Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

piątek, 2 sierpnia 2019

Nasze miejsce – Sonja Yoerg


Wydawnictwo: Burda książki
Warszawa 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 368
Tytuł oryginału: True Places
Przekład (z j. angielskiego): Monika Wiśniewska
ISBN: 978-83-8053-590-9









Tekst znajdujący się na tylnej okładce, który dostałam jako zachętę do przeczytania książki nie przekonał mnie w pełni, że będzie to lektura dla mnie. Natomiast informacja, że ta powieść jest bestsellerem "Washington Post" podziałała  i sprawiła, że postanowiłam po nią sięgnąć. Gdzieś z tyłu głowy miałam jednak taką myśl – czy to nie będzie bardziej young adult? A to za sprawą okładki, którą widziałam w formie pliku jpg. Nie jest zachwycająca, jak widzicie powyżej. Kiedy jednak paczka do mnie dotarła, a książka znalazła się w moich dłoniach... zakochałam się w tej okładce do szaleństwa. Jest cudowna i w niczym nie ustępuje wyśmienitej lekturze, która znajduje się wewnątrz. Z ciekawości, zasiadając do pisania tej recenzji, zerknęłam na okładkę oryginału  i muszę przyznać, że nasza znacznie bardziej ujmuje za serce.
Już pierwszy rozdział sprawia, że czujemy się zauroczeni poetyką języka, którym posługuje się Autorka. Jednocześnie zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń tak niesamowitych, że od razu chcielibyśmy wiedzieć, jak do tego w ogóle mogło dojść i... co będzie dalej. Interesuje nas natychmiast zarówno przeszłość bohaterów, jak i ich przyszłość. 
Sonja Yoerg pokazuje nam niejako dwa światy. Jeden to ten, który doskonale znamy z codzienności – samochody, komputery, lodówki, równo przystrzyżone trawniki, dzieciaki w szkole, rodzice zagonieni codzienną pracą. W tym przypadku akurat dość bogate małżeństwo mieszkające na przedmieściach. On ciężko pracuje w nieruchomościach i osiąga sukcesy. Ma swój cel i jest bliski jego osiągnięcia. Ona zajmuje się domem, nastoletnimi dziećmi, organizowaniem spotkań w szkole, klubie sportowym, eventów charytatywnych. Oboje strasznie zabiegani, nie mają czasu na nic. Dzieciaki się uczą. Córka jest popularna w szkole, najważniejszy dla niej jest wygląd i życie w mediach społecznościowych. Syn, wycofany nieco buddysta, chce mieć spokój i odciąć się od materialistycznego podejścia do życia, które reprezentuje jego rodzina, szczególnie ojciec. Ojciec nie dogaduje się z synem, matka nie umie już trafić do córki. Do tego jeszcze jej rodzice – apodyktyczna babcia, która uważa, że najważniejsze jest "dobre towarzystwo" i to, żeby mąż zajmował się pracą, a żona mężem i dziećmi. Nagle w ich życiu pojawia się dziewczyna... z tego drugiego świata. Iris, która od szesnastu lat mieszka w lesie. Od trzech lat sama, jest już sierotą. Wcześniej mieszkała tam z rodzicami, którzy swoich dzieci strzegli przez zgubnym życiem, które może zaoferować współczesny świat. Umie zapolować, przemykać się cichcem, przyzwyczajona jest do spania pośród liści i traw, kocha las, rozumie zachowania zwierząt. Nagle trafia do świata nie tylko zupełnie jej obcego, ale takiego, przed którym przestrzegli rodzice. Nie rozumie podstawowych zasad, nie widzi sensu w codziennych zachowaniach i działaniach otaczających ją osób. Choć jest bardzo inteligentna, oczytana to nie potrafi się dopasować do tej "szklanej pułapki".
Zestawienie tych dwóch światów, dwóch zupełnie innych światopoglądów i sposobów życia nie jest jednak banalne. Autorka daleka jest od oceniania, który z nich jest lepszy. Czy to Iris powinna się dopasować, czy może Suzanne i Whit z dziećmi powinni przejąć część jej zachowań? Właściwie wszyscy bohaterowie oddziaływują na siebie non stop, jak to w prawdziwym życiu bywa. I to jeden z największych plusów tej powieści – jest do bólu autentyczna. Nie ma w niej jakichś złotych myśli, które można sobie wypisać i powiesić nad łóżkiem. Nie ma rad, jak żyć. Jest po prostu życie. W całym swoim pięknie, w całym swoim brudzie. Przyjaźń, miłość, uzależnienie, strach, pogarda, poszukiwanie siebie, zależność od drugiego człowieka, niezagojone rany z przeszłości, marzenia... Wszystko to, i znacznie więcej, znajdziecie w "Naszym miejscu". 
Czytając powieść, nie mogłam odpędzić od siebie myśli, jak często widziałam w Suzanne siebie. A jednocześnie, co mnie niezmiernie cieszy, wciąż zdawałam sobie sprawę, że nie jestem jednak do niej aż tak bardzo podobna, że jeszcze się tak w życiu nie pogubiłam. Bo wszyscy bohaterowie najnowszej powieści Yoerg są w jakiś sposób zagubieni. A odnalezienie siebie nie jest proste, szczególnie, jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tego, że się zgubiliśmy. Jak to jest, że wszystkie utopijne historie, w których życie ma być idealne, są takie sielsko-anielskie? Wioska, piękny ogród, kawał lasu i jezioro, uprawa warzyw, wolność, świeże powietrze. Biały płotek, pod nim malwy, na nim kotek... A jednocześnie szczycimy się tym, że mieszkamy w dużych, "ważnych" metropoliach, że posyłamy dzieci do dużych, znanych szkół, że pracujemy w takich a takich korporacjach? Być może najważniejszym wnioskiem po przeczytaniu "Naszego miejsca" jest właśnie to: jesteśmy strasznie niekonsekwentni. Chcemy jednego, a robimy coś, co prowadzi nas dokładnie w drugą stronę. Nie chciałabym jednak, byście odnieśli wrażenie, że ta powieść jest jakaś przygnębiająca. O nie, jest bardzo pozytywna i ostatecznie daje nadzieję, że można jakoś poukładać życie. Tylko... trzeba zrobić pierwszy krok. I nieraz polega on na naprawdę ostrym cięciu. Takim, na jakie odważyła się Suzanne. Co takiego zrobiła? Musicie przekonać się sami. 
Podsumowując – "Nasze miejsce" to naprawdę wyśmienita proza. Silne, niezależne, ciekawie nakreślone postaci, wartka akcja i dużo ważnych spostrzeżeń dotyczących życia współczesnych nam rodzin.
Z ciekawostek mogę dodać, że tytuł jest nawiązaniem do fragmentu z "Moby Dicka". Niestety, choć cytat ten znajduje się na początku książki, trudno go w naszej wersji wyłuskać, ponieważ tytuł powieści został przetłumaczony zupełnie inaczej. Czy to dobrze? Niech każdy odpowie sobie sam.
Znalazłam kilka błędów, których można było uniknąć, ale i tak nie były w stanie popsuć mi prawdziwej literackiej uczty. Gorąco polecam!






trong, independent characters
strong, independent characters
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Burda książki
http://www.burdaksiazki.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz