Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 15 marca 2012

Gra anioła - Carlos Ruiz Zafon




Piąte już moje spotkanie z prozą Carlosa Ruiza Zafona. Powieść, jak wszystkie jego dzieła, pełna tajemnic, intryg i więcej jeszcze magii, niż poprzednie (zdecydowanie więcej, niż “Cień wiatru”). Opasłe tomisko, które jest drugim jakby tomem zaplanowanej tetralogii.
Rzecz cała dzieje się jeszcze przed narodzeniem Daniela Sempere i spotykamy jego rodziców i dziadka. Nie oni jednak są tu głównymi bohaterami. Pierwszoplanową postacią, z resztą piszącą o sobie w pierwszej osobie, jest David Martin – młody i utalentowany człowiek, pragnący napisać książkę, która pozostanie w pamięci czytelników na zawsze. Odkąd bowiem pamięta – kocha książki. Tę miłośc rozbudził w nim nikt inny, jak właśnie stary Sempere – przemiły pan prowadzący od lat księgarnię, który zaprowadził go również do Cmentarzyska Zapomnianych Książek. Tam właśnie David odnajdzie księgę Lux Aeterna (czy może ona odnajdzie jego?). Tajemnicze inicjały autora, które są takie, jak Davida, dziwna treść księgi, dom z wieżyczką, który pewnego dnia kupi nasz bohater, a który okaże się własnością właśne zmarłego przed laty Diega Marlaski (autora Lux Aeterna) i mnóstwo tajemniczych postaci, które umierają, ale pozostają wiecznie żywe w pamięci oraz ten, który kusi… Adnreas Corelli... To on pewnego dnia, gdy David dowie się, że ma przed sobą już nie życia, zaoferuje mu napisanie dzieła życia i… uleczenie ze wszelkich dolegliwości oraz niebotyczną fortunę. Postaci, które są wyraziste, a jednoczesnie do końca niepoznane jest tu zbiorowisko przeogromne, acz nie przytłaczające. Mamy więc, poza wspomnianymi, Christinę Sagnier – wielką miłość Davida i Izabellę Gispert – jego uczennicę i pomocnicę, która pewnego dnia wyjdzie za młodego Sempere. Są tak różne, a jednak to one są w dużym stopniu wyznacznikami dla życia naszego bohatera i obie je darzy gorącymi uczuciami, do których nie zawsze potrafi się przyznać. Spotykamy też spadkobiercę wielkiej fortuny, Pedro Vidala, który zajął się Davidem po nagłej i tragicznej śmierci ojca chłopca. Vidal również marzy o tym, by napisać książkę, którą wszyscy pokochają. Spotykamy pana Barcelo, znanego już nam z “Cienia wiatru” i całe mnóstwo drugo- i trzecioplanowych bohaterów, którzy doprowadzają Davida na skraj szaleństwa.
To powieść o marzeniu i ambicji oraz o cenie, jaką trzeba za nie zapłacić. Bowiem David postanowi zaryzykować (zaufać byłoby zbyt mocnym słowem) i podjąć się wyzwania tajemniczego paryskiego wydawcy, Corellego i napisać dla niego nową Biblię. To zadanie jednak przerośnie młodego pisarza, ponieważ odkąd zaczyna pisać tę – jak ją nazywa – baśń dla dorosłych, zaczną się wokół niego dziać naprawdę dziwne i niewyjaśnione rzeczy, a trupów w tej powieści nie zabraknie.
„Nie kusi pana stworzenie opowieści, - pyta go ów wydawca - dla której ludzie gotowi będą żyć i umierać, dla której gotowi będą zabijać i iść na śmierć, poświęcać się i skazywać siebie na potępienie, oddawać dusze? Czy jest większe wyzwanie dla pisarza niż stworzenie obdarzonej mocą historii, która pozwoliłaby przekroczyć granice fikcji i przeistoczyć ją w prawdę objawioną?” – tymi właśnie słowami Corelli będzie zachęcał Davida do napisania dzieła jego życia. Kuszące? Z pewnością, szczególnie dla młodego jeszcze pisarza, który zasłynął z pisania powieści w odcinkach, „Tajemnice Barcelony”, a następnie całej serii o niemniej wdzięcznym tytule „Miasto przeklętych” (z resztą pod pseudonimem Ignatius B. Samson). David jednak nie jest tylko pisarzyną, który tworzy pod barcelońską publiczkę – ma większe ambicje. Cały czas ma w pamięci lekturę "Wielkich nadziei" Karola Dickensa, podarowanych mu z resztą swego czasu przez pana Sempere (którego trakował, jak swego ojca i szczerze podziwiał). Pisze więc swoją własną powieść, starając się udowodnić wszystkim, sobie, a chyba przede wszystkim ukochanej Christine, na ile naprawdę go stać. Jednocześnie wplątuje się w spisek z piękną dziewczyną i pomaga jej napisać powieść za swego przyjaciela Vidala. Ona to właśnie zostanie pewnego dnia wychwalona przez krytyków i wydana na szeroką skalę, ta natomiast, którą sygnował własnym nazwiskiem – skrytykowana i zapomniana, by pewnego dnia jej ostatni bodaj egzemplarz znalazł swoje miejsce na Cmentarzysku Zapomnianych Książek (nadal pozostaję pod całkowitym urokiem tego magicznego miejsca i mam szczerą nadzieję, że istnieje rzeczywiście i jakimś dziwnym zrządzeniem losu będzie mi dane do niego trafić).
Jak ułoży się jego związek z ukochaną i kim stanie się dla niego Izabella? Czy rozwiąże tajemnicę domu z wieżyczką i Andreasa Corellego? Czy Pedro Vidal pozostanie jego przyjacielem i czy uda mu się nawiązać kontakt z matką, która zostawiła go w dzieciństwie pod opieką ojca-nieudacznika? Czy napisze w końcu powieść swego życia? Wiele pytań, na wszystkie znajdziecie odpowiedzi na 600 stronach powieści “Gra anioła”. Porównanie z innymi dziełami Zafona? W “Grze anioła” powracamy do świata wykreowanego w “Cieniu wiatru”, aczkolwiek znacznie bardziej tajemniczego, magicznego i gotyckiego. Spotykamy niektórych bohaterów, tyle że we wcześniejszych latach ich życia. “Gra anioła” jest powieścią typowo dla dorosłych i z pewnością nikt nie zakwalifikuje jej jako literatury dla młodzieży, jak choćby “Marinę”, czy “Księcia mgły”, chociaż natężenie magii jest w nim bardziej zbliżone do nich właśnie niż do “Cienia wiatru”. Czy mi się podobało? Owszem, chociaż “Cień…” zrobił na mnie znacznie większe wrażenie. Nie drżałam tym razem, przelałam mało łez i sądzę, że w powyższej recenzji ominęłam kilka istotnych kwestii, które po prostu wyleciały mi z głowy. Oczywiście – “Gra anioła” jest napisana pięknie i poetycko, niemal baśniowo, jednak – mimo wszystkich tych dziwnych i niewyjaśnionych śmierci i postaci, co do których ma się cały czas wątpliwość, czy żyją, czy umarły, czy może są jedynie wymysłem chorego już umysłu Davida – brakowało mi trochę dreszczyku… Zakończenie… Kurcze – nie pojmuję. Dumam i dumam i nie wiem, o co w nim chodziło. Było tak zakręcone, nielogiczne, że nawet nie można go określić magicznym. W ogóle nie potrafię go połączyć z resztą opowieści, chociaż cieszę się, że autor postanowił wytłumaczyć historię dziwnego zdjęcia, które Christina przez całe życie trzymała na pamiątkę dnia, którego nie pamiętała. Domyślałam się go poniekąd, ale ta druga część jest dla mnie zagadką. Może kiedyś do niego dorosnę.
Na zakończenie jeszcze jeden cytat, który zapamiętam chyba do końca życia, ponieważ w stu procentach się z nim zgadzam: ”Ponoć niemal wszyscy adwokaci potajemnie marzą o tym, by porzucić swój zawód i zostać pisarzami...”. Dotyczy mnie, jako prawnika i wiem, że nie jestem odosobniona w tym marzeniu. Z resztą wiele zmagań Davida odczuwałam jako własne, ponieważ Wena Twórcza jest marudną i niewdzięczną przyjaciółką.

2 komentarze:

  1. Może mimo wszystko autor chciał, żeby chociaż największa nadzieja Davida się spełniła. Ja osobiście czekałem tylko na śmierć głównego bohatera, takiego zakończenia się nie spodziewałem i poczułem jednocześnie ulgę i żal do Davida.

    Moim zdaniem to wspaniała książka. Obrazy historii i postaci nakreślonych na jej stronach zapamiętam na długo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Została mi jeszcze tylko jedna nieprzeczytana powieść Zafona i muszę przyznać, że im więcej ich czytam, tym bardziej przekonuję się, że nie jest możliwe poznanie zamysłu Autora. Te historie się po prostu pochłania i na długo zapadają w pamięć. Imiona bohaterów się już powoli zacierają, ale myśli co jakiś czas krążą wokół pomysłów, wokół ich przygód, przemyśleń i wokół całej fabuły. To jak baśnie z dzieciństwa – nie zawsze pamiętamy je ze szczegółami, ale nie sposób zapomnieć, o co w nich chodziło, co było najważniejsze i... ich piękna, które nas wówczas urzekło.

    OdpowiedzUsuń