Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książkowe wyzwanie 2015. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książkowe wyzwanie 2015. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Fremen Justice – Brian Herbert i Kevin J. Anderson

Wydawnictwo: Wormhole Books
Denver 2011
Wyciąg z powieści "Dune: House Corrino"
Oprawa: miękka
Liczba stron: 40
Ilustracje: Joanna Erbach
ISBN: 978-0970965745




Dzisiaj krótko, bo tekst niedługi i niezbyt wymagający, o ile oczywiście potraficie czytać (ze zrozumieniem) po angielsku. 
"Fremen Justice" to fragment powieści "House Corrino", która została już dwukrotnie przełożona na polski (pod tytułem "Ród Corrinów"). Czy niezbędna jest znajomość poprzednich dwóch tomów trylogii? Nie wydaje mi się. Nie jest nawet konieczne orientowanie się w świecie Diuny, ponieważ "Fremen Justice" opowiada niejako samodzielną historię.
Czytelnik poznaje (o ile nie znał już wcześniej) dumnego Lieta Kynesa, który stara się uświadomić Imperatorowi, co naprawdę dzieje się na planecie Arrakis. A jest to planeta niezwykła, jedyna w całym wszechścwiecie. Dlaczego więc Imperator nie reaguje, dlaczego zupełnie nie trafiają do niego argumenty, fakty? Czy naprawę dla własnej ambicji poświęci Arrakis, bez której świat, jaki znają jemu współcześni mógłby rozsypać się w drobny mak? 
Co dla Fremenów, mieszkańców Arrakis, oznacza sprawiedliwość? Jak ją rozumieją i do jakich działań się posuną, by ją wymierzyć?  W tej niedługiej książeczce dowiecie się o nich jednak znacznie więcej, ponieważ będziecie mogli poznać niektóre ich zwyczaje, co zawsze wydawało mi się bardzo interesujące. Wszak pustynny lud jest naprawdę niezwykły.
"Fremen Justice" to w rzeczywistości niecałe 30 stron tekstu, a więc naprawdę niewiele. Określiłabym to jako ciekawą przygodówkę, a raczej zajawkę ciekawej przygodówki z elementami kulturoznawstwa. Tekst napisany jest dość prostym, przystępnym językiem i opatrzony fantastycznymi ilustracjami, które są bardzo mocną stroną tego wydania. Redakcja została wykonana dobrze, co może Czytelnikowi dawać nadzieję, że i cała książka zostanie (została) właściwie zredagowana.
Czy czytać? Jeśli nie byliście dotąd przekonani do tego, co ze światem Diuny zrobili Brian Herbert i Kevin J. Anderson, to może być dla Was ciekawa próbka. Nie oczekujcie jednak wielkiej filozofii, to jest po prostu fragment powieści przygodowej osadzonej w przyszłości. 





Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

środa, 2 grudnia 2015

Kubuś Puchatek – A. A. Milne

Wydawnictwo: Świat Książki
  Warszawa 2003
Oprawa: twarda
Liczba stron: 142
Tytuł oryginału: Winnie the Pooh
Przekład (z angielskiego): Irena Tuwim-Stawińska
Ilustracje: Ernest H. Shepard
ISBN: 978-83-7311-860-7





Za sprawą wytwórni Disney'a, Kubusia Puchatka znają wszyscy mali i duzi. Ale ilu z nich miało okazję i chęci zapoznać się z oryginałem czy choćby tłumaczeniem "Kubusia Puchatka" A. A. Milne'a? Choć to trochę wstyd, ja zabrałam się za lekturę dopiero teraz i naprawdę nie żałuję.
Książeczka urzeka na każdej płaszczyźnie. Historią, ciepłem, jakim emanuje, pięknym językiem, ilustracjami. Miś o Bardzo Małym Rozumku jest rozkoszny na każdym kroku, Prosiaczkiem i Maleństwem aż chce się opiekować, Kłapouchego tulić, a z Królikiem wypić popołudniową herbatkę. I te przygody, które są udziałem naszych bohaterów. Wyśmienite!
Historie opowiedziane przez Milne'a uczą najmłodszych, czym jest przyjaźń i odpowiedzialność, a także wspólna zabawa. Bo któż może przeżywać prawdziwie niesamowite przygody sam ze sobą, bez przyjaciół? Wyruszenie na wyprawę w poszukiwaniu Bieguna Północnego z pewnością byłoby znacznie mniej interesujące, gdyby Krzyś nie zabrał ze sobą mieszkańców Stumilowego Lasu. A wielka powódź, która niemalże zatopiła domek Prosiaczka mogłaby skończyć się naprawdę fatalnie, gdyby nie dobre serduszko Kubusia Puchatka. 
Zabawne opowieści, pełne humoru i miłości, o wesołych przygodach towarzyszy zabaw chłopca imieniem Krzyś bawią i uczą dzieciaki już od 90 lat i wciąż pozostają równie na czasie, jak w latach 20 ubiegłego stulecia. To prawdziwa klasyka i bardzo wartościowy przekaz – nie tylko dla najmłodszych.
Urzekły mnie wierszyki, czy też raczej śpiewanki-rymowanki, które co jakiś czas układał Kubuś. Są po prostu rozkoszne, a Tłumaczka wspaniale poradziła sobie z ich przekładem. Aż trudno uwierzyć, że nie zostały od razu napisane po polsku! I do tego jeszcze te piękne, klimatyczne ilustracje, które pozwalają przenieść się do Stumilowego Lasu.
Nie mam absolutnie nawet jednego zastrzeżenia do tej książeczki i lada chwila zabieram się do lektury "Chatki Puchatka". Wcale nie chcę rozstawać się z tymi postaciami. Wam również polecam zaprzyjaźnienie się z nimi.

Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

poniedziałek, 2 listopada 2015

Na srebrnym globie – Jerzy Żuławski

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Kraków 1956
Cykl: Trylogia księżycowa, tom 1 
Oprawa: miękka
Liczba stron: 341
Ilustracje: Stefan Żechowski
ISBN: brak (książka wydana przed rokiem 1966)





Na początku warto zauważyć, że choć książka wydana została w roku 1956 to w rzeczywistości jest znacznie starsza. Żuławski, jak sam podaje, pisał ją w zimie 1901/1902 roku i już wówczas doczekała się na pierwszego – gazetowego – wydania. Dziś więc trafia do nas powieść z gatunku fantastyki stworzona przeszło 11 dekad temu. Co może zaoferować współczesnemu czytelnikowi? Wbrew pozorom – bardzo dużo.
Młodopolski pisarz stworzył dzieło wybitne i porywające. Pod przykrywką (doskonale napisaną, o czym za chwilę) podróży na Księżyc, ukazał nam de facto podróż do wnętrza człowieka. Niesamowity, głęboki obraz homo sapiens samotnego, tęskniącego, oszalałego w końcu, który przecież zaczynał od marzeń i snów o wielkich odkryciach. Czy Autor próbował nam przez to powiedzieć, że nie zawsze dobrze lokujemy swe marzenia, a ich spełnienie może nam przynieść więcej szkody niż dobrego? Być może. Myślę jednak, że Żuławskiemu chodziło o znacznie, znacznie więcej.
Sto kilkanaście lat po śmierci Juliusz Verne'a, czyli mniej więcej w dniu dzisiejszym (umarł on w 1905 roku) został zrealizowany jeden z jego fantastycznych pomysłów – wysłano ludzi na Księżyc. Niestety misja nie powiodła się, na Ziemię nie dotarły żadne informacje o stanie statku, ani tym bardziej o tym, co stało się z jego załogą. Podobny los spotkał kolejną ekipę. Po latach zupełnie o nich zapomniano. Do dnia, gdy pewien naukowiec obwieścił, że odnalazł rękopis wysłany z Księżyca. Na Ziemi minęło 50 lat, na Lunie – 707 dni księżycowych. 
Powieść można czytać według kilku kluczy, choć z pewnością ten psychologiczno-socjologiczny jest dzisiaj najbardziej aktualny. Zauważa to już Stanisław Lem, w napisanej w 1956 roku przedmowie do książki. To, co dla Żuławskiego i jemu współczesnych było fantastyczną przyszłością dzisiaj zdaje się trochę skostniałe. Wiele kwestii jest źle rozwiązanych. Księżyc znamy znacznie lepiej niż nasi dziadowie, zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma na nim atmosfery – ani na półkuli widocznej z Ziemi, ani na tej drugiej. Kondycja człowieka, jak można sobie uświadomić w czasie lektury, niewiele się jednak zmieniła.
"Na srebrnym globie" podzielono na trzy części. Pierwsza opowiada o podróży na Księżyc i po jej widocznej półkuli. Jest ona bardzo dokładna, przedstawia nazwy miejsc, w których znajdują się bohaterowie, czas potrzebny do przebycia kolejnych etapów podróży. Pomocna jest również mapa Księżyca, którą można znaleźć na początku książki. W drugiej części Żuławski opisuje los kosmicznych rozbitków w nowym świecie. Próby zbudowania sobie przyszłości, pogodzenia się z losem, znalezienia nowego celu. W części trzeciej dowiadujemy się, jak wygląda społeczeństwo księżycowe na przestrzeni kolejnych czterdziestu ziemskich lat. Czy się Wam spodoba? Musicie sprawdzić sami.
Jak już napisałam – wielka podróż na Księżyc jest również wielką podróżą wgłąb człowieczej duszy. To powieść o  marzeniach, tęsknocie, walce z samotnością. O szale, w jaki potrafi wpaść człowiek pozbawiony drugiego człowieka. O procesach tworzenia się nowych społeczeństw, dostosowywaniu się do otoczenia, o tym, jak powstaje religia. O moralnych dylematach i próbie zdefiniowania człowieka. W końcu o tym, że póki ma się ochotę i siłę walczyć, można przetrwać wszystko.
Powieść pisana jest w formie pamiętnika, a więc w pierwszoosobowej narracji. Autorem tego lunarnego dzieła jest Polak, Jan Korecki. To jego oczami widzimy całą podróż i wszystkie wydarzenia. Poznajemy jego myśli, jego uczucia. On w końcu przedstawia nam swoich kompanów. Robi to pięknie i wzruszająco, choć młodopolska maniera jest czasem w tekście wyczuwalna. Czy przeszkadza? Ja nie miałam nic przeciwko niej. Przyznam, że nadawała opowieści swoistego, magicznego klimatu.
Wspaniałym dopełnieniem tego wydania "Na srebrnym globie" są ilustracje Stefana Żechowskiego. Ma się wrażenie, że razem z Koreckim i jego załogą był na Księżycu, a może... to on jest Koreckim. Wykonał kawał naprawdę wyśmienitej roboty.
Jeśli chodzi o korektę i redakcję, jest mi niezmiernie ciężko oceniać. Co prawda jakichś rzucających się w oczy błędów ne znalazłam, jednak... Powieść napisano w okresie Młodej Polski. Potem wydawano kilka razy, zanim doczekaliśmy się wydania Wydawnictwa Literackiego. Minęło ponad pół wieku pomiędzy pierwszym wydaniem a tym, które czytałam. Język uległ wielu zmianom. Teraz upłynęło kolejne niemal sześć dekad. Język polski wciąż ewoluuje, rozwija się, zmienia. Dodatkowo wydawca korzystał z kilku wcześniejszych wydań, próbując przy tym tekst ujedolicić i unowocześnić. Część słów zmieniło formy, niektóre więc zostały pozmieniane, inne pozostawione. Czuję z tego powodu pewien niedosyt. Nie otrzymałam powieści jednolitej językowo, nie wiem, jak wyglądał tekst napisany rzeczywiście przez Żuławskiego. I to moje jedyne zastrzeżenie do "Na srebrnym globie"
Myślę, że w niedalekiej przyszłości zapoznam się z kolejnymi tomami trylogii księżycowej.


Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

poniedziałek, 26 października 2015

Dekoracje na Adwent i Boże Narodzenie – Csörgő Anikó



Wydawnictwo: Warszawski Dom Wydawniczy
Warszawa 1993
Oprawa: twarda
Liczba stron: 63
Tytuł oryginału: Adventtől Karácsonyig
Przekład (z węgierskiego): Hejj Botond
Fotografie: Laszlo Budahazi 
i Peter Korniss
ISBN: 83-85558-89-6




Za niecałe dwa miesiące Wigilia. Jako że jestem bożonarodzeniowym freakiem – w moim domu rozpoczęły się zatem pierwsze przymiarki do nadchodzących Świąt. Jednym z ich przejawów jest lektura polecanej dzisiaj książki.
Album, bo spokojnie tak można tę pozycję nazwać, podzielony został na siedem części i opatrzony wstępem, w którym Autor pokrótce opisuje okres świąteczny, począwszy od Adwentu, a na święcie Trzech Króli kończąc. Dalej przechodzi kolejno do Adwentu i związanych z nim przygotowań. Przedstawia historię tego okresu i pochodzenie związanych z nim zwyczajów. Skupia się tu przede wszystkim na adwentowych wieńcach, choć wspomina również choćby o kalendarzach adwentowych.
W dalszej części przedstawia różne, mniej i bardziej standardowe, dekoracje związane z okresem okołobożonarodzeniowym. Nie jest to jednak suchy, pseudonaukowy tekst. W książce tej znajdziecie instrukcje i opisy, jak wykonać poszczególne ozdoby, z czego możecie skorzystać, co znaleźć w domu, jak to najlepiej wykorzystać. Poza tym bardzo ważnym elementem "Dekoracji..." są przepiękne zdjęcia, które inspirują i wprowadzają w prawdziwie świąteczny klimat.
Poza dekoracjami, Autor poświęca kilka stron kuchni, bo jak każdy doskonale wie, stół świąteczny to nie zwyczajna niedzielna herbatka. Kilkanaście przepisów, które są zupełnie nietradycyjne dla Polaka, mogą wzbogacić Wasze kulinarne doznania, choć mnie akurat ten rozdział niespecjalnie przekonał. Pewnie dlatego, że jestem tradycjonalistką jeśli chodzi o wigilijne i bożonarodzeniowe potrawy. Ponadto stół to również jego oprawa – obrus, zastawa, świece, serwetki. O wszystkim tym będziecie mogli poczytać.
Aniko nie zapomina również o różnych stylach ubierania choinek, a nawet o różnych rodzajach drzewek, choć akurat jego rady w tej kwestii stoją w opozycji z moimi spostrzeżeniami. Jednakże o gustach się nie dyskutuje, a opinię innych zawsze warto poznać.
Na zakończenie jeszcze kilka słów o tym, jak zaangażować dzieci w przygotowania do Świąt, co mogą zrobić, jak pomóc i jak spędzić ten czas w naprawdę niezwykłej i podniosłej atmosferze. I ostatnie strony o pakowaniu prezentów i tym, jak ważne jest to, by dołożyć starań również w tej kwestii.
Jednym słowem jest to album, który inspiruje i pobudza do działania. Podpowiada w wielu kwestiach, a jednocześnie cieszy oko pięknymi fotografiami. Jeśli mogę się do czegoś przyczepić to chyba jedynie do jednostronnego justowania tekstu, które strasznie mnie drażni i które zawsze krytykuję. Poza tym – album naprawdę wart poznania.



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

piątek, 23 października 2015

Kukuryku na ręczniku – Maria Kownacka

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Warszawa 1983
Oprawa: miękka
Liczba stron: 52
Ilustracje: Julitta Karwowska-Wnuczak
ISBN: 83-10-07871-4







Wesołe i mądre opowiastki dla kilkulatków są w stanie poprawić humor nawet w taką smętną jesienną pogodę, jaka panuje u nas od kilku dni (by nie powiedzieć, że dłużej). 
"Kukuryku na ręczniku" to właśnie piętnaście takich historyjek, które dzieciakom z pewnością zapadną na dłużej w pamięć. Część z nich jest  rymowana, choć wszystkie sprawiają wrażenie pisanych prozą. Jednocześnie każda z nich jest bogato i barwnie zilustrowana. 
Czego dzieciaczki dowiedzą się od pani Kownackiej? Ot, choćby tego, co zrobiła mama, by Zosia i Tadzik myli ręce po powrocie do domu i przed jedzeniem, a jak inna mamusia zachęciła swego Kubusia do szorowania ząbków. Zrozumieją również, dlaczego Joasia nie zabierała do kąpieli pluszowego misia, a Balbinka wciąż chorowała i chowała się pod pierzyną.
Bajeczki są bardzo zabawne, a przy okazji edukacyjne. Uczą zasad współżycia społecznego i w radosny sposób przekazują dzieciom podstawowe wiadomości o tym, co właściwe, a co nie. 
Dodatkowym atutem tej niegrubej książeczki są, wspomniane już, ilustracje. Dodają jej uroku, a jednocześnie są przyjemnym oderwaniem od codzienności. Dzieciom z pewnością sprawią wiele radości. 
Książka wydana jest bardzo dobrze. Mimo upływu ponad trzydziestu lat jest w dobrym stanie, a to pewnie dlatego, że jest szyta, a nie klejona. W żadnym razie nie można przyczepić się do błędów, ponieważ korekta i redakcja stanęły na wysokości zadania. Ach, te czasy mojego dzieciństwa, kiedy wszystko wydawało się lepsze – a niektóre rzeczy, jak sposób wydawania książek, rzeczywiście takie były.
Polecam czytelnikom w każdym wieku.





Książka przeczytana w ramach Wyzwania:



Książka przeczytana w ramach Wyzwania:

piątek, 16 października 2015

Pretty Little Liars. Bez skazy – Sara Shepard

Wydawnictwo: Otwarte
Kraków 2011
Tom 2. cyklu
Oprawa: miękka
Liczba stron: 314
Tytuł oryginału:Flawless. A Pretty Little Liars Novel
Przekład (z angielskiego): Mateusz Borowski
ISBN: 978-83-7515-172-5







Drugi tom serii już w znacznie większym stopniu różni się od serialu. Ci, którzy nie byli przekonani do lektury, ponieważ nie mieli ochoty na powtórkę historii z małego ekranu nie muszą się zatem martwić. Autorka wielokrotnie ich zaskoczy.
Akcja przyspiesza. Już nie oglądamy tak wiele wspomnień, teraz poznajemy teraźniejszość. Co dzisiaj dzieje się w Rosewood i jaki ma to wpływ na życie głównych bohaterek. Czy nadal uważają, że nic ich już nie łączy, a znajomość z Alison i "sprawa Jenny" to odległa historia, jakby z innego życia?
Pojawiają się nowi bohaterowie, którzy wprowadzą co nieco zamieszania do, i tak już zagmatwanych, życiorysów amerykańskich nastolatek i ich rodzin. Nawiążą się nowe romanse, będą się łamały kolejne serca. Przy okazji, jakby na poboczu, rozegra się kolejna krwawa opowieść niczym nie ustępująca najlepszym kryminałom. Kto umrze? Tego Wam nie zdradzę, ale wiedzcie, że się zdziwicie. Ja przeżyłam prawdziwy szok, mimo że przecież doskonale znam serial!
Dalszy ciąg już wkrótce, tymczasem szykujcie się na opowieść o kilku nastolatkach z niewielkiego miasteczka, które kiedyś popełniły błąd. Zaprzyjaźniły się z niewłaściwą osobą i pozwoliły jej sterować swoimi sprawami. Teraz będą płacić... gorzkimi słowami, słonymi łzami, nieustającym strachem o siebie i najbliższych. Żadna z nich na końcu tego tomu nie będzie mogła powiedzieć, że choć na chwilę odetchnęła z ulgą. Każda zakończy tę historię raczej w kiepskim stanie. 
Uwagi? Owszem. Pojawiają się niekonsystencje pomiędzy pierwszym a drugim tomem. Niewielkie, właściwie to drobiazgi, ale dla uważnego czytelnika denerwujące. Nadal też napotykałam na błędy, które powinny zostać wyeliminowane już w "Kłamczuchach". Poza tym książka wciąga całkowicie i nie sposób się od niej oderwać. Polecam.





Książka przeczytana w ramach Wyzwania: