Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przed dwoma dniami zakończyliśmy okres Bożego Narodzenia. Mogę się tłumaczyć różnymi powodami, dla których z recenzją „Tajemnicy Bożego Narodzenia” Josteina Gaardera przychodzę do Was dopiero dzisiaj. Prawda jest jednak taka, że to jest naprawdę genialna książka i bardzo chciałam o niej napisać, a wcześniej nie było kiedy. Natomiast czekanie do kolejnego grudnia, czy choćby listopada, uznałam za stratę czasu. Wszak, jak mawiała Matka Teresa z Kalkuty: Boże Narodzenie jest zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, kiedy dajesz odrobinę nadziei więźniom, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie.
Ta książka to to swoisty kalendarz bożonarodzeniowy (choć adwent na ogół rozpoczyna się już w ostatnich dniach listopada), jakże jednak inny od tych, do których przywykliśmy. Zresztą nie tylko my, bo i bohaterowie powieści oswojeni są z czekoladowymi wkładkami kalendarzy i dziwią się tym, który trafia w ich ręce.
Książki będące kalendarzami adwentowymi są w ostatnich latach dość popularne. Co roku przynajmniej kilka wydawnictw wypuszcza na rynek coś nowego, głównie dla dzieci. „Tajemnica Bożego Narodzenia” nie jest jednak książką nową. Ma już 30 lat. Nie jest też typową literaturą dla dzieci. Raczej dla młodzieży. Choć moje niespełna sześciolatki świetnie sobie z nią poradziły i z ogromnym zainteresowaniem słuchały kolejnych rozdziałów.
Tych jest 24. Tyle ile dni od początku grudnia do Wigilii Bożego Narodzenia włącznie. Historia rozpoczyna się od gorączkowego poszukiwania kalendarza. Joachim i jego ojciec trafiają do niewielkiego, nieco staroświeckiego sklepiku, gdzie na jednej z półek znajdują wyblakły, spłowiały w słońcu stary kalendarz, z którego istnienia nie zdawał sobie sprawy nawet właściciel tego przybytku. Już na pierwszy rzut oka widać, że kalendarz jest inny niż wszystkie, jakie dotąd widzieli. Kryje w sobie jednak znacznie więcej tajemnic, a ich odkrywaniem zajmie się Joachim przez kolejne 3,5 tygodnia. Będzie to doprawdy niewiarygodna historia, podróż z Norwegii do Betlejem, ze współczesności do tej cichej, spokojnej nocy, kiedy aniołowie obwieścili pastuszkom radosną wieść, że oto narodził się im Zbawiciel. Podróż, w którą wyruszymy z Elisabet Hansen, aniołem Efirielem i barankiem, który uciekł z domu towarowego, „bo nie miał już siły wysłuchiwać brzęku aparatów kasowych”. Dołączą do nich na przestrzeni czasu pastuszkowie i aniołowie, przyłączą się do tej niezwykłej gromady mędrcy, namiestnik Syrii, cesarz imperium rzymskiego i właściciel gospody oraz całkiem milutka gromadka owieczek.
Opowieść toczy się dwutorowo. Z jednej strony dowiadujemy się, jak wygląda adwent Joachima i jego rodziny. I tu czeka nas wiele ważnych problemów do omówienia, jak choćby kwestia kłamania, czy czytania cudzej korespondencji. W tej części pojawi się również historia zaginionej zaraz po wojnie dziewczynki, której mimo upływu półwiecza nigdy nie odnaleziono. Poznamy także niezwykłego sprzedawcę kwiatów, Jana, który wykonał czarodziejski kalendarz. Niezwykle ważna jest tutaj głębia, której symbolem jest wielowarstwowy kalendarz. Skrywane w okienkach obrazki i cienkie, zapisane drobnym maczkiem karteluszki, których czytanie ma wpływ na życie Joachima oraz na postrzeganie przez niego tego, co nie było wcześniej wcale zakryte dla oczu to piękne nawiązanie do tego, że często nie widzimy tego, co przed nami, dopóki nie zagłębimy się w historię i nie poznamy Prawdy, która jest światłością i rozjaśnia drogę. Jednocześnie będziemy śledzili wędrówkę, wciąż rozrastającej się, pielgrzymki „do Betlejem! Do Betlejem!”. Historie te przeplatają się, a jedna zdaje się ciekawsza od drugiej. Nie sposób jednak stwierdzić, która od której. Ciekawym zabiegiem jest odwrotny nurt czasu – w świecie Joachima czas biegnie do przodu, w opowieści o Elisabeth cofa się każdego dnia o mniej więcej stulecie.
Oczywiście można przeczytać całą książkę od razu. Wcale się nie zdziwię, jeśli tak zrobicie, bo jest to doprawdy niesamowicie wciągająca literatura. Natomiast jest skonstruowana w ten sposób, by rzeczywiście czytać po jednym rozdziale każdego dnia. My czytałyśmy wieczorami, a potem Dziewczynkom śniły się anioły i baranki. Rano natomiast otwierały okienka swoich kalendarzy adwentowych i miałam wrażenie, że żałują, iż w tych ich znajdują się tylko czekoladki. W każdym razie w ciągu dnia wiele potem pytały o różne kwestie związane z przeczytanym poprzedniego dnia rozdziałem.
„Tajemnica Bożego Narodzenia” nie jest jednak tylko przyjemną opowieścią o podróżowaniu. To nie magiczna bajka, to bardzo głęboko osadzony w teologii traktat filozoficzny, który można – w zależności od wieku i możliwości czytelnika – odczytywać na różnych poziomach. Oczywiście, przedszkolaki wszystkiego nie pojmą (ba, kiedy zaczynali ze sobą rozmawiać mędrcy to i ja miewałam kłopoty, by w pełni zrozumieć głębię ich wypowiedzi).
Jest tu i humor. Humor wyważony, delikatny, wynikając ze śmiesznych powiedzonek, czy nieco odbiegającego od normy zachowania małego aniołka. Nie ma jednak śmieszności, choć pośmiać się można. Niełatwo napisać tekst, w którym istnieje tak idealna równowaga między powagą a beztroską. Zabawnych sytuacji nie ma wiele, ale powiedzonka przypisane konkretnym postaciom, które zapadają w pamięć są przyjemne dla ucha i wywołują uśmiech na twarzy, a po kilku rozdziałach nawet takie dzieciaczki jak moje potrafią bezbłędnie dopasować stwierdzenia do postaci, co nieraz wywołuje prawdziwe salwy śmiechu.
Raz jeszcze pragnę jednak zauważyć, że nie jest to książka zabawna, książka typowo kwalifikowana jako „przyjemne adwentowe czytadło dla dzieci”. Trzeba nad nią nieco przysiąść, nie tyko dlatego, że jest dość długa. Rozdziały też do krótkich nie należą, proponuję więc dobrze wygospodarować sobie czas na lekturę.
Kolejne rozdziały rozpoczynają się często króciutkim przypomnieniem, co działo się wcześniej. Z jednej strony pomaga to młodszym czytelnikom ogarnąć i zapamiętać całość złożonej opowieści i wszystkich bohaterów, których z każdym dniem przybywa, z drugiej jest pięknym zabiegiem literackim, który nie tylko nie nuży i nie denerwuje, ale dodaje całości lekkości, poczucia humoru i pewnej baśniowej melodyjności.
Książka napisana jest przepięknym językiem, który nadaje jej niepowtarzalnego, ciepłego, świątecznego nastroju uzupełnionego urzekającymi, nieco tajemniczymi ilustracjami w odcieniach szarości. Już od pierwszych stron wiemy, że czeka nas iście magiczna, w najlepszym tego słowa znaczeniu, przygoda. Zwrócę tu jeszcze Waszą uwagę na mapkę, znajdującą się na końcu książki, która w pewnym momencie może okazać się bardzo pomocna, szczególnie, gdy czytacie „Tajemnicę Bożego Narodzenia” z ciekawymi świata dziećmi, które jeszcze „nie ogarniają geografii”. Można z jej pomocą śledzić trasę pielgrzymki Elisabet i jej niezwykłej kompanii.
Bez wątpienia jest to pozycja, z którą warto się zapoznać. Żałuję, że trafiłam na nią dopiero teraz. To piękna opowieść, którą wyśmienicie się czyta, pokazująca jak przeszłość i teraźniejszość się przeplatają, jak ludzkie historie są ze sobą powiązane. Jednocześnie porządkuje w przyjemny, dostępny i zrozumiały sposób opowieść o narodzinach Jezusa, przedstawiając kolejne ważne w tej historii postaci. Późniejsze czytanie początku Nowego Testamentu już nigdy nie będzie takie samo, co miałam okazję dostrzec już w czasie wieczerzy wigilijnej. Dzieci od razu zwróciły uwagę, że w czytaniu biblijnym były postaci, o których już teraz znacznie więcej wiedzą i które pamiętają z podróży Elisabet Hansen i anioła Efiriela.
Na koniec jeszcze jedna uwaga – dla rodziców czytających tę książkę młodszym dzieciom: warto nie tylko przeczytać, ale i o niej rozmawiać. Nawet w czasie lektury. Nam to czytanie zajmowało codziennie mnóstwo czasu, bo wiele było pytań w trakcie, wiele wyjaśnień, ale wierzcie mi: było warto! To najlepsza adwentowa lektura, z jaką miałam do czynienia w całym moim niemal czterdziestoletnim życiu. Będziemy jeszcze do niej wracać.
„Tajemnica Bożego Narodzenia”
Jostein Gaarder
Wydawnictwo: Czarna Owca
Warszawa 2016
Oprawa: twarda
Tytuł oryginału: Julemysteriet
Przekład (z norweskiego): Halina Thylwe
Ilustracje: Piotr Leśniak
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-8015-646-3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz