Dzień dobry.
1. Kiedy zaczęła Pani pisać?
Od momentu, gdy w miarę
dobrze opanowałam czytanie i pisanie. Już w pierwszych klasach podstawówki
tworzyłam wierszyki o zwierzętach, zjawiskach przyrody. Potem przerzuciłam się
na prozę i w liceum stworzyłam pierwszą powieść do szuflady. Nie będzie więc
przesady w stwierdzeniu, że pisanie jest niejako wpisane w mój los. Oczywiście
zdarzały się okresy, gdy niczego nie tworzyłam, ale w głowie gromadziłam
pomysły, snułam wątki. Chyba nie mogłabym żyć zupełnie bez tego.
2. Co jest, Pani zdaniem, największym atutem książek
Pani autorstwa?
Myślę, że wiarygodne
sylwetki bohaterów, zwłaszcza pod względem psychologicznym. Nie są czarni ani
biali, zmieniają się na lepsze lub na gorsze, nie pozwalają się łatwo
zaszufladkować. Za mocną stronę moich powieści uważam też tło historyczne, ale
w tym sensie, że nie jest ono dominujące, przytłaczające. Nawet jeśli ktoś nie
lubi wojny czy PRL, może spokojnie sięgnąć po „Marylę i Deborę” oraz kolejne
części. Bo w gruncie rzeczy poruszają tematy uniwersalne, bliskie każdemu
czytelnikowi.
3. Jak to się stało, że prawnik stał się pisarzem?
W zasadzie kolejność była
taka, że najpierw pisałam, a potem podjęłam decyzję o studiach prawniczych.
Zawsze byłam bardziej rozważna niż romantyczna i wiedziałam, że muszę mieć
konkretny zawód. Wybrałam prawo, bo mimo wszystkich paragrafów i kodeksów, w
jego centrum stoją ludzkie sprawy. Zresztą, obecnie wielu pisarzy ma
wykształcenie prawnicze, nie czuję się wyjątkiem.
4. Kiedy znajduje Pani czas na pisanie? Czy ma Pani jakiś
system? Pisze Pani systematycznie, czy kiedy ma „natchnienie”?
Gdy byłam studentką, pisałam
głównie podczas wakacji i w luźniejszych okresach roku akademickiego. Wtedy też
czekałam na natchnienie, a gdy nie przychodziło, po prostu odkładałam pracę nad
książką. Teraz brakuje mi wolnego czasu i nie mogę sobie pozwolić na taką
swobodę. Piszę wieczorami po pracy oraz w weekendy. Gdy mam totalną blokadę,
wtedy próbuję przynajmniej czytać literaturę tematyczną, analizować źródła, robić
notatki – to też jest ważna część mojej pracy.
5. Co jest największym paliwem, które napędza Panią do
pisania?
Satysfakcja i zadowolenie,
które płynie z samego tylko faktu, że udało mi się coś stworzyć. Pisanie dodaje
kolorów memu życiu i jest stałą w zmiennej rzeczywistości. Jeśli w danym dniu
udaje mi się napisać choćby stronę, od razu czuję, że to był dobry dzień. Nawet
gdy w innych dziedzinach nie wszystko szło po mojej myśli.
6. Co Panią inspiruje? Powoduje, że siada Pani i pisze?
Początkowo był to instynkt,
konieczność przelania myśli na papier. Wraz z rozwojem akcji pojawiła się
kwestia ambicjonalna, pragnienie dokończenia opowieści i zaprezentowania jej
światu. Teraz myślę też o tym w kategorii zobowiązania, jakie mam wobec
czytelników – wiem, że czekają na kolejne tomy, nie chcę ich zawieść.
7. Skąd wziął się pomysł napisania historii o Maryli i
Deborze?
Tutaj nałożyło się kilka
czynników: zainteresowanie dwudziestoleciem i wojną, liczne lektury z tych
okresów, chęć stworzenia własnej opowieści. A potem natknęłam się na nazwisko
Gregorowicz i to było jak iskra, która rozpaliła płomień. Pojawił się
Aleksander, a w ślad za nim dwie kobiety. Jedna z nich była Żydówką, co od razu
wyznaczyło koleje jej losu. Druga postać miała różnić się od pierwszej jak tylko
się dało. Nadałam im imiona, stworzyłam życiorysy, osadziłam w konkretnych
rodzinach. A miejscem akcji od początku, bez chwili zawahania z mojej strony
stała się Warszawa.
8. Jak długo pracowała Pani nad dwoma tomami powieści i
ile z tego czasu poświęciła Pani badaniom, a ile rzeczywiście pisaniu?
Obie te czynności
nierozerwalnie łączą się ze sobą. Wydaje mi się, że jednak więcej czasu
pochłonęły badania. W przypadku pierwszego tomu, zgromadziłam wiele informacji,
zanim w ogóle odważyłam się napisać kilka zdań. Chciałam mieć wszystko z góry
przygotowane. Potem zauważyłam, że pracuje się lepiej, gdy pisanie i
gromadzenie materiału przebiega w miarę równolegle. Jeśli brakuje mi
odpowiednich informacji, to uzupełniam je na bieżąco lub przechodzę do tworzenia
innego fragmentu, w którym mam lepszą orientację. Wszystko zależy od tego, czy w
dany dzień lepiej wychodzi mi pisanie czy analiza źródeł. Bo jeśli to pierwsze,
szkoda sobie przerywać, trzeba korzystać z weny i stworzyć jak najwięcej tekstu.
9. Czy możemy się spodziewać trzeciego tomu, czy to już,
niestety, koniec? Czy historia Alicji doczeka się jakiejś klamry? Chyba jedynie
tego mi zabrakło w drugim tomie.
Założyłam, że powstanie
trylogia i zamierzam trzymać się tego planu. Dlatego zakończenie drugiego tomu
jest otwarte, a wiele wątków niedokończonych. W trzeciej części, zgodnie z
tradycją, Alicja otrzyma dla siebie prolog. Na pewno wyjaśni się wiele spraw
związanych z jej przeszłością oraz stosunkiem do córki. Nie obiecuję, że
wszystkie, bo Alicja jest tajemnicza i skryta. Mam wątpliwości, czy chciałaby
się tak zupełnie odsłonić przed czytelnikami – a przede wszystkim przed Marylą.
10. Wielkim atutem Pani
powieści jest nieocenianie bohaterów. Tak przedstawia Pani ich losy, że każdy z
czytelników sam musi się zastanowić nad tym, czy postąpili dobrze, czy źle, jak
sam by postąpił w podobnej sytuacji. Musi albo i nie musi, może przecież
zostawić bohaterów bez oceny. Wydaje mi się to jednak trudne – tak pokazać
człowieka, żeby czytelnik nie wiedział, czy Pani zdaniem jest on pozytywny czy
nie. Jak się to Pani udało? Było trudno?
Nie, przychodziło mi to zupełnie naturalnie. Od
początku byłam głęboko przekonana, że nie mam prawa oceniać. Że muszę ostrożnie
stąpać po tym gruncie, nie wysuwać pochopnych wniosków. W trakcie pisana i zagłębiania
się w wojnę i PRL tylko utwierdzałam się w tym przekonaniu. Zresztą dzisiaj też
rzadko zdarzają się osoby, które da się jednoznacznie określić jako pozytywne
lub negatywne. Przecież każdy z nas pełni różne role i różnie się z nich
wywiązuje. Można być świetnym pracownikiem i duszą towarzystwa, ale zawodzić
jako małżonek czy rodzic. Czy na odwrót. Oczywiście, najprościej sporządzić
jakiś bilans podsumowujący całokształt, sumę pozytywów i negatywów danej
jednostki, jednak to nie oddaje w pełni złożoności charakteru. Wolę, by
czytelnicy sami podjęli się oceny bohaterów niż przyjmowali narzucone przez
autora opinie.
11. W
ogóle napisanie powieści o czasach wojennych, o powstaniu warszawskim, w taki
sposób, by nikt nie zarzucił autorowi zbędnej martyrologii, której wielu
czytelników ma już dosyć, nie jest chyba łatwe. Pani się to udało. Pani
powieści to barwne opowieści o życiu, o zwyczajnych ludziach uwikłanych w
trudną historię, o ich dojrzewaniu. Czy pisząc, zastanawia się Pani, co by
zrobiła w danej sytuacji, czy bohaterowie powieści są zupełnie od takich osobistych
rozterek oderwani?
Oczywiście, że się nad tym zastanawiałam. Ale w
większości przypadków odpowiedź jest jedna – nie wiem. Mogę snuć hipotetyczne
rozważania, natomiast rzeczywiste zagrożenie i konieczność dramatycznego wyboru
to zupełnie inna sprawa. I właśnie z mojej niewiedzy wynika zrozumienie dla
bohaterów powieści. Ich decyzje, podejmowane z niskich bądź szlachetnych
pobudek, nie są moimi decyzjami. Nie mają też stanowić przestrogi ani wzorca
dla czytelnika. Mogą wzbudzać skrajne reakcje, od zachwytu do potępienia, ale z
pewną ostrożną świadomością, że tak naprawdę nie mamy pewności co do swojego
zachowania w podobnej sytuacji. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – to
zdanie nigdy nie straci na aktualności.
12.
Jeszcze jedno pytanie o postaci pojawiające się na kartach powieści. Czy miała
Pani na nich pomysł od razu? Jakąś charakterystykę? Czy żyli własnym życiem,
rozwijali się, dojrzewali wraz z kolejnymi stronami?
Jeśli chodzi o Deborę, w moich wyobrażeniach
praktycznie od razu była uformowana, ukształtowana. Miałam plan na nią i
konsekwentnie go realizowałam. Natomiast Maryli pozwoliłam swobodnie się
rozwijać, wiedząc, że dostanie więcej czasu na dojrzewanie. Czasami wręcz
dawałam jej się zaskoczyć, zrobić coś niezgodnego z moim pomysłem –
najważniejsze, by współgrało z jej charakterem. Co do innych bohaterów, każdy z
nich ma pewne cechy, z którymi „urodził się” w mojej głowie, ale wraz z
rozwojem akcji uwidaczniają się też inne wady i zalety. Mijają lata, rozgrywają
się dramatyczne wydarzenia, to nie może zostać bez wpływu na charaktery
postaci.
13.
Bardzo jestem Pani wdzięczna za to, że po zakończeniu wojny nie przeskoczyła
Pani od razu do lat 50., jak robi wielu autorów. Ciągle brakuje mi w
literaturze pięknej dobrych pozycji przedstawiających początki PRLu. Dlaczego
postanowiła Pani o tym pisać? Czy może i Pani odczuwa takie braki na polskim
rynku wydawniczym?
O, tak! Pierwsze lata Polski Ludowej to w literaturze
niemalże ciemne wieki. Ludzie, którzy przetrwali wojnę i po latach wydali
własne wspomnienia, często nie chcą wracać do tego okresu. Opisują go w kilku
zdaniach, przeskakując do 1956 lub późniejszych lat. Rozumiem to. Natomiast
zastanawia mnie, czemu współcześni twórcy rzadko nawiązują do pierwszych lat
stalinizmu. Może po prostu spisaliśmy ten okres na straty? Bo Stalin, narzucony
siłą komunizm, prześladowania akowców, bieda… To oczywiście prawda, ale czy
cała? Ja dostrzegam odbudowę Warszawy, państwa oraz trud odbudowy życia
jednostek, w aspekcie materialnym i duchowym. Praca nad drugim tomem była dla
mnie bardziej fascynująca, bo miałam wrażenie, że odkrywam nowe obszary, że
moja powieść może stać się punktem odniesienia.
14. Czy
mogłaby Pani zdradzić, jaka jest Pani ulubiona saga stworzona przez innego
autora? Może być książkowa albo filmowa.
Myślę, że na każdym etapie
życia miałam ulubione książki i filmy, które z czasem się zmieniały. Może więc powiem
o cyklu, który zrobił na mnie wrażenie w ostatnich latach. Mam na myśli „Owoc
granatu” Marii Paszyńskiej. Nie tylko piszę powieści historyczno-obyczajowe,
ale także uwielbiam je czytać. W sadze Paszyńskiej jest wszystko co lubię:
ciekawe epizody z mało u nas znanej historii Iranu, wyraziste postaci,
wciągająca fabuła. Pamiętam, że czytałam „Owoc granatu” w trakcie pobytu w
szpitalu i ta lektura bardzo podbudowała mnie psychiczne, pomogła szybciej
stanąć na nogi.
15. Pani ulubiona książka z
dzieciństwa to…
„Ania z Zielonego Wzgórza” i kolejne jej tomy oraz
cykl książek o Harrym Potterze. Proszę nie kazać mi wybierać między nimi ;-)
16. Przez przypadek do akwarium w Pani domu trafi złota
rybka i jest bardzo chętna, by spełnić… jedno życzenie, specyficzne, polegające
na tym, że może Pani zjeść obiad z wybraną przez siebie osobą i spędzić z nią
całe popołudnie. Może to być ktoś znany, ceniony, ktokolwiek. Rybka jest
magiczna, więc może to być nawet ktoś z zamierzchłej przeszłości, o kim piszą w
podręcznikach do historii. Z kim zatem chciałaby Pani zjeść obiad?
Z Adamem Mickiewiczem. I nie chodzi tu o niego jako
autora naszych narodowych arcydzieł, tylko po prostu jako człowieka. Chciałabym
zapytać o romans z Marylą Wereszczakówną, czy to naprawdę była wielka miłość,
czy literacka kreacja? Co go powstrzymało przed udziałem w powstaniu listopadowym?
Czy przeczuwał, jakie znaczenie będą miały dla Polaków jego utwory? Chętnie
opowiedziałabym mu też o naszych czasach, ciekawa jego opinii.
17. Co myśli Pani o
współczesnej polskiej literaturze? Jak widzi jej rozwój w najbliższych latach?
Będzie dobrze, czy nie?
O polską literaturę jestem spokojna. Czasami, gdy
sięgam po zagraniczne pozycje, szumnie zapowiadane jako bestsellery, po
przeczytaniu czuję zażenowanie. Bo okazuje się, że było wiele hałasu o nic. A u
nas wydaje się naprawdę wiele wartościowych książek. Tylko że nie zawsze mają
szansę przebić się do głównego nurtu i do świadomości czytelników.
Dziękuję
bardzo.