Wydawnictwo: Poradnia K
Warszawa 2020
Jaśminowa saga, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 460
Nie znałam dotąd twórczości Anny Sakowicz, choć z tego, co widzę, napisała już naprawdę sporo książek. Co zatem powodowało mną, że zapragnęłam poznać właśnie tę najnowszą? Oczywiście, moja miłość do sag! "Czas grzechu" jest bowiem pierwszym tomem "Jaśminowej sagi", a ja, mogę to zdradzić już teraz, wprost nie mogę się doczekać dalszej części opowieści o siostrach Jaśmińskich.
Razem z bohaterami powieści przenosimy się do Danzig. Trwa Wielka wojna, a portowe miasto wciąż leży w granicach zaboru pruskiego. Właściciel introligatorni, Antoni Jaśmiński marzy o wolnej Polsce, ale na marzeniach się kończy, Niedawno wrócił z frontu i teraz zajmuje się domem i pracą. Marzyć sobie może, ale na pierwszy plan wysuwa się wydanie za mąż najstarszej córki, Katarzyny. Szczególnie, że dopiero co stracił syna, który miał odziedziczyć po nim interes Czas zatem zabrać się za zadbanie o rodzinne interesy.
Ktoś kiedyś powiedział (napisał?), że dla ojca ważniejsze są córki, ponieważ wydając je za mąż, prowadzi niejako interesy. Zapewnia swojej rodzinie dostatek właśnie poprzez koligacje wynikające z zamążpójścia córki (czyżby to było z którejś powieści E. Cherezińskiej?). Tak, Katarzyna jest niejako towarem. Z tym, że wcale jej niespieszno do małżeństwa. O, jej młodsza siostra, Stasia, marzy o mężu, własnym domu i własnych ładnych meblach Kasia jednak chce być samodzielna, pracować na własne utrzymanie, sama stanowić o sobie To nie spodoba się rodzinie, która stoi na stanowisku, że "dziewucha" powinna słuchać ojca (a potem męża) i robić co Pan Bóg nakazał. Być posłuszną, cichą i pracowitą – przy czym ta pracowitość ma się ograniczyć do rodzenia i wychowywania dzieci, stania przy garach, prania, zakupów itp.
Wybrany przez ojca kandydat na małżonka wcale się Kasi nie podoba i to nie tylko dlatego, że jest Niemcem. Programowo, małżeństwo nie jest jej w głowie, Próbuje się buntować, tłumaczyć, zdobywa nawet pracę w gazecie, rodzice są jednak nieustępliwi Gdyby tylko wiedzieli, jak dalej potoczy się życie ich najstarszej córki... Nie mogli tego jednak wiedzieć, więc naciskali.
Tymczasem Stasia dorasta, wciąż marząc o zamążpójściu. Jednocześnie pracuje w introligatorni. Jak się okazuje, ma wielki talent, który doprowadzi ją do spotkania gdańskiego Żyda, Josepha Hirsza. Ich losy splatać się będą jeszcze prze długie lata, a i z pewnością w kolejnych tomach to ich pierwsze spotkanie nie pozostanie bez echa. Jednak ojciec postanawia wydać ją za syna rzeźnika. Sąsiada, który jest w połowie polskiego pochodzenia, co nie pozostaje bez znaczenia dla Antoniego. Cóż, kiedy w Wolnym Mieście Gdańsku antypolskie podejście jest coraz częściej odczuwalne, a proniemieckie manifestacje stają się powoli codziennością.
Najmłodsza z córek, Julka, wpada w oko uczniowi Jaśmińsiego, Maćkowi. Można by powiedzieć, dobra jej, bo – w odróżnieniu od sióstr, które charakteryzują się wielką pięknością – jest raczej nieatrakcyjna. Na szczęście Maciej jest w stanie dojrzeć w niej coś znacznie ważnieszego, niż tylko urodę. Czy jednak będzie mogła wyjść za "gołodupca", który jeszcze nawet zawodu nie ma, o żadnym majątku nie wspominając? Czy Antoni zrozumie, że świat się zmienia, a kobieta jest człowiekiem w takim samym stopniu, jak mężczyzna?
Siostry Jaśmińskie poza zmarłym Pawłem mają jeszcze młodszego brata, Piotra. Początkowo poznajemy go jako raczej niesfornego dzieciaka, z czasem jednak przeistacza się w człowieka, który czuje powołanie do służby Bożej. Przyznaję, że na początku bardzo się z tego ucieszyłam bo niebyt często na stronach tego typu książek pojawiają się duchowni (ładnym wyjątkiem jest "Stulecie Winnych" A. Grabowskiej), ale szybko zdałam sobie sprawę, że – przynajmniej do 1939 roku – Piotr jest księdzem chyba tylko po to, by pokazać, że ówczesny Kościół stał na straży tradycji i podejścia do kobiet opierającego się na bardzo dużej uległości mężczyznom. Mam nadzieję, że jego pójście drogą powołania będzie miało w kolejnych tomach większe znaczenie i zostanie jakoś rozwinięte.
Pierwszy tom "Jaśminowej sagi" opisuje lata 1916-1939 i kończy się w dniu wybuchu wojny. Czytelnik obserwuje zatem najpierw odzyskiwanie niepodległości, a potem jej stopniową utratę. Bo Wolne Miasto Gdańsk w pewnym momencie było wolne jedynie z nazwy. Antypolskie nastroje, włodarze miejscy, którzy nie kryli się z proniemiecką polityką, w końcu sama ludność pochodzenia niemieckiego, która coraz gorzej patrzyła na swych polskich sąsiadów. Powolne przechodzenie od wolności do podległości. Wszak "Gdańsk był zawsze niemiecki". W czynach, w rozmowach – Sakowicz pięknie oddaje klimat tamtych lat. Jednocześnie nie oceniając, choć można się domyślić, po której stronie konfliktu się opowiada. Nigdy jednak nie ukazuje żadnego ze swych bohaterów jako złego li tylko dlatego, że wolałby aby Gdańsk był niemieckim miastem. Nawet pracownik Jaśmińskiego, Hans, który często wdaje się z nim w, nierza bardzo zażarte i wręcz agresywne, dysputy dotyczące tego kto powinien dzierżyć władzę w Gdańsku, nie jest postacią negatywną.
Co mnie jeszcze uderzyło w tej powieści? Niby wiemy, że Gdańsk nie zawsze był polski. Niby mamy świadomość, że przed II wojną światową żyło tam wielu Niemców. Sama kilka lat temu czytałam dość obszerną monografię na ten temat. A jednak pojawiało się dziwne uczucie, kiedy któryś z bohaterów potrzebował przekroczyć granicę Wolnego Miasta Gdańska z Polską. To taki dysonans, jak wtedy, gdy czytałam Krajewskiego i musiałam sobie przypominać, że Breslau leżał w granicach Niemiec, a Wilno było polskie. Chyba wciąż jeszcze za mało czytam książek o tamtych czasach. A może po prostu byt jesteśmy przyzwyczajeni do tego, co zastaliśmy i jest naszą codziennością, by umieć się podświadomie przestawić? To dość ważne pytanie, nad którym warto się pochylić.
"Czas grzechu" jest doskonale napisaną powieścią. Bohaterowie są różnorodni i naturalni. Trudno mówić o nich, że są dobrzy czy źli (z małymi wyjątkami). Każdy ma swoje tajemnice, niejednokrotnie więcej niż jedno oblicze. Niektórzy ukrywają coś z miłości inni z troski, inni ze wstydu, a inni ze strachu. Działania i decyzje, które podejmują są powodowane różnymi sytuacjami, często bardzo złożonymi, zależnymi zarówno od osobistych przeżyć, jak i sytuacji ogólnokrajowej ogólnospołecznej, ogólnoświatowej. Wojna, wolność, wielki kryzys finansowy. Życie w dwudziestoleciu międzywojennym obfitowało w ciężkie chwile, kiedy niejednokrotnie trzeba było położyć na szali najcenniejsze skarby, by zapewnić sobie garnek zupy z brukwi. Jak poradzą sobie z tym bohaterowie powieści? Jakie postawy przyjmą wobec nieuniknionego konfliktu zbrojnego, który wisi w powietrzu?
Poza wartką akcją i ciekawymi postaciami dostajemy sporą dawkę historii. Autorka świetnie wprowadza nas w klimat tamtych czasów, kreśląc obraz ówczesnego Gdańska i Warszawy, przy czym, co chyba warto zauważyć, Warszawa jest tylko pięknym i ciekawym dodatkiem do całości. Często spotykałam się z zabiegiem przeprowadzenia bohaterów do stolicy, by potem móc pisać o niej, bo... Warszawa tamtych czasów jest doskonale udokumentowana i chyba łatwiej o niej pisać. Sakowicz tego zbiegu uniknęła i to naprawdę Gdańsk wybija się tu na jednego z głównych bohaterów, nie stolica Polski.
To powieść feministyczna bez dwóch zdań. Daleko mi do wojującego feminizmu Ba, nawet słowa "feminizm" szczerze nie znoszę. Wiem jednak, że kobietom kiedyś żyło się naprawdę znacznie trudnej niż dzisiaj. Choć nie jestem w stu procentach przekonana, czy rzeczywiście zwykłe dziewczyny nie miały prawa wyjść za mąż za wybranków serca i wszystkie małżeństwa były wówczas aranżowane przez rodziców, a kandydatki nie miały nic do powiedzenia (chętnie ten temat zgłębię). Zdaję sobie sprawę, że to, co mamy dzisiaj, trzeba było wywalczyć. To właśnie robią Katarzyna i, poniekąd, Julia. Stasia jest tą uległą, posłuszną córką, która nigdy się nie buntuje i zawsze robi to czego od niej oczekują. Czy przyniesie jej to szczęście i spokój? Musicie przekonać się sami.
Jeśli miałabym się czegoś przyczepić (poza postacią Piotra), to dwóch stwierdzeń, które co jakiś czas się pojawiały, a były dziwne lekko wkurzające. "Delikatne unoszenie kącików ust" może być ok, kiedy ma wskazać na niewielki uśmiech i pojawia się raz, ale nie w każdej sytuacji, kiedy którykolwiek z bohaterów ma się uśmiechnąć. A "skręcanie żołądka w rulonik" brzmi jeszcze dziwniej i można by je chyba przyjąć, gdyby pojawiało się u jednej osoby i było jakimś jej właściwym określeniem tego co czuje, ale znwó nie, jeśli jest powszechnym określeniem na strach. Przypominało mi to niestety kilka równie dziwacznych wyrażeń pojawiających się na tronach "50 twarzy Greya", a o nie jest porównanie do najwyższej półki. Jeszcze w pewnym momencie pojawiło się kilkukrotne pomieszanie imion bohaterów, gdzie na kilku kolejnych stronach Michał został pomylony z Maciejem. To zdecydowanie należałoby poprawić w kolejnych wydaniach.
I na koniec jeszcze okładka, która na znajdującym się powyżej zdjęciu jest ładna, ale w rzeczywistości – piękna. Jak myślicie, która z dziewczyn została na niej przedstawiona?
Przeczytałam powieść w trzy dni, co, zważywszy na pracę zawodową, dzieci i uczelnię (akurat wypadał w tym czasie zjazd) jest naprawdę wielkim osiągnięciem Po prostu nie mogłam się oderwać od lektury. Mimo wspomnianych drobnostek, które w jakiś sposób mnie denerwowały, książka jest prostu wyśmienita. Ledwie rano wstawałam, a już czekałam na chwilę, kiedy będę mogła spokojnie usiąść i przeczytać choćby kilka stron, tak bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Mam nadzieję, że na kolejne tomy nie przyjdzie czekać zbyt długo.