Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą George Mackay Brown. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą George Mackay Brown. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 grudnia 2019

Nad oceanem czasu – George Mackay Brown

Wydawnictwo: Wiatr od morza
Gdańsk 2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 274
Tytuł oryginału: Beside the Ocean of Time
Przekład (z j. angielskiego): Michał Alenowicz
ISBN: 978-83-943523-8-7






To już moje drugie, po "Winlandii", spotkanie z prozą George'a Mackaya Browna i muszę przyznać, że coraz bardziej cenię i lubię tego autora. Nie dziwię się więc wcale, że "Nad oceanem czasu" jest powieścią nominowaną swego czasu do Bookera. Jak to, niestety, często bywa, powieścią już wcale nie nową, bo mającą ćwierć wieku, a w Polsce zupełnie nieznaną. Na szczęście teraz mamy okazję się z nią zapoznać i mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu równie mocno jak mnie.
Warto w tym miejscu napisać słów kilka o samym autorze. Urodzony w roku 1921 w miasteczku Stromness na Orkadach to właśnie z Orkadami związał całe swe życie, które zakończyło się w 1996 roku. Chorowity od dziecka, pochodzący z biednej rodziny, zaczynał swą literacką przygodę od poezji (czego echa można znaleźć również w jego bardzo poetyckiej prozie). Pierwszy tomik wierszy wydał w 1954 roku. W latach 60. XX wieku został ochrzczony w Kościele Katolickim, co w dużej mierze od tej pory miało wpływ na jego twórczość. Na początku kolejnej dekady napisał swą pierwszą powieść, a już po roku kolejną – tym razem o świętym Magnusie, nota bene jarlu Orkadów. Choć na kolejne lata życia przypadała ciężka walka z depresją, a Brown nie stronił również od kieliszka, wciąż tworzył i to u kresu swego życia napisał dwie najbardziej uznawane powieści, a więc wspomnianą już "Winlandię" oraz "Nad oceanem czasu".
Wracając zatem do recenzowanej książki – właściwie na początku można sobie zadać pytanie czy jest to rzeczywiście powieść, czy może jednak zbiór opowiadań, których łącznikiem jest główny bohater, Thorfinn Ragnarson. Osobiście przychylam się do opinii, że książkę należy zaklasyfikować jako powieść, choć początkowo miałam co do tego spore wątpliwości, ponieważ granice pomiędzy powieścią a swoistą kolekcją różnych opowiadań są tu zatarte poprzez postać młodego Thorfinna. 
Thorfinn jest marzycielem, którego wszyscy mają za "niewydarzonego lenia". Zresztą już w pierwszym zdaniu powieści pada to właśnie określenie. I będzie się ono za Thorfinnem ciągnęło przez wiele długich lat. Jego marzenia, jego myśli, jego przeżycia we śnie pozwalają Brownowi odkrywać przed czytelnikiem bogatą historię Szkocji oraz Orkadów. Historię sentymentalnie opowiedzianą, uchwycającą piękno i życie szkockich rolników w niemalże nietkniętym przez postęp świecie wyspiarskim. Oglądamy więc ich codzienną pracę, słuchamy ich niewybrednego języka, podpatrujemy niezbyt dla nas ciekawe rozrywki. Jednocześnie w pewnym momencie ta swoista kombinacja sielskości i naprawdę ciężkiej orki na ugorze zostaje postawiona w opozycji wobec wiecznie biegnącego świata. Nagle, zupełnie niespodziewanie, nawet nie z dnia na dzień, ale raczej z godziny na godzinę zmienia się wszystko, kiedy widmo nadciągającej II wojny światowej postanowi wkroczyć również na Norday, wyspę, z której pochodzi Thorfinn. A czytelnik widzi dewastację całej właściwie kultury, dewastację, którą można chyba porównywać do tego, co w tym okresie stało się z wieloma europejskimi grupami etnicznymi, które niemalże zupełnie "zmiotło" z powierzchni ziemi. Jest to również dewastacja zwykłego prostego człowieka, który żył z codzienną świadomością tego, że skoro jego przodkowie od wieków gospodarzyli na tej ziemi, to nic się nie mieni przez kolejne pokolenia. 
Jednocześnie poznajemy realne życie Thorfinna i życie bohaterów, o których śni, snuje marzenia. Bohaterów, o których nie wiemy, czy istnieli rzeczywiście, czy są jedynie wytworem wyobraźni dorastającego chłopca. Jego fantazje płyną w oceanie czasu, rozbijając się co jakiś czas o brzeg. A zakończenie... Nie, musicie przeczytać sami. Dla mnie bardzo mocne, uderzające obuchem, choć od strony narracyjnej wciąż refleksyjne i piękne.
Od pierwszej strony była to lektura wciągająca, zarówno pod względem fabuły, jak i języka. Pięknego, spokojnego przeplatania się historii, w których choć nie wchodzimy z autorem do głów bohaterów, choć nie poznajemy do końca ich motywów czy myśli, to w końcu i tak wiemy, dlaczego akcja rozgrywa się właśnie w taki, a nie inny sposób, bo mówią nam o tym same ich działania.
Od szczegółu do ogółu i od ogółu do szczegółu, można rzec, Brown przedstawia nam nie tylko historię Thorfinna, ale historię kultury całej wyspy. Zaś czas... czas jest płynny niczym ocean. Życie przychodzi wraz z przypływem i odchodzi wraz z odpływem. Czy złapiemy falę, czy pozwolimy się jej ponieść, czy też może pod nią utoniemy zależy w dużej mierze od nas, ale nie tylko...
Stawiając mnóstwo uniwersalnych pytań (szczególnie w odniesieniu do losów Norday w czasie wojny i tuż po niej), Autor daje nam poetycką opowieść, która w piękny sposób nawiązuje do starych nordyckich sag. Wartą każdej wydrukowanej litery. W moim odczuciu genialną! Będę ją polecała każdemu, bo to literatura z naprawdę najwyższej półki.







Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza
 
 

czwartek, 23 listopada 2017

Winlandia – George Mackay Brown

Wydawnictwo: Wiatr od Morza
   Gdańsk 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 309
Tytuł oryginału: Vinland
Przekład (z angielskiego): Michał Alenowicz
ISBN: 978-83-943523-5-6
 
 
 
 
Czyż nie jest piękna ta okładka? Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Byłam przekonana, że to jakiś stary obraz, tymczasem to rewelacyjnie obrobione zdjęcie. Już od początku wiadomo, że czeka nas kolejna literacka uczta.
Polska premiera powieści miała miejsce niespełna miesiąc temu, tymczasem światowa w... 1992 roku. Tak, 25 lat temu. Tyle musieliśmy czekać, by poznać niezwykłą historię urodzonego na Orkadach Ranalda Sigmundsona, XI-wiecznego wikinga. Opowieść bardzo poetycką, z jednej strony wciągającą niczym wir w oceanie, z drugiej spokojną niczym pasące się na łąkach owieczki. 
Autor w ogóle, ośmielę się napisać, w Polsce nieznany, a doprawdy wybitny. W swym życiu wydał kilka tomów wierszy, dziewięć zbiorów opowiadań, liczne utwory dla dzieci, dramaty i pięć powieści. Poza tym mógł się pochwalić bogatym dorobkiem dziennikarskim. Dziwne doprawdy, że wcześniej o nim nie słyszałam, postanowiłam jednak nadrobić zaległości i za jakiś czas sięgnąć ponownie do jego twórczości. Pisząc o Orkadach, pisze o świecie, który doskonale znał. Tam się urodził i tam spędził niemal całe swe życie, tam tworzył i tam umarł. Bo wszystko może się w życiu zmienić, zmieniają się ludzie, zmienia się władza, ale ziemia zawsze pozostaje...
Akcja "Winlandii" rozpoczyna się, gdy Ranald jest młodym chłopcem. Nie chce wyruszać na morze, choć takie plany snuje jego ojciec. Boi się wielkiej wody, woli pozostać na lądzie. Matka również nie zamierza puszczać syna w niebezpieczną podróż przez morza i oceany, woli, by zaopiekował się ziemią, która należy do jej ojca. Ten jej opór stanie się przyczyną, dla której Sigmund zabierze syna na swój statek. I tak rozpocznie się wielka przygoda chłopca z Orkadów. Zobaczy wiele miast i portów, spotka go niejeden sztorm, pozna całe mrowie ludzi, w tym nawet zasiądzie do stołu z norweskim królem. Przede wszystkim jednak postawi stopę na nowym lądzie, razem z załogą Leifa Erikssona odkryje Winlandię i będzie tam próbował zbudować osadę. To właśnie Winlandia stanie się z jednej strony jego siłą napędową, z drugiej pewnym marzeniem (powrót na nią), tęsknotą, wciąż przyciągającą myśli, wciąż niedającą spokoju duszy. 
Pewnego dnia jednak podróże ustaną, a Ranald powróci na ląd. Odnajdzie matkę, odzyska ziemię, obsieje ją i stanie się rolnikiem. Czy wspomnienie mórz i oceanów pozwoli mu spełnić marzenie o dobrej i uczciwej pracy na roli? Czy założenie rodziny, małżeństwo i kolejno pojawiające się dzieci zagłuszą tęsknotę za ponownym postawieniem stopy w Winlandii? 
Całe życie Ranalda to zwyczajne dni i nadzwyczajne przygody. Przeplatają się. Zmieniają, jak zmienia się człowiek. Z wiekiem, z doświadczeniem, w wyniku nowo pozyskanej wiedzy. I tych tragicznych dla Orkadów walk pomiędzy jarlami. To właśnie one spowodują nagłe i nie dla wszystkich zrozumiałe wycofanie się Ranalda z życia publicznego i jego niechęć do władzy i wszelkiej polityki. Więcej jednak nie napiszę, by nie popsuć Wam lektury.
"Był pewien chłopiec, który mieszkał na Orkadach, w osadzie zwanej Hamnavoe. Chłopiec miał na imię Ranald. Ojcem Ranalda był Sigmund Promiennousty (...)." Tak zaczyna się ta historia. Muszę przyznać, że pokochałam ją już od tych pierwszych zdań. Takich prostych, takich bezpośrednich, jakbym słuchała sagi śpiewanej przy ognisku przez jakiegoś barda. Poetycka, wyśmienita w każdym calu, piękna, mądra, nie rozczulająca, ale chwytająca za serce i pobudzająca do głębokiej refleksji książka, którą z czystym sercem mogę polecić każdemu. Choć przyznaję, że nie takiego zakończenia się spodziewałam. Po dłuższym jednak zastanowieniu doszłam do wniosku, że ono po prostu takie właśnie musiało być, żeby cała powieść zyskała dodatkowy sens. Bo każde inne zakończenie mogłoby tylko wszystko popsuć.
Narrator powieści jest wszechwiedzący, mimo to większość wydarzeń widzimy z perspektywy samego Ranalda. Co jakiś czas jednak, szczególnie od momentu jego wycofania się z życia publicznego, możemy poznać tło historyczne, zwłaszcza różne "przepychanki" między jarlami, z opowieści osób, które Ranalda odwiedzały i mu o nich opowiadały. Daje nam to możliwość poznania szerszego kontekstu całej opowieści. Szczególnie, że przecież o historii Orkadów w szkołach nie uczą.
"Winlandia" jest doskonała pod każdym względem. Z jednej strony ukazuje nam jednostkę – nietuzinkowego bohatera, którego proces dojrzewania i zmiany możemy obserwować, z drugiej zaś – społeczność średniowiecznych ludzi północy. To, czerpiąca wprost z "Sagi o Orkadach" i "Sagi o Grenlandczykach", wyśmienita literatura z najwyższej półki.
 
 
 



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza