Lubicie czytać przewodniki? Tak? To super. Mam dla Was jeden. Nie? To też nie problem, ponieważ ten jest zupełnie inny. Czym, zapytacie, może się wyróżniać przewodnik? Choćby… realizmem magicznym. Tego się nie spodziewaliście, prawda?
Zaczynajmy zatem naszą przygodę w Zielonej Górze.
Zielonej Góry nie znam. Nigdy dotąd nie miałam okazji w niej być i na razie nie planuję takiego wyjazdu. Choć z chęcią zobaczyłabym te wszystkie miejsca, o których pisze Mieczysław Bonisławski. Zainteresował mnie, przyznaję.
Ten „przewodnik” nie jest powieścią, a zbiorem gawęd. O czym? A choćby o tym, że za dobrą pracę się nagradza, a ci, co tylko burzą, będą potępieni; o tym, jak kolej pomogła nauczyć się matematyki i innych ważnych dla chłopców rzeczy; o tym, gdzie w Zielonej Górze szukać ziemi obiecanej. Gawęd jest jedenaście, stron zaledwie 68 (choć bardzo małą czcionką), ale wiedzy na nich naprawdę sporo. I to przekazywanych w bardzo ciekawy, nieco zabawny, a nieco straszny sposób. Straszny, ponieważ na stronach książki Bonisławskiego pojawiają się różne duchy. Choć, czy naprawdę to duchy? Musicie przekonać się sami.
Akcja rozgrywa się współcześnie, w czasie pandemii koronawirusa. W związku z tym zielonogórskie Winobranie wygląda nieco inaczej, niżby chcieli nasi bohaterowie. Kim są? To trzech mężczyzn, których dotąd nie za wiele łączyło. Kiedy jednak pandemia sprawiła, że rodziny i znajomi nie byli gotowi przyjeżdżać w odwiedziny, ograniczyli kontakty, postanowili poznać tych, którzy mieszkają w sąsiedztwie. I tak zadzierzgnęła się między nimi przyjaźń.
Ich dziewięciodniowa przygoda prowadzi nas ulicami współczesnej Zielonej Góry, lecz… do akcji włączają się siły nie z tego świata. Poniemieccy literaci, mała Tosia w niebieskim wózeczku, maleńkie jednorożce. Oj, będzie się działo, a czytelnik naprawdę będzie miał ochotę zrozumieć, co tak naprawdę chcą oni przekazać Sławomirowi, Pawłowi i Hubertowi.
Razem z trzema panami – i spotykanymi ich znajomymi i przypadkowymi bohaterami, który staną im na drodze – zawędrujemy do „Szwejka”, „Blue Express” czy „Borgii”, dowiemy się, kim byli T. Czyżniewski, M. Wygoda i B. Gruszka oraz odkryjemy różne tajemnice miasta. Okazuje się (może inni to wiedzą, ja nie miałam pojęcia), że Zielona Góra była swego czasu bardzo ważnym miastem na szlaku kolejowym. A może to szlak Kolei Szprotawskiej był bardzo ważny dla rozwoju Zielonej Góry? Czy to się wyklucza? Oczywiście, że nie. Torowiska biegły ludziom przez podwórka, a dostawy towarów, właśnie pociągami, były codziennością tego miasta. „Polska Wełna” czy Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Spożywczego to były kolosy, na których opierała się gospodarka Zielonej Góry. A jednocześnie prężnie działały różne instytucje stricte kolejowe i przez kolejowców „sponsorowane”. Kolejowy dom kultury, kolejowe przedszkole, kolejowa apteka to tylko kilka przykładów, o których nasi bohaterowie będą się mogli dowiedzieć wielu ciekawostek. A przy okazji je zobaczyć, ponieważ wiele z nich nadal stoi, tylko często pełni już inne funkcje.
To lektura niezwykle interesująca. Czyta się dobrze, naprawdę łatwo się wciągnąć w te gawędy. Choć mam i zastrzeżenia. Redakcja się w tym przypadku nie spisała i w książce jest dość dużo różnych błędów (literówki, gramatyczne, stylistyczne, interpunkcyjne). Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się wznowienia bez nich.
W książce znajduje się naprawdę sporo zdjęć, co niezmiernie cieszy. Dla osób, które Zielonej Góry nie znają, to bardzo istotny element opowieści. Rozumiem, że są małe, koszt wydania książki rośnie, gdy na stronie znajduje się jedno zdjęcie, a nie sześć, z których pięć trzeba by umieścić na kolejnych kartach. Mam jednak poważne zastrzeżenie do opisów pod tymi zdjęciami. Są niekompletne, często w inne kolejności niż zdjęcia, albo jest sześć zdjęć i trzy opisy. I to właściwie jedyny mankament. Bo już nawet redakcję można pominąć, nie wszyscy są na to wyczuleni – ale ciężko się w tych zdjęciach rozeznać komuś, kto w Zielonej Górze nigdy nie był i nie może się posiłkować swoją codzienną wiedzą.
Mimo tych uwag: naprawdę polecam tę pozycję. Otwiera oczy na wiele kwestii, będąc jednocześnie intrygującą lekturą, pełną niespodziewanych zwrotów akcji i ingerencji istot ze świata równoległego. Warto się z nią zapoznać.
Chętnie jeszcze poczytałabym takie zbeletryzowane przewodniki. Może wkrótce wrócę do lektury książek Marleny de Blasi. A może… wreszcie dokończę mój zbeletryzowany przewodnik po Poznaniu, w którym również znaczenie mają duchy przeszłości? Kto wie…
A my zostajemy w Zielonej Górze – Mieczysław J. Bonisławski
Wydawnictwo: Muzeum Lokalne Kolei Szprotawskiej
Zielona Góra 2022
Oprawa: miękka
Liczba stron: 68
ISBN: 978-83-906966-0-7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz