tak musiało być. Miałam do powiedzenia więcej niż w medycynie. Kiedy po zmianie pracy pojawił się czas – zaczęłam pisać.
4.  Kiedy pracująca w zawodzie kobieta, matka trójki dzieci, znajduje czas na pisanie?
Jestem ogromnie zdyscyplinowana, bardzo dobrze zorganizowana, mam motywację i nie mam telewizji. Cała tajemnica ;-)
5.  Co jest największym paliwem, które napędza Panią do pisania?
Świadomość, że umiem przelać na papier historię, która powstaje w mojej głowie. 
6.  Co Panią inspiruje? Powoduje, że siada Pani i pisze?
Nie czekam na wenę, muzę. Chcę pisać i robię to, kiedy tylko mam chwilę. A świadomość, że ktoś czeka na moje powieści jest bardzo ważna i dodaje mi skrzydeł.
7.  Skąd wziął się pomysł napisania sagi o rodzinie Winnych?
Pomyślałam, że dawno w Polsce nie było dobrej sagi, w pełnym tego słowa znaczeniu – wielopokoleniowej historii osadzonej w realiach historyczno-obyczajowych. Uznałam, że mogłabym się zmierzyć z epicką historią i wtedy powstał pomysł na opisanie losów rodziny Winnych.
8. Jak długo pracowała Pani nad dwoma tomami powieści i ile z tego czasu poświęciła Pani badaniom, a ile rzeczywiście pisaniu?
Każdy z tomów pisałam trzy miesiące. Wcześniej czytałam trochę z kronik Brwinowa, ale większość pracy researcherskiej wykonałam w trakcie pisania. Mam ogromna dyscyplinę pisania – staram się napisać codziennie 3 do 5 stron. 
9.  Czy możemy się spodziewać trzeciego tomu, czy to już, niestety, koniec?
Trzeci tom sagi już został napisany. Obejmuje lata 1968-2014 r. Będzie to część końcowa i wszystkie wątki zostaną rozwiązane. Osią będzie kolejne pokolenie Winnych, tym razem trzecie. Urodzą się bliźniaczki – Julia i Urszula, czyli Julka i Ulka. Jak zwykle podobne i niepodobne do siebie, z zupełnie różnymi charakterami i systemem wartości. Julia będzie główną bohaterką części trzeciej. Obok Winnych pojawią się także inni bohaterowie.
10.  Czy istnieje szansa, że zobaczymy gdzieś drzewo genealogiczne rodziny Winnych?
Tak, w trzeciej części zostanie przedstawione drzewo genealogiczne rodziny Winnych. Jeszcze nie mogę zdradzić szczegółów, ale będzie z tym związana pewna niespodzianka.
11.  „Stulecie Winnych” osadzone jest przede wszystkim w Brwinowie i Podkowie Leśnej, a także w Warszawie. Czy odczuwa Pani, że tworzy nie tylko historię postaci, ale również tych miejsc? Czy można powiedzieć, że jest to przejawem lokalnego patriotyzmu, czy po prostu chciała Pani napisać o miejscach, które zna najlepiej?
Osadzenie akcji w Brwinowie wydało mi się wyborem oczywistym. Po co pisać o miejscu, które może jest piękne, ale daleko i nie jest nam w żaden sposób bliskie? Nie pochodzę z Brwinowa, ale od najmłodszych lat jeździłam „na działkę”, której właścicielem był mój ukochany dziadek. Teraz w tym właśnie miejscu zbudowaliśmy nasz dom, tu mieszkam od 13 lat. Czuję się związana z tym miastem. Pracuję w tutejszej przychodni, moje dzieci chodzą do szkoły w Brwinowie. Lokalny patriotyzm wyraża się w umieszczeniu autentycznych postaci, opisie miejsc, nadaniu powieści wiarygodnych rysów. Nie było to trudne, ponieważ mogłam na własnej skórze i nogach poczuć klimat tych miejsc.
12. Ostatnie już pytanie dotyczące „Stulecia…” – czy chciałaby Pani zobaczyć kiedyś ekranizację sagi o Winnych?
Nie znam autora, który nie chciałby ekranizacji swoich książek. Osobiście bardzo bym chciała. Zdarza mi się nawet fantazjować na temat reżysera i obsady.
13.  Czy mogłaby Pani zdradzić, jaka jest Pani ulubiona saga stworzona przez innego autora? Może być książkowa albo filmowa ;)
Polska to bez wątpienia „Noce i dnie”, a z zagranicznych „Sto lat samotności” Marqueza.
14.  Pani ulubiona książka z dzieciństwa to…
„Momo” Michaela Ende.
15.  Ulubiona książka własnego autorstwa to…
„Coraz mniej olśnień” – moja pierwsza powieść.
16.  Przez przypadek do akwarium w Pani domu trafi złota rybka i jest bardzo chętna, by spełnić… jedno życzenie, specyficzne, polegające na tym, że może Pani zjeść obiad z wybraną przez siebie osobą i spędzić z nią całe popołudnie. Może to być ktoś znany, ceniony, ktokolwiek. Rybka jest magiczna, więc może to być nawet ktoś z zamierzchłej przeszłości, o kim piszą w podręcznikach do historii. Z kim zatem chciałaby Pani zjeść obiad?
Z Julianem Tuwimem – to mój ulubiony poeta.
17.  Co myśli Pani o współczesnej polskiej literaturze? Jak widzi jej rozwój w najbliższych latach? Będzie dobrze, czy nie?
Mam nadzieję, że zjawisko promowania historii „lekkich, łatwych i przyjemnych” dobiegnie wreszcie końca. Jest ogromnie dużo wartościowych pozycji napisanych przez kobiety. Niestety giną w zalewie książek powielających schematy fabularne, napisanych potocznym językiem i w praktyce nie wnoszących niczego na trwałe do życia czytelnika. Czytelnictwo miałoby się także znacznie lepiej, gdyby nie było piszących celebrytów. To moim zdaniem plaga. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości to zjawisko także przygaśnie.    
Dziękuję bardzo.

niedziela, 1 lutego 2015

Skazaniec. Z bestią w sercu – Krzysztof Spadło

Wydawnictwo: Zielona Litera
Warszawa 2014
Tom 2 cyklu
Format epub
Liczba stron: 415
ISBN: 978-83-939204-9-5





Pamiętacie pełne emocji i trzymające w napięciu zakończenie pierwszego tomu "Skazańca"? Krzysztof Spadło przedstawia ciąg dalszy więziennej historii Ropucha.
"Skazaniec. Z bestią w sercu" wydaje mi się opowieścią jeszcze bardziej mroczną od pierwszego tomu cyklu. Autor nie przebiera w środkach, by ukazać czytelnikowi grozę wronieckiego zakładu karnego w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia. Ropuszek tym razem nie będzie li tylko biedną ofiarą podłości współwięźniów i aspiranta Szumskiego, ale znajdzie się w samym środku wielu wydarzeń. Zagra rolę, która może się Wam nie spodobać, a już na pewno nie będzie Wam go żal. Bestia może bowiem zamieszkać w sercu każdego...
W drugim tomie jeszcze częściej będzie mowa o historycznych wydarzeniach, które rozgrywały się poza murami więziennymi, a to między innymi z racji zmiany ustawodawstwa II RP. Nadto do Wronek trafiać zaczną tzw. aresztanci, którzy przyniosą nowe wieści ze świata. Wiele zmieni się również, gdy wśród skazanych pojawią się komuniści. Więzienna rutyna zostanie zaburzona wiele razy, a krwi poleje się całkiem sporo.
Ropuch częściej będzie również czynił różne dygresje, przenosząc się do przyszłości i nawiązując do osób osadzonych we Wronkach nawet całe lata później niż toczy się główny nurt fabuły. Opowie o kilku ważnych osobach, z którymi miał okazję się wówczas zetknąć i które miały niemały wpływ na życie jego i innych współwięźniów, a także placówki więziennej jako takiej. Bardzo mi się te dygresje podobały – to znaczy podobał mi się pomysł ich wplecenia w opowiadaną historię.
O ile w pierwszym tomie cyklu można było mówić o pewnej zamknięte grupie, w której Stefan znalazł oparcie, w drugim następuje sporo zmian. Niektórzy więźniowie opuszczają ten przybytek, inni zostają przeniesieni, jeszcze innym przyjdzie przekroczyć bramę w czerwonych murach w... drewnianych skrzyniach zbitych przez Ropucha i Jaśków. Jak można się spodziewać – nie wszyscy umarli ze starości...
Dojdzie również do zmian w obsadzie więziennej. Jakie będzie to miało skutki dla Stefana Żabikowskiego? Czy w końcu uwolni się od prześladującego go aspiranta Szumskiego, czy może jego życie stanie się jeszcze trudniejsze? Nowe sojusze, nowe znajomości, nowe przyjaźnie. Mnóstwo ważnych dat, dni, które zaważyły na całym życiu i ciągle dręczące pytanie, czy to ma sens?
Wyobraźcie sobie świat, w którym żyją sami skazani. Miejsce, gdzie nie ma niewinnych. Zamkniętą przestrzeń, która poniekąd "należy" do osób noszących w swych sercach bestie. Straszne? Owszem, straszne. Tę grozę udaje się Autorowi przekazać w niesamowity sposób. Czytając, miałam ciarki na plecach, a wiele scen nadal krąży gdzieś po głowie, mimo że lekturę zakończyłam już tydzień temu. I choć wciąż powtarzam sobie, że przecież skazano ich za przestępstwa (choć nie wszystkich słusznie, ale to już inna kwestia), to wciąż przeraża sposób, w jaki byli traktowani przez Szumskiego i jego ekipę, a także... przez siebie nawzajem.
Więzienie jest bardzo specyficznym miejscem, tworzonym przez swego rodzaju margines społeczny. Oczywiście trudno o tym mówić, kiedy połowę osadzonych stanowią więźniowie polityczni, co było po zamachu majowym "normalne". Tak czy owak – przeraża okrucieństwo, które gromadzi się w takich zakładach i, niestety, raz po raz wychyla się z poszczególnych celi, by siać zamęt i nieść śmierć wśród osadzonych i członków służby więziennej.
Jeśli pierwszy tom "Skazańca" się Wam podobał, z pewnością nie zawiedzie Was dalszy ciąg. Krzysztof Spadło nie tyle trzyma poziom, ale wręcz rozwija skrzydła. Moim zdaniem drugi tom cyklu jest jeszcze lepszy i przekazuje więcej głębokich przemyśleń Autora. Zapada w pamięć, niczym głaz przywiązany do nogi tonącemu w przeręblu. Nie sposób zapomnieć, nie da się nie myśleć...
Ta mocno i dobitnie napisana powieść jest po prostu genialna i gorąco ją polecam, szczególnie, że naprawdę nie mogę się niczego przyczepić.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zielona Litera oraz Autorowi