Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 19 grudnia 2019

Krivoklat – Jacek Dehnel

Wydawnictwo: ZNAK Litera Nova
Kraków 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-240-3628-8





Z twórczością Jacka Dehnela spotkałam się właściwie (pomijając pierwszy tom serii, którą pisze wraz z Piotrem Tarczyńskim oraz jedno opowiadanie) po raz pierwszy. Tak się złożyło, że... wcześniej się nie składało. I cóż mogę napisać? Nie było łatwo. Dlaczego? Czytajcie dalej.
"Krivokata" czyta się po prostu trudno. Nie ma rozdziałów, nie ma przerw. To ponad dwieście stron potoku myśli.  Monologu zwariowanego człowieka, który chcąc ocalić sztukę i arcydzieła... oblewa je kwasem (sic!). Najdłuższe zdanie ma cztery stron! Możecie więc sobie chyba wyobrazić, że jest to pewne wyzwanie. Na dodatek mnóstwo wtrąceń, przypomnień, powtórzeń. Trzeba przyznać, że Dehnel musiał się z tym również nieźle namęczyć. Doskonale poznał, jak działa ludzki mózg i ludzka myśl. Z przeczytaniem tego jednak można mieć sporo problemów. Czyta się dobrze pod warunkiem, że czyta się ciurkiem. Najlepiej wygospodarować sobie kilka godzin i przeczytać od razu całość, albo chociaż połowę. Ale któż z nas może sobie na to pozwolić? Ja nie mogłam i, niestety, takie czytanie po kilkanaście stron bywało prawdziwą udręką.
A jednak brnęłam dalej. Dlaczego? Bo wciąż mnie ciekawiło, co będzie dalej. Nie dlatego, że mamy w tej powieści jakąś porywającą akcję. Nie liczcie na to. Jak dla mnie akcji jest tam tyle, co kot napłakał. Ciągnie się to w nieskończoność, a jednak... choć czyta się ciężko, jeszcze ciężej byłoby odłożyć i nie dokończyć. 
Sama koncepcja jest genialna. Wykonanie bardzo ciekawe. Wiele różnych ważnych spostrzeżeń dotyczących sztuki i tego, jak ją współcześni ludzie, a także społeczeństwo jako ogół, rozumieją. Czym właściwie sztuka jest? Czym różni się dzieło od arcydzieła? A kicz? Czy fakt, że za niewielkie pieniądze każdy z nas może dzisiaj kupić sobie pocztówkę w ulubionym obrazem, breloczek z kopią rzeźby, porcelitową filiżankę z nadrukiem dzieła sztuki sprawia, że przestaliśmy być wrażliwi na prawdziwe piękno i oduczyliśmy się z nim obcować? Jak w końcu podchodzić do dzieła – z głową "przewietrzoną", czy może jednak z pewnym teoretycznym przygotowaniem?
Dodatkowo cała litania przywar społecznych, celnych uwag dotyczących zmian, jakie zaszły w ludziach w ostatnich dekadach. Mocno przerysowany (a może nie?) obraz mieszczańskiego życia, ze wszelkimi jego przywarami i niewieloma zaletami. Wszystko to widziane oczami wariata, który czasem zdaje się być bardziej normalny od otaczających go ludzi. W końcu, czymże właściwie jest szaleństwo? I dlaczego jednych wariatów Krivoklat uważa za zwykłych wariatów, a innych za artystów (jak Zeyetmayer)?
Czego mi w tej książce brakowało? Emocji. Nie wiem, nie czułam ich. Nawet, kiedy czytałam o zakradaniu się do obrazu w jakimś dużym, znanym, dobrze strzeżonym muzeum, w celu jego oblania roztworem kwasu, nie czułam tego, co przy lekturze innych książek. Żadnego łomotania w sercu. Żadnych biegnących pędem myśli. Żadnego podniesionego ciśnienia. Ani u mnie, ani u Krivoklata. Miałam wrażenie, że całe jego, naprawdę długie, wypowiedzi są wyzute z emocji. I to moim zdaniem największy minus tej powieści.
Cieszę się jednak, że tę książkę przeczytałam. I że zrobiłam to dopiero teraz, długo po mojej wizycie (pierwszej i raczej ostatniej) w Zachęcie. Kto wie, jakie kryminalne myśli (historia mojej wizyty tamże nie jest do opowiedzenia tutaj, ale była naprawdę osobliwa) by mnie nachodziły wówczas, gdybym znała historię Krivoklata... Historię opisaną na podstawie prawdziwego życiorysu człowieka z krwi i kości, który właśnie w ten sam sposób chciał pokazać ludziom, że wielkie dzieła sztuki to coś znacznie więcej niż tylko ich "rynkowa" cena, wyliczona przez jakichś ekspertów. I chyba to główny morał całej powieści. 
Czy polecam? Szczerze – nie potrafię powiedzieć. Warto spróbować, ale uprzedzam, że nie będzie łatwo.




Książkę przeczytałam w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz