„Ada i Eryk w Krainie Przeklętej Korony” to moje czwarte spotkanie z twórczością pani Beaty Gołembiowskiej. Zupełnie jednak inne od poprzednich. Tym razem bowiem książka skierowana jest do dzieci i młodzieży, choć co do dzieci mam pewne wątpliwości, którymi się pod koniec recenzji podzielę.
Wszystko zaczyna się, kiedy bliźniaki, Adelajda i Eryk, kończą rok szkolny. Zamiast wymarzonego wyjazdu, mają udać się do ciotki Rychezy, której nigdy dotąd nie widzieli. Perspektywa ta jawi im się jako strasznie nudna, szczególnie że ciotka skłócona jest z ich rodzicami. Dlaczego więc tam jadą? Czas pokaże. Czas niezwykłych przygód, niebezpieczeństw, stawania oko w oko ze śmiercią i z Historią przez naprawdę duże H.
Czy Rycheza jest naprawdę czarownicą? Sami musicie ocenić. Grunt w tym, że jej elfie uszy zwiastują coś nie z tego świata. Początkowo dzieciom podoba się w leśnej chatce. Mają tam wszystko, czego potrzeba. Nawet każde z nich dostaje swojego konia. Ada jest zachwycona, Eryk również zadowolony. Pierwsza konna przejażdżka okaże się dla nich jednak bardzo zaskakująca. Ni stąd ni z owąd znajdą się w starej puszczy, a gdy z niej wyjadą… okaże się, że są dziećmi jarla Magnussa, przeniosły się w czasie do X wieku, a w miejscu do osady wikingów.
I tak przyjdzie im podróżować przez słowiańskie ziemie (a nawet zawędrują do Rzymu) i przez kolejne dekady pierwszego stulecia kształtowania się polskiej państwowości. U boku Mieszka I będą walczyli pod Cedynią, zobaczą Chrzest Polski i będą świadkami koronowania naszego pierwszego króla. A potem spisków, pogoni i kolejnych bitew, które w tamtym okresie zdawały się być niezbędne, by móc zasiadać na jakimkolwiek tronie.
Brzmi fantastycznie? Owszem, to niesamowita podróż. Jednak, jak się dzieci przekonują, życie kiedyś było znacznie trudniejsze, niż się może w pierwszej chwili takim dwunastolatkom wydawać. Pełne okrucieństwa, braku tolerancji, rozlewu krwi. Ada uwielbia strzelanie z łuku, świetnie włada mieczem i dumna jest z tego, że może swoje umiejętności w końcu wykorzystać w praktyce. Do czasu, gdy w bitwie rani swojego rówieśnika, a następnie bierze go do niewoli. Nie jest również zbyt zadowolona perspektywą zostania dwunastoletnią żoną wikinga. Różnice w społecznych normach na przestrzeni tych dziesięciu wieków są kolosalne.
Uczynienie pierwszoosobowym narratorem współczesnego nam dziecka, i to jeszcze dziewczynki, okazało się strzałem w dziesiątkę. Daje bardzo ciekawą perspektywę na ówczesne zwyczaje i normy. Pozwala prawdziwie się zadziwić pewnymi kwestiami. Jednocześnie z dziecięcą szczerością, naiwnością i bezbronnością ukazuje, jak straszne to były czasy, w których Polska stawała się królestwem i umacniała swoją pozycję na arenie międzynarodowej.
Historycznie powieść jest naprawdę z najwyższej półki. A przy tym Autorka nie słodzi. Chrobry jest może i wielki dla sobie współczesnych, ale z perspektywy dziecka XXI wieku to obrzydliwy, okrutny władca, który nie zawaha się przed podłymi czynami, by zasiąść w końcu na upragnionym tronie. Bitwa to nie inscenizacja, którą można obejrzeć z okazji jakiejś historycznej rocznicy. To nie lśniące zbroje, barwne sztandary i waleczni rycerze – to krew, śmierć i bezwzględne okrucieństwo, to jeńcy, to niewolnicy. Walka o ziemie to nabite na pal głowy, to zgwałcone kobiety, to mordowani konkurenci i wygnani bliscy. To ciągły lęk o bezpieczeństwo i przyszłość.
Taka była prawdziwa historia początków Polski. Choć ustami Rychezy Autorka zaznacza, że jest to jedna z możliwych wersji wydarzeń, ponieważ tak naprawdę o tym, co się wówczas działo na naszych terenach do końca nie wiemy. Kronikarzy polskich nie było, można o ziemiach Mieszka czy Bolesława przeczytać jednie w konikach zagranicznych. A i kronikarze często pisali na zamówienie i ich relacje nie zawsze były obiektywne i oparte na faktach. Dzieci przekonują się nie raz i nie dwa, że to, czego uczyli się wcześniej w szkole czy domu (rodzice są archeologiem i historykiem) nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bo czym mierzyć wielkość króla? Kogo można nazwać prawdziwie chrześcijańskim władcą? Czy można uznać za świętą kobietę, która okradła swe królestwo? Wiele ważnych pytań stawia Gołembiowska w tej książce.
Akcja powieści jest wartka i bardzo dobrze się ją czyta. Myślę, że młodemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Choć w pewnym momencie pędzi już niczym Tegeve. Przydaje się na zakończenie ładne i zwarte podsumowanie, które dla nas przygotowała Ada, bowiem na tych 240 stronach znajdujemy ogrom postaci i bierzemy z bohaterami udział w niezliczonych wydarzeniach.
Ogólnie „Ada i Eryk w Krainie Przeklętej Korony” to naprawdę wartościowa pozycja, którą z czystym sercem gorąco polecam. Mam jednak swoje uwagi. Przede wszystkim warto zapoznać się z treścią zanim obdarujemy książką nasze dziecko. Jest w niej sporo brutalnych scen (ścinane głowy, publiczny gwałt), a i takich grafik (osobiście szata graficzna nie przypadła mi do gustu, ale to już moje bardzo subiektywne odczucie). Po drugie: przez mniej więcej połowę książki Kościół katolicki jest przedstawiany w bardzo negatywnym świetle, natomiast pogaństwo w bardzo pozytywnym. Dzieci zachwycone są wierzeniami Słowian, chrześcijanie są antybohaterami i nawet święty Wojciech jest przez Adę uznany za co najmniej bezmyślnego, nierozważnego i chyba bezczelnego człowieka. Obraz ten ulega w końcu zmianie, ale przez dłuższy czas czułam się z tym bardzo źle. Moim zdaniem jest to książka zdecydowanie dla młodzieży powyżej 12 lat, nie dla dzieci. To wszystko jednak kwestia światopoglądu i tego, co chcemy młodemu czytelnikowi przekazać.
Bezwzględnym jednak minusem, z którym trudno polemizować, jest kiepska redakcja. W książce roi się od różnych błędów: interpunkcyjnych, językowych itd., a nawet w dwóch miejscach merytorycznych. I to należałoby bezsprzecznie poprawić.
Ada i Eryk w Krainie Przeklętej Korony – Beata Gołembiowska
Wydawnictwo: e-bookowo
2022
Oprawa: miękka
Liczba stron: 240
Ilustracje: Suzanna Komza
ISBN: 978-83-8166-287-1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz