Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

piątek, 23 kwietnia 2021

Boot. Na ratunek Rdzawemu – Shane Hegarty

 

Wydawnictwo: Wilga
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Boot. The Rusty Rescue
Przekład (z j. angielskiego): Maria Lalik
Oprawa: miękka
Liczba stron: 240
Ilustracje: Ben Mantle
ISBN: 978-83-280-8036-2
 
 


 


Zgodnie z zapowiedzią, Boot powrócił. Co nas bardzo cieszy. Mam nadzieję, że Was również. Jesteście ciekawi, jakie przygody tym razem spotkają małego, przyjaznego robota? A może jeszcze nie znacie Boota i chcielibyście się z nim zaprzyjaźnić? Niezależnie od tego, zapraszam do zapoznania się z recenzją.

Mała awaria starej karuzeli w sali rozrywki doktora Drgawki powoduje, że Gerry traci nos. A, jak być może pamiętacie, ten robot bardzo często wymienia różne swoje uszkodzone części. Nie potrafi bez nich żyć. Choć nos akurat nie jest mu do tego życia de facto potrzebny, wszak jest tylko zewnętrznym elementem, który do niczego konkretnego nie służy. Gerry postanawia jednak znaleźć odpowiedni zamiennik. Gdzie? Jest w mieście takie miejsce... Nazywa się Laboratorium Testów i Gerry jest tą perspektywą szczerze przerażony. Natomiast Noke, jak to on, już czuje zew przygody. Nie może się wprost doczekać wycieczki, nowych doświadczeń, wspomnień, którymi będzie mógł się później dzielić.

Wyruszają zatem. Noke, Poochy, Gerry i Boot. Laboratorium okazuje się rzeczywiście miejscem strasznym. Okrutnym. To istny obóz pracy dla robotów. Z perspektywy ludzi to zwykłe miejsce, które ma im ułatwić życie. Z punktu widzenia robotów, które czują – prawdziwe piekło. Uszkodzone roboty trafiają tam, by wykonywać w kółko jedno i to samo działanie. Tak długo, aż sprzęt, który testują ulegnie zniszczeniu. On, albo... one. Wówczas trafiają do nieba dla robotów. Nijak ma się to miejsce jednak do naszego konceptu niebios. To miejsce, w którym uszkodzony robot zostaje zgnieciony i pozostają z niego już tylko strzępy. Boot ma jeszcze jak żywo wspomnienie swej niegdysiejszej ucieczki z wysypiska śmieci i momentu, kiedy sam był już o krok od zgniecenia. Nie chciałby za żadne skarby świata dopuścić do tego, by tak straszna sytuacja spotkała kolejnego myślącego robota. Nic więc dziwnego, że kiedy trafia przypadkowo na Rdzawego, któremu to grozi, postanawia zrobić wszystko, by mu pomóc. Szczególnie że sam się poniekąd przyczynił do jego kiepskiej sytuacji.

Wiedzeni instynktem i wielkim sercem, Boot, Noke i Gerry ratują Rdzawego, który... wcale nie jest przekonany, że chce opuszczać Laboratorium. Bo choć nie chce tam zginąć, to nie wie, co innego miałby robić. Szczególnie teraz, gdy Boot zniszczył jego krzesło. Krzesło, które Rdzawy testował. Rdzawy umie jedynie siadać i wstawać, siadać i wstawać, siadać i... sami wiecie. Nie wyobraża sobie niczego innego. Nasi znajomi postanawiają zatem pokazać mu nieco życia, zabawić go, by poczuł, na czym to życie może polegać. Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystko idzie zgodnie z planem i zabawa przeradza się w prawdziwie stresujące i niebezpieczne sytuacje. Jak przystało na bajkę, wszystko się jednak dobrze skończy.

To piękna historia o szukaniu siebie. Inna jednak od pierwszej części, bo Boot tym razem doskonale wie, czego i kogo szuka. Jemu się udało. Osiągnąć cel, znaleźć Betti i zrozumieć siebie. W bonusie niejako spotkał wielu nowych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Teraz chce, by i Rdzawy to poczuł.

Wartka akcja, wspaniale zarysowani bohaterowie, przyjemny język, śliczne ilustracje, duże litery, lekko pożółkły papier, elegancka okładka. A przede wszystkim mądra, życiowa opowieść o przyjaźni, lojalności, oddaniu, szukaniu siebie, czerpaniu radości z drobiazgów. Tak w skrócie można opisać drugi tom przygód Boota. To ponad 200 stron wyśmienitej przygody, która na długo pozostaje w pamięci i do której dzieci z pewnością będą chętnie wracały.

Polecam z całego serca!

 





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Wilga

czwartek, 22 kwietnia 2021

Dwór rusałek – Dorota Gąsiorowska

 

Wydawnictwo: ZNAK
Kraków 2021
Seria: Dni mocy
Tom 2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 608
ISBN: 978-83-240-7190-6
 





 


Gdy zobaczyłam tę okładkę, od razu się w niej zakochałam. Potem przyszła paczka i się przestraszyłam. Raz, że książka ma 600 stron. Dwa, że to drugi tom serii, czego wcześniej nie zauważyłam. Zaczęłam czytać i... zatopiłam się w lekturze. Przeniosłam się na urokliwe uliczki Wilna, o odwiedzeniu którego marzę od dłuższego czasu (mam nadzieję, że może w przyszłym roku się uda). I razem z główną bohaterką wędrowałam pomiędzy litewską stolicą a barwnym, nieco tajemniczym Podlasiem. Była to przepiękna i nad wyraz pouczająca podróż. Chcecie dowiedzieć się, dlaczego? Zapraszam do przeczytania recenzji.

Niekwestionowaną główną bohaterką jest Olga, dziewczyna przed trzydziestką (zabijcie, jeśli się pomyliłam). Wychowana bez matki, przez troskliwego, kochającego ojca, który jednak nie potrafił, mimo ogromu swej miłości, wypełnić tej dziury, którą spowodowała matka, porzucając własne dziecko. Olga jest introwertyczką, mającą bardzo niską samoocenę, czuje się brzydka (choć de facto jest piękną kobietą, równie zewnętrznie). Całe swe szczęście buduje na prowadzonej przez siebie niewielkiej księgarni i związku z ukochanym Daliusem, o którego uczuciu marzyła od dziecka. Względny spokój i stabilizacja, o uzyskanie których po śmierci ojca nie było łatwo, nagle zostają mocno zachwiane. Jej świat trzęsie się w posadach. Olga dostaje wypowiedzenie umowy najmu lokalu i ma zaledwie miesiąc, by zamknąć ukochaną księgarnię – swoje miejsce na ziemi, swój azyl. Na dodatek związek z Daliusem znalazł się w niezbyt przyjemnym miejscu. Coś jest nie tak, tylko Olga jeszcze nie do końca wie co i dlaczego.

Wsiada zatem w samochód i jedzie do wujka, który mieszka na Podlasiu. Wie, że tam znajdzie ukojenie, dobrą radę, miłość. Chwilę wytchnienia, nawet jeśli sporą część weekendu spędzi za kółkiem, wszak musi pokonać łącznie około 800 km (w obie strony). I tak poznajemy kolejne postaci ważne w życiu Olgi. Jej wuja Joachima i jego pasierba Aleksandra. Oraz Nataszę, odnalezioną przed rokiem siostrę Olgi. Choć przez całe życie się nie znały, teraz łączy je głęboka przyjaźń i są ze sobą bardzo blisko.

Akcja się rozpędza się, kiedy w drodze powrotnej do Wilna, Oldze pęknie opona. "Zaatakowana" przez wytarzanego w kupie psa, poznaje Leszka i Lorenę. To oni całkowicie odmienią jej życie. Lori jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Bardzo zamkniętą w sobie, nieufną wobec nieznajomych. Opuszczoną prze matkę. Być może właśnie to podobieństwo tak je do siebie z Olgą zbliża. Grunt w tym, że Lori do Olgi od pierwsze chwili przylgnie i nie będzie chciała już żyć bez jej ciągłej obecności w pobliżu. To z kolei popchnie Leszka do zaproponowania, bezrobotnej bądź co bądź, Oldze pracy w roli opiekunki Loreny. Pomijam tu cały szereg rozterek, które ma Olga zanim podejmie decyzję i opuści Wilno, przeprowadzając się do dworu na Jesionce. Szczególnie, że wielokrotnie jeszcze będzie tę długą trasę pokonywała, co jest pięknym odzwierciedleniem drogi, jaką przyjdzie jej pokonać w poszukiwaniu samej siebie.

Na 600 stronach książki czeka czytelnika prawdziwa uczta literacka. Powieść napisana jest pięknym językiem. Akcja toczy się wartko. I dwutorowo, o czym za chwilę. Jest barwna, magiczna, tajemnicza, mądra. Gąsiorowska ma dar do plastycznego oddawania tego, o czym opowiada. Widziałam te miejsca, czułam te zapachy, słyszałam śpiew rusałek… W te zimne i deszczowe dni, w które przyszło mi czytać "Dwór rusałek" przeniosłam się na budzące się do życia łąki, płynęłam łódką po lśniącym jeziorze, dotykałam pokrytych rosą czerwonych róż w samym środku lata. I z bohaterami przeżywałam ich rozterki.

Postaci przedstawione przez Gąsiorowską to niesamowity wachlarz charakterów, życiorysów, osobowości. Szczególnie dotyczy to bohaterów współczesnych, ci z przeszłości zdają się nieco bardziej jednowymiarowi. Introwertyczność Olgi stoi w opozycji do charakteru i sposobu życia Nataszy. Bezkompromisowość, podłość i nieumiejętność patrzenia dalej niż na koniuszek własnego nosa matki Daliusa w opozycji do osobowości jego babci, Soni, która jest ciepłą, przyjazną kobietą, zawsze gotową nieść pomoc, uczynną i serdeczną. Bardzo różni są również bracia Leszek i Liam. 

Gąsiorowska porusza wiele ważnych tematów. Nie tylko problem osób z niepełnosprawnością intelektualną (Lori), samotnych osób starszych (Rasa), ale i osób skrzywdzonych w dzieciństwie przez tych, którzy najbardziej powinni je chronić (Lori, Olga, Alicja). To powieść o poszukiwaniu siebie (tutaj też zasługująca na wymienienie bardzo ważna męska postać Liama) i o dojrzewaniu – do trudnych decyzji, do miłości, do zamykania pewnych rozdziałów swego życia, co bywa nieprzyjemne i trudne. To również historia fizycznej podróży w poszukiwaniu rozwiązania rodzinnej zagadki, która jest jednocześnie piękną metaforą, bo często przecież poszukiwanie kolei cudzych losów pozwala nam lepiej zrozumieć siebie. Autorka poruszyła też kwestię wychodzenia ze sfer komfortu, co jest szczególnie trudne dla osób skrzywdzonych i mających niską samoocenę, które zamykają się w swoim "bezpiecznym" świecie. Wszystko to robi jednak taktownie, nienachalnie. To subtelności, które dostrzega chyba jedynie uważny czytelni, bądź taki, który się z tymi problemami na co dzień spotyka. 

W "Dworze rusałek" ogromne znaczenie mają starodawne wierzenia, na co wskazuje już przecież sam tytuł powieści. Wierzenia słowiańskie wplecione są jednak bardzo delikatnie, choć przecież stanowią niejako oś wydarzeń. A gdzieś spomiędzy nich wychylają się do nas postaci z mitologii celtyckiej, które – jak się okazuje – również mają pewien wpływ na akcję (tu bardzo ładnie wpleciony został wątek pochodzenia Liama). Czytelnik cały czas zastanawia się (ja przynajmniej niemal do samego końca zastanawiałam się) na ile rusałki w tej historii są prawdziwe, a na ile to jedynie wytwór wyobraźni i mitologii. Opowieść starej Michaliny i to, co ostatecznie spotyka Olgę zdaje się wyjaśniać te kwestie, za co jestem Autorce wdzięczna – że nie pozostawiła tego wątku otwartego, niedopowiedzianego. 

Teraźniejszość miesza się w tej powieści z przeszłością, wynika z niej, bohaterowie są w przeszłości bardzo mocno osadzeni. Stary dwór, nierozwiązane konflikty z rodzicami, wszystko to sprawia, że od razu dostrzegamy, jak bardzo na człowieka wpływa przeszłość. Zarówno jego własna, jak i jego bliskich. Wspominałam też, że akcja "Dworu rusałek" toczy się dwutorowo. Pewnego dnia bowiem Olga, porządkując staroci na strychu dworu na Jesionce odnajduje stare pamiętniki Rosalie. Nikt jednak w rodzinie nie wie, kim ta tajemnicza dziewczyna była. Rozpoczynają się pełne przygód poszukiwania, które zaprowadzą Olgę do osoby, której z pewnością nie spodziewała się na końcu swej drogi spotkać.  Pamiętnik dziewczyny przedstawi również kolejne tragiczne postaci, jak choćby jej młodszą siostrę, Alicję, odtrąconą przez ojca i obwinianą przez niego za śmierć jego ukochanej żony, która zmarła w połogu. Historia przenosi na do pierwszych lat XX wieku, a jej zakończenie wyciśnie niejedną łzę z Waszych oczu. 

Jeśli mam mieć jakieś zarzuty wobec powieści, to właśnie będą one dotyczyły pamiętników Rosalie. Niesamowite, prawda? Przecież ja kocham pamiętniki! A jednak, tym razem nie uległam ich urokowi. Już spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego. Nie przypominają bowiem pamiętników ani dzienników. Olga znajduje dziesięć grubych kajetów. Potem je czyta. Z tego, co widzimy można na upartego doliczyć się trzech. Ale ok, niech będzie. Nie to jest dla nie problematyczne, a fakt, że nie zostały spisane jako wspomnienie Rosalie, pierwszoosobowa relacja z jej życia, ale jako jakby druga minipowieść, przez trzecioosobowego narratora. Szkoda, bo odarło jej to z naturalności. I nie wprowadziło dodatkowych atutów w narracji, które płyną z wykorzystania tego sposobu opisu rzeczywistości.

Pozostaje jeszcze jedno ważne przemyślenie, szczególnie dla nas, czytelników, miłośników książek. Takie klimatyczne miejsca z duszą, jak księgarnia Olgi znikają powoli z krajobrazu. Trochę się do tego przyczynia każdy z nas, kupując w sieciówkach, w Internecie. Bo szybciej, bo taniej, bo większy wybór. a jednak łezka się w oku kręci, kiedy pomyślimy, że za kilka dekad takich miejsc może nie być już nawet w tak dużych miastach jak stołeczne Wilno.

Nie czytałam pierwszego tomu (ani żadnej innej książki Gąsiorowskiej), nie wiem, czy są ze sobą związane, niezależnie jednak od tego, chętnie po niego sięgnę. Z nadzieją, że jest równie dobrą literaturą – dającą oddech, pozytywny przekaz, a jednocześnie zmuszającą do głębokich przemyśleń nad życiem, własną osobowością, drogą, celem...

Szczerze polecam!

 



 
 
 




Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa ZNAK