Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Głębia – Marek Świerczek

Wydawnictwo: Dom Horroru
Warszawa 2018
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 318
ISBN: 978-83-280-6256-6







 
Z reguły nie czytuję horrorów. Robię jednak wyjątki. Bardzo, bardzo rzadko. Dla Marka Świerczka byłam gotowa takowy uczynić, ponieważ wszystkie jego wcześniejsze powieści głęboko zapadły mi w pamięć – były naprawdę na najwyższym poziomie, szczególnie "Dybuk". Czy zatem "Głębia" zaspokoiła moją ciekawość i spełniła (bardzo wysokie) oczekiwania, czy może jednak nie do końca?
Jak i wcześniejsza twórczość Świerczka, tak i najnowsza jego powieść osadzona jest mocno w Historii. Tym razem rzecz dzieje się w roku 1946. Niedługo po wojnie, Pomorze Zachodnie. Kto uważał na lekcjach historii ten wie, że trwała wówczas wielka akcja przesiedleńcza. Wszyscy zamieszkujący teren Niemcy (z grubsza biorąc) musieli ziemie odzyskane opuścić, zamieszkać w ich domach i gospodarstwach mieli natomiast imigranci zza wschodniej granicy i inni chętni Polacy. Do takiej niewielkiej nadmorskiej miejscowości, w której rzesze niemieckich wygnańców czekają na swoją kolej, by ruszyć w drogę, dociera właśnie Zygfryd Kurtz. Z powodu gruźlicy został właśnie zwolniony z wojska i szuka miejsca na ziemi, w którym przyjdzie mu spędzić ostatnie chwile ziemskiego życia. Kiedy zapuka do drzwi starego nadmorskiego pensjonatu, wszystko się jednak odmieni i to nie tylko w jego życiorysie.
Pensjonat prowadzi Anna, dość jeszcze młoda kobieta. Polka. Żona niemieckiego naukowca, która z jakichś powodów jednak może w swym domu pozostać. Początkowo wydaje się być zwyczajną smutną kobietą, której mąż zaginął, a może zginął, gdzieś w ferworze wojennej zawieruchy. Zresztą nie układało im się przez ostatnie lata, więc i Anna jakoś specjalnie go nie opłakuje. Mimo tego, nie sypia jednak dobrze. Kurtz też ma poważne problemy z bezsennością. Dlatego też już na samym początku swego pobytu w pensjonacie zauważy nocą dziwne światła na plaży. Powodowany zwyczajną ciekawością, rozpoczyna swoiste dochodzenie, które ma na calu wyjaśnienie, czy lokalne legendy o zaginionym w odmętach morza mieście kryją w sobie choć odrobinę prawdy i jak się one wiążą z dziwnymi rytuałami odprawianymi w okolicy przez żołnierzy niemieckich.
Akcja jest niezwykle dynamiczna, a jednocześnie – by trochę czytelnika uspokoić (a może zaniepokoić?) – przerywana wymienianymi przez różne organa władzy raportami. Bo Vinety, najbogatszego ponoć miasta średniowiecznego, które zniknęło z powierzchni ziemi w jedną noc, szuka nie tylko Kurtz, ale i władze polskie i radzieckie. A i Niemcy nie zapomnieli o legendarnych skarbach zatopionego w Bałtyku miasta. Raporty czasem wnoszą też całkiem sporo informacji – dzięki nim czytelnik często zdaje sobie sprawę z tego, czego nie wiedzą jeszcze bohaterowie. Jest jakby krok do przodu, chociaż... Wiadomo, Świerczek lubi swoiste twisty w twistach. Możecie się zatem spodziewać wielu niespodzianek.
Poza poszukiwaniami rodem z Indiana Jonesa w "Głębi" będą też i zabójstwa, i próba pozbycia się niewygodnych dla marksistowskiej idei osób. Oczywiście nie zabraknie gorzałki, miłości, zdrady i całej beznadziei i okrucieństwa, jakie wiążą się z wojną – nawet już po jej zakończeniu. Do tego dochodzi naprawdę imponująca galeria postaci. Bardzo ciekawych, różnorodnych, trudnych do przejrzenia. To olbrzymi plus. Do końca nie wiemy, kto jest kim. Nie mamy pojęcia kto zabił, dlaczego, jak. Życiorysy bohaterów są poplątane, totalnie nieprzewidywalne. I z każdą stroną dowiadujemy się czegoś, co zupełnie zmienia nasze spojrzenie na daną postać. 
Problemy ze snem Kurtza i Anny stoją niejako w opozycji do wartkiej akcji, a jednocześnie są swoistą aluzją do świata, w jakim toczy się opowieść. Bo choć nagłe pojawienie się wojskowych kilku krajów w poszukiwania pomorskiego trójkąta bermudzkiego to działanie iście szalone i wprowadzające niezły chaos, to przecież pomorskie miasteczko, czy też bardziej chyba nawet osada, jest senna w swej istocie. Wiele takich miejsc, które przez dekady żyły swoim spokojnym, nieco sennym właśnie trybem, zostało zmienionych przez działania wojenne. Wielu dobrych i czystych ludzi zbrukanych, jak choćby młode Niemki z powieści, które oddają się żołnierzom za kawałek chleba. Wielu inteligentnych ludzi stoczyło się na samo dno, kierowanych ideologią, która przyniosła zgubę nie tylko im, ale i całym narodom. Spokój i rutyna stoją tu w mocnej opozycji do zwariowanych poszukiwań legendarnej Vinety i jej skarbów. A marksistowska ideologia, gdy chodzi o złoto i władzę, zdaje się nie sprzeciwiać nawet mocno wyssanym z palca opowieściom o syrenach, trytonach i innych morskich potworach.
Zakończenie czytało się chyba najtrudniej. Bo choć nie zawiodło, to czegoś w nim jednak zabrakło. A może po prostu miałam zbyt wygórowane oczekiwania, które rosły z każda kolejną stroną?
Powieść czyta się rewelacyjnie. No ok, bardzo dobrze. Rewelacyjnie byłoby gdyby redakcja nie dała ciała. A dała na całej linii.  Przecinki, kropki, ich brak, złe miejsca. Sporo tego. Ale najgorsze jest to, że po prostu nikt nie wykrył kilku nieścisłości, bubli, które nie powinny się pojawiać w książce wypuszczonej do druku. I nie chodzi już tylko o to, że Kurtz na jednej stronie raz jest porucznikiem, a chwile później (w tej samej rozmowie właściwie) kapitanem. Po prostu za dużo błędów.
Polecam – Wam czytać, a redakcji, poprawić buble.


 
 
 
 
 
 
 

Za książkę dziękuję Autorowi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz