Kazuo Ishiguro od lat jest poczytnym autorem. Za swoją trzecią powieść „Okruchy dnia” otrzymał Nagrodę Bookera. W 2017 z kolei został uhonorowany Literacką Nagrodą Nobla. W przyszłym miesiącu wydawnictwo Albatros wznawia wydanie jego najnowszej powieści zatytułowanej „Klara i Słońce”, o która czytelnicy dopytują w księgarniach już od jakiegoś czasu. Czy spotkanie z twórczością tego, urodzonego w Japonii, brytyjskiego autora spełniła moje oczekiwania?
Właściwie trudno powiedzieć, ponieważ nie miałam żadnych oczekiwań. Zastanawiałam się jedynie, czy lektura będzie w jakimś stopniu przypominała „Kamerdynera” Marka Klata, którą czytaliśmy w ramach DKK przed dwoma laty. Otóż nie, jest zupełnie inna i to nie tylko dlatego, że akcja jednej dzieje się w Polsce, a drugiej w Wielkiej Brytanii.
Nie porównując tych dwóch pozycji, przejdźmy zatem do krótkiego streszczenia. Fabuła jest z pozoru dość prosta. Starzejący się kamerdyner Stevens ma problemy kadrowe w Darlington Hall. Po śmierci lorda Darlingtona posiadłość kupił Amerykanin, pan Farraday. Nie potrzebuje już tak wielkiej służby, jak jego poprzednik, wyłącza z użycia niektóre pomieszczenia, a na Stevensie spoczywa takie rozłożenie obowiązków wśród służby, by wszystkiemu podołać. Przy czym maksymalna liczba osób, które chce zatrudniać jego chlebodawca jest zdaniem Stevensa zdecydowanie poniżej potrzebnego minimum. Kiedy więc dostaje list od dawnej gospodyni Darlington Hall, z którego – jak mu się zdaje – może wynikać, że chętnie powróciłaby na dawną posadę – postanawia wybrać się w podróż i osobiście omówić z nią tę sprawę.
Jedzie, a cały ten – tak dla niego niecodzienny – wypad do Kornwalii trwa zaledwie sześć dni. Towarzyszymy mu w tym czasie, ponieważ „Okruchy dnia” to swoisty dziennik z podróży. Ishiguro uczynił Stevensa nie tylko głównym bohaterem swej powieści, ale i jej narratorem. I to właśnie daje nam bardzo osobiste spojrzenie na życie kamerdynera. Niby to wyjątek z dziennika, opisujący dni podróży, ale jest w nim tyle wspomnień, że przyćmiewają one to, co dzieje się na bieżąco. Zresztą Stevens zdaje sobie z tego sprawę, co jakiś czas przeprasza, że znów zrobił kolejną dygresję, ale coś ważnego mu się przypomniało, coś jeszcze czuje, że musi wyjaśnić. Możemy w ten sposób poznać kilka dekad jego życia. Życia, którego fundament opiera się na pracy i oddaniu chlebodawcy.
Czy życie kamerdynera w angielskiej posiadłości w pierwszej połowie XX wieku było trudne? Z pewnością obfitowało w wiele obowiązków. Różnych, nie tylko takich, które od razu przychodzą nam na myśl, gdy myślimy o tej posadzie. Stevensowi np. powierzono uświadomienie seksualne syna jednego ze starych bywalców Darlington Hall, który to miał wkrótce zostać mężem, a którego ojciec obawiał się, że sam nie będzie potrafił z nim na ten temat rozmawiać. Kilka takich osobliwie dziwnych sytuacji Stevens wspomniał. Niektóre mogą nam się wydawać zabawne, inne żenujące. Dla niego z pewnością były niewygodne, ale… No właśnie, Stevens robi, co mu każą, nie pozwalając sobie na rozpatrzenie polecenia, na zastanowienie się nad nim, na poddanie go moralnej ocenie (zwolnienie pokojówek). Lord ma prawo zmienić zdanie, ma prawo mieć swoje fanaberie, może popierać ruchy polityczne i się im przeciwstawiać, ale rolą kamerdynera, szczególnie gdy aspiruje on do miana „wielkiego” kamerdynera, jest wykonywać polecenia bez okazywania własnych przemyśleń, uczuć, obiekcji.
Wiele razy przewija się w powieści wątek „wielkiego” kamerdynera. Są to niezwykle ciekawe rozważania. Przywoływane rozmowy pomiędzy samymi kamerdynerami, zasady przyjmowania do kamerdynerskiego towarzystwa, w końcu ogólne rozmyślania na temat godności człowieka. Wciąż jednak miałam wrażenie, że mimo upływu lat, zebranego doświadczenia, ba, zakończonej niedawno drugiej wojny światowej i idących za nią zmian, Stevens utknął gdzieś w swych poglądach. Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że żyje w swojej bańce i nawet, gdy się z niej wychyla, nie potrafi dostrzec piękna otaczającego go świata. Choć przecież mamy na to nadzieję do samego końca. Wszak podziwia widoki i rzeczywiście docenia urodę angielskiego krajobrazu, spotyka się z ludźmi, z którymi dotąd zdaje się, że nie miał styczności. Czy jednak rozwija mentalne skrzydła?
Praca i służba ponad wszystko? W dużej mierze tak. Lojalność wobec pracodawcy z pewnością jest na pierwszym miejscu. Nieokazywanie własnych myśli i uczuć to podstawa dobrego wykonywania swego zawodu. Nawiązywanie więzi międzyludzkich stoi na przeszkodzie dobrej pracy? Zdaniem Stevensa i panny Kenton możliwości zamążpójścia niweczą szanse dziewczyny na utrzymanie dobrej posady i czemu ma to służyć? Skoro już znalazła taką pracę, to powinna się jej trzymać. Co prawda sama panna Kenton w końcu odchodzi i zostaje panią Benn, jednak takie wypowiedzi rzeczywiście padają z ust kamerdynera i gospodyni Darlington Hall.
Na marginesie dodam jeszcze, że choć pani Benn mężatką jest od około dwóch dekad, Stevens wciąż nazywa ją panną Kenton i tak o niej cały czas pisze. Stosunki, jakie panowały między tą dwójką w czasie, gdy razem pracowali były bardzo skomplikowane. Wiele sytuacji ukazuje, że Stevens miał (i raczej nadal ma) spore problemy z okazywaniem uczuć, trzyma je na wozy, bo tak został nauczony, bo taki winien być wielki kamerdyner. Natomiast w życiu prywatnym się to nie sprawdza. I choć hołubi wielkość swego ojca na stanowisku kamerdynera, choć nie widzi sprzeczności w tym, że tenże miał żonę i syna, sam zdaje się nigdy nawet nie pomyślał o założeniu własnej rodziny. Jego celem jest służyć pracodawcy, dać z siebie wszystko, dopilnować wszystkiego, niczego nie przeoczyć. Nie daje sobie przyzwolenia na pomyłki, a co za tym idzie na naukę na podstawie własnych upadków.
Stevens jest postacią wielce skomplikowaną. I choć mamy bezpośredni wgląd w jego myśli, wspomnienia, uczucia (które przecież posiada, choć je skrzętnie ukrywa), to nie umiemy go rozgryźć.
Powieść porusza wiele różnych tematów, w tym politycznych. W latach 30 XX wieku w Darlington Hall odbywało się mnóstwo, tajnych i jawnych, spotkań politycznych na najwyższym szczeblu. Lord Darlington gościł między innymi premiera Chamberlaina i ministra Ribbentropa. Nie pozostaje to bez wpływu na fabułę. Chcący przede wszystkim sprawiedliwości na świecie, lord popełnił wiele błędów, za które po wojnie został społecznie surowo osądzony. Jego – krótkie, ale jednak – sympatyzowanie z nazistami uderzyło w służbę pochodzenia żydowskiego. Fragmenty mówiące o zwolnieniu żydowskich pokojówek są niezmiernie przejmujące, a reakcje na to Stevensa i panny Kenton zgoła odmienne.
Przez całą książkę przewija się również kwestia żartowania. Bo, choć Stevens jest całkowicie oddany swej pracy i wykonuje wszystko, co mu każą, ma problem ze swym nowym chlebodawcą. Pan Farraday bowiem zdaje się od niego oczekiwać wdawania się w dyskusje oparte na żartach, a tego poważny kamerdyner nie potrafi. Nie jest też pewien, czy uda mu się do tego zagadnienia podejść z pełnym zaangażowaniem.
Czy Stevens na końcu zaczyna rozumieć, że życie przeleciało mu między palcami? Tego dowiecie się jedynie czytając „Okruchy dnia”, do czego z czystym sercem zachęcam. A po zakończonej lekturze zawsze możecie obejrzeć ekranizację, w której w rolę Stevensa wcielił się sir Anthony Hopkinks, a pannę Kenton zagrała Emma Thompson.
„Okruchy dnia” to powieść wrażliwa, melancholijna, sentymentalna, urzekająca, powolnie prowadząca nas po angielskich ostępach, a jednocześnie podnosząca nam ciśnienie w czasie tajnych spotkań politycznych w Darlington Hall. Niezwykle pięknie napisana. Styl i język Ishiguro to prawdziwe mistrzostwo. Niemała tu, oczywiście, zasługa tłumacza. Jan Rybicki wspaniale oddał klimat języka. Niezwykła jest również plastyczność opisów. Oczami wyobraźni widziałam zarówno pokoje Darlington Hall, jak i piękne angielskie krajobrazy, oglądane przez Stevena z samochodu. Czytając o pracy służby miałam, jak żywo, przed oczami sceny z serialu Downton Abbey, którego jestem fanką.
Czy zatem spotkanie z twórczością Ishiguro spełniła moje oczekiwania? Choć oczekiwań nie miałam, było to nad wyraz przyjemne spotkanie. Zdecydowanie jest to autor, do którego będę powracała. „Okruchy dnia” są powieścią wybitną i zasługują nie tylko na Bookera.
”Okruchy dnia”
Kazuo Ishiguro
Wydawnictwo: Albatros
Warszawa 2016
Oprawa: twarda
Ttuł orginału: The Remains of the Day
Przekład (z angielskiego): Jan Rybicki
Liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7985-830-9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz