Jest to jedna z najtrudniejszych recenzji, jakie przyszło mi napisać. Książka przeznaczona jest, zgodnie z opisem Wydawnictwa, dla dzieci powyżej dziewiątego roku życia, a jej tematyką jest radzenie sobie ze śmiercią najbliższej osoby i z przeżywaniem żałoby. Jak widać, sam temat bardzo ciężki, nawet dla dorosłego. Jak zatem „ugryźć” go, by był przystępny dla dziecka? Wystarczająco delikatny, subtelny, a jednocześnie nie przemilczający ważnych kwestii? Oto jest pytanie. Czy „Na skrzydłach motyla” sprostała temu zadaniu?
Książka pisana jest wierszem, co mnie totalnie zaskoczyło i zbiło z tropu. Wydawało mi się, że wierszowane książeczki dla dzieci mam już raczej za sobą, wszak na stanie w domu dwie siedmiolatki. Tymczasem ta dedykowana dziewięciolatkom jest wierszowana. Czy wychodzi jej to na dobre? Moim zdaniem nie. Trudno mi się było skupić w niektórych miejscach, szczególnie że rymy są nierównomiernie rozłożone. Niejako z automatu umysł chciał je odnajdywać, co przeszkadzało w skupieniu się na treści.
Zastanawia mnie również, czy dziewięciolatki lubią jeszcze książki wierszowane. Szczególnie, że dzisiejszy młody czytelnik ma naprawdę szeroki wachlarz literatury dopasowanej do swojego wieku. Natomiast dla młodszych książka nie nadaje się z powodu zarówno bardzo trudnych treści, jak i gdzieniegdzie mrocznych ilustracji.
Właśnie: ilustracje. Tu, przyznaję, duży plus. Są naprawdę bardzo ładne, klimatyczne, dopasowane do treści. Niektóre jednak są dość przerażające i ograniczenie wiekowe ma w tym przypadku spory sens. Graficznie jednak książka bardzo mi się podobała.
Natomiast już na początku poczułam pewien dyskomfort czytając o tym, że grzeczne dziecko to takie, które je „ładnie zupkę i kotlecik”. A sposób, w jaki Bazyl odzywa się do innych (np. mówiąc do babci: ty stara ruro!) przeraził mnie. No i wisienka na torcie: diagnoza lekarza, który mówi do chłopca po wypadku, z że jego chorobą jest… syndrom niegrzecznego dziecka. Może się czepiam, ale tyle się dzisiaj mówi o niepiętnowaniu człowieka (szczególnie młodego), a jedynie jego zachowań. Że należy mówić dziecku nie, że jest niegrzeczne, ale że się niegrzecznie zachowuje. Myślę, że takie podejście do tematu może tylko pogłębić traumę małego żałobnika.
Przeklinanie, totalne olewanie dorosłych i inne zachowania, które, owszem, są w pewnych momentach żałoby dopuszczalne, powinny zostać jakoś wyjaśnione. Tak, by młodzi czytelnicy nie uznawali, że są to ogólnie przyjęte normy w czasie żałoby i zostaną wybaczone z powodu samego faktu tejże. Brakuje tu jakiejś opowieści, jakiegoś wyjaśnienia ze strony motyla, że żałobę można w różnoraki sposób przeżywać, ale ranienie innych nie jest akceptowalne. Szczególnie, jeśli i oni tę żałobę współdzielą.
Właściwie cała książka jest o różnych złych zachowaniach i trudnych emocjach, ale o samej stracie dowiadujemy się dopiero na końcu. Samo przyznanie się do tęsknoty nie wyjaśnia jednak wiele. Mimo wszystko o samej stracie i radzeniu sobie z nią jest tu niewiele.
Natomiast bardzo podoba mi się pomysł prowadzenia chłopca przez motyla. To, że motyl jest przewodnikiem po uczuciach, wspomnieniach i tęsknotach. Tak ulotnych, jak samo życie motyla, jak jego delikatne skrzydła. Piękne to.
Znalazłam jeden błąd, więc niewiele, ale dość poważny: nagła zmiana imienia głównego bohatera na Marcel. Skąd to się wzięło, nie wiem.
Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. I może też dlatego nie najlepiej odebrałam tę książkę. W odróżnieniu od pozostałych pozycji wydawnictwa Świetlik, którymi jestem zachwycona, ta nie trafiła do mojego serca i nie do końca wiem, komu ją polecać. Warto jednak przekonać się samemu – wszak to jedynie moje zdanie.
Na skrzydłach motyla – Laura Dockrill & Gwen Millward
Wydawnictwo: Świetlik
Tytuł oryginału: Butterfly Brain
Przekład (z j. angielskiego): Joanna Jagiełło
Ilustracje: Gwen Millward
Białystok 2023
Oprawa: twarda
Liczba stron: 90
ISBN: 978-83-8321-234-0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz