Poznań
2019
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
Liczba
stron: 680
Tytuł
oryginału: 1632
Przekład
(z j. angielskiego): Barbara Giecold i Michał Bochenek
ISBN:
978-83-8116-650-8
Co
by się stało, gdyby niewielkie amerykańskie miasteczko końca
dwudziestego, czy początku dwudziestego pierwszego wieku cofnęło
się w czasie... w sam środek wojny trzydziestoletniej? Otóż... To
właśnie się dzieje na stronicach tej niesamowitej powieści z
gatunku historii alternatywnej. Fantastyczna narracja, genialne
pomysły, nietuzinkowi bohaterowie i wiedza o czasach, o których
Flint pisze. Tak, chylę czoła, gdyż facet naprawdę przyłożył
się do tego, co dzisiaj szumnie nazywamy z angielska researchem.
Pomyślcie
tylko – trwa wojna trzydziestoletnia. Katolicy walczą z
protestantami. Wolność religijna? To niezbyt chwytliwe hasło.
Europa jest pogrążona w walkach, miasta i wsie palone są przez
przeciwnika, który przecież tak niedawno mógł być sąsiadem. Do
tego jeszcze dochodzi całkiem prężnie działająca Inkwizycja. A
nawet – o, zgrozo – dwie: papieska i hiszpańska. Świat
pogrążony w chaosie. Końca wojny nie widać, dla zwykłego
zjadacza chleba nie ma światełka w tunelu. Nagle i niespodziewanie,
z zupełnie niewyjaśnionych powodów w samym środku tego konfliktu
pojawia się nowa siła. Niewielkie miasteczko, zamieszkane przez
równie niewielu mieszkańców... Posiada jednak wiedzę z
przyszłości. I choć zasoby szybko się kurczą, paliwo zostaje
zarekwirowane właściwie na rzecz nowopowstających sił zbrojnych,
ilość leków jest ograniczona, a znaczna część ludności to
młodzież w wieku szkolnym... wojna nie jest im straszna. Mają
bowiem hart ducha i iście amerykański styl życia. Wolność
religijna? Toż to przecież podstawa ich systemu!
Amerykanie
nie dadzą łatwo za wygraną i znajdą sprzymierzeńców, choć
przyjdzie im stoczyć w tym celu niejedną batalię. Nie tylko w
wojskowym tego słowa znaczeniu. Zupełnie inny światopogląd i
podejście do życia, którym się charakteryzują czasami okaże się
właściwie zbawieniem, czasami jednak stanie się przeszkodą. Czy
jednak Amerykanom straszne są przeszkody? W końcu mają swoją
tradycję, swoje ideały demokratyczne i... nowoczesną broń,
działającą elektrownię oraz transportery opancerzone.
Jak
się zakończy ta przygoda? Nie wiem... Okazuje się bowiem, że Eric
Flint zrobił rzecz niesamowitą. Jego powieść tak zachwyciła, że
kolejni autorzy piszą historie w wykreowanym przez niego świecie.
Tomów jest już niemal dwadzieścia i zastanawia jedynie, jaka jest
szansa, że zostaną one przetłumaczone na język polski. Cóż,
nazwiska autorów może zachęcą polskiego wydawcę, ot, choćby
Weber.
Jak
już wcześniej zauważyłam – Flint wykonał kawał dobrej roboty.
Realia czasu i miejsca, w które przenieśli się mieszkańcy
Grantville są niesamowicie i pieczołowicie oddane. Nawet sposób
myślenia niemieckiego chłopstwa i mieszczaństwa wydaje się taki
naturalny dla tamtych czasów. Może jedynie trochę dziwić szybkie
przyzwyczajenie się do nowych okoliczności Rebeki Abrabanel, jednak
była to wykształcona kobieta o otwartym umyśle...
Wartka
akcja, częste zwroty akcji, dwutorowa narracja, która w pewnym
momencie łączy dwa światy... Genialne!
Bardzo
pomocne są mapki znajdujące się na początku książki. Dzięki
nim łatwiej zorientować się w sytuacji, jeśli ktoś nie jest
specjalistą od tamtego okresu historycznego.
Książka
prezentuje się przepięknie. Elegancka, stylowa okładka, pasująca
wyklejka, dość grube, lekko kremowe strony. Wszystko to nadaje
klimatu starych ksiąg, ładnie komponując się z treścią.
Ze
swojej strony mogę jedynie tę powieść polecić. Sama zaś
oczekuję pojawienia się na księgarskich półkach kolejnych
części. Cóż, jeśli nie po polsku to pewnie zabiorę się do
lektury w oryginale.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Zysk i S-ka: