Wydawnictwo: Media
Rodzina
Poznań 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 559
ISBN: 978-83-8008-009-6
Trochę
mi ta lektura zajęła. Jednak nie dlatego, że źle się czyta. Po prostu
permanentny brak czasu młodej matki Bliźniaczek (ja młoda może nie jestem, ale
mamą zostałam niedawno), a także brak sił (fizycznych i mentalnych). Kto nie ma
dzieci, ten nie pojmie. Mówię Wam – nawet, kiedy są takie kochane jak Aria i
Rebeka (czyli nasze Księżniczki), nawet jeśli przesypiają praktycznie całą noc
i niewiele płaczą to wysysają energię do upadłego. I rzeczywiście po całym dniu
zabaw, spacerów, karmienia, przewijania, przebierania, tańczenia dla nich (np.
do Smerfnych hitów) i czytania im bajeczek i wierszyków... człowiek zamyka oczy
na stojąco. Albo odmiennie – zasnąć nie może, ale jak tu włączyć lampkę i
czytać skoro obok śpi drugi zmęczony rodzic. Tak więc trwało to długo (ponad
dwa miesiące), ale się udało i jestem zadowolona. Czułam, że to będzie ciekawa
lektura i się nie pomyliłam. Przejdźmy zatem do meritum.
W
powieści przeplata się kilka historii. Z początku trochę trudno się połapać w
bohaterach, ale z czasem nie tylko z łatwością ich rozpoznajemy, ale
odkrywamy,że ich losy w różny sposób splatają się. Wszystkich łączy Poznań w
latach trzydziestych ubiegłego wieku. Właściwie w powietrzu czuć już zbliżający
się konflikt zbrojny. Na pewno przeczuwają go mundurowi, których na stronicach
"Muszej góry" przewinie się wielu.
Do grona
głównych bohaterów należy z pewnością detektyw Kaczmarek, były poznański
policjant, który, chcąc podleczyć nieco firmowy budżet, przyjmuje nowe
zlecenie. Do głowy mu nie przyjdzie, że to kiepska sprawa, którą wielu zapłaci
własną krwią i już nie ujrzy wschodzącego słońca. Nie lada rolę będzie miała do
odegrania również jego wychowanica i pracownica. Ich śledztwo zazębi się w
pewnej chwili z postępowaniem prowadzonym przez aspiranta Szuberta. A co z
kapitanem owianej sławą :dwójki", Mieczysławem Apfelbaumem? Jakie będzie
jego miejsce w tej zagmatwanej, trochę przerażającej, trochę zabawnej, z
pewnością dostarczającej mnóstwo wrażeń opowieści?
W
"Muszej górze" jest właściwie wszystko – rzeczowo odmalowane
przedwojenne miasto (dlaczego nikomu z bohaterów się ówczesny Poznań nie podoba
i wszyscy na niego narzekają?!), wiele różnych perspektyw (polska, żydowska,
niemiecka), zagadka, której czytelnikowi nie sposób rozwikłać. Zarysowany mocno
problem polskiego antysemityzmu tuż na przednówku wojny, nazistowski tajny
projekt, tajemnicze moce i... kopanie na cmentarzu.
Czy są
jakieś minusy? W pewnym momencie poczułam jednak pewien przesyt. Autor
chciał dobrze, ale za dużo magii jak dla mnie – golem, duchy, demony, wilkołak,
berserkerzy... Można by spokojnie połowę z nich usunąć, a powieść nie tylko
nadal byłaby wciągająca, ale wręcz ciekawsza. Sądzę jednak, że wielu się to
niecodzienne połączenie spodoba.
Niestety
to nie wszystko. Autor popełnił również kilka błędów. Uparcie nazywa
poznaniaków poznańczykami, po czym nagle, ni stąd ni z owąd czytamy o
poznaniakach. Lekarz, bądź co bądź człowiek z pewnej wyższej klasy, inteligent
(pamiętajmy, że jeszcze wtedy nie każdy mógł iść na studia) w rozmowie z
Kaczmarkiem wypowiada się językiem typowym bardziej dla ejbra z Rybak niż pana
doktora. Dlaczego Autor pisze o Niemcach szwaby zamiast Szwaby też nie potrafię
pojąć. Kwiatków takich jest nieco więcej, nie miejsce jednak, by zabierać chleb
redaktorom Wydawnictwa. Sprawia to niestety, że – bądź co bądź – bardzo
zajmującą książkę czyta się, wciąż zastanawiając się, czy przypadkiem i w
warstwie społecznej i historycznej nie ma jakichś podobnych błędów, których
czytelnik, nie będący zaznajomionym z owym okresem na poziomie historyka, po
prostu nie wyłapie.
Ogólnie
rzecz ujmując – "Muszą górę" naprawdę warto przeczytać. Polecam.
Myślę jednak, że dobrze by było zapoznać się nieco lepie z ówczesnym Poznaniem
i panującym w nim klimatem. Na szczęście dla nie-poznaniaków jest z tyłu
książki słowniczek zawierający wyrażenia gwarowe, niemieckiego pochodzenia, a
także w jidysz i określenie współczesnych nazw miejsc, które nazywają się
inaczej niż w dwudziestoleciu międzywojennym (to akurat przydatne nawet dla
rodowitych poznaniaków).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz