Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eliza Piotrowska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Eliza Piotrowska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 września 2019

Dokta. Opowieść o Wandzie Błeńskiej – Eliza Piotrowska

Wydawnictwo: Święty Wojciech
Poznań 2019
Oprawa: twarda
Liczba stron: 120
Ilustracje: Eliza Piotrowska
ISBN: 978-83-8065-303-0







Poznanianka Stulecia, żołnierz AK, dama Order Uśmiechu, patronka szkół. Urodziła się i umarła w Poznaniu, ale znaczną część życia spędziła w Ugandzie. Na misji. Lecząc trąd i... ludzkie dusze.
Pamiętam jak była u nas na rekolekcjach w szkole. Wówczas nikt z nas nie zdawał sobie sprawy z tego, że za kilkanaście lat doktor Wanda Błeńska będzie kandydatką na ołtarze. Tymczasem lada chwila rozpocznie się jej proces beatyfikacyjny. 
Poznańskie wydawnictwo Święty Wojciech wydało niedawno książkę znanej i lubianej  przez wielu (również przez nas) Elizy Piotrowskiej, zatytułowaną "Dokta. Opowieść o Wandzie Błeńskiej". Książkę dla dzieci, z której jednak każdy dorosły, dotychczas nie znający zbyt dobrze (czy w ogóle) życiorysu polskiej matki trędowatych dowie się o niej naprawdę dużo.
Cała historia przekazana jest w postaci pamiętnika spisywanego przez dziewczynkę imieniem Taitika. Na początku opowieści jest jeszcze mała, na końcu już dorosła. Zdecydowana większość jej wpisów pochodzi jednak z przełomu lat 70 i 80 ubiegłego stulecia, a więc z czasów jej dorastania. Taitika mieszka w Bulubie, w Ugandzie, w samym centrum Afryki. To tam Wanda Błeńska przez lata mieszkała i pomagała ludziom. Wybitna lekarka, która od dzieciństwa wiedziała, że chce leczyć i uczyć o Bogu. Że chce nieść pomoc, ciału i duchowi. Choć nie od razu jej marzenia się spełniały, bo w tamtych czasach na misje nie wysyłano świeckich. Gdy jednak dotarła na miejsce, ludzie ją pokochali. Leczyła trąd, nie zakładając nawet rękawiczek. Była biała, kochała biel, a przyszło jej żyć pośród czarnoskórych mieszkańców Czarnego Lądu. I kochała ich z całego serca. W szpitalu, który powstał między innymi dzięki jej staraniom, wyleczyła również mamę Taitiki.
Wanda Błeńska na kartach książki to jednak nie tylko wyśmienity lekarz i misjonarka. To po prostu, mówiąc dzisiejszym językiem, fajna babka. Lubi się śmiać, jeździ na motorze, zdobywa szczyty gór, uwielbia budyń czekoladowy. I ma całe mnóstwo ciekawych historii do opowiedzenia. Niektóre z nich są zabawne, inne smutne, przerażające. Jak te z czasów, kiedy walczyła w szeregach Armii Krajowej. Na dodatek wciąż spotykają ją arcyciekawe przygody, jak choćby wówczas, gdy chciał ją zjeść hipopotam, albo gdy na drzewie koło jej domu na dłuższy czas zamieszkał lampart.
Cała historia Dokty opowiedziana jest z perspektywy dziecka, co pomaga dzieciakom lepiej ją zrozumieć. Jednocześnie jest to zapierająca dech w piersiach opowieść, która uczy o człowieczeństwie, o misjach, o spełnianiu marzeń, o przygodach, o pokorze i cierpliwości, o Miłości, otwartości i tolerancji. Jeśli zaś boicie się jakichś przerażających scen z odpadającymi kończynami – trąd jest kilka razy wspomniany, ale właściwie jest o nim niewiele. Nie ma się też co temu dziwić – w końcu to wspomnienia dziecka, które w szpitalu pośród trędowatych nie przebywało. Wiedziało jedynie, że mama była chora, na czym z grubsza ta choroba polega,  że w Europie już jej nie ma i że leczy się ją w leprozorium. To chyba jedyne fakty dotyczące trądu, jakie się w "Dokcie..." znalazły. 
Eliza Piotrowska książkę nie tylko napisała, ale również przepięknie ją zilustrowała. Obrazy są żywe, niemalże wyskakują ze stronic. Podobają się i dorosłym i dzieciom. Nawet przedszkolaki były zainteresowane przekolorową szatą graficzną. 
Książkę wydano na dobrej jakości papierze kredowym, w twardej oprawie. Jest szyta, a nie tylko klejona więc strony z niej nie wypadają, mimo że sporo ją eksploatowałam. 
Myślę, że jest to pozycja, z którą powinno zapoznać się każde dziecko w trakcie nauczania wczesnoszkolnego. Młodsze dzieci też są nią zainteresowane, ale myślę, że nie w pełni są w stanie objąć całokształt osobowości wielkiej poznanianki. Zdecydowanie pozycja must have dla każdego młodego katolika, a także każdego małego poznaniaka, niezależnie od wyznawanej wiary.

środa, 28 marca 2018

Ogóras. Ale jazda! – Eliza Piotrowska

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2018
Ilustracje: Joanna Gębal
Oprawa: twarda
Liczba stron: 80
ISBN: 978-83-280-5190-4








Rewelacyjna książka dla dużych i małych, nie tylko fanów motoryzacji.
Tytułowy Ogóras to nietypowy,  przynajmniej na pierwszy rzut oka, autobus. Stary model Jelcza rzeczywiście wygląda jak ogórek i ma z tego powodu niemało problemów. Na ulicy nowe samochody i autobusy wyśmiewają się z niego i właśnie w ten sposób otrzymał "niechlubne" imię. Często zastanawia się czy rzeczywiście jest takim starym gratem, właściwie nikomu niepotrzebnym. Cóż, może i by był, ale Ogóras jest naprawdę wyjątkowy. Jego właściciel otrzymał go po ojcu. To taki rodzinny spadek. Teraz jeżdżą razem na wycieczki. Często wożą dzieci albo ludzi starszych. Zresztą, jak to z wycieczkami bywa, pojawiają się różne osobistości. Razem z kierowcą jeździ w autobusie również przewodnik, który opowiada, co można zobaczyć przez szybę. Trasy biegną po Warszawie, Ogóras zna więc stolicą doskonale.
Różne ciekawe historie i perypetie, począwszy od czytania gazet i książek na parkingu samochodowym, poprzez spotkanie bardzo pewnego siebie autobusu, wystawę starych samochodów, odwiedziny koleżanki z Niemiec po wygraną w Totolotka. To wszystko znajdziecie w książce "Ogóras. Ale jazda!". Poza tym wiele rodzinnego ciepła i naprawdę ciekawie opowiedziana historia z perspektywy autobusu i samochodów. Wszyscy bohaterowie tej książki potrafią mówić. Również auta, ale tylko jeden Ogóras potrafi czytać. Stąd pewnego dnia, zamiast wyśmiewanym, staje się swego rodzaju bohaterem parkingu. Bo tylko dzięki niemu inne autobusy i samochody dowiadują się o tym, co je naprawdę interesuje.
A niespodzianek jeszcze co niemiara. Między innymi, co mogę chyba zdradzić, wspaniała pani Lena, która, choć jest człowiekiem, potrafi mówić w języku motoryzacji. To właśnie ona pomoże Ogórasowi w pewnej niezbyt miłej przygodzie.
Mocną stroną tej książki są również ilustracje. Historia historią, choć bardzo ciekawa, bez obrazków z pewnością wiele by straciła. Kreska przypomina mi takie stare plakaty z siermiężny lat. Plakaty, do których zawsze miałam duży sentyment. Tym przyjemniej więc oglądało mi się książkę w trakcie czytania.
Od razu zaznaczam, że w moim dziewczynkom tego jeszcze nie czytałam, sama jednak od deski do deski przerobiłam książkę bardzo szybko i okazało się, że jest doskonałym czytadłem również dla osób po trzydziestce.
Przyjaźń i miłość, problem starości, niedopasowania, tolerancji. Dużo ważnych tematów, dlatego dla starszych dzieciaków książka okaże się nie tylko ciekawą opowieścią, ale również bardzo ważną historią moralną. Nieraz uśmiechniemy się pod nosem, nieraz zakręci nam się łezka w oku, a zakończenie... jak to w bajkach będzie przyjemne.
Książka jest pięknie wydana, dopracowana w każdym najmniejszym szczególe, nie znalazłam tam ani jednego błędu i mogę ją z czystym sercem polecić wszystkim, zarówno dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, jak i nawet dla nastolatków (choć ci to mają czasem wybredne gusta). A dla dorosłych to moc wspomnień z dzieciństwa.



Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga

czwartek, 7 grudnia 2017

Święta Tupcia Chrupcia – Eliza Piotrowska

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2017
Tytuł oryginału: Il Natale di Topo Tip
Tekst oryginału: Anna Casalis
Ilustracje: Marco Campanella
Oprawa: twarda
Liczba stron:28
ISBN: 978-83-280-3046-6









"Święta Tupcia Chrupcia" to nasze pierwsze spotkanie z tą, właściwie już kultową, bajkową postacią. Jakoś tak wyszło, że wcześniej nigdy nic o Tupciu nie czytałam, a Dziewczynki chyba były za małe. Chociaż może wcale nie. Świąteczna książka jest idealna dla dzieci chyba w każdym wieku.
Zbliżają się Święta. Wszystko już uszykowane, nawet miś Tedi nosi mikołajową czapkę. Leżący śnieg pozwala na nowe zabawy – lepienie po raz pierwszy bałwana, jeżdżenie na sankach, ślizgawki. Och, cóż za cudowna pora roku. Nic dziwnego, że nasz mały bohater tak ją uwielbia. I jeszcze perspektywa znalezienia prezentów pod choinką. Rety! Trzeba przecież jeszcze napisać list, by Mikołaj wiedział, co Tupciowi przywieźć w saniach wypakowanych po brzegi paczkami dla grzecznych dzieci.
Właśnie, Mikołaj pojawia się tylko u grzecznych. I zawsze wie, co przeskrobaliśmy. Czy Tupcio zasłużył na swoje wymarzone zabawki, słodycze, nową czapkę i szalik? Oj, chyba coś ostatnio nie do końca. Brzydki uczynek ciąży na serduszku małego myszka (Jak powiedzieć o myszy płci męskiej? U nas w domu mówimy Myszek Miki, więc i Tupcio jest myszkiem.). Czy uda się go naprawić?
"Święta Tupcia Chrupcia" to przepiękna i wzruszająca opowieść o tym, co najważniejsze – nie tylko w Boże Narodzenie – a mianowicie o niesieniu pomocy potrzebującym. O dobrym sercu, o uśmiechu, a czasem nawet podarowaniu komuś swojego własnego szalika. Jednym słowem o relacjach, czyli tym, co się naprawdę liczy. Bo przystrojona choinka, śnieg za oknem i długi list do Mikołaja to jedynie dodatki. Niewiele, a wręcz nic, nieznaczące, kiedy radością z Bożego Narodzenia nie ma się z kim dzielić.
Książeczka nie jest gruba, za to dość duża. Dzięki temu na każdej stronie znalazły się krótkie teksty, wydrukowane dużą czcionką, co z pewnością będzie pomocne dzieciom uczącym się czytać. Poza tym opowieść o Tupciu to nie tylko tekst, ale i ilustracje. Piękne, bijące ciepłem i miłością, bardzo kolorowe i świetnie oddające klimat całej historii. Nawet dla nich samych warto zakupić tę książkę. 
Myślę i myślę, czy mogłabym napisać choć jedno złe słowo o "Świętach Tupcia Chrupcia" i nie znajduję niczego takiego. To po prostu pięknie napisana i równie uroczo zilustrowana opowieść o magii Świąt. Dla dzieci w każdym wieku. A nawet dla dorosłych. Kto wie, czy w dzisiejszych czasach nawet nie przede wszystkim dla niektórych dorosłych. Wszak to z nas dzieci biorą przykład. 
Piękne wydane, do którego nie można się przyczepić.
Idealny prezent na zbliżające się Święta niezależnie od tego, czy w Waszym domu prezenty przynosi Gwiazdor, Święty Mikołaj, Dziadek Mróz, Śnieżynka, Dzieciątko, czy jeszcze ktoś inny. Dzieciaki z pewnością ucieszą się z takiej ślicznej i mądrej niespodzianki.
 
 
 
 
 
 

Książkę przeczytałam dzięki życzliwości WydawnictwaWilga