Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 454
Tytuł oryginału: The Way of All Flesh
Przekład (z j. angielskiego): Jędrzej Polak
ISBN: 978-83-8116-609-6
Urzekła mnie okładka tej książki i zapowiedź, że będę czytała kryminalną powieść, której akcja rozgrywa się w Edynburgu czasów wiktoriańskich. Cóż, trudno nie ulec takim zapowiedziom. Wszak to się musi okazać rarytasem, prawda?
Zacznijmy jednak od tego, że tej książki nie napisał Ambrose Perry. Jest to pseudonim pary, małżeństwa mieszkającego w Glasgow. Ona jest konsultantem anestezjologicznym, on natomiast popularnym powieściopisarzem. Każde ma duże doświadczenie w swojej pracy, dlatego udało im się stworzyć historię niebanalną, na naprawdę wysokim poziomie.
Jednak początkowo mój zachwyt malał ze strony na stronę. Choć powieść napisana jest pięknym językiem (przyczepiłabym się do czegoś w tłumaczeniu, ale nie wypada), naszpikowana wiedzą medyczną odpowiednią do poziomu, jakim dysponowali ówcześni lekarze, bohaterowie są intrygujący, a klimat wiktoriańskiego Edynburga oddany wyśmienicie... czegoś mi brakowało. Mianowicie kryminału. Tak naprawdę dopiero gdzieś od połowy ta powieść staje się dobrą historią kryminalną. Wcześniej niemal ze świecą szukać "tych trupów", których morderstwa należy wyjaśnić. Oczywiście śmierć zbiera spore żniwo, ale to w większości za sprawą warunków, w jakich rodziły ówczesne kobiety, szczególnie te z nizin społecznych.
Bohaterami powieści są głównie położnicy i ich najbliżsi. Will Raven, asystent znanego położnika, doktora Simpsona. Tenże we własnej osobie. I jego pokojówka, Sara, która pomaga również w przychodni, a o chorobach i ich leczeniu wie z pewnością więcej niż niejeden apteczny subiekt, czy zaczynający pracę w zawodzie lekarski asystent. Od razu widać, że wątków będzie sporo, ale to dobrze, lubię mocno rozbudowane pod względem bohaterów opowieści. Życie tak właśnie wygląda, nikt z nas nie jest samotną wyspą, nie ogranicza się li tylko do trzech czy czterech osób z najbliższego otoczenia. I to wielki plus tej powieści. Tu naprawdę widać życie. Z jego wzlotami, upadkami, okropnościami. Ludzką tragedią. Nierównością społeczną. Można bez owijania w bawełnę przyznać, że Edynburg to dwa różne światy. Raven sam wielokrotnie to zauważa. Stare i Nowe Miasto... a jednak przenikają się każdego dnia i to na wielu płaszczyznach. Uciec przed Starym Miastem jest bardzo trudno, pozostać w granicach Nowego Miasta nie sposób, nie bywając raz po raz w tym drugim.
Poznajemy kolejne osoby, ich zawiłe historie, powody, dlaczego znalazły się "tu i teraz". Każdy ma jakiś głęboko skrywane tajemnice. Od razu więc podejrzewamy, że będzie się działo. A że kobiety czasami umierają przy porodach... wszak wielebny Grissom twierdzi, że tak być musi, bo kobieta w bólach rodzić ma, zgodnie ze słowami Starego Testamentu. Jednak nie we wszystkich wypadkach jest to śmierć naturalna. W pewnym momencie staje się również jasne, że Evie, sprzedająca swe wdzięki dziewczyna, której Raven chciał pomóc, nie umarła w męczarniach jako jedyna. Takich jak ona jest coraz więcej. Czyżby o mieście grasował seryjny morderca? Kto to i jak działa? Dlaczego to robi? I jaki z tym wszystkim mogą mieć związek starające się spędzić płód młode kobiety oraz pojawienie się nowych środków anestezjologicznych?
W książce jest naprawę dużo medycyny. Nie przesadzam. Nie spodziewałam się aż takiego natężenia, choć może powinnam była. Doprawdy przerażające są opisy większości porodów, o których możemy przeczytać na kolejnych stronach. Co i rusz przechodziły mi po ciele ciary, przypominając najbardziej straszne fragmenty zajęć z medycyny sądowej i kryminalistyki. Tylko dla ludzi o w miarę mocnych nerwach.
Powieść skłania również do zadania ważnych pytań o naukę. Gdzie jest granica badań, jaką cenę można zapłacić, a jaka to już za dużo? Czy naprawdę ludzi można podzielić na dwie kategorie – tych, dla których wygody wciąż unowocześniamy procedury i środki i tych, którzy stają się tanim materiałem do tych badań? A może... może chodzi tylko o sławę i pieniądze? Jaka kara będzie odpowiednia dla bezdusznego potwora? I jak daleko posunie się porządny człowiek, by takiego potwora usunąć z gry?
Minusy? Poza początkowo zbyt delikatnym wątkiem kryminalnym (czy niemalże jego brakiem na początku) to sam tytuł. Zupełnie mi nie odpowiada. Nie brzmi ładnie po polsku i nie daruję tego. Można z nim było zrobić coś znacznie lepszego. Choćby dlatego, że my do prochu nie wracamy, ale w proch się znów obracamy. Ale i tak nijak to nie współgra z oryginałem... Druga sprawa to to, że nawet niezbyt lotny czytelnik dość szybko domyśli się, kto jest mordercą. Choć autorzy starają się zmylić, kombinują wraz z bohaterami, podrzucają nowe pomysły, jakieś poszlaki, to jednak raczej wiadomo gdzieś od połowy, kto wstąpił na złą stronę mocy.
Choć jestem dużą fanką seriali, nie lubię tych o lekarzach. Z różnych powodów. Natomiast czytanie o nich to zupełnie inna sprawa. Szczególnie w takiej oprawie. I cieszę się ostatecznie, że się na tę lekturę zdecydowałam, choć początkowo nieco mnie zawiodła. Druga połowa to prawdziwa petarda, która na ostatnich stronach dosłownie wybucha.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka: