Na okładce napisano, że co drugi syn musi odejść. Nie jest to jednak do końca prawda. Z treści książki wynika, że odchodzą jedynie drudzy synowie. Co się dzieje, jeśli w rodzinie synów jest więcej? Nie wiemy, pewnie mogą zostać na tajemniczej wyspie, której lokalizacji nikt z nas nie zna. Nie to jest jednak w tej powieści najważniejsze. Co zatem? Zapraszam Was do "posłuchania" o wyjątkowej literaturze z Chin.
"Człowiek o fasetkowych oczach" miał być fantastyką. Od dłuższego już czasu proponowałam w naszym Dyskusyjnym Klubie Książki, byśmy sięgnęli po coś z tego gatunku. Był rok Lema, nie wykorzystaliśmy okazji, więc nadarzyła się teraz. Bardzo się ucieszyłam. Długo czekałam na tę fantastykę, ale... jednak się nie doczekałam.. Choć rzeczywiście powieść zahacza w wielu miejscach o coś, co można by było nazwać realizm magicznym. Przypomina czasami trochę "Sto lat samotności" Marqueza, czy barwne obrazy Wojtka Siudmaka. Uprzedzam jednak, że to nie jest fantastyka per se.
Cóż więc? Mamy zdecydowane i bolesne zderzenie dwóch światów. Spokojnej, wyspiarskiej kultury Wayo Wayo, gdzie biały człowiek nie miał niemal zupełnie dostępu. Gdzie brakuje maszyn, techniki i technologii. Gdzie książek się nie spisuje, ale snuje opowieści. A na powitanie zamiast "dzień dobry" mówi się, że "morze jest spokojne", nawet jeśli na naszych oczach rozgrywa się dramat spowodowany kolejnym tsunami. Gdzie ludzie żyją spokojnie, w zgodzie z naturą, słuchają mądrości Człowieka Morza i Człowieka Ziemi. I jednym z ich niewielu problemów jest niewielka przestrzeń do życia i brak wody pitnej w wystarczających ilościach. Z drugiej strony świat wysoko rozwinięty, znany nam tak dobrze z codzienności. Telefony komórkowe, cienkie laptopy, Internet. A jednak nieco inny, bo Tajwan oczami narratora zdaje się być nieco wycofany. Wciąż żyją na nim aborygeńskie plemiona, nadal mają sporo do powiedzenia, kultywują swoje zwyczaje, żyją w zgodzie z ludnością napływową i tylko czasami dochodzi między nimi do scysji. A i te załatwiane są inaczej niż w Europie. Bez wątpienia jednak można te dwa światy spolaryzować, postawić w opozycji do siebie.
Akcja snuje się niczym powolne fale oceanu, płyniemy wraz ze słowami i czujemy się błogo. I nagle... Łup! Niczym tsunami uderza nas jakieś wydarzenie, pojawienie się jakiejś postaci, jakaś wypowiedź. Pozostaje na dłużej, ale ocean wraca do wcześniejszego spokoju. Wszak mówimy o Pacyfiku. I znów płyniemy sobie wayońską łódką, powoli, bez pośpiechu towarzysząc bohaterom i spoglądając na świat przedstawiony. I ponownie: łup! Wszystko się zmienia. Okazuje się, że to, czego byliśmy pewni, wgląda zupełnie inaczej, że bohater odmienił swe życie, że historia danego wydarzenia potoczyła się zupełnie odmiennie. Po kilku, kilkunastu stronach nasz Pacyfik znów się uspokaja. I tak przez całą powieść. Może się to wydawać nierówną narracją, ale nią nie jest. Jestem przekonana, że takie było zamierzenie autora i, niech to dobrze wybrzmi, wyszło mu to doskonale. Choć nie ukrywam, że całość czyta się wyjątkowo wolno.
Na pozór niepowiązane, odrębne historie w pewnym momencie przeplatają się tworząc piękny kalejdoskop ludzkich losów i uczuć. Wprowadzenie w drugiej połowie kilkorga nowych bohaterów zdaje się w pierwszej chwili zupełnie niepotrzebne, a wręcz na moment zaburza rytm, jest niczym wysoka fala, która przeszkadza w płynięciu dalej. Natomiast ostatecznie okazuje się, że każdy z tych ludzi ma dla historii znaczenie. Ba, powiedziałabym nawet, że w tej powieści znaczenie ma każde słowo i każde jest na swoim miejscu.
Tajemniczość Wayo Wayo współgra z legendami aborygeńskich plemion zamieszkujących Tajwan. Bo, choć wyspy te są tak różne, to zauważyć można pewne wspólne postrzeganie świat przez kultury morskie. W opozycji do tej tajemniczości, magiczności i duchowości, która jest częścią nieodzowną dla każdego Wayończyka i rdzennego Tajwańczyka pojawia się materialistyczna kultura Zachodu i jej ucieleśnienie w postaci wielkiej plamy śmieci. Katastrofa ekologiczna, którą wielu przewidywało, a o której chyba nikt nie chciał słuchać, i której nikt nie potrafił zapobiec, jest zderzeniem z rzeczywistością. Bo o tym, że w morzach i oceanach pływają śmieci, że ryby zjadają plastikowe słomki, a żółwie duszą się po wpadnięciu do foliowych woreczków, że śmieci się nie rozkładają przez tysiące lat: dobrze wiemy. Staramy się o tym nie myśleć, kupując kolejne produkty. Udajemy, że żyjemy ekologicznie, bo segregujemy śmieci. Kto z Was jednak zastanawiał się nad tym, ile czasu rozkładać się będzie jego kolejna bluzka, krótka, czy buty? Kto z Was zdaje sobie sprawę, że Europejczycy na potęgę produkują wciąż nowy plastik, a śmieci wywożą właśnie do biednych państw azjatyckich, które nijak nie są w tanie sobie z tymi górami śmieci poradzić?
"Człowiek o fasetkowych oczach" to pozycja mocno osadzona w nurcie proekologicznym. Uderzająca niczym obuchem w łeb. W te nasze europejskie głowy, które za nic zdają się mieć przyrodę. Dla których własna wygoda i przyjemność jest ważniejsza od morskich stworzeń czy żyjących gdzieś w tajwańskich lasach żuków. I nie zrozumcie mnie źle. Głęboko wierzę w to, że człowiek jest koroną Stworzenia. Ale coś gdzieś poszło nie tak, bo czynienie sobie Ziemi poddaną nie musi przecież, i w żadnym razie nie powinno, oznaczać tej Ziemi niszczenia.
Wu Ming-yi porusza w swej powieści wiele trudnych i ważkich zagadnień. To nie tylko góra śmieci, polowania na wieloryby i foki, czy ważność drobnych istot (motyki, żuków) dla ekosystemu. To pytanie o cenę ludzkiego życia. O to też, czy wygoda zawsze wychodzi nam na dobre. W końcu to niesamowite studium psychologiczne dotykające problemu straty bliskich osób. Tego, jak róże osoby sobie z taką stratą radzą. Jakże różne są losy Alice, Jacoba, Sary, Anu, Umaw czy Hafay. Każde z nich spotkała trauma utraty bliskich, a jednak ich podejście do tego jest zgoła inne. Autor pięknie pokazuje, jak różni jesteśmy i jak strata może odmienić nasze życie, w każdy kierunku.
Jeśli miałabym porównać moc oddziaływania tematyki ekologicznej w tej książce z jakimiś innymi powieściami, to wskazałabym, choć są zupełnie inne, a jednak również mocno skupione na tych zagadnieniach i bardzo je eksploatujące, na dwie pozycje. Mianowicie na "Diunę" Franka Herberta oraz "Kwestię ceny" Zygmunta Miłoszewskiego.
Kim jest tytułowy człowiek o fasetkowych oczach? O tym musicie się przekonać sami. To naprawdę wyjątkowa tajemnicza postać.
Gorąco polecam.
Człowiek o fasetkowych oczach – Wu Ming-yi
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Skarżysko-Kamienna 2019
Liczba stron: 254
Przekład (z j. chińskiego): Kataryna Sarek
ISBN: 978-83-951590-2-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz