Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

piątek, 13 grudnia 2013

Antologia Złoty wiek SF, tom 1

Wydawnictwo: Solaris
Stawiguda 2013
Cykl: Galaktyka Gutenberga, tom VIII, Złoty wiek SF, tom I
Oprawa: miękka
Liczba stron: 351
Przekład (z angielskiego): przełożone przez różnych tłumaczy, podam nazwiska przy ich omawianiu
ISBN: 978-83-7590-101-6






Coś ostatnio lubię zaczynać od końca i przy tej, znakomitej swoją drogą, pozycji również mam na to ochotę.
Antologia składa się z dziesięciu opowiadań. Bardzo dobrym pomysłem jest krótkie wprowadzenie do każdego z nich. Ot, dwa, trzy zdania na temat tego, czym zachwyciło, dlaczego jest wyjątkowe, jak znalazło się w antologii. Uważam jednak, że podobne, krótkie notki powinny dotyczyć autorów. Albo choćby informacja dotycząca tego, w którym roku dane opowiadanie zostało napisane i doczekało się publikacji. Nie chodzi tylko o to, że komponowałoby się to dobrze z całością, ale mogło czytelnikowi sporo naświetlić. Zupełnie inaczej bowiem pisali autorzy z lat 30, a inaczej z lat 50, nie wspominając o nam współczesnych. Stąd moje maleńkie ale...
Okładka jest bardzo klasyczna, trochę ascetyczna, bardzo czysta i przejrzysta, w związku z czym przykuwa wzrok i budzi zainteresowanie. Wyróżnia się na tle kolorowego blichtru, którym jesteśmy zalewani przy każdej wizycie w Empiku. Olbrzymi plus, choć, niestety, w Empiku tej Antologii nie dostaniemy. Można ja kupić przez internet na stronie wydawnictwa, albo na konwentach, na których Solaris wystawia swe stoisko.
Teksty zostały dobrane w taki sposób, by pokazać nam spektrum tego, co nazywamy sf. Opowiadania więc są bardzo różne, łączy je właściwie jedno – wysoki poziom, jaki sobą reprezentują.Po przeczytaniu całej antologii mogę z czystym sercem powiedzieć,że widząc sam tytuł, od razu wiem,o czym jest konkretny tekst. Oznacza to, że są one bardzo wyraziste i zapadają w pamięć, jednocześnie zaś tak różne, że nie sposób pomylić jednego z drugim. 
Na pierwszy ogień poszedł "Zwariowany księżyc" Stanleya G. Weinbauma (przełożył Wiktor Bukato). To zwiariowana, jak sam tytuł, historia Granta Calthorpe'a, poszukiwacza liści ferwy na trzecim księżycu Jowisza, Io. Codzienne życie na tej wielkiej skalec jest pelne przygód, zmagania się zluniakami i skradaczami, a to, co czeka Granta tym razem, doprowadziłoby chyba każdego normalnego człowieka na skraj psychicznej wytrzymałości. O fizycznych uszczerbkach nie wspominając. Pomocny w tragicznych momentach okazę się także Oliwer – papukot należący do Granta, a niemała rolę odegra pięlna Lee, córka jego szefa, która, w początkowo niewyjaśnionych okolicznościach, znalazła się na odludziu i to z wysoką gorączką. Dwoje ludzi, którzy spotykaja się po raz pierwszy, choć zafascynowani byli sobą od wielu lat odkryje pewne niezbyt przyjemne tajemnice Io i zyjących na nim stworzeń. Historia zaskakująca, a z drugiej strony dość klasyczna. Bardzo dobrze się czyta.
W opowiadaniu "Sjambak" Jacka Vance'a (przełożył Tomasz Walenciak) główny bohater, Wilbur Murphy poszukiwał emocji, romansu, akcji – czegoś, co przyciągnęłoby widzów programu "Poznaj swój Wszechświat!". Napotkał na planetę, na której intryga polityczna łączy się z bajeczną historią o człowieku, który dosiadając konia wyrusza na powitanie statków kosmicznych... Wyrusza w przestrzeń, żeby nie pozostawić złudzeń, w próżnię, bez żadnych zabezpieczeń, bez tlenu... Jak to możliwe i co jeszcze można odkryć na planecie, którą przed wiekami skolonizowany plemiona muzułmańskie, żyjące w spokoju i harmonii? W społeczeństwie, które właściwie nie zna wojen, ani niepokojów i w którym jedynie od czasu do czasu pojawia się tytułowy Sjambak? Trzeba przyznać, że odkrywanie Cirgamesc i jego tajemnic potrafi wciągnąć czytelnika. 
"Człowiek, który widział przyszłość" Edmonda Hamiltona (przełożyła Marta Nejman) to jedno z moich ulubionych opowiadań w tej antologii. Tytułowy bohater zostaje oskarżony o używanie czarów i postawiony przed Nadzwyczajnym Inkwizytorem Króla Francji. W ramach swej obrony – choć obie strony od początku wiedzą, że mowa ta niczego nie zmieni, a wyrok już zapadł – opowiada o tym, jak został przeniesiony do przyszłości. Lata czterdzieste XX wieku jawią mu się jako świat pełen fantastycznych rozwiązań. Oglądać go wszakże może nawet z powietrza, a podróże po tym niesamowitym świecie trwają tak krótko i dają tyle rozmaitych możliwości. Opowiadanie jest znakomicie napisane i choć lata, które dla Henry'ego Lothiere'a są daleką przyszłością, dla nas są już odległą historią – opowieść ta fascynuje Czytałam ją z wypiekami na twarzy, co raczej nieczęsto mi się zdarza i co może się wydawać dziwne w tym wypadku. Jednak "Człowiek..." całkowicie mnie urzekł.
"Projekt Cisza" Williama Tenna to historia wczesnego podboju kosmosu. Mamy więc Amerykanów, którzy za wszelką cenę chcą zwyciężyć walkę o to, kto pierwszy postawi stopę na Księżycu. Zostaje więc powołana nadzwyczajna jednostka i równie niecodzienna załoga, która ma dokonać tego niesamowitego czynu. Wszystko idzie zgodnie z planem, aż w pewnej chwili, za późno już, by cokolwiek uczynić, okazuje się, że nasi bohaterowie napotykają na... No właśnie na co, na kogo? I jak sobie poradzą w tej stresującej, napiętej sytuacji? Autor trzyma nas w atmosferze grozy, by na zakończenie totalnie zaskoczyć i zagrać nam na nosach.
 "Ostatni wróg" H. Beama Pipera (przełożyła Ewa Chani Skalec, czyli moja skromna osoba) to najdłuższy tekst w tej antologii i zarazem drugi z moich ulubionych. Możliwe, że ma na to wpływ fakt, iż w związku z jego tłumaczeniem, czytałam go już do obecnej chwili pięć razy, ale myślę, że nawet po jednorazowej lekturze moje zdanie by się nie zmieniło, ponieważ zachwycił mnie od pierwszej strony, a im dalej, tym było lepiej. Trzeba być prawdziwym Pisarzem, by na tak niewielu stronach (90 w tym wydaniu) umieścić tyle ważnych przesłań i to na dodatek w świetnej scenerii, z bohaterami, którzy są jak żywi. Piperowi się to udało i bardzo go za to cenię. Zresztą w obecnej chwili jest to jeden z moich faworytów na najlepszych autorów, jakich w tym roku czytałam. W "Ostatnim wrogu" mamy więc wielką intrygę polityczną, odpowiedzialność jednostki za losy świata, różnice w poglądach i wierzeniach, które bezwzględnie przekładają się na opcję polityczną. Mamy wartką akcję, ciekawe postaci i bardzo mądry morał całej opowieści. Opowiadanie to wpisuje się w cały cykl o Policji czasu i jest drugim dotychczas przetłumaczonym na polski z tej serii. Jako, że udało mi się niedawno zdobyć to pierwsze, wkrótce do niego zasiądę i jestem go bardzo, bardzo ciekawa. Liczę, że główni bohaterowie się powtórzą, ponieważ się już do nich przywiązałam. Nawet, gdybyście nie mieli ochoty na pozostałe teksty – opowiadanie "Ostatni wróg" po prostu trzeba przeczytać (choć nie wierzę, że nie zainteresują Was również pozostałe literackie dzieła i dziełka).
"Sześć placów czasu" R. A. Lafferty'ego (przełożył Tomasz Walenciak) to pełne zagadek i tajemnic opowiadanie o zwykłym człowieku żyjącym na Ziemi. Okazuje się jednak, że każdego z nas może spotkać coś naprawdę niesamowitego, a taka przygoda okaże się pozytywna bądź nie w zależności od tego, jak potraktujemy i spożytkujemy otrzymany dar. Rewelacyjnie poprowadzona narracja, świetny pomysł... Niestety w obecnej chwili można się już bez problemu domyśleć, jakie będzie zakończenie. Nie przeszkadza to jednak czerpać radości z lektury. Myślę tez, że w latach 60 XX stulecia finał tej historii mógł zaskakiwać. Bardzo mi się podobało wprowadzenie mężczyzny, którego twarzy Vincent nigdy nie zobaczył, a którego osoba odmieniła całkowicie jego, raczej nudne, życie. W ogóle świat oglądany z perspektywy Vincenta jest bardzo drobiazgowo i ciekawie opisany i warto się nad nim zastanowić.
"Parlamentariusz" Murraya Leinstera (przełożył Krzysztof Zarzecki) to klasyczne sf, w którym mamy do czynienia z ludźmi i mieszkańcami obcej planety. Problem polega na tym, że obie strony obawiają się, że ta druga, nieznana rasa jest tą, która jakiś czas temu ich zaatakowała, posyłając "do piachu" tysiące, o ile nie miliony istnień. Jak się przekonać, czy "ci drudzy" są nastawieni do nas przyjaźnie, czy może jednak wrogi? Jakie podjąć decyzje, kiedy przyjdzie do pierwszego spotkania i jaką w tym wszystkim role odegra wielki, bury pies imieniem Buck? Kiedy czytałam to opowiadanie, przed oczami miałam sceny z "Babilon 5", kiedy to ludzie i Minbari również starają się pokazać nowo poznanej rasie, że są nastawienie pokojowo. Tamta historia kończy się jednak zupełnie inaczej. Może właśnie dlatego, że nie było w ich świecie Bucka...
Czym może się skończyć głupi romans  młodego oficera i głupiutkiej pielęgniarki, oglądających wybuch atomówki? Odpowiedź na to pytanie otrzymacie czytając opowiadanie "Psychoupiór" Cyrila M. Kornblutha (przełożył Wiktor Bukato). To dość mroczna opowieść o wampirze, który jednak żywi się zupełnie inaczej, niż można by się spodziewać, słysząc slow "wampir". Podróżując z miasta do miasta, prowadzi życie odludka, ponieważ posiada moc, która wystraszyłaby większość ludzi. Nie obawia się ich jednak. Do czasu, gdy trafi do miasteczka, które zamieszkują imigranci ze Starego Świata. Okazuje się, że maja bardzo rozległą wiedzę, a gdy połączyć wiedze ze starymi wierzeniami... Ciekawa historia, która jest bardzo nieamerykańska, ponieważ okazuje się, że to imigranci z Europy są mądrzejsi, sprytniejsi i odważniejsi od Amerykanów.
To miał być prawdziwy raj. tego oczekiwali koloniści. To obiecywali ludzie z Instytutu Badań Biologicznych. jednak okazało się, że życie tam jest równie, o ile nie bardziej, ciężkie, niż na innych zaludnionych już światach. "Feliksa" F. L. Wallace'a (przełożył Jan Dehmel) to fascynująca opowieść o eksploatowani nowego miejsca, w którym przyjdzie żyć ludzkim kolonistom, bo mówiąc szczerze – nie mają innego wyjścia. Nie ma powrotu, przynajmniej przez dłuższy czas. Zresztą co, jak co – ale nawet, jeśli na Feliksie nie miało być myszy, ani szczurów, a są, to w końcu człowiek mądrzejszy od nich, poradzi sobie. Czy na pewno? Genialna historia o tym, jak jeden gatunek może się przystosować do trudnych warunków życia i jakie mechanizmy rozwojowe wytworzyć, by nie tylko przetrwać, ale zwyciężyć wszelkie przeciwności, które wszechświat ma w zanadrzu. Trzecie najlepsze opowiadanie w tej antologii.
"Szczęśliwe zakończenie" Macka Reynoldsa i Fredrica Browna (przełożył Marcin Łukasiewicz) na koniec, gdyż tytuł idealnie pasuje, by zamknąć lekturę. Czy dyktator tak wielki i mający na sumieniu rozpętanie wojny w całym systemie może znaleźć spokój? I mowa tu zarówno o spokoju duszy, zakładając, że takowa posiada, jak i o spokojnym życiu, w którym nie będzie mu codziennie zagrażało potępienie, nienawiść, strach...? Być może taką oazą spokoju okaże się Wenus, choć Pan Smith nie może być tego pewien. "Szczęśliwe zakończenie" to opowieść o moralności, odpowiedzialności i różnicach w zwyczajach pomiędzy kulturami. Co dzieje się w głowie człowieka zupełnie samotnego, nie tylko opuszczonego przez wszystkich, ale także znienawidzonego przez niemal każdego mieszkańca znanego świata? Jakie myśli będą go nawiedzać? Autorzy w genialny wręcz sposób obrazują psychikę takiego upadłego dyktatora, jednocześnie przeciwstawiając mu prosty lud, ufnych Wenusjan. Czy uda mu się odnaleźć odkupienie, czy może jednak otrzyma zasłużoną karę? Co ciekawe, zupełnie nie udało mi się odgadnąć zakończenia, a to wielki plus, szczególnie przy takich starych opowiadaniach. Bardzo udany tekst.
Na tym kończę moją recenzję. Niedługo zabieram się za drugi tom antologii Złoty wiek SF. Liczę, że będzie mi się czytało równie przyjemnie, czego mogę się spodziewać zważywszy na to, jakie nazwiska pojawiają się w spisie treści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz